Reklama

Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie tę sytuację. Plan był taki, że młodzi wezmą ślub i wprowadzą się do mojego domu, gdzie zajmą drugie piętro. Teraz nagle zaczęła być mowa o jakimś wynajmowaniu mieszkania, przeprowadzkach... Michał nagle stał się taki dorosły, że postanowił zrezygnować z mojej pomocy i odciąć się od matki.

Reklama

Nie rozumiem tego

Moje koleżanki z pracy nieustannie pytają o Michała. Chcą się dowiedzieć co u niego słychać i jak mu się żyje w tym nowym lokum. To naprawdę potrafi człowieka wyprowadzić z równowagi! Zawsze mogłam się nim pochwalić. Opowiadać o jego sukcesach, a teraz co mam powiedzieć? Ledwie sobie radzi z rachunkami, jego dziewczyna wygląda dość tandetnie i miesza mu w głowie, a jego plany na życie nagle się zmieniły.

Z drugiej strony, jeśli wiążesz się z dziewczyną, która zamierza być wieczną studentką, to musisz się liczyć z tym, że to ty będziesz zmuszony zarabiać na życie... Tylko czemu on to zrobił? Zanim pojawiła się ta cała wymalowana Jolka, miał taką wspaniałą dziewczynę Kasię. Już pojawiły się rozmowy o ślubie, wybieranie pierścionka i nagle znikąd ta dziewucha, która zniszczyła mojemu synkowi życie. Nagle przy niej stał się innym człowiekiem. Kompletnie tego nie rozumiem.

Nie do końca wiem, co powinnam robić w tej sytuacji? Nie jestem przecież teściową, bo nie chcą wziąć ślubu, a skoro nie chcą, to nie ma sensu mówić o potencjalnych wnukach. Czy mam namawiać mojego syna na dziecko bez ślubu?

Liczyłam, że kiedy Michała przyciśnie bieda i nie będzie miał, skąd wziąć na rachunki, to zacznie myśleć. Szukać rozwiązań. W końcu policzy pieniądze i zrozumie, że wynajmowanie mieszkania nie jest dla niego opłacalne. Wróci do mnie, miejsca mam sporo – mogę mu oddać całe piętro, ale jest jeden warunek: muszą wziąć ślub. Nie pozwolę, żeby żyli pod moim dachem na kocią łapę. Nie ma mowy o żadnych związkach partnerskich czy innych tego typu rozwiązaniach. A ta cała Jolka mi się nie podoba, ale przecież to nie ja będę z nią żyła... Widzę jednak, że mój syn jest w niej zakochany do szaleństwa, a ona jest taka zdystansowana. I nie mogę się pozbyć myśli, że Michał to dla niej taka chwilowa opcja. Coś mi się wydaje, że ona szuka kogoś lepszego.

Bałam się, że to coś poważnego

Po powrocie z biura zaczęłam przygotowywać posiłki na kolejne dni, bo codzienne gotowanie dla samej siebie to nie dla mnie. Nagle zadzwonił telefon. To Jolanta! Przepraszała, że przeszkadza, ale miała problem i wielką prośbę. Spytała, czy mogłabym przyjechać do szpitala?

– Michał miał wypadek w drodze do biura, zabrała go karetka – wyjaśniała. – Ale tu w szpitalu nie chcą mnie do niego wpuścić! Siedzi tam jakaś stara baba i mówi, że nie ma mowy, żebym weszła, bo nie jestem z rodziny!

– Michał? Wypadek? – patelnia wyślizgnęła mi się z dłoni i gruchnęła o płytki podłogowe. – Jasne, zaraz tam będę! Gdzie dokładnie?

Jolanta podała mi lokalizację szpitala, ja tylko szybko wyłączyłam gaz, wzięłam torebkę i zaraz potem byłam już w aucie. Matko boska, co to za wypadek? Co tam się wydarzyło? Gdyby mieszkał ze mną, to do pracy miałby dosłownie kilka kroków. I na pewno nic takiego by się nie stało.

Irytowała mnie

Zaparkowałam przy szpitalu i od razu pojawiły się wspomnienia: to tu leżał Misiek z zapaleniem płuc, kiedy był jeszcze maleńki. Spędzałam przy jego łóżku całe dnie, od świtu do nocy, karmiłam go, przewijałam i drżałam ze strachu, że następny atak gorączki zabierze mi moje jedyne dziecko.

– Dobrze, że pani już jest – Jolanta przywitała mnie tuż przy drzwiach. – Proszę powiedzieć im, żeby mnie wpuścili. Ja nawet nie wiem, co tam się stało! Muszę tam wejść!

Poczułam złość i rozdrażnienie, kiedy na nią spojrzałam. Na pierwszy rzut oka wydawała się przestraszona i zmartwiona, ale ubrana była, jakby wybierała się na imprezę. I jeszcze ten wyzywający makijaż! Powiedziałam, że załatwię jej wejście, ale później, bo nie wiadomo, jak długo to będzie trwało. Najważniejsze dla mnie teraz było ustalenie, co naprawdę się stało i czego potrzebuje syn.

Rzekoma stara baba pracująca na recepcji okazała się całkiem sympatyczną kobietą w moim wieku. To sprawiło, że zachowanie Jolanty zirytowało mnie jeszcze bardziej. Czyżby widziała w ludziach nieco starszych od siebie – stare baby? Czy kobieta, która przekroczyła pięćdziesiątkę, jest już stara?! Poczekaj, droga, nikt nie jest wiecznie młody. Przyjdzie czas, że i twoja twarz w końcu pokryje się zmarszczkami!

Syn wyglądał okropnie

Zaprowadzili mnie wreszcie do mojego syna. Ledwo ustałam na nogach. Mój syneczek! Cały owinięty w bandaże. Twarz poraniły mu odłamki przedniej szyby, rurka w gardle, noga uniesiona na szynie...

– Mój kochany synku! – rzuciłam się do łóżka, ale nie zareagował.

Doktor wyjaśnił mi, że nadal jest nieprzytomny. Przeprowadzili badania i wygląda na to, że sytuacja nie jest tak zła, jak to wyglądało na początku. Kilka złamań, siniaki, ale co najważniejsze, brak poważniejszych urazów wewnętrznych. Wkrótce zabiorą go na tomografię.

Zostałam z synem tak długo, jak tylko mogłam, ale w tym czasie ani na moment nie odzyskał przytomności. Gdy do mnie zadzwoniła Jolanta, powiedziałam jej, żeby wróciła do domu, bo ja sama poradzę sobie ze wszystkim. W końcu Michał na pewno nie chciałby, żeby to ona dbała o niego w tym czasie – to przecież jasne!

– Lekarze zapewniają mnie, że nie ma czego się obawiać – powiedziałam. – Zgodzili się, że zostanę tu z nim, ponieważ jestem mamą i najlepiej zajmę się swoim chorym dzieckiem.

– Czyli nawet nie mogę go zobaczyć? – rozpłakała się.

– Nie jestem pewna, być może jutro, ale raczej nie rób sobie wielkiej nadziei. Ciesz się, że mnie wpuszczono.

Niech ta dziewczyna zrozumie wreszcie, że zanim się czegoś zażąda od życia, trzeba coś w zamian dać. Może w końcu dotrze do niej, że gdyby mieli ślub, mogłaby teraz siedzieć przy Michale bez problemu.

Tego się nie spodziewałam

Następnego dnia wzięłam wolne w pracy i popędziłam do szpitala. Nie odezwałam się do Jolanty. Uznałam, że świetnie dam sobie radę ze wszystkim. I wolałam czekać sama, aż Michał się obudzi. Weszłam do pokoju, gdzie jeszcze wczoraj leżał mój syn – a tu pusto... Serce mi zamarło!

Pobiegłam do pielęgniarek i zapytałam o niego. Odpowiedziały, że się wybudził w nocy i został przeniesiony na drugie piętro. Dodatkowo zaczęły mnie uspokajać, że nie ma powodu do zmartwień, bo od rana towarzyszy mu jego dziewczyna. Bardzo sympatyczna osoba. Naprawdę tak powiedziały! Nie mogłam w to uwierzyć.

– Jak to? Przecież ona nie jest jego rodziną! – odpowiedziałam zdenerwowana. – Nie można tu po prostu tak wchodzić i roznosić zarazki!

– Pacjent odzyskał przytomność i złożył oświadczenie – powiedział lekarz, do którego pobiegłam po wyjaśnienie. – Tak działamy. Teraz ta pani ma prawo rozmawiać z personelem, proszę ją pytać o informacje dotyczące zdrowia pacjenta.

Reklama

To jest jakiś żart! W końcu trafiłam do pokoju mojego syna, a tam Jolanta z kpiącym uśmiechem na twarzy. Powiedziała, że mogę spokojnie wracać do domu, bo sama poradzi sobie ze wszystkim. Naprawdę? Co za okropna dziewczyna! A mój Michał, biedny chłopak, wyglądał na takiego wycieńczonego, ale mimo to jej przytakiwał. Co ta wredna dziewucha mu powiedziała?! Wyszłam, ale to był moment, gdy Jolanta całkowicie straciła szanse na to, żebym ją polubiła. I zrobię wszystko, żeby odczepiła się od syna raz na zawsze.

Reklama
Reklama
Reklama