Reklama

Moje życie od zawsze kręciło się wokół Tomka. Był moim jedynym dzieckiem i od kiedy straciłam męża, cała moja miłość i troska koncentrowały się na nim. Syn zawsze był ambitny. Już jako dziecko miał w sobie tę determinację, która wydawała się przenosić góry. Jednak czasem martwiła mnie jego impulsywność i to, że potrafił zniknąć na długie tygodnie, nie zawsze informując mnie o swoich planach. Choć kochałam go nad życie, nie raz czułam, że coś przede mną ukrywa. Pamiętam te rozmowy z moją siostrą. Ostrzegała mnie, że syn czasami potrafi mnie wykorzystywać emocjonalnie.

Reklama

– Nie możesz tak na oślep ufać Tomkowi. On czasem zbyt wiele bierze od ciebie – mówiła Grażyna.

– To mój syn. Wiem, że bywa trudny, ale wiem też, jak go wychowałam – odpowiadałam, choć w głębi duszy wiedziałam, że może mieć rację.

Wiedziałam, co muszę zrobić

Siedziałam przy kuchennym stole, kiedy zadzwonił telefon. Głos Tomka drżał, niemal go nie poznawałam. Mówił szybko, chaotycznie, jakby wszystko waliło mu się na głowę.

– To koniec. Karol mnie oszukał. Firma upada, nie wiem, co mam robić – jego głos się łamał, czułam, jak bardzo jest zagubiony.

Przez chwilę siedziałam w milczeniu, próbując przetrawić tę informację. Myśl, że mój syn, który zawsze miał plan, teraz był bezradny, ściskała mi serce.

– Nie martw się. Pomogę ci – powiedziałam stanowczo, choć w środku czułam się rozdarta.

Wiedziałam, co muszę zrobić. Nasz dom to jedyne, co naprawdę nam zostało, ale w tej chwili nie mogłam patrzeć na cierpienie syna. Gdy skończyliśmy rozmowę, przez dłuższą chwilę siedziałam z telefonem w dłoni. Próbowałam przypomnieć sobie twarz Edwarda, gdy po raz pierwszy wszedł do tego domu. Czułam, jakby jego duch unosił się w powietrzu, przypominając mi o tym, co naprawdę ważne. Mimo że serce mi pękało, wiedziałam, że poświęcenie to mój obowiązek. W końcu byłam matką.

Moje ręce drżały

Umówiliśmy się w niewielkiej kawiarni, do której kiedyś często zaglądaliśmy na niedzielne ciasto. Syn siedział już przy stoliku, nerwowo obracając filiżankę kawy w dłoniach. Gdy podeszłam, wstał i uścisnął mnie mocno, jakby chciał wyrazić całą wdzięczność, którą w sobie nosił.

Nie zasługuję na ciebie, mamo – powiedział, a w jego oczach błyszczały łzy. – Oddam wszystko. Obiecuję.

Wręczyłam mu kopertę z pieniędzmi ze sprzedaży domu. Moje ręce drżały, ale starałam się tego nie pokazywać. Chciałam, by widział we mnie siłę i wiarę.

– Wiem, że dasz radę. Wierzę w ciebie – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć, choć czułam niepokój głęboko w sercu.

Tomek wziął mnie za rękę i przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, delektując się tą chwilą, w której znowu byliśmy razem, chociaż oboje wiedzieliśmy, że cena, którą zapłaciłam, była ogromna. Mimo to czułam dumę, wierząc, że teraz nasza relacja stanie się jeszcze silniejsza. Wracając do domu, myślałam o tym, czy dobrze zrobiłam. Z jednej strony miałam wrażenie, że wszystko się ułoży, z drugiej strony pojawiał się lekki niepokój, który szybko zagłuszałam dumą i matczyną miłością.

Czułam, że coś jest nie tak

Mijały tygodnie, a Tomek nie dawał znaku życia. Początkowo tłumaczyłam sobie jego milczenie natłokiem obowiązków związanych z odbudową firmy. Dzwoniłam, pisałam wiadomości, próbowałam skontaktować się z jego znajomymi, ale nikt nie wiedział, gdzie jest. Im dłużej trwała ta cisza, tym bardziej czułam, że coś jest nie tak. Pewnego dnia Grażyna przyszła do mnie z wizytą.

– On zniknął z kasą. Przestań go bronić – mówiła, próbując przemówić mi do rozsądku.

– Nie mów tak. Na pewno coś się stało. Tomek nigdy by mnie nie zostawił – próbowałam ją przekonać, choć w głębi duszy zaczynałam wątpić.

Czułam się porzucona i bezradna, nie wiedząc, czy powinnam dalej ufać swojemu instynktowi matki, czy zacząć słuchać ostrzeżeń siostry. Cisza, która nastała, była głośniejsza niż jakiekolwiek słowa.

Zostałam zdradzona

Pewnego popołudnia, spacerując po okolicy, przypadkowo spotkałam starego sąsiada. Wiedział, że wciąż martwię się o syna i przyznał się, że słyszał od znajomych, iż Tomek wyjechał za granicę.

– Mówił, że ma już dość Polski. Że musi zacząć od nowa – wyjaśnił niepewnie, patrząc na mnie z mieszaniną współczucia i niepewności.

Stałam tam, na środku chodnika, próbując nie dać po sobie poznać, że serce mi się kraje. Zdrada, którą poczułam, była nie do opisania. W głowie pojawiały się wspomnienia, pierwsze kroki Tomeczka, jego pierwsze sukcesy i to, jak zawsze go wspierałam. Teraz jednak te obrazy sprzed lat były przesiąknięte bólem i wstydem. Usiadłam na ławce przed pustym domem, który teraz należał do kogoś innego. Próbowałam zrozumieć, dlaczego mój syn tak postąpił. Wszystko, co dla niego zrobiłam, zdawało się być kłamstwem. Przypomniałam sobie, jak uczyłam go lojalności i odpowiedzialności. Zastanawiałam się, czy gdzieś po drodze nie popełniłam błędu. A może tak naprawdę nigdy go nie znałam.

Napisałam do Tomka ostatnią wiadomość, próbując raz jeszcze dotrzeć do jego serca. Ale odpowiedź nie nadeszła. Czułam, jakby moje życie rozsypało się na drobne kawałki. Musiałam zacząć wszystko od nowa. Wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Życie w nowym miejscu było trudne, ale pracowałam dorywczo, starając się spłacić pozostałe długi. Każdy dzień stawał się walką, ale starałam się znaleźć w tym wszystkim jakieś pocieszenie. Przestałam mówić o Tomku. Starzy sąsiedzi czasem pytali mnie o niego, a ja zawsze odpowiadałam wymijająco.

– Ma pani dzieci? – spytała nowa sąsiadka podczas jednego z naszych spotkań.

Miałam syna. Teraz mam tylko spokój – odpowiedziałam, czując, jak te słowa wybrzmiewają w mojej duszy niczym echo.

Nie płakałam już. Czułam tylko pustkę i rozczarowanie. Zrozumiałam, że nie każdy zasługuje na drugą szansę. Przez całe życie starałam się być najlepszą matką, ale teraz zastanawiałam się, czy to wystarczyło.

Musiałam pogodzić się z przeszłością

Pewnego dnia poszłam na cmentarz. Zapaliłam znicz i usiadłam przy grobie męża, wspominając te wszystkie chwile, które spędziliśmy razem. Przepraszałam go w myślach, że dom, który zbudował własnymi rękami, poszedł na marne. Wiedziałam, że muszę żyć dalej, choć to życie było teraz inne. Było puste, pozbawione nadziei, którą kiedyś wiązałam z moim synem. Tomek stał się wspomnieniem, którego próbowałam nie przywoływać za często. Kiedy wracałam z cmentarza, myśli kłębiły się w mojej głowie. Zrozumiałam, że miłość, którą dawałam Tomkowi, nie zawsze wracała. Może dałam mu zbyt wiele, może za mało. W końcu pojęłam, że to najwyższy czas na pogodzenie się z tym, co się stało, i na próbę odnalezienia nowego sensu w życiu.

Choć przyszłość była niepewna, w głębi serca czułam, że wszystko zależy tylko ode mnie. Czasem trzeba zbudować nowy dom, nawet jeśli jedynym fundamentem jest pustka.

Reklama

Halina, 69 lat

Reklama
Reklama
Reklama