„Wolałem egzotyczne podróże od oszczędzania i mam za swoje. Straciłem pracę i jestem teraz bez grosza”
„– O czymś zapomniałeś – zauważyła ironicznie Tosia. – Nie masz żadnego doświadczenia z klientami. Zdjęcia z wakacji to nie to samo co zrobienie setek zdjęć, za które ktoś będzie chciał ci zapłacić”.
- Darek, 32 lata
Nie byli to tego przekonani
Gdy pojawiły się pogłoski, iż nasza firma zostaje zamknięta, uświadomiłem sobie, jak bardzo byłem nieodpowiedzialny przez ostatnie dwanaście lat. W końcu miałem całkiem niezłe zarobki, mogłem zaoszczędzić niemałą sumę, a co zrobiłem? Wydawałem kasę na egzotyczne podróże i kosztowny sprzęt do fotografowania. Rzecz jasna, kocham robić zdjęcia i wychodziło mi to całkiem dobrze, ale teraz nie mam pracy i środków do życia. To wtedy wpadłem na pomysł, aby się przebranżowić.
– Nie sprzedam mojego aparatu – oświadczyłem mojej rodzinie, czyli Tośce i Markowi. – Zakładam nową działalność. Zostanę fotografem! Wiecie, wesela, komunie, może nawet obsługa konferencji biznesowych!
Moja siostra patrzyła na mnie, jakbym właśnie spadł z księżyca. Zięć podniósł brew i wyglądał, jakby chciał zapytać: „Człowieku, co znów wymyśliłeś?”. Jednak ja byłem zdeterminowany! Nie przewidziałem, że zapotrzebowanie na takie usługi, będzie tak duże!
– Posłuchajcie – starałem się zarazić ich swoim zapałem. – Mam sprzęt z najwyższej półki, więc mam od czego zacząć.
– O czymś zapomniałeś – zauważyła ironicznie Tosia. – Nie masz żadnego doświadczenia z klientami. Zdjęcia z wakacji to nie to samo co zrobienie setek zdjęć, za które ktoś będzie chciał ci zapłacić. Gdy my szukaliśmy fotografa na nasze wesele, braliśmy pod uwagę tylko tych, którzy mieli imponujące portfolio. Każdy będzie chciał zobaczyć twoje poprzednie prace. I co im pokażesz?
Zobacz także
– Rozumiem, że portfolio jest konieczne – wyznałem ze smutkiem. – Dlatego postanowiłem, że będę robił zdjęcia za friko. Wiesz, niektórzy decydują się na darmowy staż, żeby nabrać doświadczenia, a ja zacznę od darmowych usług fotograficznych.
Nie narzekałem na brak zleceń
Okazało się, że moje ogłoszenie „Zdjęcia weselne za darmo!” cieszyło się dużym zainteresowaniem. Odezwało się kilkanaście par młodych, dzięki czemu mój kalendarz na najbliższe weekendy wypełnił się do ostatniego miejsca. Kiedy wybierałem się na swoje pierwsze wesele jako fotograf, byłem zarówno podekscytowany, jak i lekko zestresowany. Szybko okazało się, że moje obawy nie były bezpodstawne. Zanim zdążyłem przywitać się z parą młodą, naskoczyła na mnie dama w eleganckiej sukni, która zaczęła mi wydawać polecenia, nie racząc nawet się przedstawić.
– Zrób fotki wszystkim gościom, to bardzo ważne! Kiedy będziesz robił zdjęcia pannie młodej, staraj się o ujęcia nieco od dołu, tak jak sobie tego zażyczyła. Tam masz matkę narzeczonego. Nie lubi, gdy ktoś ją fotografuje, więc na pewno będzie cię omijać, będziesz musiał trochę pokombinować. Aha, zrób też fotki sali tak, żeby wyglądała na przestronną.
Podczas ceremonii starałem się być jak najmniej widoczny, co nie jest proste, kiedy musisz kucać w środku głównej nawy. Myślę jednak, że udało mi się nie przeszkadzać w ceremonii ślubnej. Mimo to, już po ceremonii, pewna starsza pani upomniała mnie, że z mszy świętej zrobiłem cyrk.
Podczas wesela był taki młyn, że nie miałem czasu napić się wody, nie wspominając o zjedzeniu posiłku. Młodzi bardzo chcieli mieć osobną sesję zdjęciową w ogrodzie, a druhna nieustannie wskazywała mi różne osoby, za którymi musiałem biegać, bo koniecznie musiały znaleźć się na zdjęciach. Na szczęście udało mi się zrobić naprawdę ładne fotki. Wyselekcjonowałem kilkanaście najlepszych i zacząłem składać profesjonalne portfolio.
Nieustannie wybrzydzali
Na następnym weselu klimat był nieco lepszy, ale kiedy pokazałem nowożeńcom ich zdjęcia, przestało być sympatycznie.
– To jest jakiś żart?! – Ania z wyraźnym obrzydzeniem oglądała swoje zdjęcia w białej sukni. – Na pewno tak nie wyglądam! Jarek! Mówiłam ci, że powinniśmy zatrudnić profesjonalistę! Ale ty nie słuchałeś i teraz patrz! Wyglądam jak prosiak! I co teraz? Jak chce nam to pan zrekompensować?!
