„Syn i mąż kłócą się gorzej niż handlary na bazarze. Uznałam, że mam tego po dziurki w nosie i wyniosłam się od nich”
„Niedługo po śmierci męża poznałam Olka. Miałam wrażenie, że wreszcie znalazłam tego jedynego. Ale każda róża ma swoje kolce! Już wcześniej dostrzegałam znaki, że coś się nie układa, ale żyłam nadzieją, że to przejściowe problemy”.

- Listy do redakcji
Najbliżsi mi mężczyźni: indywidualnie – fantastyczni, ale razem – wprost nieznośni. Miałam serdecznie dość pełnienia funkcji ich rozjemcy. Niech radzą sobie we własnym zakresie – zdecydowałam stanowczo.
Syn nie pamięta swojego ojca
– Czy warto niszczyć tak udaną relację? – pytała moja przyjaciółka. – Niełatwo przecież o porządnego faceta, a ten twój Aleksander to prawdziwy skarb!
– Dla mnie faktycznie jest fantastyczny. Ale mam dziecko, którego on zwyczajnie nie akceptuje.
– Być może on widzi to, czego ty nie dostrzegasz? Rozpieszczasz Maciusia, jakby był księciem. Robi co chce i nie liczy się z twoim zdaniem.
– Widzę, że i ciebie zdołał przekabacić? Za chwilę pewnie rozgłosi wszem wobec, jaką jestem okropną matką!
– Nie denerwuj się. On po prostu martwi się o ciebie! Patrząc z boku, rzeczywiście można odnieść takie wrażenie. Jak się jednak bliżej przyjrzeć, okazuje się, że sprawa jest nieco bardziej złożona…
Kiedy mój syn był mały, wszystko zajmowało mu więcej czasu. Nawet z zapinaniem rzepów radził sobie gorzej od swoich rówieśników, ponieważ zwyczajnie miał problem z koordynacją. Taki się urodził, nic na to nie poradzi.
Kiedy jego tata to widział, po prostu wychodził z siebie. Wysportowany, silny facet, uprawiający wszystkie sporty, jakie tylko istnieją, nie potrafił pogodzić się z faktem, że jego własny syn tak odbiega od reszty.
Uważał go za ofermę
– Ja już nie mam cierpliwości do tego smarkacza! – darł się wniebogłosy. – Zabierz go ode mnie! Taki z niego ciamajda!
Mąż w wieku trzydziestu dwóch lat zginął, jadąc na motorze. Sam tego chciał. Uwielbienie do zapierającej dech w piersiach prędkości na drodze okazało się zabójcze, ale ja nie zamierzałam zawsze żyć w żałobie. Pozostał mi Maciek, któremu oddałam się bez reszty.
Mój dzieciak to mądry i utalentowany chłopak, ale trochę leniwy. Łatwo traci zainteresowanie.
– Mamusiu – powtarzał, będąc jeszcze mały. – Co ja mam robić? Pobaw się ze mną!
W wieku lat dwunastu upierał się:
– Ta gra już mi się znudziła. Kup mi nową.
Za każdym razem było tak samo. Każda nowa rzecz ląduje w kącie po chwili zabawy. Poszłam z nim do psychologa. Okazało się, że z moim synkiem jest wszystko w porządku.
Niedługo po śmierci męża, poznałam Olka. Miałam wrażenie, że wreszcie znalazłam tego jedynego. Niedługo potem zamieszkał z nami i zaczęliśmy tworzyć prawdziwą rodzinę. Był opiekuńczy, zaradny i przede wszystkim mnie kochał… Ale każda róża ma swoje kolce! Już wcześniej dostrzegałam znaki, że między moimi ukochanymi facetami coś się nie układa, ale żyłam nadzieją, że to przejściowe problemy.
Atmosfera była coraz gorsza
„Syn dorośnie, a partner złagodnieje” – tak sobie powtarzałam. „Na pewno wszystko się ułoży”. Niestety, z każdym dniem sytuacja ulegała pogorszeniu. Atmosfera w naszym domu była napięta jak struna – jedno niefortunne słowo mogło sprawić, że wszystko wyleciałoby w powietrze! Kłócili się zawzięcie, trzaskali drzwiami, podnosili głos i dokuczali sobie nawzajem. Żaden z nich nie zamierzał odpuścić. Znalazłam się pomiędzy przysłowiowym młotem a kowadłem. Próbowałam rozmawiać z każdym z osobna.
– Daj mu trochę luzu – przekonywałam Olka. – On rzeczywiście na każdą prośbę odpowiada „zaraz”, ale koniec końców zawsze robi to, o co go prosisz!
– Ale widziałaś, jaką ma przy tym minę?
Zagadnęłam zatem Maćka.
– Kochanie, każdy dba o twoje dobro! Nikt nie jest wolny od obowiązków. Czy to taki problem spełnić prośbę Olka?
– On wcale nie prosi, tylko wydaje polecenia. Zupełnie jak jakiś książę.
Łykałam tabletki na nerwy
Byłam psychicznie wykończona ich kłótniami.
– Czy oni są ślepi i nie widzą, że cię krzywdzą? – dopytywały się koleżanki, którym od czasu do czasu się żaliłam. – Postaw sprawę jasno i powiedz: dość!
I któregoś dnia nadeszła ta chwila. Już od rana w domu zapowiadało się na awanturę. Na początek dobiegł mnie poirytowany głos Aleksandra.
– Przez te walające się wszędzie buciory w końcu skręcę sobie kark! – darł się. – Czy w moim domu musi być taki chlew?
Chciałam posprzątać tenisówki Maćka, by zapobiec kłótni, ale nie zdążyłam. Maciek, który zazwyczaj w weekendy śpi jak suseł do południa, akurat dziś wyszedł wcześniej ze swojej sypialni.
– Świetnie to ujęłaś – zaczął łagodnie. – To mój dom, twój niekoniecznie!
„Za moment rzucą się na siebie” – przeszło mi przez myśl. „Nie mam zamiaru tego oglądać. Mam dość!”.
Zostawiłam ich
Złapałam spakowaną wcześniej torbę, pęk kluczy, zerwałam płaszcz z wieszaka i tyle mnie było widać! Poszłam prosto na stację kolejową i wskoczyłam do najbliższego pociągu pospiesznego. Od wymarzonej plaży i dźwięku fal dzieliło mnie jedynie osiem godzin podróży. Telefon komórkowy po prostu wyciszyłam. Stopniowo schodziły ze mnie emocje.
„Wy samolubne łajdaki” – kłębiło mi się w głowie. „Walczycie ze sobą, a ja za to płacę! Żaden z was nawet nie pomyśli, co ja czuję, jak znoszę każdą waszą kłótnię. Możecie się nawet pozagryzać, ale beze mnie. Już nie będę oglądać tych waszych przedstawień!”.
Nad morzem zawsze znajdzie się wolny pokój w pensjonacie, wystarczy trochę poszukać. Pierwszej nocy spałam jak zabita, a kiedy otworzyłam oczy, od razu wiedziałam, co zamierzam zrobić! Na początek wykupiłam serię zabiegów w pobliskim uzdrowisku. Skorzystałam ze wszystkiego, co mieli w ofercie: od masażu, przez basen, po saunę i inne przyjemności.
Postanowiłam zafundować sobie wizytę w salonie piękności. Poszłam też do fryzjerki, by zmienić fryzurę. Zaszalałam na zakupach, kupując mnóstwo nowych ciuchów i fantastyczne buty. Kasa dosłownie przelatywała mi przez palce!
„No i co z tego?” – pomyślałam, nie mając żadnych wyrzutów sumienia. „Jak będzie potrzeba, to zrobię debet. Mam gdzieś fochy Olka i zachcianki Maćka. Teraz czas na mnie!”.
Doszli do porozumienia
Dopiero po dwóch dniach wysłałam Olkowi SMS-a. „Ma być spokój w domu, bo was pogonię. Zanim wrócę, wy macie się pogodzić. Jasne?”. Po czym ponownie wyłączyłam telefon.
To był chyba najwspanialszy czas w moim życiu! Zrelaksowałam się. Nabierałam sił. Czułam się z dnia na dzień coraz lepiej… Dopiero wracając do domu po tygodniu zaczęłam myśleć o tym, co mnie tam czeka.
„A jeśli Olek już się spakował i wyjechał? Jak radzi sobie Maciek? Jak daje sobie radę beze mnie? Kto go budzi rano do szkoły? Czy ma co jeść? Co będzie, jeśli się pokłócili? Może właśnie moje dotychczasowe życie legło w gruzach?”.
Kiedy przekroczyłam próg mieszkania, od razu zauważyłam błyszczące czyste szyby. W całym domu panował idealny porządek, a w powietrzu unosił się zapach świeżości. Moi mężczyźni stali na baczność i raportowali:
– Sytuacja opanowana, zgodnie z twoimi oczekiwaniami. Przejmuj stery!
Najwyraźniej udało im się dojść do porozumienia. Ponoć wspólnie uzgodnili pewne zasady i trzymają się ich.
Trzymam się od tego z daleka
– Ależ ty nam zafundowałaś stres – rzucił Olek. – Omal nie oszaleliśmy, martwiąc się o ciebie.
– Ani mi się waż! – ucięłam zdecydowanie. – Zero komentarzy, zero pretensji, zero wyrzutów sumienia.
– W porządku, w porządku, wybacz… Tak przy okazji, z trudem cię poznaję. Wyglądasz młodziej, śliczniej, zupełnie inaczej… Wprost niemożliwe, żeby zmienić się aż tak w kilka dni!
– Teraz to ty musisz się wykazać. Szukałeś tylko łatwego i przyjemnego życia, bez żadnych problemów.
– I co w tym złego?
– Sporo. Potrzebny mi facet, który będzie przy mnie, gdy przyjdą trudne czasy. Nie zamierzam cię chronić, podczas gdy sama będę narażona na przeciwności losu. Rozumiesz?
– Czy mam jakiś wybór?
– Owszem. Ale beze mnie u boku.
– Nie ma mowy!
Danuta, 52 lata