„Sylwestra spędziłem z rodzicami, oglądając stare kabarety. Przez to, co zrobił mój tata, wcale nie było mi do śmiechu”
„Kiedyś myślałem, że najgorsze to czuć złość, ale to nieprawda. Najgorsza jest obojętność. Taka, co wlewa się w ciebie powoli, aż już nic nie czujesz. Nie chciałem dziś żadnych fajerwerków, żadnych gości. Chciałem, tylko żeby ten dzień się skończył, ale nie skończył się tak, jak planowałem”.

- Redakcja
Kiedyś Sylwester coś dla mnie znaczył. Była ekscytacja, odliczanie, to uczucie, że zaczyna się coś nowego. Teraz? To po prostu kolejny wieczór. Taki sam jak wczoraj jak tydzień temu. Tylko więcej błyskotek w telewizji. Mam 22 lata i znów mieszkam z rodzicami. Studia rzuciłem, Marta odeszła. Wróciłem do pokoju, który wygląda tak samo, jak wtedy, gdy miałem 17 lat. Tylko ja jestem inny. Albo po prostu pusty.
Siedzimy we trójkę przed telewizorem. Ojciec w dresie, matka w grubym swetrze. Oglądamy stary kabareton z lat 90. Ojciec chichocze, mama co chwilę mówi: „O, pamiętasz to?”. Ja tylko przytakuję. Kiedyś myślałem, że najgorsze to czuć złość, ale to nieprawda. Najgorsza jest obojętność. Taka, co wlewa się w ciebie powoli, aż już nic nie czujesz. Nie chciałem dziś żadnych fajerwerków, żadnych gości. Chciałem, tylko żeby ten dzień się skończył, ale nie skończył się tak, jak planowałem. Bo tego wieczoru coś się wydarzy. Coś, co sprawi, że nic już nie będzie takie samo.
Nie chodziło już o kłótnię
– Co oni się tak drą, jakby to było śmieszne – mruknął ojciec, krzywiąc się na kabaret. – Kiedyś to przynajmniej było o czymś. Teraz wszystko na jedno kopyto. Młodzi to już w ogóle nie mają poczucia humoru.
Zrobiło mi się gorąco.
– To nie o kabaret chodzi, nie? – powiedziałem spokojnie. – Tylko o mnie.
– Nie wkładaj mi słów w usta – odburknął. – Po prostu stwierdzam fakt. Siedzicie z tymi nosami w telefonach, obrażeni na cały świat.
– Może dlatego, że nikt nas nie słucha? – podniosłem głos. – A jak tylko się odezwiemy, to zaraz gadka, że mamy nosy w telefonach. Fajnie.
Ojciec spojrzał na mnie zimno. W oczach miał ten znajomy błysk, co zawsze, gdy coś powiedziałem „za dużo”.
– Może i nie jestem twoim synem – wyrzuciłem nagle. – Skoro tak bardzo się mną brzydzisz!
Zapadła cisza. Ojciec zbladł. Twarz mu stężała. Jakby ktoś wyłączył mu wszystkie emocje jednym kliknięciem. Matka spojrzała raz na niego, raz na mnie.
– Kacper, co ty mówisz... – zaczęła, ale przerwałem jej ruchem ręki.
Coś było nie tak. Nie chodziło już o kłótnię. Ojciec nie wyglądał, jakby był wkurzony. On był... przestraszony? Nie, to coś więcej. Jakby usłyszał coś, czego się nie spodziewał. Coś, co znał, ale chciał o tym zapomnieć. Nie odezwał się już do końca programu. Wyszedł do kuchni i długo go nie było. A ja siedziałem na kanapie z dziwnym ciężarem w brzuchu. W mojej głowie powoli rodziło się pytanie, które do tej pory nigdy się nie pojawiło: dlaczego tak zareagował?
Ukrywali coś przede mną
Czekałem, aż matka zmyje kubki po kolacji. Patrzyłem, jak opłukuje każdy z nich jakby automatycznie, z głową spuszczoną, jakby myślami była gdzie indziej.
– Mamo – powiedziałem cicho.
Nie spojrzała.
– Co się stało ojcu? – zapytałem. – Przecież widziałaś, jak zareagował.
– Zrobiłeś mu przykrość. Powiedziałeś coś bardzo raniącego – odparła, odkładając ostatni talerz.
– To nie była normalna reakcja – naciskałem. – Blady, zamilkł, jakby zobaczył ducha. Coś jest nie tak.
Wtedy spojrzała na mnie. Jej twarz była spięta. Jakby walczyła ze sobą, czy mi odpowiedzieć, czy nie.
– On zawsze taki był – rzuciła po chwili. – Nie lubi kłótni, zamyka się w sobie.
– Mamo, proszę. Nie udawaj. Coś ukrywacie. Przecież widziałem. To nie była reakcja na zwykłą kłótnię.
– Kacper, nie rób sceny – próbowała się uśmiechnąć, ale głos jej zadrżał. – Nic nie ukrywamy. Naprawdę.
– Mam dwadzieścia dwa lata. Nie mam prawa wiedzieć, co się dzieje w mojej własnej rodzinie?
– Przestań – powiedziała ostrzej, niż się spodziewałem. – Przestań, dobrze?
Patrzyliśmy na siebie. Ona z tą dziwną mieszanką strachu i złości w oczach. Ja z czymś, czego sam nie umiałem nazwać.
– Jeśli nie powiesz mi prawdy, sam ją znajdę – rzuciłem i wyszedłem z kuchni.
Zostawiłem ją z garściami piany na dłoniach. Stała jak sparaliżowana. Coś było nie tak. To czułem już całym ciałem. A najgorsze było to, że chyba wiedziała, że w końcu się dowiem.
