Reklama

Zawsze mówiłam, że jak młody zakochany, to gotów sprzedać lodówkę, żeby kupić bilet do dziewczyny. Tylko żeby aż do Norwegii lecieć? Za dziewuchą, którą znał ledwie kilka tygodni? Mój syn nigdy nie był specjalnie praktyczny, ale tym razem to już przeszedł samego siebie. I nie jestem matką, która się wtrąca. Jednak jak zobaczyłam, że pakował walizkę do Oslo, to coś mi nie dawało spokoju.

Daj mu spróbować – mówiła moja koleżanka Anka, która znała życie tylko z książek.

No to dałam. Miesiąc. Tyle wystarczyło, żeby wrócił jak nie ten sam chłopak. Bez tej swojej Ingrid czy jak jej tam było, za to z kredytem w trzech walutach i miną zbitego psa. A ja? Ja już tylko czekałam, aż się wysypie. I się wysypał.

Wiedziałam, że nie go przekonam

– Mamo, tylko nie rób scen, dobrze? – powiedział Tomek, próbując zapiąć walizkę, która ewidentnie miała już dosyć jego rzeczy i planów.

A kiedy ja niby sceny robię? – zapytałam, opierając się o framugę drzwi. – Że ci herbatę zaparzę? Czy że zapytam, po co ci taki drogi płaszcz puchowy?

– Bo w Oslo jest chłodniej. I Ingrid mówiła, że czasem wieje – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy.

Ingrid. No jasne. Ta cała Norweżka, z którą rozmawiał trzy tygodnie przez telefon, a potem uznał, że to ta jedyna. Dobrze, że nie chciał jej się oświadczyć na lotnisku.

– Ty w ogóle znasz tego człowieka, co ci wynajął mieszkanie? – spytałam.

– Mamo, to przez Ingrid. To jej znajomy. I mam umowę, wszystko legalnie.

A pracę masz?

– Jeszcze nie, ale już mam rozmowę w kawiarni. Po angielsku. Nie martw się.

– No pewnie. Nic tylko lecieć do obcego kraju, mieszkać u obcego typa i szukać roboty przez internet. Prawdziwy plan – rzuciłam z przekąsem.

– Mamo, serio, nie psuj mi tego. Ja ją kocham.

– I co z tego? – burknęłam, ale już wiedziałam, że nie go przekonam.

Tomek zapiął walizkę, spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

Przewidziałam wszystko

Nie minęły nawet dwa tygodnie, kiedy zadzwonił.

– Cześć, mamo. Masz chwilę?

Głos miał cichy, jakby siedział w szafie.

– No mam, tylko mów szybko, bo zaraz zaczyna się mój serial. Co tam u was?

– My… my już nie jesteśmy razem – powiedział powoli, a ja usiadłam na stołeczku, co by nie paść z wrażenia.

– Ale jak to? Dopiero co pojechałeś. Co się stało?

Nie dogadaliśmy się.

– Aha. Czyli jednak norweska miłość nie wypaliła – mruknęłam, ale szybko zmiękłam. – Co się naprawdę stało?

– Ona... ma byłego, z którym chyba nie skończyła. I ogólnie... nie czuła się gotowa.

– A ty, myślałeś, że jesteś księciem na białym koniu, co?

– Mamo, nie teraz, okej?

– Dobrze. A praca?

– No… w tej kawiarni nie wyszło. Teraz robię na zmywaku w hostelu.

– Czyli szorujesz kubki, zamiast trzymać dziewczynę za rękę?

Tak bym tego nie ujął, ale… no, mniej więcej.

– I gdzie mieszkasz?

– W tym samym miejscu. Właściciel się zgodził, żebym został jeszcze trochę. Mamo, potrzebuję trochę pieniędzy. Na czynsz i bilet powrotny.

– Aha. I z czego niby mam ci to wyskrobać?

– Mamo, proszę cię…

Zamilkłam. Miałam ochotę mu powiedzieć, że przewidziałam wszystko. Co by to dało?

Stanęłam jak wryta

Pociąg zajechał o 7:43. Tomek wysiadł z tą samą walizką, z którą wyjechał. Tyle że wtedy była wypchana marzeniami. Podeszłam do niego, przytuliłam, chociaż chciałam nim potrząsnąć jak ścierką.

– To co, wróciłeś na święta. Bez dziewczyny, ale chyba też bez entuzjazmu – rzuciłam, łapiąc za rączkę walizki.

– Dzięki, że przyszłaś – powiedział tylko. – Trochę się wszystko posypało.

– Tylko trochę? – uniosłam brwi. – No dobra. Mów po kolei. Najpierw uczuciowe trzęsienie ziemi, potem robota, a na koniec... co? Konto na minusie?

– Mamo... Mam długi.

– A kto ich nie ma, dziecko. Tylko nie każdy przywozi je jako pamiątkę z podróży.

– Musiałem pożyczyć, żeby zapłacić za mieszkanie i wyżywienie. Myślałem, że szybko znajdę lepszą pracę.

– Odważny plan. I co teraz?

– Mam dwa tysiące euro długu. Wzięte na raty w norweskim banku.

Stanęłam jak wryta.

– Naprawdę myślałeś, że miłość wystarczy? To nie bajka, tylko rzeczywistość. Tam nie ma happy endów, są tylko rachunki.

Przepraszam, mamo. Naprawdę.

Westchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę domu.

– Dobra, chodź. Dam ci rosół, a potem obmyślimy plan spłaty długów.

Tomek szedł obok. A ja? Ja już wiedziałam, że dopiero teraz się zacznie prawdziwe wychowywanie mojego trzydziestoletniego dziecka.

Zachłysnęłam się zupą

– No to co teraz? – zapytałam, wlewając mu rosół do talerza. – Masz jakiś plan czy liczysz na cud?

– Myślałem, że może pogadam z wujkiem Zbyszkiem. On zawsze coś tam kręcił z tymi inwestycjami, może miałby dla mnie jakąś robotę.

Zachłysnęłam się zupą.

– Zbyszkiem?! Ty mówisz o tym, co trzy razy otwierał firmę i cztery razy bankrutował?

– No ale on teraz podobno działa w internecie.

– Czyli wciska ludziom, że będą bogaci, jak tylko kupią jego e-booka za 297 zł. Brawo, Tomek. Idealny mentor.

– Mamo, nie mówię, że chcę być jak on. Tylko może coś dorywczo… jakiś montaż wideo albo prowadzenie fanpage'a.

– A jakaś normalna praca? Sklep, magazyn, budowa, coś, co daje wypłatę, a nie lajki?

Wzruszył ramionami.

– No mogę szukać, ale z moim CV to nic nie znajdę.

– Z twoim CV to i tak cud, że ci bank dał kredyt. Musiałeś się nieźle nagadać.

– W sumie… powiedziałem, że mam ofertę pracy. Kłamałem.

– Brawo, synku. Powiedz to jeszcze komornikowi za kilka miesięcy, będzie zachwycony.

– Przestań, wiem, że zawaliłem.

Spojrzałam na niego uważnie. W tym jego zrezygnowaniu było coś… ludzkiego.

– Dobra, poszukasz czegoś tu, na miejscu. Dam ci tydzień. I nie, nie będziesz robił kursu na trenera rozwoju osobistego.

– Jasne. Tylko błagam, nie do warzywniaka u ciotki Haliny.

– Jeszcze zobaczymy.

Musiałam mu pomóc

– No i jak tam pierwszy dzień? – zapytałam, gdy wrócił z pracy.

Przeżyłem – rzucił, zdejmując buty. – Trochę ciężko, ale szef normalny. Magazyn jak magazyn – kartony, wózki, ludzie w kamizelkach.

– A dziewczyny są? – rzuciłam niby od niechcenia, przecierając blat.

– Mamo, serio? – parsknął śmiechem. – Jeszcze mi kobiety do szczęścia nie brakuje.

– A może właśnie brakuje. Może wtedy byś nie leciał za pierwszą lepszą do Skandynawii.

Daj spokój. Nie jestem gotowy na kolejne sercowe katastrofy. Jeszcze mój kredyt się z poprzedniego nie pozbierał.

– No właśnie, à propos kredytu – powiedziałam, podsuwając mu kartkę. – Tu masz rozpisane raty. I nie licz na to, że to samo zniknie. Spłacisz je do końca. Z każdej wypłaty idzie część.

– Wiem. I dobrze. Przynajmniej się nauczę.

– A jak ci powiem, że ciotka Halina szuka kogoś do pomocy w soboty, to co powiesz?

– Że mam już jedną pracę i jeszcze resztki godności?

– A Halina ma ziemniaki w piwnicy do przeniesienia, więc pakuj godność w kieszeń i jedź pomóc. Za pięć dych i obiad.

– Mamo...

Nie pozwolę ci drugi raz zostać bankrutem przez miłość i marzenia.

Uśmiechnął się.

– Dzięki, mamo. Serio.

Nie dziękuj. Jeszcze masz do spłacenia dwa tysiące euro.

Usiedliśmy razem przy stole. Pierwszy raz od dawna bez spięć, bez marzeń o Oslo i bez udawania, że wszystko się samo ułoży.

Spojrzałam na niego z ukosa

Minęły cztery miesiące. Tomek dalej pracował w magazynie, a w soboty u ciotki Haliny robił za tragarza, kucharza i powiernika. Kto by pomyślał, że taka szkoła życia nauczy go więcej niż całe studia? Pewnego popołudnia, przy herbacie z malinowym sokiem, powiedział:

– Mamo, zostało mi jeszcze tysiąc złotych do spłaty.

A ile ci zostało dumy?

– Trochę też. Tylko już nie tyle, żebym nie wiedział, kiedy się mylę.

Patrzyłam na niego. Wreszcie przestał mówić jak bohater serialu, a zaczął jak człowiek.

– A wiesz, że Ingrid się odezwała? – dodał.

Zaparzyłam się herbatą.

– Co?!

– Napisała, że mnie przeprasza. Że z tamtym jej nie wyszło i że często o mnie myśli.

– No to napisz jej, żeby myślała dalej. Najlepiej intensywnie i samotnie.

Nie odpiszę. Już nie muszę.

Spojrzałam na niego z ukosa.

– Zakochałeś się?

– W kimś? Jeszcze nie. Najpierw się spłacę kredyt, a potem dopiero poszukam miłości.

Mądrze mówisz. Kiedyś ci to wydrukuję na kubku.

Zaśmiał się i dolał mi herbaty. Przez chwilę było cicho. Nie, nie wszystko było dobrze, ale było… prawdziwie. I może to właśnie była największa zmiana.

Danuta, 69 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama