Reklama

Kiedyś myślałam, że dom będzie tym miejscem, gdzie zawsze znajdziemy z Markiem spokój. Po rozwodzie z Igorem zostało mi tylko to: przekonanie, że potrafię zapewnić synowi stabilność, której nam zabrakło, gdy jego ojciec zaczął znikać. Teraz jednak, jak patrzę na puste mieszkanie, na półkę z jego książkami, ubrania rzucone w kącie pokoju, czuję, jak bardzo nie jestem na to gotowa. On ma szesnaście lat, powinien być zbuntowany, może nawet czasem chcieć wyrwać się z domu – wiem to. Ale to nie jest ten bunt, który widziałam u innych nastolatków. Marek od jakiegoś czasu jest inny: cichy, zamknięty, a jednocześnie wyczuwam w nim narastającą złość, która w każdej chwili może wybuchnąć.

Reklama

Nie umiem sobie przypomnieć, kiedy wszystko się popsuło. Może w momencie, gdy Igor zaczął się pojawiać coraz rzadziej, potem już tylko od święta, zawsze z jakimś prezentem, jakimś gadżetem, który rzucał mu, jakby próbował kupić uśmiech syna. Na Marka to działało – ojciec od czasu do czasu podarował mu to, co dla mnie było poza zasięgiem. Wiem, że nie mogę z tym konkurować, ale nie spodziewałam się, że przyjdzie taki dzień, kiedy syn spojrzy mi prosto w oczy i powie, że chce z nim zamieszkać.

Syn mnie zaskoczył

Przy kolacji siedzieliśmy w ciszy, a ja co chwilę zerkałam na Marka, czując narastające napięcie. W końcu odłożył widelec i westchnął, nie patrząc mi w oczy.

– Mamo, chcę zamieszkać z tatą – powiedział nagle, jakby oznajmiał coś zupełnie zwyczajnego.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Myślałam, że się przesłyszałam, ale wyraz jego twarzy mówił wszystko. Wzięłam głęboki oddech, starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to zabolało.

– Dlaczego? – zapytałam, tłumiąc drżenie w głosie.

Marek wzruszył ramionami, jakby nie chciał wyjaśniać. W końcu powiedział z lekkim wyrzutem:

Tata nie kontroluje mnie tak jak ty. Nie musiałbym się martwić o każdą ocenę, każde spóźnienie…

– Myślisz, że cię kontroluję? – szepnęłam, zaskoczona, jak ciężko te słowa przechodzą mi przez gardło. – Marek, ja po prostu się o ciebie troszczę.

– No właśnie – rzucił chłodno, nie patrząc na mnie. – A tata po prostu pozwala mi być sobą. Tam miałbym większą swobodę.

Siedzieliśmy tak w ciszy, z tysiącem niewypowiedzianych słów między nami. Czułam, jak wzbiera we mnie strach i gniew. I to okropne, niechciane poczucie, że może przegrałam coś, co było dla mnie najważniejsze.

Znalazłam nowe prezenty

To, co usłyszałam od Marka, nie dawało mi spokoju. Parę dni później, przeszukując jego pokój w poszukiwaniu jakiejś wskazówki, co się naprawdę stało, natrafiłam na kilka rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałam – nowy telefon, drogie słuchawki, zegarek. Wiedziałam, że nie stać go na takie rzeczy, a ja z pewnością ich nie kupiłam. Miałam jedną odpowiedź, kto za tym stoi.

Sięgnęłam po telefon i bez zastanowienia wybrałam numer Igora. Odebrał po dwóch sygnałach, z lekkim zdziwieniem w głosie.

– Aneta? Stało się coś?

Nie mogłam dłużej powstrzymać złości.

Nie udawaj, że nie wiesz, o co chodzi, Igor. Te wszystkie prezenty dla Marka – myślisz, że nie wiem, po co to robisz? Kupujesz sobie jego uczucia, obiecujesz mu lepsze życie, a on myśli, że u ciebie będzie mu lepiej, bo będziesz go rozpieszczał.

Po drugiej stronie zaległa cisza. W końcu usłyszałam spokojny, lecz chłodny ton Igora.

– Aneta, nie przesadzaj. Marek potrzebuje męskiego wzorca. Stabilności, której ty mu nie dajesz. Myślisz, że z tą wieczną kontrolą jest szczęśliwy? Przy mnie ma perspektywy, może poczuć, że coś znaczy.

– Perspektywy? – przerwałam, czując, że łzy napływają mi do oczu. – Igor, robisz z tego grę, a to jest nasz syn. To nie jest coś, co można kupić!

Zamilkł, jakby szukał słów, ale ja już wiedziałam, że ta rozmowa nic nie zmieni.

To mnie zabolało

Wieczorem, kiedy Marek wrócił do domu, poczułam, że muszę z nim szczerze porozmawiać. Przyszedł do kuchni, sięgając po sok, udając, że mnie nie zauważa. Zebrałam się na odwagę, mimo że w gardle czułam ścisk.

– Marek, możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.

Spojrzał na mnie z rezygnacją i oparł się o blat, jakby to była kara.

– O czym jeszcze chcesz rozmawiać, mamo?

Wzięłam głęboki oddech.

– Chcę wiedzieć, dlaczego tak bardzo chcesz przeprowadzić się do taty. Naprawdę myślisz, że u niego będzie ci lepiej?

Przewrócił oczami, jakbym była dzieckiem, które niczego nie rozumie.

– Tak, myślę, że będzie lepiej. Tata nie robi mi ciągle wyrzutów, nie muszę się martwić o każdą głupią ocenę i to, co sobie pomyślisz. Po prostu... przy nim mogę być sobą.

– Sobą? – powtórzyłam, próbując zapanować nad emocjami. – Marek, myślisz, że ja cię nie rozumiem, ale tylko staram się, żebyś miał jakieś zasady, żebyś był bezpieczny.

Parsknął śmiechem, ale w jego oczach widziałam irytację.

– Bezpieczny? Mamo, ty mnie po prostu kontrolujesz! Przez ciebie nie mogę oddychać. A tata... On po prostu daje mi luz. I rozumie, że nie wszystko musi być pod linijkę.

Zamilkłam, bo każde jego słowo trafiało we mnie jak nóż. Zaczynałam rozumieć, że Marek chciał czegoś, czego ja nie umiałam mu dać – tej iluzji wolności, za którą tak tęsknił.

Musiałam się wyżalić

Kiedy Marek zamknął się w swoim pokoju, poczułam, że już dłużej nie dam rady tego wszystkiego dźwigać sama. Wybrałam numer do Magdy, mojej najbliższej przyjaciółki, licząc, że może jej słowa jakoś mnie podniosą na duchu. Odbierając telefon, od razu wyczuła, że coś jest nie tak.

– Aneta, co się dzieje?

Wzięłam głęboki oddech, czując, że łzy napływają mi do oczu.

– Marek... on chce się wyprowadzić do Igora. Twierdzi, że przy mnie nie ma wolności, że go kontroluję. Nie poznaję własnego syna, Magda...

Po drugiej stronie zaległa cisza, a potem usłyszałam jej ciepły, uspokajający głos.

– Aneta, to nie twoja wina. On jest nastolatkiem, chce próbować nowych rzeczy, a Igor mu to wszystko ułatwia. Ty robisz to, co każda matka – dbasz o niego. Ale... może Marek musi to przejść, żeby sam zobaczyć, gdzie jest naprawdę jego miejsce?

Zaschło mi w gardle. Jej słowa miały sens, ale ból, jaki czułam na myśl o stracie syna, nie pozwalał mi tak po prostu go puścić.

– Magda, a jeśli... jeśli on już nie wróci? Może naprawdę nie jestem wystarczająco dobra, by go zatrzymać?

Usłyszałam westchnienie przyjaciółki.

– Aneta, nie przegrałaś tej walki. Ale czasem trzeba dać komuś szansę, żeby zrozumiał, co stracił. Marek cię kocha, tylko tego teraz nie widzi.

Choć chciałam w to uwierzyć, w głębi serca czułam, że w jakimś sensie już go straciłam.

Wcale nie było różowo

Dni po wyprowadzce Marka ciągnęły się bez końca. Przychodziłam z pracy i zapadałam się w ciszy, która kiedyś była dla mnie chwilą wytchnienia, a teraz przypominała tylko o jego nieobecności. W jego pokoju panował idealny porządek, zupełnie nienaturalny, jakby nigdy tu nie mieszkał. Pamiętam, jak wiecznie narzekałam na te porozrzucane ubrania i notatki zostawiane gdzie popadnie. Teraz brakowało mi tego bałaganu, tak bardzo, że czasem siadałam na jego łóżku, wdychając zapach jego rzeczy, i próbowałam poczuć, że jeszcze tu jest.

Któregoś popołudnia telefon zadzwonił. Zobaczyłam, że to Igor. Nie chciałam rozmawiać, ale coś kazało mi odebrać.

– Aneta – usłyszałam jego zniecierpliwiony głos. – Musimy porozmawiać o Marku.

Serce podskoczyło mi do gardła.

– Co się dzieje? – zapytałam ostrożnie, czując dziwną mieszankę nadziei i niepokoju.

Igor westchnął ciężko.

– Marek... sprawia mi trudności. Ma problemy w szkole, przestał się uczyć. Ostatnio wraca późno, nie mówi, gdzie był. Próbuję do niego dotrzeć, ale nic do niego nie trafia. Może... może powinien wrócić do ciebie na jakiś czas?

Z trudem powstrzymałam złośliwy uśmiech, choć jego słowa zamiast satysfakcji przyniosły mi raczej gorzką ulgę. Czułam, że Igor zaczyna rozumieć, że bycie ojcem to nie tylko obietnice i prezenty, ale też odpowiedzialność, którą zrzucał na mnie przez lata.

– Porozmawiam z Markiem – powiedziałam spokojnie. – Ale tym razem musi zrozumieć, że dom to nie hotel, z którego można wychodzić, kiedy się chce.

Syn coś zrozumiał

Kiedy Marek wrócił, nie był już tym samym chłopakiem, który z gniewem patrzył na mnie przy kolacji, twierdząc, że „go kontroluję”. Był bardziej wycofany, zmęczony – jakby nagle zrozumiał, że świat, którego tak pragnął, nie był wcale tak kolorowy. Usiedliśmy razem przy stole, a ja nie mogłam przestać się mu przyglądać, zastanawiając się, co przeszedł, żeby wrócić do mnie z takim wyrazem twarzy.

– Mamo... przepraszam – szepnął, bawiąc się rękawem bluzy, jak to robił, gdy był mały i czuł się winny. – Myślałem, że u taty będzie... inaczej.

– Wiem, Marek – odpowiedziałam łagodnie, choć moje serce pękało na myśl o tym, co mogło go spotkać. – Czasem trzeba sprawdzić coś samemu, żeby zrozumieć, gdzie naprawdę jest nasze miejsce.

Spojrzał na mnie, a ja zauważyłam łzy błyszczące w jego oczach. To nie była łatwa lekcja, ani dla niego, ani dla mnie. Wiedziałam, że nie możemy wrócić do tego, co było – że nasza relacja zawsze już będzie naznaczona tym, co się wydarzyło. Ale może to dobrze. Może dzięki temu oboje będziemy bardziej siebie rozumieć.

Przytuliłam go, czując, jak jego ramiona oplatają mnie mocniej niż kiedykolwiek. Może nie było idealnie, ale mieliśmy siebie.

Reklama

Aneta, 43 lata

Reklama
Reklama
Reklama