Reklama

W życiu przeżyłam już niejedno – śluby, pogrzeby, narodziny wnuków i święta w najróżniejszych okolicznościach. Jednak w tym roku... W tym roku po raz pierwszy od dawna zostanę na Wigilię zupełnie sama. Kiedyś marzyłam o tym, żeby mieć rodzinę blisko. Mieszkają ich zaledwie kilka kilometrów ode mnie, a i tak się nie widujemy. Michał jest zbyt zajęty, by zadzwonić częściej niż raz w miesiącu. A jego żona, Anetka… No cóż. Anetka to temat na osobne opowiadanie. Może nawet całą telenowelę.

Nie spodziewałam się tego

Siedziałam przy stole, łuszcząc orzechy do makowca, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. To Aneta. Odebrałam na głośnomówiącym

– Mamo? Halo? – odezwał się głos Anetki.

Orzech wypadł mi z ręki.

Co słychać?

– Wszystko dobrze – powiedziała przeciągle. – Właśnie kończymy rezerwować hotel i pomyślałam, że zadzwonię.

– Rezerwować? – zmarszczyłam brwi.

– No wiesz… Święta. W tym roku postanowiliśmy zrobić coś dla siebie. – Zaśmiała się. – Jedziemy do SPA.

– Do SPA? – powtórzyłam jak echo. – W Wigilię?

– Tak, tak! Tydzień relaksu, ciszy, masaży, bez zgiełku, bez karpia i bez kartek na zakupy. Tylko śnieg za oknem i kojąca muzyka w tle. – Mówiła z takim entuzjazmem, jakby opowiadała o ucieczce z więzienia.

A ja?

Zapadła chwila ciszy. Zbyt długa.

– No właśnie… Mamo, wiedzieliśmy, że zrozumiesz. – Wtrącił się Michał, jakby dopiero teraz podszedł do telefonu.

– Oczywiście. – Westchnęłam. – A co mam nie rozumieć? Kto by chciał siedzieć z matką przy barszczu, skoro można w jacuzzi?

Mamo, nie przesadzaj... – Michał próbował coś dodać.

– Nie, nie. Dobrze, że zadzwoniliście. Przynajmniej będę wiedziała, żeby nie szykować dla was pierogów. Więcej zostanie dla mojego nowego towarzystwa.

Towarzystwa?

– Skandynawski serial. Bardzo na czasie.

Zostałam sama

– Mamo, tylko proszę, nie rób z tego dramatu – odezwała się znów Anetka.

– A gdzież tam, kochanie. Ja się cieszę. Jak to dobrze, że są teraz te wasze SPA. Kiedyś ludzie musieli siedzieć przy stole, rozmawiać, dzielić się opłatkiem... Brr, co za stres! – Uśmiechnęłam się do siebie, ale w słuchawce cisza.

– Mamo… – Michał westchnął. – Przecież to tylko raz. W zeszłym roku byliśmy u ciebie.

– Aha. I dwie godziny później Anetka zaczęła „boleć głowa”, więc zmyliście się przed sernikiem.

– To był migrenowy atak! – oburzyła się synowa.

– Niech już wasze sumienie to rozsądzi.

– Przecież możemy się spotkać po świętach. Wpadniemy, zjemy coś razem, co ty na to? – Michał próbował ugłaskać sytuację.

– Po świętach? Czyli kiedy? W marcu?

– Mamo… Nie bądź dziecinna – Anetka powiedziała to już bez tej swojej lukrowanej maniery.

– To, że mam 75 lat nie znaczy, że nie mam uczuć. I że nie odczuwam samotności inaczej niż wy, młodzi, z telefonami przyrośniętymi do dłoni. Tylko że ja nie mam Instagrama, żeby się pochwalić karpiem z marketu.

– Dobra, skończmy już tę rozmowę – rzuciła Anetka. – Ale pamiętaj, mamo, że cię kochamy.

– Oczywiście. Najlepiej na odległość.

Rozłączyłam się, zanim zdążyli odpowiedzieć. Zostawiłam orzechy. Poszłam po pilot i odpaliłam serial.

Nie byłam w tym sama

Dwa dni później poszłam do dyskontu. Nie po zakupy – miałam wszystko. Chciałam trochę pobyć wśród ludzi. Poobserwować, podsłuchać, może nawet zamienić kilka słów. Nawet pani ze stoiska z mięsem wydawała się dziś mniej zblazowana niż zwykle.

–A u pani to już wszystko gotowe? – zapytała Kasia z kasy, ta młodsza, co zawsze mówi „dzień dobry” z uśmiechem.

– Gotowe? A na co mi to? – udawałam, że nie rozumiem.

– No jak to na co? Na święta! – zaśmiała się. – Bo ja to w tym roku całą rodzinę goszczę, a jeszcze makowca nie zrobiłam.

– To ja w tym roku mam luksus. – Uśmiechnęłam się, ale z goryczą. – Żadnych gości. Spokój. Serial. Herbatka. I kot.

– Ojej, to przykro… Może ktoś jeszcze wpadnie? Czasem tak się zdarza, że ludzie w ostatniej chwili…

– Nie, nie, mój syn z żoną spędzają Wigilię w SPA. Masaże, zabiegi, tofu zamiast barszczu. Wiesz, nowoczesność.

– Serio?! – Dziewczyna zrobiła wielkie oczy. – W Wigilię? Pani Tereso…

– No właśnie. Czego się nie robi dla relaksu? Najwyraźniej rodzina teraz relaksuje bardziej niż radość z bycia razem.

Podeszła do mnie starsza kobieta w kolejce.

– Wie pani co? U mnie to samo. Córka mówi, że nie chce „obciążeń emocjonalnych”. To będę siedziała w Wigilię z sąsiadką

– To może trzeba nam otworzyć klub? – rzuciłam, wyprostowując się. – Klub porzuconych na święta.

Wszystkie trzy się roześmiałyśmy.

Poczułam gulę w gardle

Wigilia zbliżała się wielkimi krokami. Aż tu nagle, dwa dni przed świętami, telefon. Tym razem zadzwonił syn. Odebrałam, ale tym razem bez entuzjazmu.

– Mamo? – Michał mówił ostrożnie. – Dzwonię, bo… tak myśleliśmy, że może jednak byś do nas wpadła po świętach. Zjemy coś razem, obejrzymy ten twój serial. Co ty na to?

– Czyli nie odwołujecie SPA? – zapytałam.

– No nie… Tylko to byłby taki miły gest, żebyś nie była sama.

– Po świętach? Gest? Jak z wyprzedaży? – rzuciłam z przekąsem.

– Mamo, proszę cię… – westchnął. – Naprawdę nie chcemy się kłócić.

– To trzeba było nie wybierać jacuzzi zamiast rodzinnego stołu. Rozumiem, wasze prawo.

W tle usłyszałam szept Anetki:

Powiedz jej o niespodziance. No powiedz!

– Aha, no właśnie. Mamy dla ciebie prezent. Taki… specjalny.

– Aha? Czyżby voucher na masaż stóp? – prychnęłam.

– Mamo, no nie bądź… – Michał urwał. – To album ze zdjęciami. Zebrałem wszystkie – twoje, taty, moje z dzieciństwa. Chcemy ci go dać, jak wrócimy. I spędzić z tobą Sylwestra. We trójkę.

Zamilkłam. Poczułam gulę w gardle.

Sylwestra? Ze mną?

– No. Bez SPA. Z tobą. Może bigos, może twoja zupa grzybowa? Będzie jak dawniej.

– Jak dawniej już nie będzie, Michałku.

Mogłam na nią uczyć

Wigilię spędziłam dokładnie tak, jak zapowiadałam – ze skandynawskim serialem, kocem na kolanach i gorącą herbatą z maliną. Około osiemnastej ktoś zapukał do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo. Zerknęłam przez wizjer – sąsiadka z trzeciego piętra, pani Halinka.

– Dobry wieczór, pani Tereso. Przepraszam, że tak bez zapowiedzi, ale zrobiłam za dużo uszek… Może byśmy tak… razem? – zapytała niepewnie, trzymając miskę przykrytą ściereczką.

– A ma pani coś do picia? – zapytałam.

– Kompocik z suszu na lepsze trawienie.

No to, co pani stoi na tym mrozie?

Usiadłyśmy przy kuchennym stole, między nami misa z uszkami.

Moja wnuczka została Norwegii. Syn z żoną pojechali do Egiptu. Bo „ciepłe święta” – powiedziała Halinka, kręcąc głową.

– Mój syn w SPA. Też „ciepłe” – przytaknęłam. – Masaże, kąpiele błotne. I może opłatek z awokado.

Obie parsknęłyśmy śmiechem.

– Może nie tak miało być – powiedziała Halinka, patrząc na migoczące światełka mojej maleńkiej choinki. – Ale wie pani co? Nie jest źle.

– Nie jest.

– No to może toast?

– Za Wigilię. I za to, że jeszcze ktoś puka do drzwi.

– I nie tylko komornik.

Obie znów wybuchnęłyśmy śmiechem.

Byłam częścią rodziny

Sylwestra faktycznie spędziliśmy razem. Michał przywiózł album – ciężki, gruby, pełen zdjęć, których nie widziałam od lat. Mój mąż z łopatą w ogrodzie. Michał na sankach. Ja w czerwonym fartuchu przy kuchence. Gdzieś tam nawet Anetka, jeszcze z długimi włosami, uśmiechnięta – z czasów, gdy jeszcze lubiła ze mną piec ciasta.

A pamiętasz to, mamo? – zapytał Michał, pokazując zdjęcie, na którym oboje robimy pierogi.

– Jakbym miała nie pamiętać, skoro się wtedy poparzyłam, a ty zasypałeś kuchnię mąką. – Uśmiechnęłam się. – To były czasy, kiedy Wigilia miała smak.

Anetka tym razem była cicha. Pomagała mi w kuchni, wyjęła z torby pachnący sernik. Sama upiekła.

– Mamo, to... przepraszam – powiedziała nagle. – Że tak wyszło z tą Wigilią. Chciałam dobrze, ale chyba przesadziłam z tym „relaksem”.

– Anetko – powiedziałam łagodnie – relaks to nie grzech. Tylko dobrze, gdy się pamięta, że rodzina to nie tylko coś, co się fotografuje na ślubach i chrzcinach.

– Chciałabym, żebyśmy się częściej widywali. – Spojrzała na mnie z takim wyrazem twarzy, że pierwszy raz pomyślałam, że ona jednak może mnie lubi.

Wypiliśmy razem pół butelki wina musującego. O północy, gdy za oknem wybuchły fajerwerki, Anetka mnie przytuliła.

Szczęśliwego Nowego Roku, mamo.

– Dla was też. I żeby w przyszłym roku ta twoja migrena nie zagrażała sernikowi.

Wszyscy się roześmiali.

Teresa, 75 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama