„Swoją matkę poznałam dopiero po jej śmierci. Wśród tony bibelotów i niepotrzebnych rzeczy znalazłam jej pamiętnik”
„Usiadłam w fotelu z pamiętnikiem na kolanach. Co spodziewałam się w nim znaleźć? Nie oczekiwałam sensacji, a jedynie uwag na temat mijających dni i codziennych kłopotów. Pomyliłam się. To był pamiętnik, w którym mama notowała swoje przeżycia ściśle powiązane z jej uzdolnieniami parapsychicznymi”.

- Magdalena, 32 lata
Była bardzo dobrym człowiekiem
Odkąd pamiętam, o mojej mamie ludzie zawsze mówili, że jest czarownicą. Nie miało to jednak żadnego złego czy złowrogiego wydźwięku. Może dlatego, że mama pomagała każdemu, kto zwrócił się do niej o pomoc i radę. Kilka razy próbowałam wyciągnąć od członków mojej rodziny, jak to się stało, że mama widziała przyszłość albo kontaktowała się ze zmarłymi, lecz za każdym razem mnie zbywali:
– Przyjdzie taki czas, Magdusiu, kiedy o wszystkim się dowiesz – słyszałam.
Tak więc dorastałam, kończyłam szkoły, potem studia, następnie wyjechałam z mężem za granicę, gdzie na kilka lat zamieszkaliśmy. Zimą, rok po naszej przeprowadzce nieoczekiwanie otrzymałam wiadomość z Polski, że mama nie żyje. Przyjechałam do kraju na pogrzeb i żeby uporządkować sprawy rodzinne. Nie miałam rodzeństwa, a ojciec odszedł od nas, gdy miałam niecałe pięć lat.
Po załatwieniu wszelkich formalności i po ceremonii pochówku zajęłam się porządkowaniem dokumentów rodzinnych. Wśród papierów i listów znalazłam gruby zeszyt oprawiony w skórę. Przerzuciłam szybko jego kartki. Prawdopodobnie był to pamiętnik, ponieważ pod datami dostrzegłam dłuższe i krótkie notatki. Postanowiłam zabrać go ze sobą i przeczytać w wolnej chwili.
Zdziwiłam się tym, co przeczytałam
Miesiąc później, zimą, kiedy mąż wyjechał w sprawach służbowych, a ja miałam akurat wolny weekend, usiadłam w fotelu z pamiętnikiem na kolanach. Co spodziewałam się w nim znaleźć? Nie oczekiwałam sensacji, a jedynie banalnych uwag na temat mijających dni i codziennych kłopotów. Pomyliłam się. To był pamiętnik, w którym mama notowała swoje przeżycia ściśle powiązane z jej uzdolnieniami parapsychicznymi.
Już jako dziecko wiedziała, że jestem inna. Czasami widziała w swoim pokoju jakichś obcych ludzi. Stali obok łóżka i gapili się na nią. Mówiła o tym mamie, ale ona twierdziła, że to dziecięca wyobraźnia podsuwa mi obrazy, których nie ma. Kiedy jednak po śmierci babci zobaczyła ją pewnej nocy na krzesełku w swoim pokoju, wiedziała, że to nie są przywidzenia.
W pierwszej chwili przestraszyła się na jej widok. Jednak babcia powiedziała, żeby się nie bała, bo nic jej nie grozi. Ona tylko przyszła ją prosić, żeby nie mówiła innym o swoich uzdolnieniach.
– Dziecko, tak będzie lepiej, bo przecież nikt ci nie uwierzy – usłyszała babciny głos. – Zaczną traktować cię jak wariatkę. Pamiętasz panią Eulalię? Wszyscy ją wyśmiewali, a ona tylko płakała.
Potem babcia zniknęła, a ona pomyślała, że pani Eulalia, zwana Elą – sąsiadka mieszkająca piętro wyżej – była wyśmiewana, bo poprzestawiały się jej klepki w głowie i nosiła sukienki, które szyła z kolorowej krepiny.
Mimo wszystko posłuchała babcinej rady. Milczała, żeby nie narażać się na wrogie spojrzenia. Z czasem też przyzwyczaiła się do niespodziewanych wizyt ludzi, którzy nie należeli do tego świata. .
Tych historii było wiele
Chociaż babcia radziła, żeby nikomu nie wspominała o swoich uzdolnieniach, czasami nie mogła milczeć. Bywało, że zmarli prosili ją, żeby komuś o czymś powiedziała albo kogoś ostrzegła. Tak było na przykład pewnego dnia, kiedy szła do pracy. Na jej drodze nieoczekiwanie stanął mężczyzna, który błagał ją, żeby weszła do najbliższego salonu fryzjerskiego i powiedziała rudowłosej kobiecie, że chociaż spotka ją nieszczęście, to Henryk jej pomoże i wszystko dobrze się skończy.
Z pewnym wahaniem spełniła tę prośbę. Weszła do fryzjera i zobaczyła rudowłosą kobietę w średnim wieku. Podeszła do niej i powtórzyła to, co usłyszała. Tamta osłupiała. Nie wydała z siebie głosu, tylko patrzyła oczami rozszerzonymi z przerażenia. Spieszyło jej się, więc rzuciła na koniec „Przepraszam” i wyszła z zakładu.
Często miałam świadomość, że mijające ją kobiety są w ciąży, chociaż one same jeszcze nie zdawały sobie z tego sprawy. Nie mówiła im jednak prawdy, którą wkrótce miały same poznać – nie było powodu. Zrobiła to tylko raz. Chodziło o jej znajomą jeszcze z lat szkolnych. Słyszała o niej, że często nadużywa alkoholu.
Wpadły na siebie, kiedy akurat wychodziła ze sklepu monopolowego. Powiedziała jej wtedy, że jest w ciąży i urodzi ślicznego synka, z którego kiedyś będzie bardzo dumna. Stanie się tak jednak tylko wówczas, jeśli od tego momentu przestanie pić. Jeżeli zaś tego nie zrobi, dziecko urodzi się chore i umrze po kilku latach, a ona już nigdy się nie wydobędzie ze straszliwej rozpaczy.
Czytając pamiętnik mamy, w wielu miejscach odnajdywałam swoje imię. Mama zwracała się do mnie, jakby owe zapiski były rozmową, której nie zdążyłyśmy ze sobą przeprowadzić. Wszystkie lata swojego zawodowego życia przepracowała w domu opieki jako animatorka życia kulturalnego. W rzeczywistości była osobą od wszystkiego, w tym również od utrzymywania porządku i czystości w pokojach pensjonariuszy. To na nią spadał też obowiązek usunięcia z pokojów rzeczy, które należały do zmarłych. Tamten okres również opisała w pamiętniku.
Mama spełniała prośby
Pewnego dnia, gdy układała w pudełkach książki, które pozostawiła 80-letnia pani Kazia, nagle ujrzała ją na krześle. W pierwszej chwili staruszka była zdziwiona, że zabiera jej książki. Kiedy wyjaśniła, dlaczego to robię, na chwilę jakby posmutniała. Dopiero w tamtym momencie zdała sobie sprawę, że świat, w którym dotąd żyła, wkrótce opuści na zawsze.
– Nie spodziewałam się, że moje życie tak szybko przeminie... – powiedziała.
Dowiedziała się od niej, że w ciągu ostatnich kilku lat związała się uczuciowo z mieszkającym na pierwszym piętrze panem Wacławem. Oboje nie mówili nikomu o swoim uczuciu, żeby nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji. Jednak teraz pani Kazimiera mi o tym wspomniała, bo miała prośbę...
Chodziło jej o to, żeby koniecznie zaprowadziła pana Wacława do lekarza, gdyż w niedawne skaleczenie, które on lekceważy, wkrótce wda się paskudne zakażenie. A to już skończy się tragicznie. Zeszła zatem piętro niżej, do pana Wacława, i spytała, czy przypadkiem niedawno się nie skaleczył. Kiedy zaprzeczył, opowiedziała mu o dziwnej wizycie pani Kazimiery i o tym, że ona nadal bardzo się o niego martwi. Wtedy okazało się, że niedawno rozharatał sobie na gwoździu palec u lewej nogi. Rana bolała, ale po zażyciu proszków przeciwbólowych pan Wacław nawet schodził na posiłki. Uważał, że nie ma się czym martwić. Dzięki interwencji lekarza zapobiegli zakażeniu.
W pamiętniku mamy przeczytałam też inną wzruszającą historię. Na tym samym piętrze co pani Kazimiera mieszkała inna samotna staruszka... Kiedyś, a było to w środku zimy, pani Roma bardzo zachorowała. Nie miała nikogo bliskiego, więc często do niej zaglądała. Pewnego wieczoru, gdy za oknem wył wiatr i szalała śnieżyca, a ona siedziała przy łóżku pani Romy i robiła zimne okłady na jej głowę rozpaloną gorączką, do pokoiku wszedł jakiś młodzieniec. Jego postać otaczał szary woal…
Ku jej zdumieniu pani Roma uśmiechnęła się i powiedziała:
– Synku... Kochanie moje najdroższe…
W malignie zobaczyła swoje dziecko, które przyszło ją odwiedzić. Po pewnym czasie, kiedy starsza pani już wyzdrowiała, zaprosiła ją do swojego pokoju. Była jakaś nieswoja, zakłopotana. Widziała, że nie umie sobie poradzić z doborem odpowiednich słów, ale ja od razu domyśliłam się, o co chce mnie zapytać. Sama więc potwierdziła, że kiedy pani Roma leżała chora, do jej pokoju przyszedł pewien młody człowiek. Zgodnie z prawdą powiedziała też, że od tamtej pory co wieczór młodzieniec ją odwiedza i siada obok łóżka. Starsza pani się ucieszyła, że nie jest już samotna!
Zostawiła wiadomość dla mnie
Na ostatnich kartkach pamiętnika mama napisała do mnie:
Zanim dowiesz się, dlaczego ci o tym wszystkim opowiadam, chcę jeszcze wspomnieć o dwóch ważnych faktach. Pewnego dnia na ulicy spotkałam kobietę, która niemal rzuciła mi się na szyję. To była tamta osoba z salonu fryzjerskiego, której – jak się okazało – przekazałam wiadomość, że jej nieżyjący mąż pomoże jej wrócić do zdrowia po poważnym wypadku. Powiedziała, że gdyby nie ja, kompletnie by się załamała, bo lekarze nie dawali jej szans na odzyskanie pełnej sprawności. A jednak udało się! I kolejna sprawa. Opowiadałam o znajomej z dzieciństwa, na którą natknęłam się przed monopolowym. Spotkałam ją potem na spacerze z dzieckiem. Skończyła z piciem, urodziła pięknego synka. Ona także wyznała, że jej życie zmieniło się dzięki temu, co wtedy ode mnie usłyszała. Pomogłam wielu osobom i nie ma tu miejsca, żeby o wszystkich pisać. Nie mówię tego po to, żeby się chwalić. Chcę tylko pokazać, że dobrze spożytkowałam dar, który dostałam od niebios, i że ważne jest, żeby tak właśnie robić. Kiedy będziesz czytać te słowa, w twoim brzuchu rozwijać się zacznie nowe życie. Urodzisz córkę. Dasz jej na imię Teresa. Ona przejmie po mnie i imię, i mój dar. Bądź dla niej dobra. Kiedyś pokaż jej ten pamiętnik. Chcę, żeby wiedziała, że ów dar zmieni się w przekleństwo, jeśli ona nie zrozumie drogi, którą powinna kroczyć przez resztę życia. Ty musisz Tereni w tym pomóc.
Oczywiście nie miałam pojęcia, że jestem w ciąży. Dziewięć miesięcy później urodziła się Terenia.