Reklama

Od lat walczę o to, by zapewnić mojemu nastoletniemu synowi, Maćkowi, godne życie. Pracuję na dwa etaty, zaciągnęłam kredyt na dom, w którym mieszkamy, a mimo to ledwo wiążemy koniec z końcem. Maciek nie wie, w jak trudnej sytuacji finansowej się znajdujemy. Dla niego jestem matką, która nie potrafi mu dać tego, co mają jego rówieśnicy – nowych ubrań, drogich butów czy wakacji. Czasem mam wrażenie, że on mnie za to nienawidzi.

Reklama

Jego słowa bolą, jakby wbijał mi w serce nóż: „Dlaczego nie mamy więcej? Dlaczego niczego mi nie kupujesz?” Każda kłótnia o pieniądze sprawia, że czuję się coraz bardziej przytłoczona. Maciek nie widzi, że robię wszystko, co w mojej mocy, by spłacić długi i utrzymać nas na powierzchni. Czasem marzę, by mu powiedzieć prawdę, żeby przestał mieć do mnie pretensje. Ale boję się, że jeśli się dowie, straci ostatnie resztki szacunku do mnie. Każdego dnia zastanawiam się, jak długo jeszcze wytrzymam, zanim wszystko się zawali.

Znów miał pretensje

Wróciłam do domu zmęczona po dwunastogodzinnym dniu pracy. Marzyłam tylko o gorącej herbacie i pięciu minutach ciszy, ale ledwo zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, Maciek już stał w przedpokoju, wyraźnie rozdrażniony.

– Znowu mam chodzić w tych butach? – rzucił oskarżycielsko, wskazując na swoje sportowe trampki. – Przecież one się rozpadają!

Westchnęłam ciężko, zdejmując płaszcz.

Zobacz także

– Maciek, mówiłam ci już, że teraz nie możemy sobie na to pozwolić. Obiecałam, że kupimy nowe, ale musisz jeszcze chwilę poczekać.

– Poczekać? – wybuchnął. – Ciągle tylko czekam! Inni w szkole mają co miesiąc nowe rzeczy, a ja chodzę jak jakiś biedak! Może gdybyś się bardziej starała, nie musiałbym wyglądać jak dziad!

Te słowa ugodziły mnie prosto w serce. Czułam, jak we mnie narasta złość, choć próbowałam zachować spokój.

– Myślisz, że nie staram się wystarczająco? Pracuję na dwa etaty, żebyśmy mieli dach nad głową! – wycedziłam, ale mój głos zaczynał się łamać.

– Co z tego? Inni też pracują, ale mają więcej! Ty po prostu nie umiesz tego ogarnąć – wypalił z pretensją.

Nie miałam już siły. To nie była pierwsza taka rozmowa, ale za każdym razem bolało bardziej. Patrzyłam na mojego syna i nie rozumiałam, kiedy tak bardzo oddaliliśmy się od siebie.

Obraził się na mnie

Od tamtej kłótni minęło kilka dni, ale napięcie w domu nie opadło. Maciek prawie się do mnie nie odzywał. Każdy wieczór wyglądał tak samo – zamykał się w swoim pokoju, słuchając muzyki albo rozmawiając przez telefon. Próbowałam do niego zaglądać, zapytać, jak minął dzień, ale jego krótkie odpowiedzi sprawiały, że czułam się jak intruz we własnym domu.

Siedziałam w kuchni, patrząc na stertę rachunków, które piętrzyły się na stole. Elektryczność, woda, kredyt... Wszystko do zapłaty. Tylko pieniędzy brakowało. Zastanawiałam się, ile jeszcze wytrzymam. Przez moment pomyślałam nawet, żeby zadzwonić do banku i spytać o kolejną pożyczkę, ale wiedziałam, że to jak wbijanie sobie gwoździa do trumny.

Słyszałam, jak Maciek przechadza się po domu, ciężko stawiając kroki. Chciałam, żeby po prostu przyszedł do kuchni i ze mną porozmawiał, ale wiedziałam, że na to nie ma szans. W jego oczach byłam winna wszystkiemu – naszej biedzie, jego wstydowi przed kolegami, brakiem nowych ubrań. Nie widział mojego zmęczenia, nie dostrzegał mojego strachu, że któregoś dnia bank zajmie nam mieszkanie.

Zamiast tego w jego oczach widziałam rozczarowanie. Tego wieczoru po raz pierwszy naprawdę się zastanowiłam, czy Maciek kiedykolwiek mnie zrozumie. A jeśli nie, to jak długo jeszcze będę w stanie to wszystko ukrywać?

Sam odkrył prawdę

Wracałam późno z pracy, już po dziesiątej. Byłam tak zmęczona, że ledwo widziałam na oczy, ale musiałam jeszcze przejrzeć rachunki. Zmierzając w stronę kuchni, zauważyłam światło w pokoju Maćka. Zdziwiłam się, bo o tej porze zazwyczaj grał albo spał. Tym razem coś było inaczej. Przeszłam cicho obok drzwi, ale gdy zerknęłam przez uchylone, serce stanęło mi na moment.

Maciek siedział przy biurku z rozsypanymi dokumentami. Moje dokumenty. Umowy kredytowe, wyciągi z banku... Wszystko leżało przed nim. Patrzył na nie z niedowierzaniem, jakby nagle jego świat się zawalił.

– Co to jest? – zapytał cicho, ale w jego głosie było słychać szok. – Dlaczego mamy tyle długów?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. W jednej chwili cała moja tajemnica, lata ukrywania problemów, runęły. Przez głowę przelatywały mi setki myśli, ale żadna z nich nie była odpowiedzią, której chciałby usłyszeć.

– Maciek… – zaczęłam drżącym głosem. – To kredyt na mieszkanie i kilka pożyczek… musiałam je wziąć, żebyśmy mieli na życie. Na twoją szkołę, na rachunki...

Jego twarz wykrzywiła się w złości, ale gdzieś w tej złości widać było też niedowierzanie.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?! Myślałem, że po prostu nie umiesz sobie radzić, że ci się nie chce pracować! – wybuchnął, uderzając dłonią w stół. – Całe życie myślałem, że to wszystko jest przez ciebie!

Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale musiałam być silna. To była chwila, której bałam się od lat. W końcu powiedziałam prawdę, a teraz musiałam znieść jej konsekwencje.

– Nie chciałam, żebyś musiał się tym martwić – wyszeptałam. – Chciałam, żebyś miał normalne życie, żebyś nie czuł tego ciężaru...

– Normalne życie? A to wszystko było na kredyt?! – przerwał mi, wstając gwałtownie.

Wiedziałam, że dla Maćka to był szok, z którym nie potrafił sobie poradzić. Zdał sobie sprawę, że przez lata żyliśmy na krawędzi, a ja ukrywałam to przed nim, by nie musiał dźwigać tego samego ciężaru, który przygniatał mnie. Ale teraz nie było już odwrotu.

Chyba coś zrozumiał

Maciek znów prawie nie wychodził ze swojego pokoju, nie zadawał pytań, ale widziałam, że coś w nim pękło. Jego gniew na mnie, na świat, na wszystko – opadł. Zamiast tego widziałam w jego oczach zagubienie. Jakby nie wiedział, co dalej zrobić z tą wiedzą.

Kiedy wróciłam do domu tamtego wieczoru, siedział w kuchni. To był pierwszy raz od wielu dni, kiedy nie uciekał przed moim spojrzeniem.

– Mamo... – zaczął niepewnie. – Nie wiedziałem, że jest aż tak źle. Czemu mi nigdy nie powiedziałaś?

Usiadłam naprzeciw niego, czując, że ten moment będzie kluczowy.

– Nie chciałam, żebyś się martwił. To nie było twoje zadanie, Maciek. Jesteś jeszcze młody, chciałam, żebyś miał normalne życie, żebyś nie musiał tego dźwigać – odpowiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy.

– Ale teraz wiem. I co dalej? – spytał, a w jego głosie była mieszanina lęku i niezrozumienia.

Westchnęłam, odwracając wzrok. Nie miałam gotowej odpowiedzi, bo sama nie wiedziałam, co dalej. Każdy dzień to walka o przetrwanie, o to, żeby nie stracić dachu nad głową, żeby spłacić kolejny rachunek. Żyłam z dnia na dzień, odkładając prawdziwe decyzje na później.

Będziemy sobie radzić, tak jak do tej pory. Może nie wszystko od razu się ułoży, ale damy radę. Razem – powiedziałam w końcu, choć sama nie do końca wierzyłam we własne słowa.

Przeprosił mnie

Maciek milczał przez chwilę, jakby próbował przetrawić to, co właśnie usłyszał. Widziałam, że to dla niego nowa rzeczywistość.

– Mamo, przepraszam – wyszeptał, spuszczając wzrok. – Myślałem, że po prostu nie chcesz mi nic dać, że jesteś... wredna.

Te słowa zabolały, ale wiedziałam, że to nie były oskarżenia, a szczere wyznanie. Moje serce ścisnęło się z bólu, ale również z ulgą. Może w końcu Maciek zaczął rozumieć, przez co przechodziliśmy.

– Nie musisz mnie przepraszać, synku. Ja też popełniłam błędy. Chciałam cię chronić, ale może zrobiłam to nie tak, jak powinnam – powiedziałam, próbując go uspokoić.

Tego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że ciężar odpowiedzialności zaczyna rozkładać się na dwoje. Było jeszcze za wcześnie na wielkie zmiany, ale w tamtej chwili zrozumiałam, że Maciek wreszcie zaczyna dorastać.

A potem chciał pomóc

Kilka dni po naszej rozmowie, Maciek podszedł do mnie niespodziewanie, gdy siedziałam w kuchni nad rachunkami.

– Mamo, myślałem nad tym wszystkim – zaczął niepewnie, drapiąc się po karku. – Może mógłbym znaleźć jakąś pracę dorywczą. Wiesz, żebym mógł dorzucać się do rachunków albo kupić sobie te rzeczy, o które się wcześniej kłóciłem.

Spojrzałam na niego zaskoczona. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. To był ten sam chłopak, który jeszcze niedawno narzekał na wszystko, a teraz proponował, że pomoże.

– Maciek, nie musisz tego robić... – powiedziałam cicho, próbując ukryć wzruszenie. – To nie twoja odpowiedzialność.

Może i nie muszę, ale chcę – przerwał mi stanowczo. – Już rozumiem, jak wygląda nasze życie. I nie chcę, żeby wszystko spadało tylko na ciebie. Znalazłem nawet coś w okolicy, mógłbym po szkole dorabiać na weekendy.

Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale tym razem nie z bólu, tylko z dumy. Maciek dorastał, podejmując decyzje, które były trudne, ale odpowiedzialne. W jednej chwili zobaczyłam w nim kogoś innego – młodego mężczyznę, który zaczynał rozumieć, jak działa świat.

– Jeśli to naprawdę chcesz zrobić, to cię nie zatrzymam – odpowiedziałam, uśmiechając się przez łzy. – Ale pamiętaj, że nie musisz. To ja jestem od zapewniania ci życia, a nie odwrotnie.

– Wiem, mamo. Ale chcę pomóc. Razem damy radę, prawda?

Patrzyłam na niego z dumą i po raz pierwszy od dawna poczułam, że nie jestem sama w tej walce.

Reklama

Ewa, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama