„Syn był czarną owcą i miał ciężki charakter. Sprowadza na siebie nieszczęście, a ja muszę cierpieć”
„Ledwie otrząsnęłam się z tej tragedii, a spadła na mnie kolejna. Radek. Miał wypadek, szedł po imprezie, potrącił go jakiś kierowca. Syn długo leżał w szpitalu, nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie”

- Zofia, 65 lat
Tak się kiedyś żyło
Radek był moim czwartym dzieckiem. Pozostałe mi się udały, ale on? Sama nie wiem. Czy popełniłam jakiś błąd? Wcześniej urodziłam Łukasza, Krysię i Roberta, potem jeszcze Małgosię. Dzisiaj ludzie krzywo by na mnie patrzyli. Tyle dzieci? To nie do pomyślenia! Teraz praca się liczy, kariera i wygoda. Jedno dziecko, no, co najwyżej dwoje i koniec. Jedynie patologia ma ich więcej.
I może jeszcze by mówili, że na te całe pięćset plus poleciałam. Ale wtedy nie było ani pięćset plus, ani nic. A dzieci się rodziło dużo i się jakoś radę dawało. I nikt nie narzekał, jak trzeba było, to dziecko klapsa dostało i nikt nie robił z tego powodu problemu. Nas w domu czworo było. Mieszkałam na wsi, biedę rodzice mieli, w gospodarstwie trzeba było robić, ale człowiek nie narzekał. Rano doiło się krowy, potem szło do szkoły parę kilometrów.
Po szkole świnie musiałam oporządzić. A latem to jeszcze sianokosy, żniwa i zbieranie ziemniaków. Nawet nie pomyśleliśmy, żeby rodzicom pomocy odmówić. Nie było co dyskutować, oni nawet nas nie pytali. Takie były nasze obowiązki i już. A niech by któryś marudzić zaczął, to już ojciec sobie z nim inaczej rozmawiał.
Wpadł mi w oko na żniwach
Mańka poznałam właśnie w żniwa. Przyjechał z sąsiedniej wsi pomagać wujkowi, który zaniemógł po zawale. A że dzieci nie miał, to chrześniak musiał go poratować. Młody, robotny, nawet ładny był. Wszystkie się w nim trochę podkochiwałyśmy, bo te nasze chłopaki ze wsi to nam już zbrzydły. Ale to moich rodziców pole było zaraz przy ziemiach jego wuja, więc to ja miałam najwięcej szans i możliwości, by się z nim bliżej poznać. I tak się zapoznaliśmy, że na wiosnę ślub musiał szybki być, bo byłam już w ciąży z Łukaszem.
Miałam wtedy 19 lat, więc rodzice wielkiej tragedii nie robili. Kiedyś to inne czasy były i kobiety w tym wieku zazwyczaj za mąż wychodziły. A że Maniek też ze wsi był i roboty w gospodarce się nie bał, to już w ogóle nie narzekali. Ale ślub być musiał. Z brzuchem chodzić i bez męża, to by nie przeszło. Po ślubie zamieszkaliśmy u tego wuja. Maniek w gospodarce robił i nieraz się przy murarce najmował do pomocy, żeby dorobić. Ja zajmowałam się domem i dziećmi, a dość szybko mieliśmy ich już trójkę.
Maniek nie był złym mężem, nie mogłam narzekać. Czasem pił, jak to na wsi. W gospodarce i murarce wszyscy piją. Ale nie bił nas, nie awanturował się, pieniądze przynosił, w niedzielę do kościoła z nami chodził. Żyliśmy razem w zgodzie. Jak zaszłam w czwartą ciążę, zaczęłam się martwić. Dzieci dużo, to i wydatków więcej. Miałam 30 lat, wiedziałam, że mogę jeszcze być w ciąży, jednak łudziłam się, że mi się już nie przytrafi. Ale Maniek mnie uspokajał, że nie my pierwsi i nie ostatni, i że jedzenia nam z ziemi i gospodarki nie zabraknie, a na resztę to już on zarobi.
– Jestem w końcu głową rodziny, a nie jakimś tam chłystkiem! – żachnął się.
Dumna z niego nie raz byłam, że taki jest honorowy i zawzięty. I że staje murem za mną. Jak sąsiadka w trzecią ciążę zaszła, to mąż jej po pijaku naubliżał, że pewno listonosza albo kogo innego. Bo kto to widział tak ciąża za ciążą. A mój Maniek głowę wysoko zadzierał, że kolejne dziecko będzie mieć.
Mieliśmy całą gromadę dzieci
Tej samej zimy, co urodził się Radek, umarł wuj Mańka. Nawet żeśmy trochę odetchnęli. Pewno, że szkoda było. Ciocia płakała, ja z nią, i Maniek nawet łezkę po kryjomu wycierał. Ale wuj schorowany już był, trzeba było koło niego wszystko robić. A ja na koniec ciąży już nie mogłam cioci Jadzi tyle pomagać, co wcześniej. Sama musiała się męczyć. I przypłaciła tę chorobę męża własnym zdrowiem. Zaniedbała się, zaczęła chorować. Grypa za grypą, zapalenie płuc, jakieś bakterie. Po kilku miesiącach i ona umarła.
A ja pięć lat później jeszcze Małgosię, piąte dziecko, urodziłam. Już nie płakałam, wiedziałam, że mogę liczyć na Mańka. A czy to grzech dzieci mieć? Widać tak chciał Bóg. Staraliśmy się dobrze dzieci wychować. Maniek ich nie bił, ale krótko trzymał. Bały się go, jak tylko spojrzał, to po kątach się chowały. Grzeczne były i ułożone, nie pyskowały i się uczyły. Do kościoła co niedzielę chodziły. A jak porosły, każdy w co inne poszedł.
Łukasz, z pomocą ojca, pobudował dom. Ożenił się z Moniką, dziewczyną z sąsiedniej wsi i założył firmę budowlaną. Dobrze mu się wiedzie, nie narzeka. Dzisiaj sam ma trójkę dzieci i nawet wnuka już ma! Monika domem oporządza, wnukiem się zajmuje. A on dalej w swojej firmie.
Krysia wyjechała do miasta, chciała się uczyć, studiować, to jej nie bronili. Nawet jej pomogliśmy, ileśmy mogli. Panią nauczycielką teraz jest, od polskiego. Męża ma, Romana. On w jakiejś firmie pracuje, w biurze. Z teczkami zawsze chodzi i dokumentami, nawet jak do nas przyjeżdżają, to telefony z pracy odbiera. Chyba ważny jest, ale zapracowany, pewnie dużego pożytku to Krysia z niego nie ma. Syna tylko jednego mają, Michałka. Za rok już osiemnaście lat będzie miał! Ja tam uważam, że jedno dziecko to za mało. Dwójka co najmniej, ale nie będę się młodym wtrącać. Mówią, że więcej nie chcieli. A może nie mogli? Bo Krysia zawsze mówiła, że dwójkę chce. A potem tylko Michał i nic. Nie pytałam, bo to może kłopotliwy temat dla nic.
Czasami mieliśmy z nimi problemy
Robert na gospodarce u nas został. Ożenił się z Kasią, od sąsiada naszego. Ładna ona, owszem jest, ale leniwa. Nie nauczona wiejskiej roboty. Chyba mu tymi swoimi krótkimi spódniczkami i pomalowanymi ustami w głowie zawróciła. Ja mu mówiłam, że źle robi, ale uparł się, to co mu miałam zabraniać? Dzieckiem nie był. Dwóch synów mają. Ale kłócą się za dużo, ta Kasia to chyba się na gospodarkę nie nadaje. Ona to telefon, koleżanki, ten cały laptop jeszcze na kolanach. Nauczyła się, że ja obiad ugotuję, pranie wypiorę, poprasuję, izby posprzątam, tylko do ich sypialni nie chodzę.
