„Syn miał 40 lat i wciąż żył na moim garnuszku. Dostał taką szkołę życia, że dojrzał szybciej niż rabarbar na grządce”
„Rano obudził mnie zapach smażonych jajek. Przez moment myślałam, że to tylko sen. Ostatni raz Bartek zrobił mi śniadanie jeszcze na studiach, gdy chciał, żebym pożyczyła mu pieniądze na kurs programowania”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że starość będzie spokojniejsza, że w końcu odpocznę. Ale jak tu o ciszy mówić, skoro w salonie wciąż wyją głośniki, a w kuchni piętrzy się stos kubków, bo mój dorosły syn nie uznaje zmywarki? Bartek, mój jedynak, informatyk z zawodu, zarabia więcej niż ja kiedykolwiek, a mimo to dalej mieszka ze mną. I to nie jest tymczasowe.
Po śmierci męża, cieszyłam się, że Bartek jest blisko. Pomagał mi wtedy, był obecny. Myślałam: „Dobrze, że nie jestem sama”. Ale teraz jestem bardziej samotna z nim w domu, niż bez nikogo. Bo Bartek nie widzi, nie słyszy, nie rozumie, a może po prostu nie chce.
– Mamo, a co na obiad? – słyszę z pokoju, gdy wchodzę do domu po pracy.
Jakby samo gotowanie to była moja misja, a bycie matką znaczyło: „dożywotnia opiekunka z obowiązkiem usług”. Nie po to go wychowałam, żeby mieć lokatora, który nawet nie zmywa po sobie kubka. A najgorsze jest to uczucie, że przestałam być kimkolwiek poza „mamą Bartka”. Dawniej czułam się potrzebna, teraz czuję się wykorzystywana i coraz częściej myślę: albo coś się zmieni, albo ja się rozpadnę. Bo przecież to nie jest normalne.
Był zwykły wieczór. Siedziałam przy kuchennym stole. Patrzyłam przez okno, gdzie w oddali migotały światła sąsiednich mieszkań. Myślałam o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby Bartek miał własny kąt, własne życie. Cisza w domu, przestrzeń tylko dla mnie, może nawet wolność, chociaż to słowo jeszcze bałam się wypowiedzieć w myślach.
Wtedy wszedł do domu, beztroski jak zawsze. Plecak rzucił gdzieś pod krzesło, z czoła zdjął słuchawki i przeciągnął się z głośnym westchnieniem.
– Ale mam dość, dzisiaj był istny koszmar – rzucił, jakby mnie to obchodziło, po czym sięgnął po pilota od telewizora.
Był uciążliwy
Nie odpowiedziałam od razu. Czekałam, aż opadnie to jego codzienne rozdygotanie. Gdy usiadł naprzeciwko i zaczął przeglądać coś w telefonie, powiedziałam cicho, ale stanowczo:
– Bartek, mam dość. Albo zaczynasz żyć samodzielnie, albo… musisz opuścić ten dom – powiedziałam i spojrzałam mu prosto w oczy.
Wiedziałam, że muszę to powiedzieć, nawet jeśli całe ciało miałam napięte jak struna. Zamilkł na chwilę, a potem roześmiał się z niedowierzaniem.
– Mamo, co ty gadasz? Zobacz, jak nam dobrze razem. Ja ci pomagam, płacę rachunki, jestem grzeczny. Co ty sobie wyobrażasz?
– Nie jesteś moim partnerem. Jesteś moim dzieckiem, które nie dorosło. Mam już dość bycia twoją gosposią – odpowiedziałam.
Starałam się mówić spokojnie, ale w środku czułam, jak serce wali mi jak oszalałe.
– Ale przecież ty nie chcesz być sama! – jego głos podniósł się – Chcesz siedzieć tu całymi dniami sama i słuchać ciszy?
– Tak. Wolę ciszę niż ten bałagan i brak szacunku – powiedziałam bez cienia wahania.
Bartek wpatrywał się we mnie jak w obcą kobietę. Jakby pierwszy raz zobaczył, że mam swoje granice.
Nie rozumiał nic
Potem długo milczeliśmy. On zszokowany, ja zmęczona. Gdy wyszedł z kuchni, zostałam sama. Przez chwilę tylko słyszałam jego kroki w korytarzu. Potem zapadła ta upragniona cisza, ale nie była to cisza spokoju. Raczej zwiastun czegoś, co musiało się wreszcie wydarzyć.
Zostałam przy stole jeszcze długo. W głowie miałam chaos, ale jedno wiedziałam na pewno – pierwszy raz od dawna powiedziałam to, co naprawdę czuję. Było mi żal, byłam pełna lęku, ale też zdeterminowana.
Rano obudził mnie zapach smażonych jajek. Przez moment myślałam, że to tylko sen. Ostatni raz Bartek zrobił mi śniadanie jeszcze na studiach, gdy chciał, żebym pożyczyła mu pieniądze na kurs programowania. Zsunęłam się z łóżka z dziwnym niepokojem. W kuchni rzeczywiście pachniało jedzeniem. Bartek stał przy blacie i układał coś na talerzu.
– Zrobiłem ci śniadanie – powiedział z miną, jakby właśnie odmienił los świata. – I patrz, nawet umyłem łazienkę. Może przesadziliśmy wczoraj, co?