Ręce drżały mi ze złości i strachu
Była prawie druga w nocy, kiedy obudziło mnie pragnienie. Poszedłem po wodę do kuchni. Kroki starałem się stawiać cicho, ale i tak coś usłyszałem. Ciche głosy z dołu. Zatrzymałem się na schodach.
– Musimy w końcu z tym skończyć – to ojciec. Mówił szybko, szeptem, ale z naciskiem. – On coś wyczuwa, Agnieszka. Zresztą, sama słyszałaś, co powiedział.
– Nie chcę go stracić – odpowiedziała matka. Głos miała załamany, prawie płaczący. – On jest moim dzieckiem.
– Ale prawdy już się nie da dłużej ukrywać – powiedział ojciec.
Zesztywniałem. Zszedłem dwa stopnie niżej, na palcach. Ich głosy były wyraźniejsze.
– Gdyby nie rzucił tego zdania… „Może i nie jestem twoim synem”… – szepnęła matka. – To przecież nie przypadek, że tak powiedział. To... jakby coś przeczuwał.
– Musimy mu powiedzieć – odparł ojciec. – On zasługuje na prawdę. Chociaż tyle mu jesteśmy winni.
Otworzyłem drzwi kuchenne bez pukania. Stanęli jak oparzeni. Matka odruchowo zakryła usta dłonią.
– Za późno – powiedziałem spokojnie. – Już wiem, że coś ukrywacie. Macie pięć minut, żeby mi wszystko wyjaśnić. Albo sam to z was wyciągnę.
Ojciec spojrzał na matkę. Ona skinęła ledwo zauważalnie głową. Usiadłem przy stole. Ręce drżały mi ze złości i strachu.
– Kacper – zaczął ojciec – nie jestem twoim biologicznym ojcem.
W mojej głowie rozległ się huk. A może bardziej trzask. Jakby coś we mnie pękło.
Jej oczy były pełne łez
– To... jakiś żart? – wydukałem.
– Nie – odpowiedziała matka cicho, siadając naprzeciwko mnie. – Pamiętasz, jak kiedyś wspominałam o Dorocie? Mojej koleżance z pracy…
Skinąłem głową.
– Dwadzieścia trzy lata temu, w Sylwestra... pokłóciliśmy się z Andrzejem. Źle się wtedy między nami układało. Miałam wrażenie, że wszystko się rozpada. Dorota zaprosiła mnie do siebie, na imprezę. Tam był też Marek. Mój chłopak sprzed lat.
Mówiła to cicho, z zawstydzeniem. Ja siedziałem sztywny, jakbym był z kamienia.
– Rozmawialiśmy. Byłam zła, rozbita... i po prostu się to stało. Nigdy więcej go nie widziałam. Kilka miesięcy później dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
– I powiedziałaś tacie, że to jego dziecko? – zapytałem.
Nie odpowiedziała od razu. Jej oczy były pełne łez.
– On już mi wtedy wybaczył. Chciał naprawić to, co było między nami. A ja... po prostu milczałam. Nie zapytał. Może nie chciał wiedzieć. Może się domyślał.
Poczułem, jak coś mnie ściska w środku. Nogi miałem jak z waty. Wstałem.
– Czyli całe moje życie było jednym wielkim kłamstwem – powiedziałem i wyszedłem. Trzasnąłem drzwiami.
Szłam przed siebie, bez celu. Miasto spało. A ja miałem wrażenie, że właśnie straciłem grunt pod nogami. Nie wiedziałem, kim jestem. Ani do kogo należę.
Zostałem z pustką w sercu
Wróciłem do domu dopiero po szóstej rano. Cicho wszedłem, wyjąłem stary album ze zdjęciami i znalazłem numer do Doroty zapisany na odwrocie jednej z kartek. Po godzinie stałem już pod jej drzwiami.
– Kacper? – otworzyła zaskoczona, jeszcze w szlafroku. – Co się stało?
– Musimy porozmawiać. Chodzi o Marka – powiedziałem bez wstępów.
Dorota zbladła.
– Wejdź.
Usiedliśmy w kuchni. Pachniało kawą i starymi meblami.
– Twoja mama... powiedziała ci wszystko?
– Tak. Potrzebuję wiedzieć, kim on był. Co się z nim stało? Kim był mój ojciec?
Dorota westchnęła ciężko.
– Marek był... wolnym duchem. Nigdy nigdzie na długo. Miał pomysły, z których połowa kończyła się katastrofą. Po tamtym Sylwestrze... nie widziałam go więcej. Powiedział, że jedzie do Trójmiasta, coś związanego z muzyką. Pociąg, jedna torba i tyle.
– I co? Zniknął?
– Tak. Nikt go nie szukał, bo nikt go nigdzie nie zakotwiczył. Nie zostawiał śladów, nie używał mediów społecznościowych. Taki był.
Patrzyłem na nią bez słowa.
– Nie wiem, czy żyje. Może tak, może nie. Może siedzi teraz w jakiejś knajpie i gra na gitarze za napiwki.
– A może już go nie ma – dodałem cicho.
Zamilkliśmy.
Wyszło na to, że przyszedłem po ojca, a wyszedłem z pustką. Bez imienia, bez twarzy. Bez niczego.
Kacper, 22 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Utknęłam z facetem mdłym jak karp w galarecie. Oświadczył mi się w wigilię, bo tak mu mamusia kazała”
- „Po 15 latach wróciłam ze Szkocji do kraju, bo tęskniłam za ojczyzną. Niestety Polacy nie przyjęli mnie zbyt ciepło”
- „Choć mam 70 lat to nie jestem za stara na przygody. Los sprawił, że w starej windzie poczułam się jak nastolatka”