Na koniec zdecydowali się na kilkadziesiąt najlepszych fotografii, ale panna młoda oświadczyła, że wystawi mi negatywną recenzję w Internecie, aby inni „nie wpadli w pułapkę”. I jak obiecała, tak uczyniła... Straciłem kolejne cztery wesela na poprawianie mojego wizerunku. Moi klienci wiedzieli, że dopiero zaczynam w tej branży i nie muszą mi płacić za pracę. W praktyce kręcili nosem na wszystko, co robiłem i wykorzystywali mnie do maksimum.
Najbardziej absurdalnym momentem było, kiedy matka panny młodej poprosiła o prywatną sesję zdjęciową w kominkowym pomieszczeniu, we dworku, gdzie odbywała się uroczystość weselna. Odmówiłem, bo miałem i tak dość roboty w sali bankietowej. Z zemsty oskarżyła mnie potem o kradzież pieniędzy z kopert...
Oczywiście, nie brakowało mi także sympatycznych klientów, ale byli w zdecydowanej mniejszości. Byli wdzięczni za moje zaangażowanie, a pod moim kontem w Internecie pojawiały się pochlebne recenzje. Niestety, szybko pojawiło się nowe wyzwanie – konkurencja.
Powoli miałem tego dość
Zacząłem otrzymywać wiadomości od innych, bardziej doświadczonych fotografów. Te grzeczniejsze brzmiały: „Niszczysz rynek! Jak mam rywalizować o zlecenia, jeśli klient może skorzystać z darmowej usługi?!”. Niestety, trafiały się również komentarze wulgarne i obraźliwe. Niektórzy w dosadny sposób sugerowali mi zakończenie działalności. Pod moim kontem zaczęło pojawiać się coraz więcej negatywnych opinii od rzekomych klientów.
– Dłużej tego nie wytrzymam… – westchnąłem, kiedy pewna para poprosiła mnie, żeby przyjechał w sobotę zrobić im zdjęcia, a kiedy pokonałem osiemdziesiąt kilometrów do kościoła, okazało się, że nie ma tam żadnej ceremonii ślubnej. – Konkurencja mnie nienawidzi, robi mi numery i jeszcze opluwa w sieci...
– Może warto spróbować zrozumieć ich punkt widzenia – odparła cicho Tośka. Nie wydawała się zdziwiona takim obrotem sprawy. – Zabierasz im klientów, zaniżasz ceny usług.
– No to jak mam zbudować sobie portfolio? Ludzie muszą zobaczyć moje wcześniejsze realizacje, żeby mi zaufać! – wykrzyknąłem.
Tośka to praktycznie moja druga mama. Kiedy nasi rodzice zmarli, miałem zaledwie sześć lat i to ona przejęła rolę opiekunki. Czasami zachowywała się jak typowa starsza siostra – narzekająca i niezadowolona z psot młodszego brata. Niekiedy zachowywała się jak moja matka. Tak było też tym razem.
– Zapomnij o tych ślubach – zasugerowała. – Robisz cudowne zdjęcia ludziom, więc na tym się skup. Słuchaj, jutro jedziemy do Leosia, chcesz jechać z nami? Możesz zrobić mu kilka zdjęć, on naprawdę to uwielbia.
Leoś, siostrzeniec Marka, zmagał się z chorobą, która objawiała się niedowładem mięśni. Przebywał w wyspecjalizowanym ośrodku dla dzieci z niepełnosprawnościami. Odwiedziłem go razem z moją siostrą i jej mężem. Kierowniczka placówki zezwoliła mi na robienie zdjęć jej podopiecznym, ale tylko pod warunkiem, że będą one wykorzystane do pozyskiwania środków finansowych i promowania działalności ośrodka.
Teraz jestem fotografem artystą
Tego dnia zrobiłem ponad osiemset fotografii, choć do dyspozycji miałem jedynie dwudziestu sześciu modeli i modelki. Nawet nie zauważyłem, jak szybko zleciało mi te osiem godzin, które spędziłem w ośrodku. Zrobiłem zdjęcia dzieci podczas ich codziennych czynności, takich jak nauka, zabawa czy prace ogrodowe. Okazało się, że dzięki tym zdjęciom, dyrektorka pozyskała nowego sponsora.
Następnie zrobiłem reportaż fotograficzny z pracy ochotników w schronisku dla zwierząt. To wtedy dostrzegłem, że jestem całkiem dobry w robieniu zdjęć zwierzętom. Moje prace trafiły do sieci, a następnie do serc ludzi, którzy zdecydowali się na adopcję kilkunastu pupili. Organizuję sesje zdjęciowe na indywidualne zamówienia – na przykład z własnym psem, na ulubionym motorze lub w zadbany ogród. Pary często proszą mnie o romantyczne sesje. Kobiety zamawiają swoje portrety. Praca z dziećmi również sprawia mi dużą radość.
Może brzmi to nieco dziwnie, ale w sumie jestem zadowolony, że zostałem zwolniony z mojej dawnej pracy i że mój pomysł na biznes związany z weselami nie wypalił. Choć wydawało się, że poniosłem klęskę, to z perspektywy okazało się, że te potknięcia były wstępem do zupełnie nowej drogi zawodowej. Dodatkowo nauczyłem się jednej ważnej rzeczy: jeśli mam coś robić bez wynagrodzenia, to przynajmniej niech mam z tego frajdę!