Reklama

Gdy wszedłem do kancelarii, czułem się, jakbym znów miał piętnaście lat. Te same nerwy, ten sam lęk przed ojcem – chociaż jego już nie było. Brat siedział na drugim końcu stołu, skrzyżowane ręce, twarz kamienna. Mecenas Wójcik otworzył kopertę i zaczął czytać testament. Głos prawnika odbijał się echem w pustym pokoju, a każde słowo ciążyło na moich barkach coraz bardziej.

Reklama

– Testament jest jasny – powiedział Wójcik. – Cały majątek przypada panu Andrzejowi.

Marek nie powiedział ani słowa. Tylko jego oczy, te same oczy, które kiedyś świeciły braterską lojalnością, teraz patrzyły na mnie z chłodnym wyrzutem. Czułem, jak żona ściska mnie za rękę pod stołem, ale jej palce były lodowate.

Czułem się podle

Ewa siedziała na kanapie z kubkiem kawy, patrząc na mnie, jakbym właśnie przegrał w karty dom i samochód. W jej spojrzeniu było coś, co mnie niepokoiło, choć nie potrafiłem tego jeszcze nazwać.

– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała nagle, przerywając ciszę.

Odwróciłem wzrok od gazety.

– Co masz na myśli? – spytałem ostrożnie.

– Marek... – odpowiedziała, jakby to było oczywiste. – Stracił ojca, teraz jeszcze dowiedział się, że nie dostał nic.

Westchnąłem. Próbowałem pozbierać myśli.

– Nawet nie przyszło mi do głowy, że mogę dostać wszystko. Ale to był wybór ojca, nie mój – próbowałem tłumaczyć.

– Nie chodzi o testament – rzuciła zniecierpliwiona. – Chodzi o relacje między wami. Może to dobry moment, żeby naprawić to, co zostało zepsute?

– Naprawić? – prychnąłem. – Marek nigdy nie chciał nic naprawiać. Zawsze trzymał się na dystans.

Ewa wstała, podeszła do okna i zaczęła mówić cicho, prawie szeptem:

– Może dlatego, że zawsze był w cieniu. Marek to twój brat. Zaprośmy go, niech zamieszka u nas na jakiś czas. Mamy wolny duży pokój, a on wynajmuje jakąś klitkę.

Omal nie wypuściłem filiżanki z rąk.

– Co? Zamieszkać? – wykrztusiłem.

– Tak – odwróciła się do mnie z nagłą determinacją w oczach. – Jeśli pokażesz mu, że nie chcesz go wykluczyć, on może... no wiesz... poczuje się częścią rodziny.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Z jednej strony rozumiałem, że Marek mógł czuć się zraniony, ale z drugiej – znałem swojego brata. Jeśli czegoś chciał, potrafił to zdobyć, nie zważając na konsekwencje.

– Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł. To tylko może wszystko pogorszyć.

– Kochanie – przerwała mi, patrząc mi prosto w oczy. – Proszę. Zrób to dla mnie.

Zgodziłem się. Wbrew rozsądkowi, wbrew wewnętrznemu oporowi. Jeszcze tego dnia zadzwoniłem do brata.

Pierwsze oznaki zdrady

Marek wprowadził się kilka dni później. Ewa niemal natychmiast zaczęła odgrywać rolę idealnej gospodyni. Troszczyła się o Marka, a on zdawał się być zadowolony.

Wieczorami, kiedy wracałem z pracy, często znajdowałem ich siedzących w kuchni. Ich rozmowy ucichały, gdy tylko przekraczałem próg.

Co wy tam knujecie? – zapytałem pewnego wieczoru, próbując ukryć rosnącą irytację.

Ewa roześmiała się lekko.

– Andrzej, przestań. Rozmawiamy tylko o sprawach Marka.

Brat spojrzał na mnie z tym swoim nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Wyluzuj. To twój dom. Nie próbuję go przejąć.

Jego słowa były niby żartem, ale zabrzmiały dziwnie. Nie powiedziałem nic, choć coś we mnie zaczęło się burzyć.

Kilka dni później, gdy usłyszałem ich szept za zamkniętymi drzwiami salonu, postanowiłem podejść bliżej.

– Musisz być cierpliwa – mówił Marek. – Sprawiedliwość jest po naszej stronie, ale to wymaga czasu.

– Wiem – odpowiedziała Ewa. – Ale Andrzej może się zorientować.

Poczułem się tak, jakby ktoś wylał mi wiadro zimnej wody na głowę. Stałem tam, za drzwiami, próbując zrozumieć sens tych słów. „Sprawiedliwość”? Co oni planowali? Kiedy wszedłem, udawali, że przeglądają stare albumy.

– Co tak nagle ucichło? – zapytałem, starając się, by mój głos zabrzmiał normalnie.

– A nic. Wspominaliśmy stare czasy – rzucił Marek z nonszalancją.

Ewa tylko uśmiechnęła się ciepło, ale unikała mojego wzroku

Był późny wieczór, a ja nie mogłem zasnąć. Myśli krążyły wokół Marka i tych tajemniczych rozmów, które słyszałem. Przypomniałem sobie ich spojrzenia, urywane zdania, cichy szept za zamkniętymi drzwiami.

Zszedłem na dół, chcąc wziąć coś do picia, ale w kuchni dostrzegłem światło. Kiedy zbliżyłem się, usłyszałem głosy.

– Musimy działać szybko – powiedział Marek. – On nie może niczego zauważyć.

– Spokojnie – odpowiedziała Ewa. – Znam Andrzeja, jest naiwny. Ale musimy być ostrożni.

Żołądek ścisnął mi się z nerwów. Co oni planowali? Zatrzymałem się tuż za framugą drzwi, starając się zrozumieć, o czym mówią.

– To nasze pieniądze, moje i twoje – mówił Marek. – Ojciec zrobił błąd, zapisując wszystko Andrzejowi.

– Wiem – odpowiedziała szeptem. – Ale jeszcze chwila. Musimy zrobić to delikatnie, żeby nie wzbudzić podejrzeń.

– Musimy to zrobić – powtórzył Marek. – Ojciec chciałby, żeby było sprawiedliwie.

Stałem tam z sercem bijącym jak młot. Chciałem wejść, zapytać ich wprost, co knują. Ale coś mnie powstrzymało. Wróciłem na górę, ledwo łapiąc oddech. Następnego dnia nie mogłem patrzeć na żonę. Każde jej słowo brzmiało fałszywie, każdy jej gest wydawał się wyreżyserowany. Marek, jak zwykle, zachowywał się jak król w swoim żywiole, uśmiechał się i żartował. Ale ja już wiedziałem, że coś jest nie tak. Czułem jak grunt usuwa mi się spod nóg.

Wziąłem głęboki oddech

Ewa stała przy kuchennym blacie, krojąc warzywa na sałatkę. Była niedziela, a Marek miał wrócić dopiero późnym wieczorem. Przez cały dzień zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę, ale gdy w końcu spojrzałem na jej spokojną twarz, wszystko, co przygotowałem, ulotniło się. Musiałem improwizować.

– Ewa, musimy porozmawiać – powiedziałem stanowczo.

Spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem.

– O co chodzi?

– O ciebie i Marka – zacząłem.

Jej twarz natychmiast stężała. Odłożyła nóż, a jej spojrzenie zrobiło się czujne.

– Co masz na myśli?

Wziąłem głęboki oddech.

– Wiem, że coś knujecie za moimi plecami. Słyszałem wasze rozmowy. O sprawiedliwości, o pieniądzach ojca. Co się dzieje?

Na chwilę zamarła, po czym założyła ręce na piersi.

– Podsłuchiwałeś nas? – zapytała z wyrzutem, ale jej głos był dziwnie spokojny.

– Nie zmieniaj tematu. Powiedz mi prawdę – naciskałem.

Westchnęła ciężko i oparła się o blat, unikając mojego wzroku.

– Marek czuje się pokrzywdzony. Czy to dziwne, że próbuję mu pomóc?

– Pomóc? – zaśmiałem się gorzko. – W czym? W odebraniu mi majątku, który ojciec zapisał mi w testamencie?

Ewa spojrzała na mnie ostro.

– Ojciec popełnił błąd. Wszyscy to wiedzą, nawet ty. Marek ma do tego prawo.

Zrobiłem krok w jej stronę.

– I dlatego postanowiliście mnie oszukać? Współpracowaliście za moimi plecami?

– To nie tak, jak myślisz – odparła, ale w jej głosie zabrzmiała nutka paniki.

– Właśnie tak to wygląda. Dlaczego? Dlaczego stajesz po jego stronie, a nie po mojej?

W końcu spojrzała mi w oczy.

– Bo Marek ma rację. Ty nie wiesz, jak zarządzać tym wszystkim. Nie myślisz o przyszłości. Chciałam, żebyście obaj na tym skorzystali.

Czułem, jak złość we mnie narasta.

– To, co zrobiliście, nie jest dla mojego dobra. To zdrada.

Jej twarz stężała.

– Może i tak. Ale to ty nigdy nie próbowałeś zrozumieć, jak to jest być w cieniu. Marek zasługuje na coś więcej niż ochłapy, które mu rzucasz.

Byłem wstrząśnięty. Czułem, jakby coś we mnie pękło.

Decydujące starcie z bratem

Siedziałem w salonie, czekając na Marka. Ewa zamknęła się w sypialni, odmawiając rozmowy, a ja miałem dość unikania konfrontacji. Wiedziałem, że muszę to załatwić raz na zawsze. Około dziesiątej usłyszałem odgłos otwieranych drzwi i kroki na korytarzu.

– Jeszcze nie śpisz? – zapytał Marek, wchodząc do pokoju.

– Siadaj – rzuciłem, wskazując na fotel naprzeciwko.

Spojrzał na mnie zaskoczony, ale usiadł.

– Co się dzieje?

Wziąłem głęboki oddech, próbując opanować wzbierającą złość.

Wiem, co planujesz – powiedziałem wprost. – Ty i Ewa.

Na jego twarzy pojawił się lekki grymas, jakby próbował ukryć lekkie rozbawienie.

– Nie rozumiem, o czym mówisz – odparł spokojnie.

– Nie udawaj. Słyszałem wasze rozmowy. O sprawiedliwości, o mojej rzekomej niezdolności do zarządzania majątkiem. Myślisz, że nie zauważyłem, jak manipulujesz Ewą?

Marek odchylił się na fotelu, krzyżując ramiona.

– Andrzej, robisz z igły widły. Chciałem tylko...

– Chciałeś mnie oszukać! – przerwałem mu, wstając gwałtownie. – Zawsze czułeś się pokrzywdzony, ale zamiast porozmawiać, wybrałeś spiski za moimi plecami.

Jego spojrzenie zmieniło się, stało się zimne i kalkulujące.

– Może dlatego, że rozmowa z tobą nic by nie dała. Ojciec faworyzował cię przez całe życie. Nigdy nie widział mnie takim, jakim naprawdę jestem.

– To nie moja wina! – krzyknąłem. – Nie miałem wpływu na to, co ojciec zrobił. Ale ty postanowiłeś mnie za to ukarać.

Marek uśmiechnął się z gorzkim cynizmem.

– Nie chodzi o karę. Chodzi o sprawiedliwość. Nie zasłużyłeś na te pieniądze.

Poczułem, jak coś we mnie pęka

– Sprawiedliwość? – powiedziałem, próbując opanować drżenie głosu. – Wbijanie noża w plecy to twoja wersja sprawiedliwości?

– Wiesz co? – rzucił Marek, wstając z fotela. – Może rzeczywiście przesadziłem. Ale prawda jest taka, że nigdy nie zrozumiesz, jak to jest być w cieniu.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. W końcu wskazałem na drzwi.

– Wynoś się z mojego domu. I nie próbuj więcej wtrącać się w nasze życie.

Nie powiedział nic. Wziął swoją kurtkę i wyszedł. W chwili, gdy drzwi się zamknęły, poczułem jednocześnie ulgę i pustkę.

Kilka dni póżniej siedziałem przy stole w kuchni, patrząc na pusty kubek po kawie. Dom był dziwnie cichy. Brat zniknął, a żona unikała mnie od momentu naszej kłótni. Wiedziałem, że to, co się wydarzyło, zostawiło ślad, którego nie da się łatwo wymazać.

Ewa stanęła w drzwiach, w rękach trzymając filiżankę herbaty. Wyglądała, jakby nie spała całą noc.

– I co teraz? – zapytała cicho, jej głos niemal niesłyszalny.

Spojrzałem na nią. Czułem jednocześnie złość, smutek i coś, co przypominało resztki dawnej miłości.

To zależy od ciebie – odpowiedziałem po chwili.

Nie wiedziałem jeszcze, jak potoczy się nasze życie, ale jedno było pewne: nic już nie będzie takie samo. Straciłem brata, może straciłem też żonę, ale w tym wszystkim odnalazłem coś, co przez lata mi umykało – wolę walki o siebie i swoje życie. Tylko czy byłem gotów zacząć od nowa?

Reklama

Andrzej, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama