Reklama

Weszłam do sauny, bo miałam dość wszystkiego. Zima, szarość, praca, faceci z apki randkowej, którzy nawet nie potrafią zapłacić za kawę. Chciałam po prostu posiedzieć w cieple, zamknąć oczy i przez chwilę udawać, że nic mnie nie dotyczy. I wtedy wszedł on. Zupełnie nie w moim typie, ale przyciągnął mnie od razu. Ten spokój, który od niego bił. Spojrzenie, które zatrzymało się na mnie tylko na moment, a ja już czułam, że chcę więcej. Potem zauważyłam obrączkę. Ale już wiedziałam, że to niczego nie zmieni.

Ciepło, które obudziło coś więcej

Usiadł po drugiej stronie sauny. Siedzieliśmy w milczeniu, każde zapatrzone w jedno miejsce. Ale powietrze zrobiło się gęstsze, jakby między nami coś zaczęło buzować. Uniosłam wzrok, a on patrzył prosto na mnie. Nie wyzywająco. Spokojnie, intensywnie. Skóra zaczęła mi się lepić od potu, ale nie ruszyłam się. Nie chciałam przerywać tej chwili. Wyszedł pierwszy. Po chwili ja. Przechodził obok mnie przy prysznicach i powiedział tylko:

– Uważaj, tu jest ślisko.

Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam:

– Dzięki. Ale lubię ryzykować.

Zachichotał pod nosem. Przysięgam, w tym jego śmiechu było więcej napięcia niż w niejednym namiętnym pocałunku. Gdy wracałam do domu, sprawdzałam karnet – na szczęście miałam jeszcze kilka wejść. Czułam się, jakbym dostała prezent od losu. Po raz pierwszy od dawna nie myślałam o tym, czy dobrze wyglądam. Po prostu czułam, że coś się zaczyna. I to coś mnie przerażało… ale jeszcze bardziej ekscytowało.

Planowałam rozbić ten obrazek

Dwa dni później znów go spotkałam. Tym razem w strefie relaksu, gdzie serwowano herbatę i wodę z cytryną. Miał na sobie luźne dresy, a ja – jakby przez przypadek – tę samą bluzę, w której wyglądałam najlepiej bez makijażu. Podszedł pierwszy.

– Widzimy się kolejny raz. To już chyba coś znaczy?

– Przypadek – wzruszyłam ramionami. – Albo przeznaczenie.

Zaśmiał się i podał mi kubek z miętą. Usiedliśmy obok siebie na leżakach. Powiedział, że ma na imię Michał. Nie zapytałam, czy jest żonaty. Nie musiałam – wiedziałam to już od poprzedniego spotkania. Widziałam obrączkę. Ale on o niej nie wspomniał. Ja też nie. To było jak ciche porozumienie: jesteśmy tu, teraz i reszta świata nie istnieje. Rozmawialiśmy przez ponad godzinę. O książkach, filmach, podróżach. Był błyskotliwy, spokojny, nie narzucał się. Ale kiedy dotknął mimochodem mojego ramienia, wiedziałam, że wie, po co tu jestem. I że sam też już się w to wciąga. Pożegnaliśmy się grzecznie, jakby nic się nie stało. Ale jak tylko zamknęłam drzwi auta, zaczęłam szukać jego imienia w social mediach. Znalazłam go od razu. Michał, lat 41. Dwoje dzieci. Żona. Idealna rodzina w zdjęciach. Tylko że ja właśnie planowałam rozbić ten obrazek.

Jego kolano musnęło moje

Zaczęłam pojawiać się w saunie regularnie. W te same dni i o tych samych porach, kiedy wiedziałam, że on tam będzie. I był. Za każdym razem. Nigdy nie pisał, nie dzwonił – nie znał przecież mojego numeru. A jednak przychodził. Tym razem weszłam pierwsza. Usiadłam w rogu, z ręcznikiem owiniętym nieco niżej niż zwykle. Weszło kilka osób, ale on zjawił się ostatni. Usiadł blisko. Za blisko.

– Cześć – szepnął.

– Cześć – odpowiedziałam, starając się nie zdradzić, jak bardzo przyspieszyło mi serce.

Milczeliśmy. Ciepło sauny sprawiało, że wszystko pulsowało – skóra, myśli, spojrzenia. W pewnym momencie jego kolano musnęło moje. Nie cofnęłam się. On też nie. Byliśmy tak blisko, że wystarczyłby jeden ruch. Ale nie zrobił nic. I ja też nie. To był najintensywniejszy dotyk, jaki pamiętałam. Po wyjściu czekał na mnie przy szatni.

– Idziesz na kawę? – zapytał.

