„Syn prezesa zrobił sobie ze mnie zabaweczkę. Miałam mieć awans i kasę, a będę sama zmieniać pampersy”
„Patrzyłam, jak wycofuje się krok po kroku, zostawiając mnie z tym wszystkim samą. Jeszcze niedawno mówił, że kiedyś wyjedziemy razem nad morze, że zawsze mogę na niego liczyć. A teraz? Teraz nie patrzył mi w oczy”.

- Redakcja
Pracowałam w dziale marketingu od czterech lat i naprawdę lubiłam swoją pracę. Czułam, że jestem w miejscu, które daje mi szansę na rozwój i gdzie ludzie się wspierają. Szczególnie dobrze dogadywałam się z Maćkiem – siedzieliśmy razem w pokoju, razem chodziliśmy na lunch, rozmawialiśmy o wszystkim. Z czasem między nami pojawiło się coś więcej niż koleżeństwo, choć żadne z nas nigdy tego nie nazwało. Firma była dla mnie czymś w rodzaju drugiego domu – bezpiecznym, przewidywalnym. Nie spodziewałam się, że właśnie tutaj, wśród znajomych twarzy, doświadczę największego zawodu w życiu.
Wiadomość, która zmieniła wszystko
Wiedziałam to jeszcze zanim potwierdził to test. Mdłości, zawroty głowy, zmęczenie – ciało samo podpowiadało mi, że nie jestem już tylko ja. Bałam się, ale też czułam w sobie dziwny spokój. Chciałam powiedzieć Maćkowi. W końcu to jego też dotyczyło. Czekałam na moment, aż zostaniemy sami.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam nieśmiało, gdy zamknęły się za nami drzwi biura.
– Brzmisz poważnie – uśmiechnął się nerwowo, odrywając wzrok od ekranu.
– Jestem w ciąży – powiedziałam wprost, bez owijania.
Zamilkł. Zmarszczył brwi. Nie powiedział nic przez kilka sekund, które zdawały się trwać wieczność. W końcu wypowiedział tylko jedno słowo:
– Serio?
Pokiwałam głową. Usiadł ciężko na krześle, odwrócił się bokiem i po chwili ciszy rzucił:
– Muszę to przemyśleć.
I tyle. Żadnego „cieszę się”, żadnego „poradzimy sobie”. Tylko ten chłód i dystans. Przez kolejne dni unikał rozmów, a przy innych kolegach z pracy zaczął traktować mnie zupełnie oficjalnie, jakbyśmy byli sobie obcy. Patrzyłam, jak wycofuje się krok po kroku, zostawiając mnie z tym wszystkim samą. Jeszcze niedawno mówił, że kiedyś wyjedziemy razem nad morze, że zawsze mogę na niego liczyć. A teraz? Teraz nie patrzył mi w oczy.
Coś się dookoła zmieniło
Zaczęłam to zauważać kilka dni po rozmowie z Maćkiem. Nie chodziło już tylko o jego chłód – coś się zmieniło w firmie. Szefowa, dotąd serdeczna i uśmiechnięta, przestała mnie zapraszać na spotkania zespołu. Wcześniej zawsze byłam w centrum projektów, teraz – cisza. Nawet maili było jakby mniej. Siedziałam przy biurku, wpatrzona w ekran, i czułam się jak mebel. Niby jeszcze tu jestem, ale jakby już mnie nie było.
Zebrałam się na odwagę i podeszłam do gabinetu szefowej.
– Mogę na chwilę? – zapytałam.
– Jasne, co się dzieje?
– Zastanawiam się, czemu nie zostałam przypisana do projektu „Nova”. Zawsze zajmowałam się podobnymi rzeczami…
Szefowa spojrzała na mnie przez okulary, z tym sztucznym uśmiechem, który znałam aż za dobrze.
– Wiesz, Karolino, mamy drobne zmiany w strukturze działu. Chcemy dać szansę też innym.
– Ale przecież wcześniej mówiła pani, że to moja najmocniejsza działka – spróbowałam delikatnie.
– To tylko tymczasowe. Zobaczymy, jak się wszystko ułoży – ucięła.
Wyszłam z gabinetu ze ściśniętym żołądkiem. Przecież wiedziałam, że to nie był przypadek.
Po pracy podeszłam do Maćka. Siedział sam, przeglądając raporty.
– Musimy pogadać – powiedziałam stanowczo.
– Teraz? To naprawdę nie jest dobry moment – odpowiedział, nie patrząc mi w twarz.
– Ale kiedy będzie?
– Nie wiem, Karolina. Naprawdę nie wiem.
Odszedł, zanim zdążyłam cokolwiek dodać.
Zamiast awansu wypowiedzenie
Wezwano mnie do działu HR w piątek, tuż przed końcem dnia. Pomyślałam naiwnie, że chodzi o coś formalnego, może przedłużenie umowy. Nawet się uśmiechnęłam, wchodząc do eleganckiego pokoju z mlecznymi szybami.
Za biurkiem siedziała pani z koczkiem i suchym tonem zaczęła czytać formułkę.
– Ze względu na reorganizację działu marketingu, firma z przykrością informuje o zakończeniu współpracy…
– Co? – przerwałam. – Jak to zakończeniu? Przecież jestem jednym z najbardziej doświadczonych pracowników.
– Tak, zdajemy sobie sprawę z pani dotychczasowych zasług, jednak obecna sytuacja wymaga trudnych decyzji.
– Ale ja mam świetne wyniki. I jestem w ciąży – wyrzuciłam z siebie, nie wierząc, że muszę się w ogóle tłumaczyć.
– To nie ma związku – ucięła.
Nie miało? Jasne. Zamknęłam oczy, próbując uspokoić oddech. Wyszłam stamtąd z kopertą w ręku i głową pełną pytań. Szłam do swojego pokoju po torebkę, kiedy usłyszałam głosy zza uchylonych drzwi gabinetu prezesa.
– Musiałem to załatwić szybko – mówił Maciek. – Wiesz, jak by to wyglądało…
– Spokojnie synu – usłyszałam głos prezesa. – Dobrze się spisałeś. Lepiej dla wszystkich, jak problem zniknie.
Stałam jak sparaliżowana. Tylko jeden szczegół wbijał się w moją świadomość coraz mocniej: Maciek był synem prezesa.
I wszystko nagle zaczęło mieć sens.
Prawda w cztery oczy
Nie czekałam do poniedziałku. Wróciłam do biura jeszcze tego samego wieczoru, kiedy wszyscy już wyszli. Maciek siedział sam, zgarbiony nad laptopem, jakby chciał przeczekać burzę. Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie, patrząc na niego bez słowa.
– Wiedziałeś – powiedziałam cicho, ale z każdym kolejnym słowem głos mi się zaostrzał. – Wiedziałeś, że mnie zwolnią.
– Karolina…
– Nie. Nie mów mojego imienia, bo nie masz do niego prawa – przerwałam mu ostro. – Spałeś ze mną, mówiłeś o wspólnym życiu, a potem rzuciłeś mnie na pożarcie. Tylko dlatego, że zaszłam w ciążę?
– To nie tak. Ja też nie wiedziałem, jak to się potoczy. Mój ojciec… On nie może mieć skandalu w firmie. Musiałem...
– Musiałeś? Ty nic nie musiałeś. Wybrałeś. I nie chodzi tylko o dziecko. Chodzi o ciebie. O to, że jesteś tchórzem, który woli siedzieć pod skrzydłami tatusia niż zrobić coś po męsku.
Milczał. Patrzył na mnie tym swoim znanym spojrzeniem – tylko że tym razem nie widziałam w nim czułości. Tylko pustkę.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć – wyszeptał.
– Nic nie mów. Już wszystko pokazałeś.
Wybiegłam z firmy, nie oglądając się za siebie. Szłam przez miasto bez celu. Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi kręgosłup.
Wszyscy wiedzieli, oprócz mnie
Nie miałam planu. Zwyczajnie nie potrafiłam wrócić do domu, udawać, że wszystko jest jak dawniej. Poszłam na stare miasto, gdzie w jednej z bocznych kawiarni często bywałyśmy z Pauliną – koleżanką z działu. Może przypadkiem ją spotkam. Może jeszcze ktoś mnie widzi.
I wtedy usłyszałam swoje imię.
– Karolina? Boże, co ty tu robisz o tej godzinie?
To była ona. Paulina. Jej oczy rozszerzyły się na widok mojego zapłakanego makijażu i luźno trzymanej koperty.
– Zwolnili mnie – wydukałam. – Oficjalnie za „restrukturyzację”.
Paulina tylko pokręciła głową.
– Wiesz, że wszyscy wiedzieli, że Maciek to syn prezesa?
Zamarłam.
– Co?
– Serio. To taka tajemnica poliszynela. Przecież oni od dawna go chronili. Jak spóźniał się z raportami, jak znikał na dwa tygodnie, niby na „szkolenia”. Każdy wiedział, tylko nikt nie mówił głośno.
Zatkało mnie. Czyli ja naprawdę byłam ostatnią naiwną. Wierzyłam, że jesteśmy równi, że coś nas łączy. A oni... wszyscy patrzyli z boku, jak się łudzę.
– Nie mogłaś mi powiedzieć? – zapytałam cicho.
– Myślałam, że wiesz… I że może nie chcesz, żeby ktoś się wtrącał. Nie wiedziałam, że aż tak w to weszłaś.
Z każdą minutą czułam, jak moje życie traci kształt. Nie chodziło już tylko o stratę pracy. Straciłam wiarę, że ludzie grają uczciwie. Że można ufać.
Nie ma do czego wracać
Siedziałam na ławce przed swoim blokiem. W brzuchu czułam pierwsze poruszenia – ciche przypomnienie, że w środku mnie rośnie nowe życie. I że już nie mogę się cofnąć. Nie było pracy, nie było stabilizacji, nie było Maćka. Ale było ono.
Od kilku dni rozsyłałam CV. Bez większych nadziei, ale też bez rozpaczy. Coś się we mnie uspokoiło – jakby ciało i umysł dogadały się, że nie ma sensu się miotać. Że trzeba teraz zrobić to, co trzeba. Krok po kroku.
Czasem łapałam się na tym, że wyobrażam sobie Maćka, jak mówi: „Wybacz mi, wróćmy do tego”. Ale zaraz potem przychodziła refleksja: wrócić do czego? Do relacji opartej na kłamstwach i układach? Do świata, w którym ja byłam tylko „problemem do rozwiązania”?
Wiedziałam, że mogę być teraz tylko dla siebie. I dla tego małego człowieka, który już niedługo pojawi się na świecie.
Czy poradzę sobie? Nie wiem. Ale pierwszy raz od dawna nie boję się tego pytania. Może nie będzie lekko. Może nie będzie sprawiedliwie. Ale będzie moje. Moja decyzja, moja odpowiedzialność, moja przyszłość.
Na dźwięk dzwonka od kuriera – przyszedł fotelik samochodowy – uśmiechnęłam się. Jeszcze nie wiem, jak będzie wyglądało moje życie za tydzień, za miesiąc. Ale wiem, że tym razem to ja będę pisać scenariusz.
Karolina, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Chciałem oczarować dziewczynę włoskim daniem. Zaliczyłem kulinarną wpadkę, ale i tak trafiłem do jej serca”
- „W sanatorium w Ciechocinku z pokoju obok dobiegały krzyki. Gdy odkryłam, co się tam działo, zamarłam”
- „Na emeryturze ruszyliśmy w podróż po Europie. Tego, co przeżyliśmy, nie było w żadnym przewodniku”