Reklama

Pamiętam Dziadka – białowłosy, z twarzą porytą kanionami zmarszczek, wysoki i chudy. Ale z jego chudej, niemal zapadniętej piersi wydobywał się głos głęboki, stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. I ten głos, a także to poczucie – jakby to nazwać? – misji kierowania rodziną, chyba mężczyźni z tego rodu przekazywali sobie w genach. Bo mój ojciec, syn dziadka, jest taki sam. Zwłaszcza pod względem uporu, sztywności zasad i… egoizmu.

Reklama

Temat trzeciego brata jest jak mina

Dziadek oprócz trzech córek, czyli moich ciotek, które swojego ojca uważały za żywe wcielenie Boga, miał także dwóch synów: Stanisława (mojego tatę) i Karola. W epoce rodzin atomowych, kiedy dziecko ma tylko rodziców, czasem brata lub siostrę i może z jedną ciotkę mieszkającą na drugim końcu kraju, życie w tak dużej i związanej ze sobą familii jest czymś wyjątkowym. Klan chroni, nie pozwoli ci zginąć, ale także wymaga współpracy, posłuszeństwa i poświęcenia. A jeśli się sprzeniewierzysz, grozi ci banicja, wyrzucenie poza nawias.

To właśnie stało się udziałem trzeciego syna Dziadka. O tym, że powinnam mieć drugiego stryja, dowiedziałam się przez przypadek, kiedy byłam nastolatką. Nie pamiętam przy jakiej okazji to wyszło, ale nagle okazało się, że Dziadek ma jeszcze jednego syna. Czarną owcę, wyrzutka, który wyrządził swojemu bratu, a mojemu ojcu jakąś straszną krzywdę. Nie udało mi się dowiedzieć, czym zasłużył na wyrzucenie z rodziny. Moje pokolenie nic nie wiedziało, starsze mówiło, żebym zajęła się nauką. Mama… tylko zaciskała wargi i pochmurniała. Zrozumiałam, że temat trzeciego brata jest jak mina, lepiej jej nie tykać, bo wybuchnie.

Ponownie o drugim stryju usłyszałam wiele lat później. Akurat w moim życiu panował dość trudny okres. Firma, w której pracowałam, zaczęła się reorganizować. Żeby nie znaleźć się na bruku, zgodziłam się na poważną obniżkę pensji. Mój mąż, Andrzej, od roku na bezrobociu, postanowił założyć własny biznes, małą drukarnię, i potrzebował wspólnika, który wyłoży część pieniędzy, żeby bank na resztę dał kredyt. Negocjował z moim ojcem warunki, ale tata niezbyt palił się do wejścia w interes. Na szczęście lubił zięcia, więc była poważna szansa, że się dogadają. I wtedy pojawiła się Teresa.

Nie uwierzysz, jaka jest bezczelna

Była sobota rano, siedziałam w zakładzie fryzjerskim ciotki Krysi, najmłodszej siostry ojca. Zakład był zamknięty, a ja i dwie inne kuzynki pomagałyśmy sprzątać po remoncie. Gdzieś koło południa do zakładu jak burza wpadła ciotka Marta, starsza siostra Krysi.

– Czy ty wiesz, kto się pojawił? – zawołała już od progu. – Teresa! Ta zołza od Staszka!

Ciocia Krysia aż usiadła z wrażenia.

– Nie mów… No, opowiadaj!

– Byłam właśnie u mamy, kiedy ta wywłoka zadzwoniła do drzwi. Poszłam otworzyć. W pierwszej chwili jej nie poznałam, postarzała się… – w głosie ciotki usłyszałam satysfakcję, jakby jej samej lata nie tykały. – Powiedziała, że chciałaby zobaczyć się z mamą. Pytam więc, kim jest i w jakiej sprawie, bo mama już swoje lata ma i nie potrzebuje kłopotów. No to ona mówi, kim jest. Chciałam zatrzasnąć jej drzwi przed nosem, ale mama zawołała, że chce wiedzieć, kto przyszedł. I po co.

– No i? – ponagliła Krysia, choć ciotka Marta wcale się nie ociągała.

– Nie uwierzysz, jaka jest bezczelna. Chce, żebyśmy wszyscy poddali się badaniom na zgodność tkankową, bo jej wnuk potrzebuje nowej nerki. Coś takiego!

– No co ty! – oburzyła się ciotka.

– Właśnie mówię!

– Co na to mama?

– Kazała jej iść do Staszka.

Marnie to widzę

Siedziałam zdumiona, przetrawiając informacje. Nie wiedziałam, kim była ta Teresa, ale skoro przyjechała do Babci z prośbą o badania, to znaczy, że jesteśmy rodziną. Zdziwiła mnie też reakcja ciotek. Taka… nienawistna, o co bym je w ogóle nie podejrzewała.

Babcia miała już dziewięćdziesiąt lat i od kiedy przed dwoma laty umarł Dziadek, powoli gasła. Tęskniła za nim i my wszyscy wiedzieliśmy, że wkrótce do niego dołączy. Rolę głowy całej rodziny przejął mój tata, najstarszy z synów. Miał sześćdziesiąt siedem lat i jego stanowisko w wielu sprawach usztywniło się.

Sytuacja zaczęła mnie uwierać

Afera z Teresą przetaczała się po rodzinie, telefony dzwoniły, ciotki i wujkowie odwiedzali się nawzajem, podekscytowani, opowiadając, co się akurat dzieje. Od kuzynki dowiedziałam się, że mój tata nie chciał się widzieć z tą Teresą, ale dopadła go na mieście i niemal błagała na kolanach. Powiedział nie.

– Przecież tu chodzi o życie dziecka – powiedziałam do mamy, kiedy odwiedziłam ją w domu. – Dlaczego tata odmawia? To tylko badania. Może nic z tego nie wyjdzie, ale przynajmniej…

– Nie rozumiesz – mama była zdenerwowana.

– Oczywiście, że nie rozumiem. Nikt mi przecież niczego nie tłumaczy. Kim jest ta kobieta i dlaczego tak bardzo wszyscy jej nienawidzą?

Mama uniosła brodę, zacisnęła wargi i wyszła z kuchni. Tego samego dnia wieczorem cała rodzina dostała jasny przekaz od mojego taty: żadnych badań. Żadnego dogadywania się z „tą kobietą” (tak o niej mówił, najwyraźniej jej imię nie przechodziło mu przez usta).

Siedzieliśmy wszyscy w salonie w domu rodziców. Rozejrzałam się po twarzach ludzi, z którymi się wychowałam, których kochałam i ceniłam. A teraz ich zupełnie nie rozumiałam. Przecież przyjmowali do swoich domów pielgrzymów, adoptowali sieroty i byli tolerancyjni na inność.

– Ale być może skazujemy wnuczka tej Teresy na śmierć – odezwałam się.

Mąż ścisnął mnie za rękę, żebym siedziała cicho. Wyrwałam mu ją i zaczęłam przekonywać członków rodziny, że w tej sytuacji powinniśmy zapomnieć o dawnej urazie, i – nawet nie wybaczając dorosłym, skoro jest to niemożliwe – pomóc dziecku. Wiem, że kilka osób było po mojej stronie. Ale milczały, opuszczając wzrok.

– On jest naszym krewnym, a przecież mamy pomagać rodzinie, prawda? – spojrzałam wyzywająco na ojca.

Nie odezwał się, ale popatrzył na mnie tak, że poczułam nieprzyjemny dreszcz. Po czym wstał i wyszedł, dając sygnał do zakończenia rodzinnego spotkania. Wszyscy rozeszliśmy się w milczeniu. Czułam… wstyd.

– Oszalałaś?! – rzucił się na mnie Andrzej, jak tylko wyszliśmy z domu rodziców. – Co ci strzeliło do głowy, żeby mu się sprzeciwiać? Jeszcze odmówi pieniędzy na firmę.

– Tu chodzi o coś więcej, o życie niewinnego dziecka!

– Nie, moja droga, tu chodzi o życie naszej rodziny. Mało mamy własnych kłopotów? Z twojej pensji raczej się nie utrzymamy. Robię wszystko, byśmy nie żyli w nędzy, więc mi nie utrudniaj.

Wiem, że Andrzej uwielbia mojego ojca, spija słowa z jego ust i próbuje w domu wprowadzać jego porządki. Byłam do tego przyzwyczajona, więc się nie buntowałam, zajęta pracą i wychowywaniem córki. Ale tamtego dnia poczułam, że sytuacja zaczyna mnie uwierać. Poszłam więc do babci i poprosiłam, by zdradziła mi tę rodzinną tajemnicę. W końcu miałam prawo wiedzieć. I się dowiedziałam.

Twój tata strasznie to przeżył

Mój tata, kiedy wyjechał do Krakowa na studia, zakochał się szaleńczo w pewnej dziewczynie. Zdobywał ją przez trzy lata, wreszcie zgodziła się za niego wyjść. Przywiózł ją do domu, aby przedstawić rodzinie. Dziadek narzeczoną zaakceptował. Teresa była sierotą wychowywaną przez babcię, która rok wcześniej zmarła, więc została sama. Dziadek postanowił, że zajmie się ślubem i resztą. Ustalono datę, dano na zapowiedzi.

Na tydzień przed ślubem do domu zjechał Antoni, młodszy brat Staszka. I coś musiało między Teresą a nim potężnie zaiskrzyć, gdyż dwa dni przed ceremonią dziewczyna zerwała zaręczyny. Zakochani próbowali tłumaczyć Staszkowi i Dziadkowi, że miłość nie wybiera, przepraszali i prosili o wybaczenie, błogosławieństwo, ale Dziadek, a zwłaszcza mój tata, byli nieprzejednani. Uznali Antoniego i Teresę za zdrajców. Dziadek powiedział, że Teresa ma zniknąć z miasteczka, a Antoni dostanie przebaczenie, jeśli zostanie i nigdy więcej się z nią nie spotka. Jeśli to zrobi, zostanie skreślony. Młodzi wyjechali i więcej się nie odezwali.

– Twój tata strasznie to przeżył – opowiadała babcia. – Wcześniej był wesołym, otwartym chłopcem. Kochał Teresę ogromnie, a Antek był jego ulubionym bratem. Ta podwójna zdrada zabiła w nim całą łagodność. Poza tym… – babcia westchnęła. – Widzisz, myślę, że on nigdy nie przestał jej kochać, ale ta miłość została zatruta i więcej jest w niej teraz nienawiści. Przez co jest mocniejsza i trwalsza.

– Czyli to chore dziecko to mój kuzyn – powiedziałam cicho.

– Zapomnij o tym – powiedziała babcia.

– Dlaczego? Czy nie uczyliście mnie od małego, że trzeba pomagać? Wszystkim, ale rodzinie przede wszystkim?

Babcia pokiwała głową.

– Ale uczyliśmy cię również, że za swoje uczynki trzeba ponieść konsekwencje. Poza tym, Staszek zdecydował. I pamiętaj, to swojemu ojcu jesteś winna posłuszeństwo i lojalność, nie innym ludziom, niezależnie od tego, co uważasz za słuszne.

Nie kupowałam tego. Wiedziałam, że Teresa zatrzymała się w hotelu. Mieliśmy w mieście tylko jeden, więc trafiłam do niej bez problemu. Zapukałam, otworzyła mi drzwi.

– Jestem Elżbieta, córka Stanisława – powiedziałam, gdy spojrzała na mnie pytająco. – Proszę mi wszystko opowiedzieć.

Moja nowo poznana ciotka rozpłakała się.

Dziwne, ale kiedy myślę o tym wszystkim, to wiem, że w pewnym sensie Teresa mogłaby być moją matką. Gdyby Antoni nie dostał przepustki z wojska, zostałaby żoną Staszka. Ale w końcu i tak poznałaby Antka… Pewnie miłość i tak by między nimi wybuchła, tylko sytuacja byłaby trudniejsza… Wszyscy znaleźliby się w pułapce. Może więc lepiej, że stało się tak, jak się stało.