Zatrzymałam się w progu i przyglądałam się tej scenie, jakbym oglądała przedstawienie w teatrze. Wszystko było na swoim miejscu: tost, jajka, nawet mały bukiet stokrotek w szklance po dżemie.
– Nie chodzi o sprzątanie – odpowiedziałam cicho. – Chodzi o twoje życie. Jesteś dorosły. Czas zbudować coś swojego.
Nie chciał dorosnąć
Spojrzał na mnie z grymasem, który miał przypominać uśmiech, ale był tylko cieniem rozbawienia.
– Życie to nie gra, mamo. Nie każdy ma plan na poziom następny.
– To może czas przestać się chować za ironią i coś zbudować naprawdę?
Usiadłam przy stole. Jadłam w ciszy, chociaż nie czułam głodu. On udawał, że przegląda wiadomości w telefonie, ale co chwilę zerkał na mnie.
Wiedziałam, że chciał mnie udobruchać, kombinował, jak się wymigać. Nie dlatego, że zrozumiał, raczej dlatego, że chciał, by wszystko znów wyglądało jak kiedyś, zanim zaczęłam stawiać granice. Wahałam się. Czy robię dobrze? Czy nie zostawię go samemu sobie, bez wsparcia? A co, jeśli to wszystko się na nim odbije? Ale jednocześnie wiedziałam, że jeśli teraz się cofnę, nic się nie zmieni. On znowu osunie się w wygodę, ja znowu stanę się przezroczysta.
Wstałam, wzięłam pusty talerz i włożyłam go do zmywarki.
– Dzięki za śniadanie – powiedziałam. – Ale decyzji nie zmieniam.
Zamilkł. Tym razem nie próbował już żartować.
Byłam nieprzejednana
Dwa dni później wróciłam z pracy trochę wcześniej. Weszłam do mieszkania i od razu poczułam napięcie w powietrzu. Bartek siedział na kanapie w salonie, wpatrzony w ekran telewizora, chociaż nic w nim nie leciało. Odruchowo spojrzałam na stół – znowu bałagan, resztki po chipsach, puszka po napoju. Czyli wróciliśmy do normy.
– Mamo, możemy pogadać? – zapytał, nie odwracając wzroku od ciemnego ekranu.
Zamknęłam drzwi, powiesiłam płaszcz i usiadłam na fotelu naprzeciwko. Czułam, że to nie będzie łatwa rozmowa.
– Najpierw ojciec zniknął, a teraz ty mnie wyrzucasz? Chcesz zostać całkiem sama? – powiedział takim tonem, jakby próbował mnie zawstydzić.
– To nie ja cię wyrzucam. To ty nie potrafisz dorosnąć. Ja nie chcę już tak żyć – odpowiedziałam spokojnie.
– A jak nie znajdę mieszkania? A jak się stoczę?
– To wtedy będziesz musiał wreszcie nauczyć się radzić sobie sam.
Próbował negocjować
– Może mi się coś stanie? Może wyląduję na ulicy? – dodał, podnosząc głos.
– Przestań. To nie jest rozmowa, tylko szantaż. Nie jesteś dzieckiem. Masz czterdzieści lat, stałą pracę, własne pieniądze. Ja nie będę cię więcej usprawiedliwiać.
– Wiesz co? Jesteś zimna. Wszyscy myślą, że jesteś taka ciepła, dobra mama, a tak naprawdę… ty nie masz w sobie nic.
Zamilkłam. Takie słowa potrafią trafić jak cios. Ale nie dałam się wciągnąć w tę grę. Wstałam i wyszłam do kuchni.
Obudziło mnie skrzypnięcie drzwi. Wstałam i stanęłam w przedpokoju, opierając się o framugę. Bartek stał z plecakiem na ramieniu i torbą podróżną w dłoni. Ubrany był zbyt starannie jak na zwykły dzień – czarna kurtka, ciemne jeansy, fryzura ułożona jak nigdy.
– Wychodzę – powiedział, nie patrząc mi w oczy.
– Wiesz, że to nie znaczy, że cię nie kocham – odpowiedziałam, bo nie mogłam pozwolić, by to wszystko zakończyło się tylko w ciszy.
Spojrzał na mnie szybko, z urazą.
– Jakbyś nie była taka zawzięta, to może miałbym powód, żeby dorosnąć. Ale ty zawsze tylko wymagasz – rzucił chłodno.
Zacisnęłam dłonie.
– Może i wymagam, ale nigdy cię nie zostawiłam. I nie zostawiam teraz. Po prostu już nie będę cię niańczyć.
Stał jeszcze chwilę. Potem wyszedł bez słowa i trzasnął drzwiami. Cisza, która po tym nastąpiła, była jak zaciągnięta kotara. Ale nie było we mnie paniki. Był tylko smutek i coś jeszcze – poczucie, że wydarzyło się coś nieuniknionego.
Danuta, 65 lat
Czytaj także:
- „Gdy szwagier przyniósł mi rabarbar, na chwilę straciłam głowę. Na kanapie nie omawialiśmy przepisu na ciasto”
- „Córka ukrywała romans z sąsiadem. Przymknąłbym na to oko, gdyby nie różnica wieku. Leciwy wapniak nie jest dla niej”
- „Dla własnego syna stałem się obcym człowiekiem. Nasze relacje, niczym stary kufer z pamiątkami, przykrył kurz"