Reklama

W którym momencie pełne cudowne dzieciaczki przeobrażają się w zbuntowane nastolatki? Na dodatek mają gdzieś wszystko dookoła, do każdej kwestii zgłaszają zastrzeżenia i oponują wobec każdego słowa mamy lub taty? Da się zauważyć jakieś zwiastuny? Kiedy przespałem tę chwilę? Milion myśli kłębiło mi się w głowie, gdy wpatrywałem się w zatrzaśnięte drzwi do pokoju mojego dzieciaka.

Reklama

Nastolatki bywają bardzo trudne

Syn wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami tuż przed moim nosem, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Nie wyjdzie stamtąd aż do czasu obiadu. Wtedy pochłonie porcję jak dla małego słonia, potem się z nami pokłóci i pójdzie spać. Jeszcze niedawno był małym chłopcem, który uwielbiał się przytulać i biegł do nas z każdym nowym obrazkiem, chcąc się pochwalić.

– Skarbie, to po prostu taki etap w życiu – uspokajała mnie Anka, kiedy chciałem wparować do pokoju syna i zażądać zwrotu mojego dawnego malucha, którego najwyraźniej wchłonęła ta dziwaczna istota. – Daj mu trochę czasu, sami w jego wieku byliśmy tacy sami, w końcu z tego wyrośnie, tak jak my.

– Chwila moment! – zaprotestowałem stanowczo. – Ja nigdy się tak nie zachowywałem. Gdybym odwalał podobne numery, to ojciec spuściłby mi manto. Tydzień bym na tyłku nie usiadł, ale za to raz na zawsze bym zapamiętał, co przystoi, a co nie…

– Masz zamiar używać siły fizycznej wobec naszego syna? – małżonka stanęła przede mną z rękami na biodrach.

Zobacz także

– Ależ skąd. Po prostu chciałbym odzyskać prawdziwe dziecko, a nie tego nastoletniego ufoludka, którym się stał – mówiłem z rezygnacją w głosie.

Żona smutno westchnęła

Obydwoje marzyliśmy o tym, żeby nasz syn znów był maluszkiem, ale doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że to po prostu jest nierealne.

– W tej chwili z nami pod dachem mieszka robaczek w kokonie, z którego lada chwila wyfrunie dorosły facet. Miejmy nadzieję, że będzie tak samo fajny jak jego tata – na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmieszek.

Ten miły komentarz odrobinę poprawił mój nastrój, ale nie na tyle, by powstrzymać zachmurzenie, kiedy ten młody, powszechnie znany jako Maciek, wyczołgał się ze swojego pokoju w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Zero „cześć” ani „wielkie dzięki”, ani nawet „pocałuj mnie gdzieś”. Nałożył na talerz stos żarcia, wymruczał pod nosem, że zje w pokoju i znów przepadł w norze, jak należy nazwać jego pokój. Małżonka poklepała mnie pokrzepiająco po ręce i nalała nam obojgu po lampce wina. Czy mi się to podobało czy nie, pod dachem mieliśmy zbuntowanego nastolatka.

Nasz syn się buntował, a ja razem z nim

Warczeliśmy na siebie wzajemnie, a potem nastawała cisza. Małżonka próbowała załagodzić konflikt między nami. Nie ma co ukrywać, że było to bardzo trudne. Pewnego dnia odebrałem telefon od mojego taty.

– Tylko bez nerwów synu, ale dzwonię ze szpitala…

– Na litość boską, co się wydarzyło?! – od razu podniosło mi się ciśnienie.

Myśli zaczęły niemal od razu podsuwać obraz taty leżącego w łóżku, otoczonego setkami rurek i przewodów, z twarzą ukrytą za maską tlenową.

– Spokojnie, to tylko złamana ręka, dam sobie z tym radę. Problem, że prawa, więc… – ojciec próbował uniknąć proszenia o wsparcie, ale bez trudu się domyśliłem, o co mu chodzi.

W wieku blisko osiemdziesięciu lat był w zupełnie niezłej formie. Samodzielnie zajmował się wszystkim i stanowczo sprzeciwiał się przeprowadzce pod nasz dach, nie wyrażał też zgody na zatrudnienie opiekunki. Teraz jednak, pozbawiony sprawnej prawej kończyny, czuł się bardzo bezradny. Okazało się, że zaliczył upadek, a winowajcą była nierówna płytka chodnikowa.

Ulżyło mi

– Dobrze, że nie uszkodziłeś biodra – skomentowałem. – Chociaż nie ma wątpliwości, że przez najbliższe tygodnie ktoś będzie musiał cię wspierać. Dobrze, pomyślę, jak to zorganizować i dam ci znać.

Moja żona nie mogła się nigdzie ruszyć, bo była pochłonięta ważnym projektem, o realizację którego zabiegała od dawien dawna.

– We dwóch się tam wybierzcie – zaproponowała nagle.

– Chyba sobie kpisz?

– Mówię całkiem serio. To będzie dla was dobre. Mamy lato, pomożecie, spędzicie razem chwilę i może uda wam się w końcu dogadać – tłumaczyła. – Taki męski wypad. Najmłodszy, średni i najstarszy. Cała trójka. A ja będę mogła w spokoju się zająć projektem.

Maciek jednak nie tryskał entuzjazmem, ale skoro mama go o to poprosiła, to mimo dąsów i grymasów spakował manatki i wyruszyliśmy w drogę. Zajął miejsce obok mnie, wcisnął słuchawki w uszy i gapił się przez szybę. Miał zaledwie piętnaście lat, a już zgrywał zmęczonego życiem studenciaka. Aż korciło mnie, żeby nim chociaż trochę potrząsnąć.

To był świetny pomysł!

Gdy dotarliśmy do ojca, młody momentalnie odciął się od rzeczywistości. Wtyki w uszach, smartfon w ręce i albo jakieś gry, albo pogaduchy z koleżkami. Palcem nie kiwnął, żeby w czymś pomóc. Jedyne, co robił dla dziadka, to umilał mu czas pogawędkami. Z każdym dniem ich rozmowy zajmowały coraz więcej czasu, a ja gotowałem się ze złości, bo cały ciężar spadał na moje barki.

– Wysłuchaj mnie w końcu, kurde blade! – wrzasnąłem sfrustrowany, po raz kolejny nie mogąc do niego dotrzeć.

– A ty mnie w ogóle słyszysz?! – odburknął. – Ciągle tylko wymagasz i wymagasz, a kiedy spytałeś, co mnie gryzie?!

– Jakie gryzie? Masz przecież wszystko podane jak na tacy!

– Młody ma rację! – ryknął ni stąd ni zowąd dziadek. – Zdecyduj się wreszcie, czy oczekujesz od niego, żeby był grzecznym chłopcem, czy raczej dorosłym facetem. Zapomniałeś, jak to było, gdy sam byłeś nastolatkiem!

– Cały czas gapi się w ten telefon!

– Spytałeś się go, czym się tam zajmuje?

Ten gest nigdy nie zawodził

– Pojęcia nie mam, co on wtedy robi. Wiem tylko, że w niczym nie pomaga! I mam wrażenie, że całkiem mnie olewa. Mówienie do niego to jak do ściany.

– Jakoś ze mną tam gada. Ciiicho! – uciszył mnie tata, kiedy chciałem coś dodać.

Kiedy ponownie chciałem coś powiedzieć, uniósł do góry palec. Lewej dłoni, ale i tak osiągnął zamierzony efekt.

– Usiądź i mnie wysłuchaj. Żadnych komentarzy, po prostu mnie posłuchaj.

Usadowiłem się więc i nadstawiłem uszy. Obserwowałem, jak dziadek klepie wnuczka po ramieniu, a ten zaczyna się przed nim odkrywać. Młody nagle ściągnął z głowy te ogromne słuchawki i odrzucił komórkę na bok. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że jest w stanie porozumiewać się nie tylko pomrukami jak kosmita, ale również posługiwać się dialektem zwykłych śmiertelników. Co więcej, jego wypowiedzi miały ręce i nogi. Wykazywał nawet jakieś pasje…

Miał smykałkę do rysunku

Nie jakieś zwykłe bazgroły na krańcowych stronicach w zeszycie od matematyki, ale dokładne szkice: kompozycje, krajobrazy czy podobizny. Dziadek wyglądał jak żywy, chociaż narysowany po prostu kredkami. Pejzaże idealnie odzwierciedlały widoki, które mijaliśmy jadąc do seniora. No, no… Byłem z niego dumny – nie tylko dlatego, że sam z trudem umiałem naszkicować coś na kształt bałwana. Rozpierała mnie radość, że posiada taką zdolność i pragnie ją doskonalić.

Godzinami przeglądał fora dla artystów, gdzie szukał natchnienia, siedząc z nosem w smartfonie. Kolejne doby mijały w całkiem innej atmosferze. Pod czujnym okiem mojego taty obydwaj nabywaliśmy umiejętności efektywnej kooperacji. Nie mam pojęcia, co dziadek mu nagadał, ale Maciek zaczął szykować poranne posiłki i karmić go zupką. Obaj mieli niezły ubaw, kiedy połowa porcji lądowała na jego koszulce. Ja z kolei uczyłem się nie wściekać z tego powodu.

Podczas naszej wspólnej wyprawy na zakupy mój dorastający potomek postanowił podzielić się ze mną przemyśleniami dotyczącymi przyszłości. Opowiedział o sytuacji w szkole średniej oraz o dylematach związanych z wyborem kierunku studiów po tym, jak zda maturę.

Wahał się pomiędzy pójściem za głosem serca i podjęciem nauki w szkole artystycznej, a bardziej pragmatycznym wyborem, czyli technicznej, jak podpowiadał zdrowy rozsądek. Zastanawiał się też nad architekturą, jednak zdawał sobie sprawę, że wiąże się to z mnóstwem kosztów. W tamtym momencie dostrzegłem w nim młodą osobę, będącą na konkretnym etapie rozwoju osobistego.

To ja popełniłem błąd

Brakowało mi tego małego brzdąca, którego już z nami nie było. Pragnąłem zobaczyć, kim będzie jako dorosły człowiek na dalszych etapach życia. Jednocześnie zacząłem w końcu zauważać i doceniać go takim, jakim jest teraz – dojrzewającym chłopakiem. W tym konkretnym momencie.

Miał własne pragnienia, zainteresowania, życiowe rozterki, pretensje i przykrości, które ukrywał przede mną. Dlaczego? Być może po prostu wstydził się do nich przyznać. A może nie chciał mnie nimi obarczać, skoro i tak nie umiałem go wysłuchać?

Patrzyłem na niego, lecz tak naprawdę go nie dostrzegałem. Nasłuchiwałem, jednak nic do mnie nie docierało. Nie zależało mi, żeby przyjrzeć się prawdziwemu obliczu Maćka. Podobnie jak wielu ojców, oczekiwałem jedynie, by przykładał się do nauki i nie ładował w tarapaty. Na dalszy plan schodziło to, kim był w głębi duszy i o czym marzył.

Niesamowite było poznawanie i uczenie się własnego dziecka od nowa. Kiedy tylko przestałem stawiać wymagania i usilnie próbować go zmienić na swoją modłę, a w zamian dałem mu możliwość bycia sobą, odkryłem, że to świetny nastolatek, z którym pragnąłem spędzać coraz więcej czasu.

To ja narzekałem, że ma mnie w nosie

On też tego chciał. Zarówno ze mną, jak i z moim ojcem, a jego dziadkiem. Chciał czuć się częścią rodziny. Gdy zacząłem go traktować z szacunkiem, odwdzięczył mi się tym samym. Nie musiałem go już wielokrotnie prosić o cokolwiek. Pewnego razu objąłem go tak po ojcowsku, a on się do mnie przytulił. Normalnie miałem łzy w oczach.

– Jestem bardzo zadowolona z powodu, że wasze relacje zaczęły się poprawiać – małżonka codziennie do mnie wydzwaniała, żeby dowiedzieć się, co u nas słychać. Najpierw pomówiła ze mną, a potem z naszym synem. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to dla mnie niesamowite. Trudno było na to patrzeć, kiedy docinaliście sobie nawzajem i tak fatalnie się do siebie odnosiliście. To zabrzmi okrutnie, ale tata złamał sobie rękę w najlepszym momencie.

Dreszcze przebiegły mi po plecach, gdy zdałem sobie sprawę, jak mało brakowało, abyśmy zniszczyli więź, jaka była między nami. Zajrzałem do sypialni syna. Maciek leżał na wznak, pogrążony we śnie. Jego nogi, które zdążyły już porządnie urosnąć, rozkraczone były na całą szerokość posłania…

– Jesteś dla mnie całym światem, mój synu – wyszeptałem.

– Tata weź… nie wygłupiaj się… – wymamrotał na wpół przytomnie.

– Dobrze, dobrze, koniec z tym, daję słowo.

Reklama

Janusz, 53 lata

Reklama
Reklama
Reklama