Reklama

Trzydzieści pięć – co za wspaniała liczba, nieprawdaż? Tyle lat minęło, od kiedy jesteśmy z Jędrkiem, i nadal się kochamy, mimo że los nie zawsze był dla nas łaskawy, o nie!

Reklama

Od kilku dni czułam się dziwne

Ciężko było mi złapać oddech, bolało mnie ramię i nieustannie nękały mnie mdłości.

„Mam nadzieję, że to nie jest żaden wirus, ani grypa żołądkowa – zmartwiłam się. – Mam tyle do zrobienia, a tak mało czasu! Nie mogę teraz zachorować! Nie w tym momencie!”.

Lekko polepszyło się po aspirynie, więc zabrałam się za marynowanie mięsa i wyrabianie ciasta na strudel. I w trakcie tego wyrabiania zrobiło mi się ciemno przed oczami...

– Skarbie, co się dzieje? Jesteś bardzo blada – obiegł do mnie głos mojego męża.

Zobacz także

Następne co pamiętam... to szpital. Budzę się z bólem, a wokół mnie pełno przewodów od kroplówki. Moja lewa ręka jest unieruchomiona w szynie z plastiku. Naprawdę mnie boli i wygląda na to, że jest mocno spuchnięta.

– Już dobrze, już dobrze – słyszę. – Na szczęście już po wszystkim. Jest pani w szpitalu. Pani serce miało chwilowy bunt, ale teraz jest już stabilnie... Wszystko będzie w porządku.

Miałam ochotę spytać o mojego męża, lecz zabrakło mi sił. Na moje szczęście pielęgniarka potrafi odgadnąć moje myśli, bo mówi:

Pani mąż jest tutaj, nie opuszcza szpitala. Gdy tylko pani odpocznie i poczuje się lepiej, pozwolimy mu na krótką wizytę... To prawdziwe szczęście, że był u pani boku.

„Rzeczywiście – pomyślałam. – Jak za każdym razem... ”.

Zamykam oczy. Otwieram. Ucinam sobie krótką drzemkę. Cała moja historia przewija mi się przez myśli, jakby to był jakiś film, a ja jestem w centrum akcji. Znów wracam do młodości, mam ciemne loki, zielonkawą sukienkę z bufkami i proste, płócienne buty. Cierpliwie czekam na swojego partnera; to pierwszy raz, kiedy zaproszę go do naszego domu...

Szaleję z miłości

Kiedy go nie ma obok, czuję, że nie mogę złapać oddechu. Nawet jeśli cały kosmos nagle by się przewrócił, ja zawsze będę przy nim. Poza tym jestem w ciąży... To 14. tydzień. Musimy przyspieszyć z organizacją ślubu. Mam uroczą białą sukienkę z koronki, zręcznie wyciętą pod biustem. Moja krawcowa od razu wiedziała, co zrobić:

– Zbierzemy trochę tu, puścimy trochę tam, najlepiej z kwart klosza, a resztę zakryjesz bukietem. Zobaczysz, nikt nie zauważy! – twierdziła.

Czasy były zupełnie inne! Wtedy nikt nie pokazywał dumnie swojego ciążowego brzuszka, jak ma to miejsce dzisiaj. W moim przypadku wszyscy naokoło udawali, że o niczym nie wiedzą. Mimo że było wiadomo, że jestem w ciąży, nikt nawet o tym nie wspomniał. Jedyny wyjątek – na weselu nikt nie namawiał mnie do picia alkoholu, co było dowodem na to, że nasza tajemnica nie jest wielkim sekretem. Zamieszkaliśmy z moją teściową w małym mieszkanku. Nasz pokój miał zaledwie 10 metrów, do tego wspólna kuchnia i łazienka. Tam nauczyłam się wiele o życiu!

Od początku moja teściowa nie była do mnie przekonana. Marzyła o innej żonie dla swojego kochanego syna: zamożnej, wyedukowanej, pewnej siebie. Ja natomiast byłam jak myszka — na każde głośniejsze stuknięcie uciekałam do swojej norki i nie wychylałam się z niej. Od pierwszego dnia była dla mnie jak surowa nauczycielka.

Gdyby nie mąż, na pewno straciłabym zmysły

On uniemożliwił swojej matce, żeby robiła ze mną, co chce. Był dla mnie jak niezłomna skała. Raz przypaliłam kotlety, ale mimo że moja teściowa marudziła i narzekała, on z pokerową miną je jadł.

Są naprawdę dobre – mówił. – Nie ma problemu. Właśnie takie przypieczone lubię.

Jak można go było nie ubóstwiać? Pewnego razu podsłuchałam, jak powiedział teściowej:

– Kocham cię, mamo, ale moje uczucia do Zosi są tak samo silne! Nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Jeśli nie zmienisz swojego postępowania i się nie uspokoisz, przeprowadzimy się, a moja stopa już nigdy tu nie postanie! Ostrzegam cię.

Nieco później wyszliśmy na prostą. Być może dlatego, że nie mogłam przestać płakać. Andrzejek przyszedł na świat bardzo słaby, z problemami i niedotlenieniem... Przeżył zaledwie 3 miesiące. Potem na dłuższy czas odsunęłam się do mojego męża. Moja żałoba trwała ponad rok.

Zaczęłam wracać do rzeczywistości, kiedy wyprowadziliśmy się na swoje. Jak Jędrek zdobył to mieszkanie zakładowe – dowiedziałam się dopiero po wielu latach. Otóż za darmo odnowił cały dom dyrektora fabryki; zainstalował elektrykę, przeprowadził prace hydrauliczne i wiele innych rzeczy. Dlatego miał jego wsparcie... W domu praktycznie tylko spaliśmy.

Mimo to było nam wtedy naprawdę dobrze

Udało mi się zajść w ciążę po raz drugi i było to dla mnie błogosławieństwem. A kiedy urodziłam zdrową dziewczynkę, myślałam, że wszelkie trudności mamy już za sobą. Niestety, wtedy moja teściowa zaczęła chorować. Przeżyła udar, który kompletnie wykluczył ją z aktywnego życia. Co mieliśmy zrobić? Ponownie przeprowadziliśmy się do jej mieszkania, bo inaczej nie bylibyśmy w stanie zapewnić jej odpowiedniej opieki. Tym razem jednak, z myślą o naszej małej, zdecydowaliśmy się przenieść do większego pokoju, o powierzchni prawie 16 metrów kwadratowych. To, czego doświadczyłam wtedy z moją teściową, to taka historia, że nie jestem w stanie jej opisać słowami!

Często pragnęłam porzucić wszystko, wziąć dziecko i zniknąć w nieznane! Ale kiedy myślałam o jej nieszczęściu, o tym, jak jest biedna, zależna od innych, niezdolna do ruchu, te myśli znikały. Dopiero przed śmiercią stała się łagodniejsza i raz mi powiedziała:

– Jesteś mi bliższa od mojego biologicznego dziecka. Nie przypominaj mi moich błędów. Wybacz mi, moja droga.

Przez całą dekadę była sparaliżowana i cierpiała. Jak mogłam nie współczuć i nie przebaczyć? Kiedy odeszła, z głębi serca ją opłakiwałam...

Znowu nastały dobre chwile w naszym życiu. Ala wyrastała na mądrą, grzeczną i radosną dziewczynkę. Ja z kolei skończyłam kurs księgowości i znalazłam dobrze płatną pracę. Oszczędziliśmy trochę gotówki i po jakimś czasie w końcu udało nam się przenieść do naszego przestronnego, uroczego mieszkania. Życie wreszcie się do nas uśmiechało.

Nagle wszystko mogło się znowu zawalić

Mój ukochany mąż zaczął romansować z młodą panną, taką śliczną i pełną życia, jak wiosenny poranek. Nie miałam z nią żadnych szans!

– No cóż – powiedziałam do niego. – Nie będę toczyć o ciebie walki. Nie zamierzam cię zmuszać do bycia ze mną, bo i tak zdecydujesz się odejść, jeśli tego zapragniesz! Rób to, co uważasz za słuszne!

Nocami pozwalałam sobie na łzy, kiedy córka nie patrzyła. Dla niej zawsze byłam spokojną i zadowoloną mamą. Na pierwszy rzut oka w naszym życiu nie działo się nic nadzwyczajnego — mój mąż nie opuszczał domu, a ja nie zmuszałam go do odejścia. Wciąż spaliśmy w jednym łóżku, aby nasza mała nic nie podejrzewała. Mieliśmy duże łóżko, więc mogliśmy się nawet nie dotykać. Ta sytuacja utrzymywała się przez ponad pół roku... Nie starałam się odzyskać Jędrka — nie zrzuciłam ani kilograma, nie zmieniłam fryzury, nie poszłam do kosmetyczki, aby usunąć zmarszczki.

„Jaka jestem, taka jestem – to było moje motto. Jeżeli nie jest w stanie mnie wciąż kochać, to niech spada! Dam sobie radę, jakoś to przetrwam – powtarzałam w myślach”.

Naprawa tego, co między nami pękło, było dla mnie trudne, ale udało mi się. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę. Ale od razu zaznaczyłam, że w naszym życiu nie ma już miejsca na kolejny błąd i nie wybaczę mu ponownej zdrady. Mój mąż dobrze mnie zna i doskonale wie, jak by było...

Jędrek nigdy mnie nie zawiódł, niezależnie od sytuacji. Nawet wtedy, kiedy przechodziłam przez trudny okres menopauzy i bywałam dla najbliższych dość nieznośna. A także wtedy, gdy paradontoza zniszczyła mi zęby i wpadłam w depresję, przekonana, że nie założę protezy, że tego nie wytrzymam.

– Dasz radę, dasz radę... – uspokajał mnie Jędrek. – Jak zawsze trochę ponarzekasz, ale zaakceptujesz to. Poradzisz sobie, Zosiu. Wierzę w twoją siłę!

Po raz kolejny poczułam, że mam obok siebie niezłomne wsparcie. Kiedy los zacznie mocniej szaleć, wesprę się o męża i na pewno nie upadnę. On zawsze jest przy moim boku.

Nasza córka wyszła za mąż, doczekaliśmy się wnuczka, naszego drogocennego skarbu, naszej małej radości! Wyglądało na to, że od teraz będziemy żyć pod jasnym niebem, ale... coś znowu się pokrzyżowało!

Zaczęłam mieć problemy z sercem

Otwieram powieki i mimo słabego stanu, zwracam się do pielęgniarki:

– Czy mogłaby pani zawołać tutaj mojego męża? Nawet na krótki moment.

Wygląda na zmęczonego, pod oczami ma cienie, ale te oczy wypełnia czysta miłość. Był bardzo zatroskany.

– Spokojnie Zosiu, jestem ze wszystkim na bieżąco, rozmawiałem już z lekarzem.

Poprawia mi poduszkę, głaszcze moją rękę, a następnie na moment przykłada swój policzek do mojego.

– Wyzdrowiej – szepcze błagalnie. – Wróć do mnie. Nie potrafię bez ciebie żyć!

Reklama

Słowa, które wypowiedział, są dla mnie jak najcenniejszy dar na naszą koralową rocznicę ślubu! I są znacznie lepsze od jakiegokolwiek lekarstwa. Jestem ci wdzięczna, mój drogi mężu, za wszystkie lata, które wspólnie spędziliśmy! Za szczęście i za smutki również. Jestem ogromnie wdzięczna, że ze mną jesteś.

Reklama
Reklama
Reklama