– Antoni długi czas robił dobrą minę do złej gry i udawał, że wyrzucenie z rodziny go nie boli – opowiadała Teresa cicho.

– Ale cierpiał. W końcu jednak czas zrobił swoje. Byliśmy szczęśliwi, urodziłam mu trzech synów. Najstarszy z nich ma syna, dwunastoletniego Pawła, który jest chory. Od dwóch lat jest na dializie. Szukamy dawcy nerki, ale ma rzadką grupę krwi. To krew waszej rodziny. I sytuacja robi się coraz gorsza, bo druga nerka też już szwankuje. Jeśli nie znajdziemy dawcy w ciągu kilku miesięcy, Pawełek umrze. Dlatego przyjechałam, bo jesteście dla niego ratunkiem. Właśnie wśród was są największe szanse na znalezienie dawcy.

– A stryj nie mógłby porozmawiać z tatą? Może się pogodzą?

Ramiona Teresy opadły.

– Antoś nie żyje od trzech lat. Wypadek… Pomożesz mi, Elu?

Co w ciebie wstąpiło?

Przez dwa dni biłam się z myślami. A co będzie, jeśli okażę się dobrym kandydatem na dawcę? Mam oddać nerkę komuś, kogo nie znam? Poczytałam wszystko o życiu z jedną nerką… da się, bez problemu. No dobrze, ale tata? Współczułam mu. Najpierw zdradzili go ukochana kobieta i brat, a teraz zrobi to jedyna córka. Kocham mojego ojca i nigdy nie chciałam go zawieść, w niczym, ale… No cóż, w moich oczach wybór był prosty – mogłam albo zawieść tatę, albo zabić kuzyna. Zajrzałam w głąb swojej duszy. I wiedziałam, że nie mam wyboru.

Zrobiłam badania. Nie okazałam się idealnym dawcą, ale wystarczająco dobrym, żeby chłopiec miał szansę. O badaniach nie powiedziałam rodzinie, ale operacji nie dałoby się ukryć. Najpierw więc powiedziałam Andrzejowi o swojej decyzji.

– Nie zgadzam się! Kto zajmie się Anią? A jak wdadzą się powikłania i umrzesz?

– Spróbuj zrozumieć. Mogę uratować życie dziecku, mojemu kuzynowi. Nie umrę, nie demonizuj, to prosta operacja.

– Ojciec nas wyklnie i stracimy szansę na lepsze życie! – wrzasnął mój mąż. – Co w ciebie wstąpiło?

Gdy powiedziałam rodzicom, wybuchła burza z piorunami. Ojciec mi zakazał to robić, jak przypuszczałam, i żadne moje próby dyskusji, wskazywania na powinności rodziny, dobrych chrześcijan, cytowanie modlitwy („…jako i my odpuszczamy…”), nic nie przyniosło rezultatu. Babcia miała rację – mój tata nie mógł zapomnieć i ta rana wciąż paliła go żywym ogniem miłości zatrutej zdradą.

– Rodzina jest wszystkim – mówił tata. – Musimy trzymać się razem, bo sami nie znaczymy nic. A rodzina to powinność, to lojalność. Brak lojalności to zdrada. A ty zdradzasz własnego ojca! Dla takich nie ma w rodzinie miejsca.

– Ale jeśli tego nie zrobię, zdradzę sama siebie. Jak będę mogła z tym żyć? W końcu znienawidzę i siebie, że się ugięłam, i ciebie, tato, że mnie do tego zmusiłeś.

Reklama

Patrzyłam w jego oczy i widziałam w nich ból. Wyszedł z pokoju. Wiedziałam, że ojciec nie odezwie się do mnie do końca życia. Za jego przykładem pójdzie większość rodziny, zwłaszcza ta starsza. Mąż wciąż mi wypomina utraconą szansę na biznes. Ale ja… czuję w sobie spokój. I pewność, że postąpiłam słusznie, zwłaszcza kiedy mój odzyskany kuzyn, Pawełek, uśmiecha się do mnie radośnie.

Reklama
Reklama
Reklama