Reklama

Na początku nie mogliśmy się od siebie oderwać. Marek był uważny, czuły, miał w sobie coś, co sprawiało, że świat wydawał się spokojniejszy. Poznaliśmy się na studiach – ja z głową w książkach, on z gitarą w ręku i nieporadnością, która rozczulała mnie do łez.

Byliśmy razem

Był moim pierwszym chłopakiem – pierwszym, z którym zamieszkałam, z którym planowałam przyszłość, który zobaczył mnie w każdej możliwej wersji – od roześmianej po zapłakaną. Z czasem pojawiły się dzieci, najpierw Julka, potem Staś. Kochane, dobre dzieci, ale jak to dzieci – potrzebujące.

Życie przestało być romantyczne, zrobiło się bardziej… funkcjonalne. Ja ogarniałam dom, przedszkole, obiady, pranie, Marek coraz częściej znikał. Niby praca, niby spotkania. Zasypiał szybko, budził się wcześnie, a jeśli rozmawialiśmy, to głównie o logistyce – kto kogo odbierze, co trzeba kupić, co się kończy w lodówce.

Tłumaczyłam to sobie, że takie jest życie, pełne zmęczenia. Przecież każdy związek tak wygląda po latach. A my przecież byliśmy stabilni, mieliśmy dach nad głową, dzieci nas kochały. Może to wystarczy?

Tłumaczyłam go

Nie przeczuwając nic złego, spakowałam walizki i pojechałam na święta do rodziców. Marek został – praca, zobowiązania. Julka pierwszego wieczoru po przyjeździe zaczęła kaszleć, w nocy dostała gorączki. Rano następnego dnia podjęłam decyzję – wracamy. Marek nie wiedział. Chciałam mu zrobić niespodziankę.

Dojechaliśmy około południa. Julka spała z głową opartą o szybę, Staś nucił coś pod nosem. Podjechałam pod blok, zgasiłam silnik i weszliśmy na klatkę, ale coś mi nie grało. Na wycieraczce stały cudze buty. Nie znałam ich. Weszłam do środka, dzieci puściłam przodem, powiedziałam, żeby zdjęły kurtki i poszły do swojego pokoju.

Kiedy przechodziłam obok przedpokoju, zobaczyłam kurtkę. Damską. Domyślałam się, co zobaczę, ale i tak poszłam dalej. Otworzyłam drzwi do sypialni i zobaczyłam ich. Leżeli pod naszą pościelą. Ona miała rude włosy, spięte gumką, na sobie mój szlafrok. On siedział na łóżku, z szeroko otwartymi oczami, jakby nie wiedział, co się dzieje.

Nie spodziewali się

Patrzyli na mnie przez chwilę, jakby czekali, aż coś zrobię, ale nie powiedziałam nic. Odwróciłam się i wyszłam. Weszłam do pokoju dzieci, przykucnęłam przy Julce, która leżała w łóżku.

– Ubieramy się. Jedziemy do cioci Anety – powiedziałam spokojnie.

Staś próbował protestować, ale tylko spojrzałam na niego i od razu zamilkł. Zapięłam Julce kurtkę, pomogłam Stasiowi włożyć buty. Wyszliśmy. Pojechaliśmy pod blok Anety. Zadzwoniłam do niej z samochodu. Odebrała po pierwszym sygnale.

– Aneta, możemy przenocować? Stoimy pod klatką.

– Nie miałaś być u mamy do jutra?

– Julka gorączkuje, wróciliśmy wcześniej. Wpuścisz po nas? Już nie wrócimy do tego mieszkania.

Dzieci od razu zajęły się zabawkami, które jej synek zostawił w salonie. Zrobiła mi herbatę, usiadła naprzeciwko, ale nic nie mówiła. Czekała. W końcu spojrzałam na nią i powiedziałam cicho:

– Zdradzał mnie. W moim łóżku. W naszym domu. Wróciłam i ich zastałam.

Byłam załamana

Aneta nie pytała o szczegóły, tylko zacisnęła dłonie na kubku.

– Co zamierzasz?

– Nie wiem, ale wiem jedno: nie chcę go teraz widzieć. Nie dzisiaj, nie jutro, może wcale.

Zamilkłyśmy. Po chwili dodałam:

– W ogóle się nie przejął. Jakby nie przyszło mu do głowy, że mogłabym wrócić. Jakby miał pewność, że ich nie zobaczę.

Przez kilka dni nie odbierałam od niego telefonu. Pisał, dzwonił, zostawiał wiadomości. „Musimy porozmawiać”, „To nie tak, jak myślisz”, „Wytłumaczę wszystko”, ale ja nie chciałam tłumaczeń. Nie miałam w sobie gniewu, tylko pustkę. Dopiero piątego dnia zgodziłam się na spotkanie w kawiarni. Przyszedł pierwszy. Siedział przy oknie, nerwowo bawił się serwetką. Usiadłam naprzeciwko. Spojrzał na mnie, jakby liczył, że się rozpłaczę. Nie zrobiłam tego.

– Kasia… Ja… Nie wiem, co powiedzieć – zaczął.

– To się po prostu wydarzyło? – zapytałam.

– Tak… To znaczy… nie planowałem tego. Jakoś tak wyszło. Między nami już od dawna coś się wypaliło. Czułem się samotny, zepchnięty na bok.

– Czy naprawdę myślałeś, że nie wrócę wcześniej?

Zostałam sama

Zamilkł. Wpatrywał się w stół, jakby szukał tam odpowiedzi.

– Nie. Nie myślałem o tym – przyznał po chwili.

– Ty w ogóle nie myślałeś – odpowiedziałam spokojnie. – Nie myślałeś o mnie, nie o dzieciach, nie myślałeś o tym, co znaczy dom. Zrobiłeś to w moim łóżku.

– Przepraszam.

– To nie wystarczy.

Wstałam. Nie miałam już nic więcej do powiedzenia. I on chyba też nie. Przypomniałam sobie pierwsze święta z Markiem. Mieliśmy choinkę z plastikowymi bombkami. Spędziliśmy wieczór w kuchni jego matki, robiąc pierogi, śmiejąc się z mąki na jego nosie, z naszej nieporadności. Był wtedy inny. Zwracał uwagę, słuchał, pytał.

Zdrada nie bolała najbardziej. Bolało to, że byłam kimś, kogo można zignorować. Kimś, o kim nie pomyślano. Jakby moja obecność przestała się liczyć, jakbym była przezroczysta. Kiedyś bałam się, że Marek odejdzie. Teraz bałam się, że ja już dawno odeszłam z jego świata, tylko jeszcze tego nie zauważyłam.

Myślał tylko o sobie

Rano usiadłam przy kuchennym stole u Anety. Dzieci jadły płatki, w piżamach, z potarganymi włosami, a ja patrzyłam na nie i myślałam, co dalej. Wiedziałam już, że nie chcę wracać. Nie tylko do mieszkania, ale też do tej wersji siebie, która przez ostatnie miesiące czekała, aż coś się zmieni. Aż Marek znowu zacznie mnie dostrzegać. Przestałam wierzyć, że to się wydarzy. Aneta nalała mi kawy. Spojrzała uważnie.

– I co teraz?

Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Może rozwód. Jedno wiem na pewno: nie wrócę tam. Nie chcę z nim mieszkać. Nie chcę robić kolacji i udawać, że wszystko wróci do normy.

– Dokąd pojedziesz?

– Na razie zostanę u mamy, później się zobaczy. Coś wynajmę. Nie mam planu, ale nie boję się tego nie wiedzieć.

Aneta uśmiechnęła się lekko.

– Dumna jestem z ciebie.

Spojrzałam na nią. I po raz pierwszy od dawna poczułam coś, co przypominało spokój.

– A ja… zaczynam być dumna z siebie.

Zaczęłam od nowa

Minęły dwa miesiące. Julka chodzi do nowego przedszkola, Staś przyzwyczaił się do życia u babci. Ja zaczęłam pracować w lokalnej przychodni, na recepcji. Nie jest to praca marzeń, ale codziennie wstaję z poczuciem, że robię coś dla siebie. Wieczorami, kiedy dzieci śpią, czasem płaczę. Nie głośno, raczej cicho, do poduszki, ale coraz rzadziej. Ten ból, który kiedyś dławił mnie w gardle, teraz przytępił się, stracił ostrość.

Marek chce wrócić. Przysyła wiadomości, czasem dzwoni. Pisze, że tęskni, że popełnił błąd. Nie pytam, czy tamta kobieta jeszcze jest. Nie interesuje mnie to. Może byłoby łatwiej, gdyby był potworem, gdyby wszystko było czarne albo białe, ale życie rzadko takie jest. On nie jest zły, po prostu nie był dla mnie dobry.

Katarzyna, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama