„Syn traktował mnie jak bankomat, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. Zamiast na chleb, pensję wydaję na alimenty”
„Napisałem tylko, że nie mogę dziś przelać pieniędzy, bo sam mam ledwo na paliwo. Wysłałem i czekałem. Może odpowie, może zapyta, co się dzieje, może zatroszczy odrobinę. Po minucie przyszedł SMS: To po co ty w ogóle jesteś? Kiedy to się skończyło? Kiedy przestaliśmy rozmawiać jak ojciec z synem? ”.

- Redakcja
Czasem się zastanawiam, po co to wszystko. Po co wstaję o piątej rano, łapię za kierownicę i jadę przez pół Polski, żeby na koniec miesiąca dostać wiadomość: „Możesz przelać 300?”. Bez „cześć”, bez „proszę”, bez „dziękuję”. Tylko kwota. Jakby ktoś przycisnął guzik w bankomacie. Jakbym był tylko tym – bankomatem. Nie ojcem. Jestem rozwiedziony. Mój syn, Michał, ma 16 lat i mieszka z moją byłą żoną. Ja mieszkam sam, pracuję jako kierowca ciężarówki. Życie? Skromne. Codzienność? Powtarzalna jak te drogi, którymi jeżdżę. Tankowanie, jazda, telefon do bazy, nocleg w kabinie. Czasem nawet się nie zatrzymuję, żeby coś zjeść – bo i po co?
A jednak, co miesiąc, niemal punktualnie jak w zegarku, przychodzi ta wiadomość. I chociaż wiem, że chodzi o alimenty, że to mój obowiązek – boli. Bo nie jestem żadnym skąpcem. Pieniądze przelewam, zawsze. Ale chciałbym czegoś więcej. Choćby jednego zdania: „Co u ciebie, tato?”, „Zadzwonisz?”. Cokolwiek. Dziś, gdy przyszedł ten lakoniczny SMS, nie odpisałem od razu. Siedziałem na parkingu pod marketem, w szoferce, i gapiłem się na ekran. Czułem zmęczenie – ale nie takie fizyczne. To było to inne zmęczenie, to, które wypala człowieka od środka. Bo ile można dawać i nie dostawać nic w zamian?
Zacząłem się zastanawiać. Może to moja wina? Może Michał mnie nie kocha, bo byłem za mało obecny? Może za bardzo chciałem być kolegą, a nie ojcem? A może po prostu byłem tylko użyteczny. Dopóki mogłem płacić. Nie wiem. Ale tego dnia zadałem sobie pytanie, którego bałem się najbardziej: czy mój własny syn mnie jeszcze potrzebuje? Czy jestem dla niego kimkolwiek więcej niż numerem konta?
Byłem zupełnie bezsilny
Zwykle nie odpisywałem od razu, ale tym razem postanowiłem to zrobić. Napisałem tylko: „Michał, nie mogę dziś. Sam mam ledwo na paliwo”. Wysłałem i czekałem. Może odpowie coś więcej, może zapyta, co się dzieje, może zatroszczy się choć odrobinę. Po minucie telefon zawibrował. Przeczytałem: „To po co ty w ogóle jesteś?” Zamarłem. Gdyby ktoś z zewnątrz spojrzał wtedy przez szybę, pomyślałby, że coś mi się stało. Telefon trzymałem w dłoni, wzrok wbity w ekran, ale nie czytałem już tych słów. One wyryły mi się w głowie. Powoli odłożyłem komórkę na siedzenie obok i przez chwilę patrzyłem przez szybę na parking. Niby nic się nie zmieniło. Świat biegł dalej, ludzie krzątali się między autami, dzieci wrzeszczały, ktoś pchał wózek z zakupami. A ja siedziałem w środku ciężarówki, w ciszy, której nikt nie zauważył.
Nie potrafiłem nawet się zdenerwować. Nie przyszło mi do głowy, żeby zadzwonić i krzyczeć, żeby pisać, że to niesprawiedliwe. Tylko myśli zaczęły same wracać. Wspomnienia, te dobre. Michał, jak miał pięć lat i zakładał mój stary kaszkiet na głowę, zasłaniając sobie oczy. Śmiał się wtedy jak szalony, a ja robiłem mu zdjęcia. Później te nasze wypady do lasu, jak zbieraliśmy grzyby, a on wołał: „Tato, mam prawdziwka!” nawet wtedy, gdy to był zwykły muchomor. I wieczory przy grze planszowej, kiedy próbowałem przegrać, żeby mógł wygrać i być dumny. Pamiętałem to wszystko. Ale on chyba już chyba nie...
Kiedy to się skończyło? Kiedy przestaliśmy rozmawiać jak ojciec z synem? Pamiętam, że po rozwodzie był jeszcze kontakt. Widywaliśmy się co drugi weekend. Czasem coś razem oglądaliśmy, czasem jechaliśmy na rowery. Ale potem... potem jakoś to zgasło. Coraz rzadziej przychodził. Czasem miał „sprawdzian”, „trening”, „babcia przyjechała”. A może to nie on, tylko jego matka? Może to ona powoli, stopniowo, krok po kroku, odcinała mnie od jego życia.
Nie mam żalu o to, że się rozstaliśmy. Małżeństwo z jego matką było jak dwie osoby żyjące w osobnych światach. Ona zawsze bardziej ceniła ład i rutynę, a ja byłem tym, który potrafił wyjść z domu o północy, żeby pojechać zobaczyć spadające gwiazdy. Michał był jedyną sprawą, która nas jeszcze łączyła. Przynajmniej tak mi się wydawało. Zacisnąłem dłoń na kierownicy. Czułem bezsilność. Nie umiałem się nawet obronić. Jak mam rozmawiać z własnym synem, skoro on już mnie nie słucha? Czy to wszystko naprawdę się już skończyło?
Czułem, że to nie ma sensu
Jeszcze tego samego wieczoru próbowałem zadzwonić. Nikt nie odbierał. Poczekałem chwilę i spróbowałem drugi raz. Tym razem sygnał został przerwany po dwóch sekundach. Odrzucił połączenie. Pomyślałem, że może nie był sam, może nie mógł. Ale następnego dnia znów milczał, a ja czułem, jak z każdą godziną rośnie we mnie coś, czego nie potrafię nazwać. Tęsknota? Żal? A może złość na samego siebie, że pozwoliłem, byśmy się tak od siebie oddalili?
W sobotę wieczorem byłem akurat pod blokiem, do którego dostarczałem przesyłki. Gdy wysiadałem z kabiny, zobaczyłem ją. Sylwię. Moją byłą żonę. Stała przy wejściu z reklamówką i telefonem przy uchu. Rozmawiała z kimś, śmiejąc się cicho. Zastanawiałem się przez chwilę, czy podejść, czy nie robić scen? Ale wtedy ona mnie zauważyła.
– Tomasz – powiedziała z zaskoczeniem. – Co ty tu robisz?
– Pracuję – odpowiedziałem krótko. – Zresztą, nieważne. Muszę z tobą porozmawiać.
Zamilkła, schowała telefon.
– O czym?
– O Michale. Sylwia, co ty mu mówisz o mnie? Że jestem tylko portfelem? Bo dokładnie tak mnie traktuje. Jak bankomat. Bez szacunku, bez kontaktu. Wysłałem mu wiadomość, że nie mam pieniędzy, a on odpisał tylko: „To po co ty w ogóle jesteś?”. On naprawdę tak uważa?
Zmrużyła oczy, spojrzała na mnie chłodno.
– A gdzie byłeś przez ostatnie lata, Tomasz? W trasie. Na Śląsku. W Niemczech. Ciągle gdzieś. Może raz w miesiącu, a może i rzadziej wpadałeś, żeby się spotkać z synem. I co, myślisz, że to wystarczyło?
– Ale to nie było z wygody. Pracuję, żeby płacić alimenty. Żeby Michał miał wszystko. Nie miałem wyboru.
– Zawsze jest wybór – przerwała mi ostro. – Tylko ty wybrałeś robotę, a nie rodzinę. Nie przychodziłeś na zebrania, nie znałeś jego kolegów, nie wiedziałeś, czym się interesuje. Teraz nagle chcesz, żeby do ciebie dzwonił i mówił „tato, tęsknię”?
– Próbowałem... – szepnąłem. – Starałem się, jak umiałem.
– Nie wystarczyło. I nie zwalaj winy na mnie, bo ja byłam, jak mnie zostawiłeś.
– Nie zostawiłem. Odszedłem, bo ty mnie już nie kochałaś. Wszystko, co wtedy robiłem, robiłem z myślą o Michale.
– Naprawdę? Bo dla mnie wyglądało to jak ucieczka.
Nie chciałem już dalej tej rozmowy. Czułem, że nie ma sensu. Że każde moje słowo ona zinterpretuje tak, jak jej wygodnie. Odwróciłem się bez słowa i wróciłem do ciężarówki. Zamknąłem drzwi kabiny i usiadłem w fotelu. Przez chwilę miałem wrażenie, że znów jestem sam jak wtedy, gdy się wyprowadziłem – tylko z torbą i ciszą.
Przegrałem coś bardzo ważnego
Było ciepłe, wiosenne popołudnie. Wracałem z rozładunku, kiedy mignęła mi znajoma sylwetka. Michał. Stał przy przystanku z dwoma chłopakami, pewnie kolegami ze szkoły. Coś mu podawali, śmiali się, jeden klepał go po plecach. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zjechałem na pobocze, zaparkowałem ciężarówkę i wysiadłem. Nie chciałem go przestraszyć. Nie planowałem rozmowy. Po prostu... chciałem na niego spojrzeć. Tak po ludzku. Jak ojciec. Szli w stronę galerii handlowej, a ja parę kroków za nimi. Słyszałem urywki rozmowy, śmiech, jakieś przekleństwo. I nagle...
– No i co, dał ci te trzy stówki? – zapytał jeden z kolegów.
– Pewnie – odparł Michał z satysfakcją. – Stary zawsze pęka. Taki frajer. Myśli, że jak zapłaci, to się będę z nim zadawał.
Zatrzymałem się jak wryty. Poczułem, że robi mi się duszno. Stałem obok kiosku z gazetami, próbując złapać oddech. Nie wiedziałem, co bardziej boli – to, że powiedział „frajer”, czy to, że mówił o mnie jak o obcym człowieku. Zebrałem się w sobie i podszedłem. Położyłem mu rękę na ramieniu. Odwrócił się gwałtownie. Jego twarz na moment straciła pewność siebie.
– Michał – powiedziałem cicho – słyszałem wszystko.
Kolega obok odsunął się nieco. Michał patrzył na mnie z zaskoczeniem, może nawet lekkim wstydem, ale po chwili znów był twardy.
– I co z tego? Podsłuchujesz mnie teraz? Śledzisz mnie?
– Chciałem tylko z tobą porozmawiać.
– Nie mamy o czym – odburknął. – Nigdy nie mieliśmy.
– Ale przecież kiedyś było inaczej. Pamiętasz, jak chodziłeś ze mną na ryby? Jak uczyłem cię jazdy na rowerze?
– Byłem dzieckiem. Teraz jestem starszy. Nie muszę cię znać, żebyś mi przelewał kasę.
Zabolało. Ale nie dałem się ponieść emocjom. Spojrzałem na niego spokojnie.
– Nie jestem tylko twoim bankomatem. Jestem twoim ojcem.
– Ojcem? – powtórzył z pogardą. – Nigdy cię nie było. Nigdy. A teraz nagle chcesz ze mną rozmawiać? Serio?
Nie odpowiedziałem. Stałem tylko, patrząc, jak odchodzi z kolegami. Żaden z nich się nie obejrzał. A ja, stojąc samotnie na chodniku, czułem, że przegrałem coś bardzo ważnego. Może nie dzisiaj, nie w tej jednej rozmowie. Przegrałem to znacznie wcześniej. Tylko nie wiem, kiedy dokładnie.
Nie miałem już siły
Po tamtej rozmowie nie potrafiłem już patrzeć na telefon tak samo. Każda wiadomość od Michała przypominała o tamtych słowach – „frajer”, „bankomat”. Przez kilka dni nie odpisywałem. Potem przestałem odbierać. Nie dlatego, że chciałem się mścić. Po prostu... nie miałem już siły. Na jego urodziny nie pojechałem. I tak mnie osobiście nie zaprosił. Datę zapisałem sobie w kalendarzu, ale w tym roku nie było tortu, prezentu, czekania pod szkołą. Zamiast tego siedziałem wieczorem przy stole, patrząc w pusty ekran telefonu, bez choćby jednego „cześć”. W końcu napisałem. Krótko. Bez pretensji.
„Wiem, że masz do mnie żal. Może słusznie. Ale pamiętaj, że cię kocham. I zawsze będę. Cokolwiek się wydarzy, będę czekał, aż zechcesz porozmawiać. Tata”.
Nie dostałem odpowiedzi. Do dziś nie wiem, czy przeczytał. Ale musiałem to napisać. Choćby dla siebie. Choćby po to, żeby wiedzieć, kim jestem.
Tomasz, 52 lata
Czytaj także:
- „Gdy mąż odszedł do dzierlatki, uciekłam ze wstydu na 2 koniec Polski. Swojego Adonisa znalazłam w Rzeszowie”
- „Prawdziwe oblicze teścia mnie zszokowało. Teraz już wiem, dlaczego tak często wodził za mną wzrokiem”
- „Rodzice chowali mnie pod kloszem. Tak na mnie chuchali i dmuchali, że nie wiedziałam, czym jest dorosłe życie”