„Sprzedałam dom na wsi i zamieszkałam z córką, ale szybko pożałowałam tej decyzji. Byłam dla niej tylko utrapieniem”
„Stałam jak wryta. Poczułam, jak oblewa mnie zimno. Po cichu wycofałam się do swojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w ścianę. Było mi przykro, że nie jestem tu mile widziana. Wieczorem próbowałam wypytać Magdę, o co chodzi”.

- Redakcja
Nie sądziłam, że będzie mi tak trudno podjąć tę decyzję. Ale kiedy siedziałam na werandzie naszego starego domu na wsi i patrzyłam na zarośnięty już nieco ogród, wiedziałam, że czas powiedzieć sobie „dość”. Od śmierci Janka minęły trzy lata. Dom był duży, za duży dla jednej osoby, a każdy kąt przypominał mi o nim.
– Mamo, nie możesz tak żyć sama – mówiła Magda przez telefon co kilka dni. – Przecież masz nas. Mnie, Pawła, Zosię. Jesteśmy twoją rodziną. Nie musisz siedzieć tam sama jak pustelnica.
Nie lubiłam, kiedy tak do mnie mówiła. Jakby mi zarzucała, że wybrałam samotność. Miała rację. Zaczęłam poważnie rozważać przeprowadzkę. Magda mówiła, że w jej bloku na osiedlu w mieście zwolniło się mieszkanie tuż obok nich, ale zanim zdążyłam się na coś zdecydować, pojawiła się inna propozycja.
– Zamieszkaj z nami. Będziemy razem. Zosia będzie mieć babcię na co dzień, a ty nie będziesz sama. No i oszczędzisz sobie całego tego zamieszania z mieszkaniem.
Wtedy to brzmiało rozsądnie. Przyjazd do miasta, sprzedaż domu, który z każdym rokiem wymagał coraz więcej opieki, bliskość rodziny. Pakowałam się z duszą na ramieniu, ale też z jakąś cichą nadzieją. Pierwsze dni rzeczywiście były jak plaster na samotność. Zosia tuliła się do mnie bez przerwy, Magda parzyła kawę i opowiadała, co u niej w pracy, a Paweł – choć zawsze był raczej milczący – z uśmiechem pytał, czy dobrze się zaaklimatyzowałam. Tyle że ten uśmiech szybko zbladł. Już po kilku tygodniach zaczęłam zadawać sobie pytanie: co ja, u licha, najlepszego zrobiłam?
Poczułam, jak oblewa mnie zimno
Usłyszałam ich przypadkiem. Stałam w korytarzu z ręcznikiem w rękach, wracając z łazienki. Drzwi do sypialni były lekko uchylone.
– Mówiłaś, że będzie łatwiej – syczał Paweł. – A jest tylko więcej roboty i napięcia. Czuję się, jakbym nie miał już własnego domu.
– Przesadzasz – odpowiedziała, ale jej głos nie brzmiał pewnie. – Chciałam pomóc mamie. Po śmierci taty...
– A teraz my nie mamy spokoju – westchnął. – I jeszcze Zosia, ciągle „babcia to, babcia tamto”… Ty pracujesz, a ja muszę znosić to wszystko.
Stałam jak wryta. Poczułam, jak oblewa mnie zimno. Po cichu wycofałam się do swojego pokoju. Usiadłam na brzegu łóżka i wpatrywałam się w ścianę. Było mi przykro, że nie jestem tu mile widziana. Wieczorem próbowałam wypytać Magdę, o co chodzi.
– Słyszałam, jak mówiliście… z Pawłem – zaczęłam ostrożnie.
– Och mamo… – przerwała mi, krzywiąc się. – Nie powinnaś podsłuchiwać.
– Nie podsłuchiwałam. Po prostu byłam obok – odparłam twardo. – Czy naprawdę wam przeszkadzam?
– Nie o to chodzi. Po prostu… Liczyłam, że zajmiesz się Zosią.
– Czyli jednak jestem opiekunką – szepnęłam. – Nie matką.
Magda milczała. Wieczorem długo siedziałam przy oknie.
Nie chciałam jej słuchać
– Mamo, mogłabyś dziś odebrać Zosię wcześniej? Ja nie dam rady, a Paweł ma spotkanie – rzuciła Magda, wkładając płaszcz. – I może jakbyś zrobiła coś prostego na obiad? Chociaż makaron.
– Oczywiście – uśmiechnęłam się słabo. – Coś wymyślę.
Dzień minął na zabawie z Zosią i sprzątaniu po niej, bo pięciolatka potrafiła w godzinę zrobić z mieszkania istny plac boju. Po południu Zosia zasnęła na kanapie, ja padłam na fotel i pierwszy raz od rana odetchnęłam. Trzasnęły drzwi. Wróciła Magda, zaraz za nią Paweł.
– O, bałagan jak był, tak jest – rzuciła, rozglądając się. – Jest obiad?
– Nie miałam, kiedy… – zaczęłam, ale Paweł już się odezwał z kuchni:
– Na emeryturze chyba można się bardziej postarać, co?
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Nie jestem waszą gosposią! – wybuchłam, podnosząc się. – Sprzedałam dom, zostawiłam całe moje życie, żeby być bliżej was. A teraz słyszę, że za mało sprzątam i nie ugotowałam makaronu?!
Magda zamarła. Paweł sięgnął po szklankę, jakby próbował udawać, że mnie nie słyszy.
– Mamo, nikt cię nie zmuszał. Sama tak zdecydowałaś – powiedziała chłodno.
– Bo myślałam, że chcecie mnie tu. Że będę częścią tej rodziny.
– Jesteś, ale… – dodała cicho.
Nie chciałam jej słuchać. Poszłam do siebie i zamknęłam drzwi. Tej nocy nie mogłam spać. W ciemności widziałam nasz stary dom – nie ten pusty po śmierci Janka, ale ten pełen ciepła, zapachu naleśników i rozmów do późna. A teraz? Siedziałam w obcym pokoju, w obcym domu. Zaczęłam się zastanawiać, ile kosztuje wynajęcie kawalerki. Albo… może wrócić na wieś?
Czułam pustkę
Był czwartek. Pamiętam, bo Magda wychodziła wcześniej na jakiś event z pracy. Zosia bawiła się w swoim pokoju, ja zbierałam pranie z suszarki. Przechodząc obok sypialni Magdy, usłyszałam jej głos. Mówiła przez telefon.
– Nie mam już siły – westchnęła. – Serio, mam wrażenie, że matka mi siedzi na głowie. Wszędzie jej pełno. W kuchni, w salonie, nawet w łazience zawsze coś chce!
Zamarłam.
– No i Paweł ma już dość. Mówił wczoraj, że to nie życie, tylko przedszkole z opiekunką. Że trzeba będzie coś z tym zrobić, bo tak się nie da funkcjonować – zaśmiała się gorzko. – A myślałam, że będzie super… No właśnie. Myślałam.
W ciszy usłyszałam jeszcze głos Pawła:
– Serio, musimy coś postanowić. Długo tak nie pociągniemy.
Serce waliło mi jak młot. Przez chwilę chciałam udawać, że nic nie słyszałam. Nie umiałam. Wieczorem, kiedy Zosia już spała, stanęłam w drzwiach salonu.
– Nie musicie się wysilać, wiem, że wam przeszkadzam – powiedziałam.
– Mamo, to nie tak…
– Nie, właśnie tak. Przeszkadzam. Zrobiłam wam kłopot. Może to był błąd, że tu przyszłam.
– Po prostu... to trudne – wykrztusiła. – Nie spodziewałam się, że będzie aż tak trudno.
– To nie martwcie się – przerwałam jej. – Zaczynam szukać czegoś dla siebie. Nie będę więcej ciężarem.
Wyszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Nagle poczułam, że nie jestem zła. Byłam... pusta. Jakby wszystkie emocje wypłynęły ze mnie razem z tymi słowami.
Nie miałam dokąd wrócić
– Hanka? To ja… – powiedziałam niepewnie, wciskając telefon do ucha. – Masz chwilę?
– Ojej! Ile to ja cię nie słyszałam! – głos sąsiadki z dawnej wsi był ciepły i zaskoczony. – Jak się masz, kobieto?
– Dziwnie – przyznałam. – Próbowałam mieszkać z Magdą. Po śmierci Janka było mi ciężko. Chciałam być bliżej nich. To nie działa.
– Oj, kochana… Wiem, co mówisz – westchnęła. – Wieś też się zmieniła. Młodych coraz mniej, sklepy pozamykane. Jakby wszystko uciekło. Twój dom… no, już inny ktoś tam mieszka. Przejeżdżam czasem, ale nie wchodzę. Bo to nie to samo.
– Tak myślałam – uśmiechnęłam się gorzko. – Nie ma powrotu, co?
– Chyba nie – odparła z czułością. – Może jeszcze coś sobie znajdziesz. Jesteś silna, pamiętaj. Nie daj się wcisnąć w cudze życie, jeśli w nim nie ma miejsca na ciebie.
Później tego samego dnia usłyszałam cichutkie pukanie.
– Babciu? – Zosia wsunęła główkę do mojego pokoju. – Mama mówi, że chcesz się wyprowadzić. To prawda?
Zamilkłam. Usiadła przy mnie i spojrzała prosto w oczy.
– A już mnie nie kochasz?
– Kocham cię bardzo – ujęłam jej dłoń. – Czasem dorośli muszą się trochę oddalić, żeby się zrozumieć. Nie chcę zniknąć z twojego życia. Tylko znaleźć kawałek mojego.
– Ale będziesz mnie odwiedzać?
– Zawsze, kochanie – przytuliłam ją mocno. – Nawet jeśli kiedyś będziesz daleko, serce babci zawsze będzie blisko.
Tego wieczoru długo leżałam bez snu. Myślałam o ogrodzie. O tym, że nie ma dokąd wracać. Przecież można iść gdzieś dalej. Tylko trzeba zrobić pierwszy krok.
Nie miałam żalu
Pakowałam się w ciszy. Magda siedziała przy stole, milcząca, bawiąc się szklanką po herbacie. Zosia była u koleżanki. Paweł siedział w kuchni. Tylko radio w kuchni szeptało coś o deszczu.
– Mamo… – Magda odezwała się w końcu. – Nie rób tego tak pochopnie. Może… przesadziłam. Może… obie przesadziłyśmy.
Zatrzymałam się, trzymając w rękach złożony sweter.
– Mówiłaś, że będzie dobrze. Że będzie dom, że jestem tu mile widziana.
– Bo wierzyłam, że tak będzie... – odparła z trudem. – Nie byłam gotowa na życie razem. Na to, że wszystko się zmieni. Że nie będę miała już własnej przestrzeni, że ty też będziesz chciała być sobą, a nie tylko „babcią do pomocy”.
– I teraz już wiesz, że nie chcesz mnie tu? – spojrzałam jej w oczy.
Zamilkła na dłuższą chwilę.
– Chciałam, żebyś była blisko. Tylko codzienne życie razem… to coś zupełnie innego.
Paweł zajrzał do pokoju i odsunął się, jakby nie chciał się mieszać.
– A ty? Nic nie powiesz?
– Myślę, że skoro mama tak czuje, to powinna iść za tym – powiedział cicho. – Nie ma nic gorszego niż życie tam, gdzie cię nie chcą. Sam kiedyś tak żyłem.
Złożyłam sweter i wsunęłam go do walizki.
– Nie gniewam się – powiedziałam spokojnie. – Już nie potrafię już udawać, że to dom. Nie dla mnie.
Magda spojrzała na mnie z bólem. Chyba dopiero teraz zrozumiała, że naprawdę odejdę.
Odnalazłam się w ciszy
Znalazłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Pokój z aneksem, okno na podwórko, trochę zieleni. Cicho. Czasem aż za cicho, ale po tamtym hałasie w głowie – ten spokój jest jak balsam. Codziennie rano robię sobie kawę w starym kubku z kwiatkiem, tym samym, który zabrałam z dawnego domu. Mam tu swoje miejsce na książki, swoje zasłonki, nawet stare radio, które trochę trzeszczy. Czasem odwiedza mnie Zosia. Przynosi rysunki, opowiada o przedszkolu, o koleżance, która chce być księżniczką, i o tej, co pluje zupy. Śmiejemy się razem. Z Magdą rozmawiam rzadziej. Głównie o Zosi. Bez wyrzutów, bez łez. Tak, jakbyśmy były sąsiadkami, które się dobrze znają, ale nie muszą wszystkiego dzielić.
Bywa, że czuję się samotna. Nauczyłam się tej samotności nie bać. Jest inna niż ta w tamtym domu po śmierci Janka. Tam była pustka. Tu jest cisza, która czasem potrzebuje tylko mojej obecności.
Anna, 71 lat
Czytaj także:
- „Ślub odwołaliśmy 3 dni przed ceremonią. Bez łez i krzyków poczuliśmy, że coś się między nami wypaliło”
- „Na plantacji borówek spotkałam swoją dawną miłość. Niestety on już wcale nie chciał wrzucać owoców do mojego koszyczka”
- „Po śmierci męża oddałam serce jego przyjacielowi. Teściowie i brat uważają, że wdowa ma żyć jak zakonnica w klasztorze”