„Spotkałem dziewczynę, której wiele lat temu dałem kosza. Byłem skończonym bałwanem, że wypuściłem takie cudo z rąk”
„Los zadrwił ze mnie okrutnie. Dlatego nigdy więcej nie będę już nikogo krytykował ani oceniał! Czasem chciałoby się cofnąć czas… Nie wypowiedzieć pewnych słów czy w ogóle postąpić zupełnie inaczej. Niestety się nie da. Można, co najwyżej, czuć się głupio. Potwornie głupio, jak ja kilka tygodni temu”.
- Jacek, 40 lat
To był wtorek. Zapadał już zmrok, ale mimo to postanowiłem pobiegać. Co tu dużo mówić, dopadł mnie kryzys czterdziestolatka. W ciągu miesiąca zdążyłem zmienić dietę, zaordynować sobie aktywność fizyczną i wymienić niemal całą garderobę. Nowych zasad pilnowałem skrupulatnie. Świątek, piątek czy niedziela, deszcz czy słońce, ja musiałem swoje wybiegać, choć prawdę mówiąc, nie czułem się po tej aktywności jakoś specjalnie dobrze. Wręcz jej nie lubiłem. Ale wmawiałem sobie, że to dla zdrowia, że trzeba przetrwać trudne początki i że potem będzie już tylko lepiej.
Czy widzę anioła? Skądś znałem tę dziewczynę...
W tamten wtorek wyjątkowo mi się nie chciało, a mimo to poszedłem biegać. Pamiętam, że przebiegłem zwykły dystans i postanowiłem dołożyć sobie jeszcze kilometr. Żeby ponownie nie pokonywać tej samej trasy, zdecydowałem się skręcić w alejkę prowadzącą w stronę lasu. Pokonałem może jedną czwartą założonego dystansu, gdy nagle poczułem się bardzo źle. Zrobiło mi się duszno, dokuczał mi dziwny ból w klatce piersiowej. Złapałem się pierwszego lepszego drzewa, oparłem się o nie plecami i powoli osunąłem się na ziemię. „Że też mi się zachciało tego dodatkowego kilometra” – wyrzucałem sobie. Byłem sam w lesie i naprawdę się wystraszyłem. Zwłaszcza gdy zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem komórki. Wołać o pomoc nie miałem już nawet siły, dlatego gdy na alejce pojawiła się jakaś biegnąca postać, słabo zamachałem ręką.
– Co się panu stało? – dziewczyna kucnęła obok mnie. Wydała mi się znajoma, ale nie mogłem sobie przypomnieć, kim jest. – Źle się pan czuje? – dopytywała.
– Mam jakieś dziwne duszności – zeznałem. – I ból. O, tu – wskazałem na klatkę piersiową. – Myśli pani, że to coś z sercem? – zapytałem pełen obaw.
– Nie można tego wykluczyć. Tak czy siak, trzeba wezwać karetkę. Czy może już pan to zrobił?
Ze wstydem przyznałem, że nie zabrałem telefonu, więc wyjęła swój, zdejmując jednocześnie z głowy czapkę z daszkiem. Teraz ją rozpoznałem! A do bólu i przerażenia dołączył jeszcze wstyd. Ogromny wstyd. Patrzyłem na kogoś, kogo bardzo źle potraktowałem w przeszłości, a ten ktoś trzymał mnie teraz za rękę i wzywał pogotowie, żeby mnie ratować…
– Mam jeszcze do kogoś zadzwonić? Żona? Dzieci? – zapytała.
Pokręciłem przecząco głową i chociaż czułem się fatalnie, nie mogłem przestać patrzeć na moją wybawicielkę. To na pewno była ona. Ula – smarkula. Tylko że teraz wyglądała zupełnie inaczej niż kiedyś. Tak, że gdybym mógł cofnąć czas…
Ale nie mogłem. Przypomniałem sobie za to zakompleksioną nastolatkę, koleżankę mojej młodszej siostry, która zapałała do mnie jakimś idiotycznym uczuciem. Podrzucała mi karteczki, wierszyki, raz nawet zamówiła pizzę do domu i prosiła Agatę, żeby nas ze sobą umówiła. Ale ja byłem od niej starszy o całe pięć lat i jako dziewiętnastolatek nie zwracałem uwagi na jakąś czternastoletnią siksę. W dodatku noszącą paskudne okulary i z zębami krzywymi i żółtymi jak u wiewiórki. Ula nie była szczególnie namolna, ot, chciała się umówić i tyle.
Teraz myślę, że po prostu ja byłem wtedy zmanierowany i potraktowałem ją bardzo niegrzecznie, każąc któregoś dnia spadać na drzewo, a przedtem zajrzeć do lusterka. Dobrze zapamiętałem jej oczy, które szybko wypełniły się łzami. Chwilę potem uciekła i już nigdy nie przyszła odwiedzić Agaty. Mnie omijała szerokim łukiem. Nawet było mi trochę głupio, ale szybko o tym zapomniałem.
Za to teraz… Patrzyłem w jej oczy i miałem ochotę postukać się w głowę. Gdybym wiedział, że wyrośnie z niej taka piękna dziewczyna… Nie, nawet teraz myślałem bez sensu i byłem po prostu idiotą. Nie wiem nawet, jakim cudem zdobyłem się na wystękanie słowa: „przepraszam”.
Ula popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Zdałem sobie sprawę, że chyba mnie nie rozpoznała.
– Przepraszam, że wtedy tak cię potraktowałem, Ula.
Przyjrzała mi się badawczo i zapytała z niedowierzaniem:
– Jacek? To naprawdę ty?
Kiwnąłem głową. Myślałem tylko o tym, jak bardzo złośliwy jest los. Ktoś, komu kiedyś kazałem spadać, siedział przy mnie teraz i przejmował się moim zdrowiem.
– Wiesz, nie mam do ciebie żalu – powiedziała Ula. – Miałam kiedyś, ale tylko przez chwilę. Tak naprawdę, to powinnam ci podziękować… Uświadomiłeś mi parę rzeczy.
Byłem młody, ale to mnie nie usprawiedliwia
Zrobiło mi się lżej na sercu i nawet chciałem jeszcze coś powiedzieć, ale właśnie nadjechała karetka. Ula pożegnała się i pobiegła w swoją stronę, a ja zostałem odtransportowany do szpitala.
Przebadano mnie gruntownie – na szczęście okazało się, że to nic poważnego. Jednak na jakiś czas zabroniono mi biegania, zalecając raczej spokojne spacery. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem po wyjściu ze szpitala, był telefon do siostry. Agata najeżyła się, gdy poprosiłem o adres Uli.
– Zapomnij! Zrobiłeś swoje dwadzieścia lat temu. Odczep się teraz od niej, co? – zażądała ostro.
Dopiero gdy wytłumaczyłem, co się stało, powiedziała, że Ula dalej mieszka z rodzicami. Zapewniłem siostrę, że chcę tylko podziękować jej przyjaciółce. Następnie zamówiłem bukiet kwiatów i kazałem go dostarczyć pewnej Uli – smarkuli. Chociaż tyle mogłem zrobić, żeby przeprosić za swoje zachowanie sprzed lat.
Ula podziękowała za kwiaty przez Agatę, a ja solennie obiecałem sobie, że zanim kiedykolwiek palnę coś pod czyimś adresem, pomyślę dwa razy. Bo nic nie usprawiedliwia chamstwa. Nawet młody wiek.