„Świąteczny prezent zrujnował przyszłość bliskich. Fakt, że bratowa miała na boku gacha, to przy tym pikuś”
„Czułam, jak robi mi się gorąco. Patrzyłam na bratową. Stała jak sparaliżowana, jej usta poruszały się bezgłośnie. W tej chwili nie wyglądała na perfekcyjną gospodynię, tylko na kogoś, komu właśnie runął cały świat”.
- Redakcja
Święta Bożego Narodzenia zawsze były dla nas czymś wyjątkowym. Jak co roku, spotykaliśmy się u mojego brata. Jego dom tętnił ciepłem i śmiechem dzieci, a zapachy z kuchni mieszały się z aromatem świeżej choinki. Dla nas wszystkich to było coś stałego, niezmiennego, bezpiecznego.
– Magda! Wreszcie jesteś! – zawołał Daniel, otwierając mi drzwi. – Niech ja cię wyściskam!
– Daj mi najpierw zdjąć płaszcz! – powiedziałam wesoło.
Atmosfera była napięta
Choinka stała w kącie salonu, wysoka, zielona, przystrojona z niemal matematyczną precyzją. Światełka mrugały kolorowo, a pod gałęziami piętrzyły się paczki. Dzieci biegały wokół drzewka, nie mogąc doczekać się momentu, w którym dostaną zgodę na otworzenie prezentów.
Bratowa krzątała się w kuchni. Jak zawsze perfekcyjna, zawsze uśmiechnięta. To ona trzymała wszystko w ryzach: dom, święta, rodzinę. Patrzyłam na nią i brata z pewną zazdrością. Idealne małżeństwo, idealny dom.
– Daniel, pomóż mi z tym garnkiem, zaraz ryba się przypali! – zawołała Kasia.
Daniel ruszył do kuchni, a ja zostałam z dziećmi. Młodsze szkraby wypiekami na twarzach przyglądały się paczkom. Tylko Maks, najstarszy z nich, siedział z boku, wpatrując się w podłogę.
– Maks, co jest? – zagadnęłam, siadając obok niego.
– Nic – odpowiedział cicho. Nie podniósł głowy.
Coś wisiało w powietrzu, coś, czego jeszcze nie rozumiałam. Atmosfera była dziwnie napięta.
Rodzinny rytuał
Było już po kolacji. Bratowa stała w kuchni, układając na talerzach makowiec, a Daniel włączył kolędy. To był nasz rodzinny rytuał. Wtedy najmłodszy syn podbiegł do stołu z czymś w rękach.
– Tato! Święty Mikołaj zostawił jeszcze jeden list pod choinką! – krzyknął podekscytowany.
– Jaki znowu list? – Daniel zaśmiał się, spoglądając na małego. – To chyba dla ciebie, co?
– Nie, to dla was! – chłopiec podbiegł do niego z pomiętą kopertą.
Daniel wziął list, uśmiechając się pod nosem, jakby sądził, że to kolejny dziecięcy dowcip.
– No dobra, czytamy, co tam święty Mikołaj napisał – mruknął.
Kasia wciąż kroiła ciasto, nie zwracając na nas uwagi. Daniel rozdarł kopertę, rozłożył papier i zaczął czytać na głos.
– „Święty Mikołaj wszystko widzi, nawet to, czego nie powinno się zobaczyć. Mama całuje się z panem Jarkiem, kiedy tata jest w pracy. Maks to widział”.
Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Słowa Daniela zabrzmiały nienaturalnie, jakby czytał obcym głosem. Wszyscy zamarliśmy.
W oczach miał przerażenie
Kasia stanęła w drzwiach, a talerz z makowcem, który trzymała, wypadł jej z rąk i roztrzaskał się o podłogę.
– Co?! – krzyknęła, a jej twarz zrobiła się kredowobiała.
Brat siedział jak sparaliżowany, wpatrując się w kartkę. Nie mogłam oderwać wzroku od jego dłoni, które zaczęły drżeć.
– To jakiś żart?! – Kasia nie kryła oburzenia. – Dzieciaki, co to ma znaczyć?
– Mamo, my nic nie pisaliśmy! – z płaczem powiedział najmłodszy. W oczach miał przerażenie.
– Maks... – Daniel przerwał ciszę. Głos miał dziwnie niski, wręcz obcy. Spojrzał na swojego najstarszego syna. – Maks, chodź tu.
Cisza. Bratanek siedział z boku, skulony w fotelu, z nisko opuszczoną głową.
– Maks, do cholery, chodź tu! – Daniel ryknął, uderzając pięścią w stół.
Aż podskoczyłam, a młodsze dzieci zaczęły płakać. Maks powoli podniósł się z fotela i stanął przed ojcem, wciąż nie podnosząc wzroku.
– Ty to napisałeś? – spytał Daniel.
– Daniel, przestań! To niemożliwe! – Kasia próbowała interweniować, ale nikt jej nie słuchał.
Spojrzał na nią z furią
Maks milczał. W końcu kiwnął głową.
– Widziałem ich – powiedział cicho.
– Co? – wyszeptał Daniel. – Co ty powiedziałeś?
– Widziałem mamę i pana Jarka. Całowali się. Na kanapie. Wtedy, jak wróciłem wcześniej ze szkoły.
Czułam, jak robi mi się gorąco. Patrzyłam na bratową. Stała jak sparaliżowana, jej usta poruszały się bezgłośnie. W tej chwili nie wyglądała na perfekcyjną gospodynię, tylko na kogoś, komu właśnie runął cały świat.
– To nieprawda! – krzyknęła w końcu. – To jakiś absurd! Maks, dlaczego to napisałeś? Co ty sobie wyobrażasz?!
– Bo ty kłamiesz! – Maks uniósł głos. Spojrzał na nią z furią i bólem, który niemal przeszył mnie na wskroś. – Nie chciałem tego widzieć, rozumiesz? Nie chciałem!
– Kasia, ty... – Daniel spojrzał na żonę, jego twarz była nie do poznania.
– To nie tak... – zaczęła Kasia, ale on gwałtownie podniósł się od stołu.
– Nie tak? A jak?! – ryknął.
Dzieci zaczęły płakać jeszcze głośniej. Wstałam i próbowałam je uspokoić, ale sama czułam się bezradna.
– Wszyscy do swoich pokoi! Już! – wrzasnął Daniel, a młodsze dzieci, szlochając, pobiegły na górę. Maks stał w miejscu.
Daniel odwrócił się do żony. Patrzył na nią z takim bólem i gniewem, że ledwo mogłam na to patrzeć.
– Jak mogłaś? – wyszeptał. – Jak mogłaś to zrobić naszej rodzinie?!
Kasia próbowała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle.
– Daniel... proszę...
– Zamknij się – syknął przez zaciśnięte zęby.
Patrzyłam na nich, nie wiedząc, co robić. W moim głowie wciąż brzmiały słowa bratanka. Mama całuje się z panem Jarkiem.
Głos drżał mu z wściekłości
Najstarszy chłopiec stał pośrodku salonu. Nikt nie zwracał na niego uwagi.
– Maks...
– Chciałem, żeby to się skończyło – wyszeptał, patrząc na mnie z ogromnym smutkiem.
Przytuliłam go. On jeszcze nie wiedział, że to dopiero początek dramatu.
Po chwili Daniel zamknął się z Maksem w pokoju. Próbowałam czymś zająć myśli, ale i tak słyszałam każde słowo dobiegające zza drzwi.
– Maks, powiedz mi prawdę! – krzyknął Daniel. – Co widziałeś?
– Już ci mówiłem! – odpowiedział Maks, prawie płacząc. – Widziałem mamę z panem Jarkiem. Całowali się.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś wcześniej?
– Bo bałem się... że nikt mi nie uwierzy – wyszeptał Maks.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Brat wyszedł blady, jakby stracił wszystkie siły.
Zdradziłaś mnie!
Kasia siedziała w kuchni, blada, z pustym wzrokiem wbitym w stół. Daniel stał nad nią, zaciśnięte pięści opierał o blat.
– Chcę usłyszeć to od ciebie. Czy to prawda? Ty i Jarek? – warknął.
– Daniel... To było tylko... – zaczęła, ale przerwał jej wymuszony śmiech brata.
– Tylko co? Głupia pomyłka? Przelotna chwila? Maks wszystko widział! Zdradziłaś mnie! Zdradziłaś nasze dzieci! – jego głos drżał od wściekłości.
– To nie miało znaczenia! – krzyknęła w końcu, łamiącym się głosem. – Byłam samotna, rozumiesz?! Ty zawsze byłeś w pracy, ja...
– Więc poszłaś do Jarka?! – wycedził, unosząc ręce w geście bezsilności.
Zerknęłam na schody. Maks stał w półcieniu, słuchając każdego słowa.
– Wynoś się stąd – warknął Daniel.
– Daniel, proszę, musimy porozmawiać... – szepnęła.
– Nie chcę cię widzieć. Wyjdź! – powiedział stanowczo brat.
– A dzieci? – wyszeptała.
– Zostają ze mną – odparł twardo.
Patrzyłam, jak Kasia unosi się z krzesła i powoli, jakby w transie, idzie na górę. Chwilę później zeszła z walizką. Nikt się nie odezwał, gdy zamknęła za sobą drzwi.
Daniel oparł się o ścianę i osunął na podłogę.
– Przepraszam, tato... – wyszeptał chłopak.
Daniel spojrzał na niego, przyciągnął go do siebie i przytulił.
– To nie twoja wina, synu. To nie twoja wina...
Wiedziałam, że tej rodziny nie da się poskładać z powrotem.
Tata mnie nienawidzi
Maks zamknął się w swoim pokoju. Zapukałam, zanim otworzyłam drzwi. Siedział na łóżku, z nogami podciągniętymi pod brodę. W jego oczach nie było już dziecięcej niewinności, tylko coś, co nie powinno znajdować się w spojrzeniu dziecka: żal i poczucie winy.
– Wszystko w porządku? – zapytałam cicho, siadając obok niego.
– Nic nie jest w porządku – wyszeptał. – Wszystko zepsułem. Gdybym nic nie napisał... może wszystko byłoby jak dawniej.
– To nie twoja wina. – Delikatnie położyłam mu rękę na ramieniu. – Dorośli popełniają błędy. Duże błędy. Ale to nie ty je naprawiasz.
– Ale to ja to zacząłem! Myślałem, że jak tata się dowie, to... mama przestanie. Że znów będzie jak dawniej.
– Chciałeś dobrze – powiedziałam cicho. – Tylko to wszystko jest skomplikowane. To, co się stało, nie zależy od ciebie. Nie możesz brać na siebie winy za coś, na co nie masz wpływu.
Maks spojrzał na mnie z rezygnacją.
– Tata mnie nienawidzi? Bo to przeze mnie...
– Nie nienawidzi cię. Jest teraz wściekły, zraniony, ale to nie twoja wina. Poradzą sobie, zobaczysz. Tylko czasami potrzeba czasu, żeby coś zrozumieć.
Przytuliłam go, a on rozpłakał się na dobre. W tej chwili stracił coś, czego już nigdy nie odzyska: dzieciństwo.
Magda, 23 lata