„Syn sąsiada wyznał mi miłość. Nie mogłam go pokochać, bo odkryłam, co jego ojciec zrobił mojej rodzinie”
„– On miał romans z moją matką? – wyszeptałam. – Wygląda na to, że tak. I kiedy twój ojciec się dowiedział... chyba to go złamało. – Filip spojrzał mi prosto w oczy. – Stefan groził mu, że powie ci prawdę. Że zniszczy mu życie”.

- Redakcja
W moim domu nigdy nie było cicho – zawsze słychać było skrzypienie podłogi, tykanie starego zegara i Hanię, która coś do siebie nuciła albo gadała z zabawkami. A jednak... czasem ta cisza we mnie była tak głośna, że aż bolało. Jakby każde wspomnienie miało swoje echo.
Mieszkam tu, na tej wsi, od zawsze. Dom po rodzicach, ogród pełen róż i wspomnień, w których częściej płakałam niż się śmiałam. Hania, moja sześcioletnia córka, jest moją jedyną rodziną. Czasem myślę, że uratowała mnie przed całkowitym zamknięciem się na świat. Gdyby nie ona, pewnie bym zgniła razem z tymi starymi meblami i cieniami przeszłości.
Stefan zmarł tydzień temu. Sąsiad zza płotu. Kiedy przynieśli mi wiadomość, że już go nie ma, nie poczułam nic... albo raczej – poczułam ulgę. Zawsze patrzył na mnie jakoś krzywo i unikał mnie, zwłaszcza po śmierci mamy. Teraz za płotem widziałam Filipa, syna Stefana. Przystojny, z brodą, oczami trochę za smutnymi jak na jego wiek. Przyjechał, żeby posprzątać po ojcu, uporządkować ogród i sprzedać dom.
Córka była ciekawa
– Mamo, a kto to ten pan z sekatorem? – zapytała Hania, zaglądając przez płot i wciskając nos między szczeble.
– Nowy sąsiad – odparłam, nie podchodząc do okna.
– A on tu będzie mieszkał?
– Nie wiem, może tylko przez chwilę.
– Ale mówił „dzień dobry”! I się uśmiechał!
Przewróciłam oczami.
– To nie znaczy, że mamy mu zaufać.
Kilka godzin później zobaczyłam go pierwszy raz z bliska. Stał przy płocie, z grabiami w ręku. Patrzył na mnie, jakby już mnie znał. Wyszedł krok do przodu i powiedział:
– Dzień dobry. Chciałem tylko zapytać, czy granica działek to ten stary słup?
– Nie musi się pan starać być miły – odpowiedziałam chłodno. – Wystarczy, że pan nie wejdzie zbyt daleko.
W jego oczach pojawiło się coś... coś, co wyglądało jak rozczarowanie. Ale szybko to ukrył.
– Jasne. Nie chciałem przeszkadzać.
Odwróciłam się i weszłam do domu. Jeszcze nie wiedziałam, że ten mężczyzna będzie tym, który wywróci mi życie.
Nie zamierzałam być miła
Rano obudził mnie dźwięk ostrego cięcia – jakby ktoś wojował z krzewami. Przez okno zobaczyłam Filipa z sekatorem w ręku. Ciął bez litości stare pędy róż, a potem zabrał się za porządkowanie malinowego zarośla. Hania siedziała na naszej huśtawce i mu się przyglądała z zachwytem.
– Nie idź tam – rzuciłam przez kuchenne okno.
– Ale on powiedział, że mogę mu pomagać! – krzyknęła wesoło, już wbiegając na jego podwórko.
Zanim zdążyłam wyjść z domu, siedzieli razem na trawie i wybierali z koszyka dojrzałe jeżyny. Filip coś mówił, a Hania chichotała. Stanęłam na progu, skrzyżowałam ramiona. On mnie zauważył.
– Dzień dobry... znowu – powiedział spokojnie. – Mała pomocnica mi się trafiła.
– Ona nie powinna... – zaczęłam, ale nie dokończyłam. Bo Hania już wręczała mi jeżynę jak najcenniejszy skarb.
– Spróbuj, mamo, są pyszne!
Wzięłam owoc i spojrzałam na Filipa.
– Pracowity jesteś.
Uśmiechnął się lekko.
– Trochę trzeba ogarnąć, zanim dom pójdzie na sprzedaż. Ojciec zostawił tu... bałagan.
– Zostawił więcej niż bałagan – wymknęło mi się.
Zamilkł. Patrzył na mnie uważnie, jakby próbował coś zrozumieć.
– Nigdy nie miałem z nim bliskiego kontaktu – powiedział w końcu. – Nie wiedziałem, jak tu żył. Ani z kim.
– Może to i lepiej – odpowiedziałam i wróciłam do domu, zostawiając ich wśród malin.
Sąsiad dał mi album ze zdjęciami
Deszcz zaczął padać tuż po południu, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam z wahaniem. Filip stał w progu z kartonem w rękach, przemoczony, ale uśmiechnięty.
– Znalazłem trochę rzeczy ojca. Pomyślałem, że może... są tu też jakieś zdjęcia. Niektóre z sąsiadami.
– I co ja mam z tym zrobić?
– Może coś pani rozpozna. Chyba byliście kiedyś blisko.
Zmarszczyłam brwi. Przestąpił z nogi na nogę.
– Nie chcę się narzucać. Po prostu... nie znam tej historii.
Zabrałam karton bez słowa. W środku leżał stary, skórzany album. Otworzyłam go od niechcenia. I wtedy go zobaczyłam.
Zdjęcie. Mój ojciec i Stefan. Stali obok siebie, w garniturach, śmiali się. Ojciec trzymał w ręku kieliszek, Stefan obejmował go ramieniem. To było przed wszystkim. Przed awanturami, przed nocą, kiedy ojciec po prostu zniknął. Bez słowa.
– Skąd to masz? – syknęłam, czując, jak serce bije mi jak oszalałe.
– Było w komodzie. Nie wiedziałem, że...
– Wyjdź.
– Ale...
– Powiedziałam: wyjdź!
Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem. W dłoni wciąż trzymałam zdjęcie. Ręka mi drżała. To nie mógł być przypadek. Stefan wiedział. On coś zrobił. Wiedział od zawsze.
Odkryliśmy tajemnicę naszych rodziców
Filip pojawił się kolejnego dnia. Nie dzwonił, nie zapowiadał się. Po prostu stanął na moim ganku z cienką teczką w dłoni.
– Musimy porozmawiać – powiedział cicho.
Nie odpowiedziałam. Odsunęłam się tylko na bok, by wszedł do środka.
– Znalazłem coś jeszcze. Wśród papierów ojca. Listy. Część jest adresowana... do twojej matki.
Zamarłam.
– Co?
Podał mi pierwszy list. Rozpoznawałam ten charakter pisma. Wyraźny, męski, trochę pochyły. Stefan pisał do niej wprost, bez ogródek. „Nie mogę dłużej tak żyć. Chcę być z tobą. Twój mąż nigdy cię nie zrozumie tak, jak ja.”
Otworzyłam kolejne. Były pełne tęsknoty, zazdrości, a potem... gróźb.
– On miał romans z moją matką? – wyszeptałam.
– Wygląda na to, że tak. I kiedy twój ojciec się dowiedział... chyba to go złamało. – Filip spojrzał mi prosto w oczy. – Stefan groził mu, że powie ci prawdę. Że zniszczy mu życie.
Usiadłam ciężko na krześle. Zrobiło mi się niedobrze.
– To dlatego ojciec odszedł. To nie on nas zdradził. To matka...
W oczach Filipa była czysta rozpacz.
– Nie wiedziałem. Przysięgam. Nigdy bym...
– A jednak przyszedłeś do mojego życia i wyglądasz jak on – przerwałam mu.
Miałam mętlik w głowie
Kilka dni unikałam Filipa. Nie odbierałam, nie odpowiadałam na wiadomości. Gdy Hania pytała, czemu już nie przychodzi „pan z jeżynami”, mówiłam tylko, że miał coś ważnego w mieście. Nie chciałam, żeby znała ten brud. Jeszcze nie. Ale on wrócił. Jakby przeczuwał, że nie dokończyliśmy tej rozmowy. Przyszedł do ogrodu. Bez zaproszenia. Znowu.
– Znalazłem coś jeszcze – powiedział od progu. – I musisz to zobaczyć.
W dłoni trzymał list. Tym razem nie Stefana, tylko mojego ojca. Pisał go do mojej matki, ale nigdy nie wysłał. Może się bał. Może już było za późno.
„Wiem, że kochałaś go. Nie jestem głupi. Ale ja cię też kochałem. Musiałem odejść, bo nie mogłem znieść myśli, że patrzysz na mnie jak na przeszkodę”.
Zatkało mnie. Czyli on wiedział. Widział ich spojrzenia, może nawet usłyszał coś, czego nie powinien. A ja... przez całe życie obwiniałam go za odejście.
Usiadłam ciężko na ławce.
– To był mój ojciec. Ale Stefan... Stefan był człowiekiem, który wszystko popsuł.
– I ja jestem jego synem – powiedział Filip cicho. – Nie wiem, co z tym zrobić.
Spojrzałam na niego długo.
– A ja nie wiem, czy umiem na ciebie spojrzeć inaczej.
I to była najgorsza prawda, jaka mogła paść tego dnia.
Wyznał mi miłość
Filip przyszedł jeszcze raz. Wieczorem, gdy Hania już spała, a ja siedziałam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty, której i tak nie piłam.
– Muszę z tobą porozmawiać. Ostatni raz, jeśli chcesz.
Nie odpowiedziałam, ale nie zamknęłam mu drzwi. Usiadł naprzeciwko mnie, z twarzą zmęczoną i szczerą jak nigdy wcześniej.
– Zakochałem się w tobie, Agnieszka. Zanim wiedziałem. I nawet gdy już się dowiedziałem... nie przestałem. Wiem, jak to brzmi. Wiem, że to wszystko cię boli. Ale ja... ja nie jestem nim. Nie jestem swoim ojcem.
Wpatrywałam się w wzór na obrusie. Próbowałam się nie rozkleić.
– Wpuściłam cię za blisko. Za bardzo. I teraz wszystko boli podwójnie. Wiesz, co jest najgorsze? Że chciałabym, żeby to wszystko było inne. Żebyś nie był jego synem.
– Ale jestem – szepnął.
– No właśnie.
Zapanowała cisza. Taka, która dręczy i nie pozwala oddychać.
– Hania pyta o ciebie. Codziennie.
W jego oczach pojawiła się łza. Nie wstydził się jej.
– Jeśli kiedyś będziesz gotowa... jeśli uznasz, że mimo wszystko jest dla nas jakaś szansa – zostawiam to. – Wyciągnął kopertę. – Mój numer. Adres. I list.
– Filip...
– Nic nie mów. Nie teraz. Po prostu przeczytaj, kiedy poczujesz, że możesz.
I wyszedł. A ja zostałam z kopertą w dłoni i dziurą w sercu.
Została tylko pustka
Minęły dwa tygodnie. Filip wyjechał. Dom Stefana znów był pusty, jakby nigdy nikt w nim nie mieszkał. Tylko ogród przypominał o nim – równo przycięte krzewy, ścieżka z wysypanym żwirem, który skrzypiał pod stopami, gdy wieczorami szłam tam bez celu.
List przeczytałam dopiero teraz. Siedziałam wtedy w łóżku, z kubkiem zimnej kawy, której nawet nie zamieszałam. Pisał o nas. O tym, co mógłby zbudować, gdyby dostał pozwolenie. O Hani. O tym, jak pokochał ją niemal od razu – za to, że nie miała w sobie jeszcze tej nieufności, którą miałam ja. Może, pewnego dnia... zadzwonię pod ten numer z listu.
Agnieszka, 34 lata
Czytaj także:
- „Na wielkanocne śniadanie ciotka zaprosiła mojego eks. Przeczuwałam, że wspólne szukanie pisanek nie skończy się dobrze”
- „Dziadek tonie w długach, a święta za pasem. Ledwie stać go na kostkę masła, bo całą emeryturę przepuszcza na głupoty”
- „Co roku w Wielkanoc urabiam się w kuchni po łokcie. Nikt nawet nie podziękuje, bo wszyscy myślą, że to mój obowiązek”