„Syn nie widzi świata poza ekranem telefonu. Ma w nosie naukę, bo liczy się tylko to, co w mediach społecznościowych”
„Usiadłam w fotelu naprzeciwko Bartka i obserwowałam, jak przesuwa palcem po ekranie telefonu, zupełnie jakby świat wokół niego przestał istnieć. W pokoju panował półmrok, tylko ekran laptopa i telefonów rzucały blade światło. Obok leżały podręczniki i zeszyty – kartki wygięte, notatki w połowie niezapisane. Próbowałam do niego mówić, zwracać uwagę, ale każde słowo zdawało się odbijać od niego jak fala od skały”.

- Redakcja
Patrzyłam na syna, który siedział na kanapie z telefonem w dłoni, przewijając bez końca kolejne obrazki, filmiki i wiadomości. Książki leżały porozrzucane na stoliku obok, zupełnie nieodczytane. Każdy dźwięk powiadomienia zdawał się pochłaniać jego uwagę bardziej niż lekcje czy nauka. Serce ściskało mi się na widok ocen, które systematycznie spadały, a ja nie potrafiłam wydobyć z niego choćby odrobiny ciekawości do świata, który kiedyś sam bym chłonęła. W myślach zastanawiałam się, czy to tylko jego wina, czy całe pokolenie zostało wychowane na ekranach, z dala od odpowiedzialności i prawdziwej wiedzy.
Otwórz wreszcie książkę
Usiadłam w fotelu naprzeciwko Bartka i obserwowałam, jak przesuwa palcem po ekranie telefonu, zupełnie jakby świat wokół niego przestał istnieć. W pokoju panował półmrok, tylko ekran laptopa i telefonów rzucały blade światło. Obok leżały podręczniki i zeszyty – kartki wygięte, notatki w połowie niezapisane. Próbowałam do niego mówić, zwracać uwagę, ale każde słowo zdawało się odbijać od niego jak fala od skały. Wciąż powtarzałam w myślach, że to pokolenie jest inne, że nie rozumie odpowiedzialności, nie wie, czym jest wysiłek.
– Bartek, otwórz wreszcie książkę – powiedziałam w końcu cicho, starając się, by mój ton nie był oskarżycielski.
– Zaraz, mamo… – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
W tym momencie poczułam wściekłość i bezsilność jednocześnie. Próbowałam przypomnieć sobie, jak kiedyś sama odkrywałam świat przez książki, fascynowałam się słowem, czułam satysfakcję z każdej nauczonej lekcji. Teraz obserwowałam młodego człowieka, którego ciekawość zdawała się umierać w natłoku powiadomień, memów i filmików. Spojrzałam na dziennik. Średnia ocen, która jeszcze miesiąc temu była przyzwoita, zaczęła spadać. Każda kolejne słaba ocena wbiła mi się w serce jak igła. Łzy napływały same, bez ostrzeżenia.
Świat wokół niego w ogóle nie istniał
Następnego dnia rano z trudem podniosłam się z łóżka, czując ciężar myśli. W głowie wciąż dudniły mi oceny Bartka. Każda z nich była jak cios w serce. W kuchni zrobiłam kawę, starając się zachować spokój, ale serce waliło jak młot. Syn zajął miejsce przy stole, nadal wpatrzony w telefon, stukając palcami w ekran, jakby świat wokół niego w ogóle nie istniał.
– Synu musimy porozmawiać o twoich ocenach. Jeszcze nie tak dawno szło ci lepiej, teraz opuściłeś się w nauce – powiedziałam spokojnie, choć w głosie czułam drżenie. – Chciałabym wiedzieć, co się dzieje?
Bartek jednak puszczał me słowa mimo uszu.
– Chwila, gadam z Tomkiem o nowej grze… – wymamrotał pod nosem.
Patrzyłam na niego, a w moich oczach zbierały się łzy. Nie mogłam uwierzyć, że dziecko, które kiedyś wykazywało ciekawość świata, teraz wybiera ekran zamiast książki. Zaczęłam tłumaczyć, jak ważne są dobre oceny, jak będą rzutować na jego przyszłość, ale słowa zdawały się uciekać w próżnię. Czułam narastającą frustrację, która mieszała się z bezsilnością.
– Wiesz, synu, nie chodzi tylko o oceny – kontynuowałam. – Od tego zależy twoja przyszłość.
– W porządku, mamo… – mruknął, w końcu odrywając wzrok od telefonu. – Rozumiem, okej?
Dopił szklankę mleka i rzucił tylko "lecę mama, bo się spóźnię do szkoły". Nie wierzyłam własnym uszom. Jego ton był obojętny, a spojrzenie nie wyrażało ani troski, ani zainteresowania. Wiedziałam, że nie mogę go zmusić do nauki, mogę tylko próbować pokazać, jak ważne są konsekwencje. A każda słaba ocena była przypomnieniem, że moje słowa często nic nie znaczą. Przez resztę dnia chodziłam przygnębiona, myśląc o tym, co czeka nas w przyszłości. Czy całe pokolenie wychowywane w świecie ekranów i natychmiastowej gratyfikacji zapomni o odpowiedzialności?
Czułam narastający strach o jego przyszłość
Wieczorem usiadłam obok męża na kanapie, starając się znaleźć chwilę spokoju w tym chaosie. Nie miałam już pomysłu jak zmotywować syna do nauki.
– Tomek, możemy pogadać? – zaczęłam cicho.
– Co się dzieje?
– Martwię się o Bartka. Cały czas przesiaduje albo przed telefonem, albo przed komputerem. Kiedy proszę go, żeby siadł do książek, nic sobie z tego nie robi. Dowiedziałam się od nauczycielki, że oceny też mu się pogorszyły.
– Oj nie dramatyzuj, w jego wieku też u mnie było różne z ocenami… – mruknął bez spojrzenia.
– Nie możemy tego tak zostawić. Nie wiem, może jakiś szlaban, zakaz komputera po szkole i spotkań z kolegami w ciągu tygodnia.
– Nie przesadzaj.
Spojrzałam na Tomka, który jak gdyby nigdy nic wrócił do oglądania serialu. Denerwowała mnie jego obojętność. Każda nasza rozmowa na temat wychowania syna, tak jak teraz, kończyła się frustracją z mojej strony i krótką, wymijającą odpowiedzią z jego. Czułam, że moje słowa spływają po nim jak woda. Powinien mnie wspierać, ale zamiast tego czułam, że uderzam głową w mur. Bałam się, że jeśli będę tak pobłażać synowi, to w końcu nie nadrobi tych zaległości w nauce, a potem będzie mu ciężko w dorosłym życiu. Czułam narastający strach o jego przyszłość.
Martwię się o ciebie
Kilka dni później znów siedziałam przy biurku Bartka, przeglądając jego zeszyty i oceny. Każda kolejna strona przypominała mi, że moje łzy i rozmowy nie zmieniają rzeczywistości. Próbowałam jeszcze raz wytłumaczyć mu, że oceny są ważne nie dla mnie, lecz dla jego samego, że świadczą o wysiłku i odpowiedzialności, które będą mu potrzebne w dorosłym życiu.
– Synu, spójrz na to – powiedziałam, wskazując zeszyt. – Tu masz powtarzające się błędy. Musisz nad tym popracować.
– Wiem, mamo… – odparł, wzdychając, jakby była to oczywista oczywistość. – Nie martw się.
Spojrzałam na niego uważniej. Nie mogłam zrozumieć, jak ktoś może tak lekko traktować własną przyszłość, nie dostrzegając konsekwencji. W mojej głowie pojawił się gniew wymieszany z goryczą. Czułam, że wysiłek, który kiedyś dawał mi satysfakcję, teraz wydaje się nieistotny, a świat, który miałam nadzieję pokazać synowi, staje się dla niego odległy i obcy.
– Mamo, czemu siedzisz sama i się smucisz? – zapytał któregoś dnia Bartek, jakby nie rozumiał wagi sytuacji.
– Bo się martwię, synu… – wyszeptałam. – Martwię się o ciebie i o to, co będzie potem.
Patrzyłam na niego, a w mojej głowie rodził się obraz przyszłości, w której odpowiedzialność i wysiłek stają się wartościami zanikającymi, a ja pozostaję tutaj, bezradna wobec przemijającego czasu i pokolenia, które dorasta w świecie ekranów. Siedziałam sama w pustym pokoju, wpatrując się w ekran telefonu Bartka, który leżał obok, odłożony na chwilę. Cisza była gęsta, niemal namacalna, a w moim sercu ściskał się ból. Próbowałam zebrać myśli, zastanawiając się, jak doszło do tego, że moje dziecko, które miało ciekawość świata i marzenia, teraz oddaje się ekranom zamiast książkom, a jego oceny spadają z dnia na dzień.
Łzy napływały mi do oczu, a ja czułam, że samotność i strach o przyszłość ogarniają mnie całkowicie. Chciałam, żeby zrozumiał, że życie wymaga wysiłku, cierpliwości i odpowiedzialności. Chciałam, żeby widział, że oceny to nie tylko cyfry, ale odbicie jego pracy i determinacji. Niestety, wiedziałam, że moje słowa mogą zniknąć w świecie, w którym ekran zastąpił naukę i ciekawość. Zostałam tam jeszcze chwilę, w ciszy, z myślami pełnymi obaw i żalu.
Elżbieta, 48 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój syn zawsze wszystko miał podane na tacy. Teraz ma 30-tkę i siedzi nam na karku jak ostatni darmozjad”
- „Poświęciłam całe życie, by syn miał wszystko, a teraz nawet nie chce mnie znać. Będzie w szoku, jak zobaczy testament”
- „Nie pomyślałbym, że będę spłacał alimenty syna. Musieliśmy z żoną sprzedać wszystko i oddać całe pieniądze na wnuki”