„Syn odciął się ode mnie, a ja wciąż czekałam. Jeden telefon po latach sprawił, że łzy same popłynęły”
„– Cztery lata się zastanawiałam, co zrobiłam nie tak – próbowałam brzmieć spokojnie, ale czułam, że zaraz się rozkleję. – Miałem dość. Bycia twoim sensem życia. Twoim kochanym chłopczykiem, którym manipulowałaś, bo nie miałaś niczego innego – powiedział”.

- Redakcja
Wszyscy mówili, że zbyt mocno się do niego przywiązałam. Ale jak miałam się nie przywiązać? Wychowywałam go sama, bez ojca, bez pomocy. Był moim całym światem. Tomek. Mój synek. Oczko w głowie. Mój powód, by wstawać z łóżka, gdy życie kopało mnie w tyłek.
Teraz cisza. Od czterech lat ani słowa. Żadnego „mamo, żyję”. Żadnego „mam cię dosyć”. Zniknął. Po prostu. A ja codziennie zadaję sobie to samo pytanie: co takiego zrobiłam? Gdzie popełniłam błąd?
– Może go dusiłaś. Zawsze chciałaś mieć wszystko pod kontrolą – rzuciła kiedyś Basia, moja przyjaciółka, kiedy przy winie znowu wypłakiwałam się, że nie mam od niego żadnego znaku.
– Bzdura – oburzyłam się. – Kochałam go, to wszystko. Czy to źle?
– Miłość bywa zaborcza, Rysiu – powiedziała cicho.
Rysiu. Tak na mnie mówiła, gdy próbowała być delikatna. Ale we mnie wszystko krzyczało. Bo nie mogłam znieść, że może miała rację. Ale nie chciałam tego przyznać. Bo jeśli to prawda, to znaczy, że to ja go od siebie odsunęłam.
Ten telefon mnie zaskoczył
Telefon zadzwonił dokładnie o 17. Numer nieznany, ale serce od razu zaczęło walić jak oszalałe. Odebrałam.
– Mamo. Musimy porozmawiać. Jutro. U cioci Zosi. – Głos Tomka. Chłodny, obcy.
I już go nie było. Rozłączył się, zanim zdążyłam wydusić choćby słowo.
– Zosia, co to ma znaczyć? – spytałam siostrę tego samego wieczoru. – Tomek do mnie zadzwonił. Powiedział, że jutro mamy się spotkać. U ciebie!
Zosia siedziała w fotelu, dłubała przy paznokciu, jakby rozmawiałyśmy o pogodzie.
– Wiedziałam, że się w końcu odezwie – mruknęła. – Ale nie wiem, czego się spodziewać, Rysiu. To nie będzie łatwa rozmowa.
– Czy ty coś wiesz? – nachyliłam się. – Coś się stało?
– Nie mnie o tym mówić – odparła wymijająco. – Przyjdź jutro. I postaraj się go wysłuchać.
Wysłuchać? A co, ja go niby kiedyś nie słuchałam? W środku czułam złość, niepokój i... wstyd. A jeśli to nie będzie rozmowa, tylko pożegnanie? Jeśli przyjdzie, tylko żeby mi powiedzieć, że mnie nienawidzi? Rozpłakałam się i płakałam całą noc.
Usłyszałam bolesną prawdę
Zosia otworzyła mi drzwi i od razu skinęła głową w stronę salonu.
– Jest – szepnęła. – Przyszedł chwilę temu.
Stał przy oknie, jakby obcy. Wysoki, sztywny, z rękami w kieszeniach. Niby ten sam chłopiec, którego tuliłam do snu przez lata, ale coś w nim pękło. Może ja to pęknięcie wywołałam?
– Tomek… – powiedziałam miękko, stawiając ostrożnie krok w jego stronę.
Odwrócił się. Na moment nasze spojrzenia się spotkały. Zobaczyłam w jego oczach złość. Ale i coś jeszcze. Zawód. Może rozczarowanie. Może wstyd.
– Chciałeś rozmawiać – odezwałam się pierwsza, bo cisza ciążyła bardziej niż wszystko inne.
– Bo musisz w końcu usłyszeć prawdę. Nie urwałem kontaktu bez powodu.
– No to słucham. Cztery lata się zastanawiałam, co zrobiłam nie tak – próbowałam brzmieć spokojnie, ale czułam, że zaraz się rozkleję.
– Miałem dość. Bycia twoim sensem życia. Twoim kochanym chłopczykiem, którym manipulowałaś, bo nie miałaś niczego innego – powiedział.
– Kochałam cię. Przepraszam, że to był taki grzech! – rzuciłam z goryczą.
– To nie była miłość, mamo. To była kontrola. Szantaż emocjonalny. „Znowu mnie zostawiasz samą”, „nawet w święta nie zadzwonisz?”, „po co ci ktoś inny, masz mnie”...
Zamarłam. Skuliłam się pod jego słowami jak pod ciosem. Wstydziłam się, że tak wiele z tego było prawdą. Że miałam gotowe teksty, które wbijałam mu w serce. Zosia nie odezwała się ani słowem. Siedziała z boku, tylko obserwując. Może wiedziała, że jeśli coś powie, rozpadnę się na kawałki.
To mnie zszokowało
– Pamiętasz Ninę? – zapytał nagle Tomek, głosem aż za spokojnym.
Poczułam, jak serce mi zamiera. Tak, pamiętałam. Drobna, zbyt pewna siebie, z tym uśmieszkiem, który działał mi na nerwy. Zawsze uważałam, że pcha się do niego tylko dlatego, że był grzeczny i dobrze wychowany.
– Pamiętam. I pamiętam też, że nie była ci równa.
– Była w ciąży – powiedział, patrząc prosto na mnie.
– Co…? – zakrztusiłam się powietrzem. – Niemożliwe.
– Była. I zanim zdążyłem to w pełni zrozumieć, ty już z nią rozmawiałaś. Sam na sam. Powiedziałaś jej, że zniszczysz jej życie, że mnie wykorzystuje, że jestem za młody i głupi. Pamiętasz?
Zrobiło mi się słabo.
– Chciałam cię chronić. Byłeś na trzecim roku studiów, a ona…
– A ona poroniła kilka tygodni po tej rozmowie. Dopiero później się dowiedziałem, co zrobiłaś.
Chciałam zaprzeczyć. Wyrzucić to z siebie. Ale zamiast tego spojrzałam na Zosię. Milczała, ale wzrok miała spuszczony. Widziałam, że wie. Że może nawet wtedy próbowała mnie powstrzymać.
– Zosiu… – szepnęłam.
– Mówiłam ci, żebyś dała im spokój – powiedziała cicho. – Ale wtedy miałaś już gotową wersję. Że ona go niszczy. I że tylko ty wiesz, co dla niego dobre.
Tomek wstał.
– Dla mnie nie było miejsca w tym, co ty nazywałaś miłością. Byłem przedłużeniem twojego lęku przed samotnością. A jak przestałem pasować, to próbowałaś mnie cofnąć.
– Tomek… – zaczęłam, ale głos mi się załamał.
– Jestem z Niną. To wszystko, co chciałem ci powiedzieć.
Miałam mętlik w głowie
Nie płakałam przy nich. Nie mogłam. Dumę mam twardą jak beton. Ale kiedy wróciłam do siebie i zamknęłam drzwi, osunęłam się na podłogę, jakby ktoś nagle wyjął mi z nóg kości. Płakałam długo. Nina była w ciąży. I poroniła. A ja, jego matka, zamiast być wsparciem, wbijałam klin między nich. Dlaczego? Co mną kierowało? Miłość? Nie. To było coś gorszego. Strach.
Wieczorem wyjęłam z szuflady stary notatnik. Tam, wśród rachunków i kartek z listami zakupów, leżał numer do Niny. Schowany „na wszelki wypadek”. Położyłam go na stole i patrzyłam na niego jak na wyrok. Basia wpadła następnego dnia.
– I co, jak poszło? – zapytała z troską.
– Jak w koszmarze, Basiu. On mnie nienawidzi. I ma rację – powiedziałam bez owijania.
– Nie wierzę, że cię nienawidzi. Ale... może pierwszy raz cię zobaczył taką, jaka jesteś naprawdę.
– Czyli jaką?
– Przerażoną. Samotną. I cholernie zaborczą.
Nie broniłam się. Po raz pierwszy. Siedziałyśmy w milczeniu.
– Basia… Ja nie wiem, czy ja go naprawdę kochałam. Czy tylko potrzebowałam go, żeby nie czuć się nikim.
– A to różnica?
Spojrzałam na nią. Pierwszy raz od lat nie miałam gotowej odpowiedzi. Tylko pytania. I obraz Niny, skulonej, gdy mówiłam jej, że zmarnuje życie mojego syna. Wtedy sądziłam, że robię to dla niego. Dziś wiem, że tylko dla siebie.
Mam wnuczkę
Zadzwoniłam do Niny, numer był wciąż aktualny. Niechętnie, ale zaprosiła mnie do siebie. Na drugi dzień stałam pod jej drzwiami dobre dziesięć minut, zanim nacisnęłam dzwonek. Serce waliło mi jak oszalałe. Otworzyła. Zmarszczyła brwi, jakby próbowała mnie sobie przypomnieć – a może po prostu nie wierzyła, że przyszłam.
– Nina… – zaczęłam. – Ja… Muszę ci coś powiedzieć.
Nie odpowiedziała. Stała przez chwilę, potem cofnęła się i zostawiła drzwi otwarte. Weszłam. Mieszkanie było ciche. W rogu salonu stał kojec dla dzieci. Obok leżała pluszowa żyrafa.
– Masz dziecko? – zapytałam głupio, wskazując zabawkę.
– A co, myślała pani, że nie będę matką? – odpowiedziała chłodno.
Usiadłam. Skuliłam się w sobie. Było mi tak wstyd.
– Przyszłam przeprosić – powiedziałam. – Za wszystko. Za to, co ci powiedziałam. Za to, że zabrałam wam szansę. Za…
Głos mi się załamał. Łzy leciały jedna po drugiej.
– Ja wtedy naprawdę wierzyłam, że robię dobrze. Ale teraz wiem, że to ja byłam zagrożeniem. Nie ty.
Nina przez chwilę milczała, potem wstała. Z szafki wzięła zdjęcie. Tomka, z dzieckiem na rękach. Malutka dziewczynka z kucykami. Uśmiechała się do aparatu.
– Nazywa się Lena. Ma rok. Tomek jest cudownym ojcem. Ale pani nie ma w naszym życiu miejsca.
To bolało najbardziej. I miała rację.
– Czy mi kiedykolwiek wybaczycie?
– Nie wiem – odparła cicho.
Ryszarda, 60 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż dobrze zarabiał i robił mi awantury o każdą wydaną złotówkę. Milczałam długo, bo myślałam, że taka jest rola żony”
- „Mąż utopił 200 tysięcy naszych oszczędności. Boję się, że przez niego nie będziemy mieć za co żyć”
- „Dziewczyna rzuciła mnie, bo nie miałem stałej pracy. Od tamtej pory wstydzę się mówić na randkach o swoich zarobkach”