Nawet nie wiem, czy tam czysto jest. A Robert ręce sobie urabia, by im nic nie brakowało. Nie lubię tej Kasi. Ale co robić, to syn ją sobie wybrał i ja się wtrącać nie będę. Staram się jej w drogę nie wchodzić. Chociaż niejedną noc przez nią nie przespałam. Bo źle nie trafiła, do kieliszka to Robert tylko od wielkiego dzwonu zagląda, a i przy chłopakach pomoże, lekcje z nimi zrobi. I do obory żony nie zagania ani do roboty w polu nawet przy żniwach. Ech, nie docenia ta kobieta tego, co ma.
Małgosia też spędza mi sen z powiek. Chyba za stara już na to wszystko jestem, bo nie mogę zaakceptować jej postępowania. Wyszła za mąż, a po dwóch latach już się rozwodziła. Mówiłam jej, że za krótko tego Tomka znała. Na jakiejś dyskotece się poznali i za pół roku ślub. A nie musieli! A potem rach ciach i rozwód. Bo się nie dogadują. Maniek też to wszystko przeżywał, tylko ja wiem, ile nocy nie przespał. A ja razem z nim. A jeszcze po tym rozwodzie Gosia w świat pojechała, do Anglii. Już chyba sześć lat tam siedzi. Najpierw na zmywaku robiła, potem sprzątała w hotelach, a teraz w jakiejś fabryce pracuje. Nie w biurze, ale mówi, że się nie narobi. I że do kraju nie wróci, bo tu nic jej nie czeka.
Ma jakiegoś Dżona, nawet nie wiem, jak to się pisze! Razem mieszkają, a ślubu nie mają! I powiedziała, że na razie na pewno nie będą mieć. Bo po co? Już raz miała i źle na tym wyszła. Tak mi powiedziała! I dzieci też mieć na razie nie chce. Po świecie za to jeżdżą, w Turcji byli i Egipcie, a teraz nawet do Meksyku chcą jechać! Ja tam nie będę im się wtrącać, ale tyle się teraz słyszy o tych wszystkich zamachach, wybuchach. A ona nie dość, że mieszka w Anglii, to jeszcze w takie niebezpieczne miejsca jeździ. I rzadko tu przyjeżdżają, dwa razy do roku, czasem trzy.
On jest czarną owcą
No i Radek… Przy nim popełniłam chyba najwięcej błędów, coś przeoczyłam, coś zepsułam. Ale kiedy patrzę wstecz, nie mogę zauważyć, kiedy. Traktowałam go tak samo, jak pozostałe dzieci. Czemu więc coś się nie udało? W szkole uczył się przeciętnie, nie był orłem, ale przechodził z klasy do klasy bez problemów. Z zachowaniem też różnie bywało, jak to u chłopca, ale w granicach normy.
Czasem się z kimś poszarpał, czasem pokłócił, w starszej klasie zdarzało się, że sobie zawagarował. Może wtedy powinno mnie to zaniepokoić? Ale Łukasz i Robert też czasem wagarowali, wracali z podbitym okiem, też przyłapałam ich z piwem albo papierosem. Myślałam, że to normalne u chłopaków w tym wieku. Maniek też mówił, że sam nie lepiej robił, więc żebym nie dramatyzowała. Zresztą mieli już wtedy po 16, 17 lat, dziećmi nie byli. Z tym chłopakiem miałam coraz więcej zgryzot
Po szkole Radek najął się u majstra, niedaleko domu. Taki mały zakład, tapczany robił. Płacił średnio, na raty przeważnie. Pracowali u niego miejscowi pijacy, bo taka wypłata im odpowiadała. Radek zadał się z nimi, też zaczął popijać, pod gospodą wystawać wieczorami, od rana na piwko chodzić. Próbowałam z nim rozmawiać nie raz, Maniek też. Nawet robotę u siebie mu proponował, ale Radek nie chciał. Łukasz też z nim gadał, też mu proponował, że go u siebie zatrudni. Zarobki miałby dobre i warunki. Ale co zrobisz, jak ktoś nie chce? I jest już dorosły? Przecież nie rozkażesz mu.
Radek coraz więcej pił, coraz więcej palił. Zaniedbywał się, nie jadł, nie spał. Zdarzało się, że nie wracał na noc do domu. Nie mogłam nic zrobić. Kasia patrzyła na niego z pogardą, sugerowała Robertowi, że powinien wyrzucić brata.
– To zwykły pijaczyna! Jaki daje przykład naszym chłopcom? Nie chcę, żeby wychowywali się w takich warunkach! – mówiła.
Na szczęście Robert jej nie słuchał.
– To mój brat i ma prawo tutaj mieszkać. Nic nam nie robi, nie awanturuje się, nie ma z nim problemów. A i w gospodarce nieraz pomaga, dajże mu spokój!
Cios za ciosem
Dwa lata temu zmarł mój Maniek. Na zawał serca. Szybko i niespodziewanie. Trudno mi się było po tej tragedii pozbierać, na szczęście mogłam liczyć na Monikę, Łukasza, Roberta i Krysię. Małgosia przyjechała, ale na moment tylko, dwa tygodnie została. Ledwie otrząsnęłam się z tej tragedii, a spadła na mnie kolejna. Radek… Miał wypadek, szedł pijany, potrącił go jakiś kierowca. Syn długo leżał w szpitalu, nie było wiadomo, czy z tego wyjdzie.
Na szczęście w końcu się obudził, ale wtedy jak grom z jasnego nieba spadła na nas druga informacja – w wyniku urazu kręgosłupa nie może chodzić, jest sparaliżowany od pasa w dół. Wiele badań, wyników, konsultacji i wyrok – nic nie można zrobić. Można go rehabilitować, ale to drogie, a i tak marne szanse na jakikolwiek skutek. Ma dopiero 35 lat, a już zmarnował swoje życie i zamknął sobie prawie wszystkie możliwości.
Miesiąc temu wypisali go do domu. Póki co, opiekuję się nim, gotuję mu, sprzątam, pomagam przy ubieraniu, kąpaniu i korzystaniu z toalety. Radek prawie się nie odzywa, jest milczący i chyba załamany całą sytuacją. A może bardziej zły niż załamany? Chociaż sama nie wiem, na kogo i na co…
Kasia patrzy na niego, jak na wroga, z pogardą i nienawiścią. Gdyby tylko mogła, to by się go pozbyła. Bałam się przyszłości. Mam już 65 lat, nie wiem, ile starczy mi sił, by zajmować się synem. A co będzie, jak już umrę? Jak mnie zabraknie? Kto zaopiekuje się Radkiem? Kto go oporządzi? Bo na Kasię nie liczę. Sam sobie przecież nie poradzi. Z niczym. Jest unieruchomiony. A jak go wyrzucą? Umieszczą w jakimś przytułku? A to przecież nie jest zły chłopak, nie zasłużył…
Boję się o jego przyszłość
Każdej nocy zasypiałam z lękiem, czy rano się obudzę. A jeśli tak, jak Maniek, po prostu nie wstanę? Odejdę we śnie? Co będzie wtedy z moim Radkiem? Czy będzie mógł na kogoś liczyć? Dziś pierwszy raz zasnę spokojna. Przed chwilą wyszła ode mnie Monika. Wpadła na kawę, często wpada. Nieraz i trzy razy na tydzień. Śmieje się, że moje ciasta tak lubi i to tylko przez nie. Ale ja wiem, że to naprawdę dobra dziewczyna.
– Mama się nie martwi, bo widzę, co mamie ten sen z powiek spędza. My Radka do siebie weźmiemy. Łukasz ma wyremontować ten pokój na dole, co to za graciarnię nam służy. Tam mu będzie wygodnie. Jak skończy, to się Radka przeprowadzi, w końcu to nasz brat, rodzina.
Łzy mi same pociekły. Dobrą ten mój Łukasz sobie żonę wybrał. Długo jej dziękowałam, chociaż mówiła, że aferę robię, a nie ma z czego. Taka skromna jest! Nie pozwolę im jeszcze zabierać Radka. Tak długo, jak mi się uda, sama się nim będę zajmować. Ile tylko mi starczy sił. Ale jestem spokojna, bo już wiem, że nawet, gdy mnie zabraknie, on nie zostanie tutaj sam.