– Jasne – uśmiechnęłam się. – Chyba już nie ma odwrotu.

Usiedliśmy w bistro niedaleko. Tym razem rozmawialiśmy mniej. Więcej było milczenia, spojrzeń, podtekstów. W końcu zapytał:

– Wiesz, że mam rodzinę?

– Wiem – odpowiedziałam spokojnie. – Ale nie przyszłam tu po bajkę o miłości.

Nie powiedział nic. Ale jego dłoń sięgnęła pod stolik i dotknęła mojej. Tak właśnie zaczęła się nasza gra.

To nie był czuły pocałunek

Spotykaliśmy się raz w tygodniu. Bez zobowiązań, bez tłumaczeń, bez pytań. Przychodził do sauny, rozmawialiśmy, czasem szliśmy na kawę, czasem tylko się dotykaliśmy pod wodą z prysznica, ukradkiem, w milczeniu. Nie uprawialiśmy seksu. Jeszcze nie. Ale wszystko między nami aż krzyczało, że to tylko kwestia czasu. Zaczęłam żyć tymi spotkaniami. Dni, kiedy się nie widzieliśmy, były szare i puste. Praca stała się tłem, znajomi – przeszkodą. Michał wypełniał mi głowę, ciało, wyobraźnię. Kiedy przysyłał mi SMS-a z jednym tylko słowem „Jutro?”, nie musiał nic więcej dodawać. Wiedziałam, że będę.

Ale zaczęło mnie coś gryźć. Nie moralność. Nie sumienie. Tylko fakt, że on nadal wracał do niej. Do żony. Do dzieci. A ja zostawałam sama z tymi wszystkimi emocjami, które miały być tylko grą. Któregoś dnia, po saunie, nie poszliśmy już na kawę. Zamiast tego zaprosił mnie do samochodu. Zatrzymał się na odludziu i pocałował mnie bez słowa. To nie był czuły pocałunek. To była potrzeba. Głód. Jego ręce zjechały pod moją bluzę i wtedy poczułam... że już nie mam kontroli. Chciałam tego, pragnęłam. Ale jednocześnie coś we mnie krzyczało: „Zatrzymaj się!”. Nie zatrzymałam się.

Poczułam się jak intruz

Kiedy leżałam na tylnym siedzeniu auta, jego telefon zawibrował. Spojrzał na ekran, zbladł. Potem odwrócił go ekranem do dołu. Ale ja już widziałam, że to było coś w stylu: „Dzieci pytają, gdzie jesteś. Wracaj. Kiedy będziesz?”. Odwróciłam głowę i wpatrywałam się w podsufitkę. Poczułam się jak intruz. Włamywaczka do czyjegoś życia.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Zawsze jesteśmy razem w niedzielę. Rodzinny obiad. Żona to lubi. Dla dzieci to ważne.

Nic nie odpowiedziałam. Zrobiło mi się zimno, choć w aucie było ciepło i duszno. Michał szybko się ubrał, podwiózł mnie, nie całując już na pożegnanie. Wysiadłam bez słowa. I nagle zrozumiałam, że jestem tylko luką w jego grafiku. Odskocznią. Fantazją. Nie byłam mu potrzebna. Byłam tylko wygodna. I nie wiem, co bolało bardziej – że był żonaty? Czy że nie zakochał się we mnie tak, jak ja w nim?

Nie miałam do niego żalu

Nie odpisałam na jego kolejne wiadomości. Nie przyszłam do sauny, choć chciałam. Wiedziałam, że jeśli go zobaczę, pęknie wszystko, co udało mi się jakoś sklecić. Minął tydzień. Potem dwa. Trzeciego tygodnia przyszłam tam jeszcze raz. Usiadłam na tej samej ławce. Samotna. Sauna była pusta. Nie przyszedł. Wyszłam szybciej niż zwykle. I w samochodzie zaczęłam płakać. Nie dlatego, że go straciłam. Ale dlatego, że pozwoliłam sobie wierzyć, że to może być coś więcej niż chemia i sekretne spotkania. Że naprawdę gdzieś głęboko miałam nadzieję, że zostawi dla mnie swoją „idealną rodzinę”.

Byłam naiwna. I nie chcę się z tego usprawiedliwiać. Wiedziałam, w co wchodzę. Ale są emocje, których nie przewidzisz, dopóki nie rozsadzą ci serca od środka. Nie mam do niego żalu. Miał swoje życie, ja byłam tylko przerwą. Ale sobie już chyba nie wybaczę, że chciałam być kimś więcej – dla faceta, który wracał po wszystkim do żony na niedzielny obiad...

Eliza, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama