„Syn zrezygnował z prawdziwej miłości, bo zapatrzył się na długie nogi modelki. Ta znajomość go zniszczyła”
„A Justyna? Gdy szykowali się do wyjścia, to próbowałam nawiązać z nią rozmowę. Jednak ona odpowiadała zdawkowo i półsłówkami. Była dziwna”.
- Listy do redakcji
Tacy sami, a inni
Jestem szczęśliwą matką bliźniaków – Tomka i Piotrka. Jednak patrząc na ich zachowanie i sposób bycia nikt by nie powiedział, że pochodzą z tej samej epoki i byli wychowywani przez tych samych rodziców. Tomek – mój pierworodny – już od najmłodszych lat był bardzo grzeczny i opanowany. W szkole zawsze miał najlepsze stopnie i nigdy nie stwarzał żadnych kłopotów wychowawczych. Za to Piotrek, jego młodszy brat, był zupełnie inny.
Często opuszczał lekcje, szukał przygód i ciągle wpadał w jakieś tarapaty. Nierzadko też kończył z jakimiś urazami, które często wymagały interwencji służby zdrowia. Podczas zebrań w szkole raz pękałam z dumy, a za chwilę czerwieniłam się ze wstydu. Natomiast kiedy chłopcy chodzili do liceum, to Tomek udzielał korepetycji, żeby dorobić do kieszonkowego, a Piotrek po prostu cieszył się życiem.
Gdy dwa lata temu ich drogi edukacyjne skierowały się w stronę studiów, to nic tak naprawdę się nie zmieniło. Tomasz zebrał swoje rzeczy, zapakował je do walizek i opuścił rodzinny dom. Co więcej – znalazł pracę w restauracji.
– Przecież muszę z czegoś żyć – tłumaczył swoją decyzję.
Byłam z niego taka dumna. Piotrek z kolei miał zupełnie inne plany.
Zobacz także
– Nie wyjeżdżam na studia – oznajmił. – To tylko trzydzieści kilometrów stąd, więc spokojnie mogę dojeżdżać. W czasach licealnych codziennie pokonywałem ten dystans, więc i teraz dam radę – dodał.
A potem rozbrajająco dodał, że nie ma to jak domowe jedzonko mamy. Jednocześnie obdarzył mnie czarującym uśmiechem i złożył na moim czole czuły pocałunek. No cóż, mój Piotrek doskonale zdawał sobie sprawę, w jaki sposób może mnie omotać. Tego dnia postanowił zostać w domu, co oznaczało, że w pakiecie dostałam również jego niezbyt fajne nawyki niechluja i leniucha.
Piotrek miał w sobie to coś
Pokój Tomka od zawsze przypominał laboratorium. Natomiast u jego brata trzeba było wydeptywać ścieżki pomiędzy brudnymi ubraniami i pustymi opakowaniami po chipsach i ciastkach. A skarpety? Walały się wszędzie i błagały o pranie. Jednak kiedy chciałam kupić nowe, to mój młodszy syn nie pozwalał na to.
– Mamo, przecież te są jeszcze dobre – upierał się.
Co miałam robić? Za każdym razem poddawałam się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że ugniata mnie jak plastelinę. Kochałam ich obu na zabój – i to pomimo tego, że tak bardzo się od siebie różnili. Tomek od zawsze był samodzielny, odpowiedzialny i niezależny. Rzadko prosił o pomoc, a jeżeli tak robił, to były to wyjątkowe okoliczności. Dodatkowo mój starszy syn prezentował się jak model. I nie mówię tego jako zakochana w nim matka.
Piotrek to zupełne przeciwieństwo Tomasza. Od małego był rozbrykany, rozgadany i roześmiany. Wszędzie było go pełno. I niestety nie można było spuszczać z niego oka, bo miał niebywały talent do pakowania się w kłopoty. A z małego urwisa wyrósł nieokiełznany nastolatek, który wiecznie się gdzieś spieszył i nigdy na nic nie miał czasu. Ale jedno trzeba było przyznać – jak już znalazł ten czas, to w jego towarzystwie nie można było się nudzić.
Roześmiany, wieczne zadowolony i z poczuciem humoru zawsze był duszą towarzystwa. Gdyby tylko bardziej dbał o siebie... Gdyby Piotrek zaprzestał obgryzania paznokci, pozbył się tego mało urodziwego wąsika, zafundował sobie modną fryzurę i przyodział wyprasowaną koszulę, to na pewno dorównałby urodą bratu. Jednak on zupełnie nie dbał o wygląd.
A jeszcze ta niechęć do sprzątania. Jego pokój przypominał śmietnik, w którym nie da się normalnie funkcjonować. Gdyby kiedyś chciał zaprosić do siebie kogoś innego niż Zośka, to ta osoba chyba padłaby trupem. Ja również – ze wstydu i zażenowania.
Dla kogo to robił?
Dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie to, gdy któregoś dnia zobaczyłam Piotrka opuszczającego łazienkę. Ogolony, uczesany, pachnący i w uprasowanym ubraniu – prezentował się bardzo szykownie. Jednak nawet nie zdążyłam zapytać go o powód tej przemiany, bo Piotrek szybko wybiegł z domu.
– Spieszę się na autobus – zdążył jeszcze powiedzieć.
Ja jednak nie mogłam tak tego zostawić. Zadzwoniłam do swojego starszego syna.
– Co dolega twojemu bratu? – zapytałam prosto z mostu.
– Dolega? – zapytał zaskoczony. – A co, coś się stało? – usłyszałam. Tomek był trochę zaskoczony, ale już przywykł do wygłupów Piotrka. – Gadałem z nim przed zajęciami i wyglądał w porządku – dodał.
– Nie to mam na myśli – odpowiedziałam szybko. – Nie zauważyłeś w nim czegoś nowego? Jakiejś zmiany?
– Chodzi ci o ten jego głupawy uśmieszek? – usłyszałam w słuchawce śmiech Tomka. – Przecież to u niego standard.
– Tomuś! – skarciłam syna. Jednak nie mogłam powstrzymać chichotu. – Mówię o jego wyglądzie. Nic nie zauważyłeś?
– Aaaa – w głosie Tomka pojawiło się zrozumienie. – Zmienił wygląd, bo poznał dziewczynę o wdzięcznym imieniu Justyna.
– Dziewczynę? – zapytałam zdziwiona. Byłam w szoku, że mój syn zamienił wieczne balowanie i kopanie piłki na jakąś dziewczynę.
– Zgadza się – powiedział Tomek. – A powiem ci jeszcze, że to wyjątkowa dziewczyna. Nie dość, że jedna z najlepszych na jego wydziale, to jeszcze wygląda jak modelka z wybiegu – dodał.
– No to ładnie... – tylko tyle byłam w stanie powiedzieć.
Co tu dużo mówić – mój młodszy syn mnie zaskoczył.
Zabiegał o względy nowej dziewczyny
Po rozmowie ze starszym synem rozłączyłam się i pogrążyłam w myślach. Zastanawiałam się, czy gładki policzek to jedyna zmiana, która dotknęła mojego syna. Okazało się, że nie. Mój syn zaczął przywiązywać dużą wagę do wyglądu – pielęgnował paznokcie, a jego fryzura przestał przypominać snopek siana. Jednocześnie zauważyłam, że Piotrek odpuścił sobie nocne balowanie w klubach. Dzięki temu zaoszczędził sporo pieniędzy, które zaczął przeznaczać na ubrania z wyższej półki.
Jednak największy szok przeżyłam wchodząc do jego pokoju. W końcu było w nim czysto, jak nigdy dotąd. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to odkurzona podłoga, poskładane ubrania, poukładane na półkach płyty i łóżko nakryte narzutą. A już szczytem wszystkiego było umyte okno i zawieszone czyste firanki
– Myślisz, że przypadnie jej do gustu? – zapytałam Piotrka.
Mój syn dumnie wyprostował pierś i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Zupełnie cię nie poznaje – powiedziałam. I wbrew sobie poczułam, że do oczu napływają mi łzy wzruszenia. A potem dodałam, że mam nadzieję, iż dziewczyna doceni jego trud.
Wreszcie nastał ten dzień, gdy Piotrek przyprowadził do domu swoją wybrankę. Justyna prezentowała się niczym modelka z okładki pisma modowego. Smukła, wysoka blondynka ubrana w dopasowaną sukienkę. Nie zdążyłam z nią porozmawiać, bo zniknęli za drzwiami jego pokoju. Jednak już na pierwszy rzut oka wydawała się dumna, wyniosła i zamknięta w sobie.
Była tak inna od jego dotychczasowych znajomych, którzy podobnie jak on byli radosnymi, nieskrępowanymi i żywiołowymi ludźmi. Dlatego tak bardzo ich lubiłam. A Justyna? Gdy szykowali się do wyjścia, to próbowałam nawiązać z nią rozmowę. Jednak ona odpowiadała zdawkowo i półsłówkami. Była dziwna.
„Co on w niej widzi ” – pomyślałam. Od razu przypomniałam sobie Zośkę, z którą Piotrek przyjaźnił się od dzieciństwa. Ta dziewczyna tryskała niespożytą energią i potrafiła rozbawić wszystkich do łez. W jej towarzystwie Piotrek śmiał się do rozpuku, błyszczał dowcipem i przede wszystkim był sobą. Jednak ostatnio w ogóle do nas nie przychodziła. Nie wiem, co się stało, ale miałam wrażenie, że ta relacja mocno osłabła.
Nie mogłam jednak narzekać. Bez względu na wszystko, zmiana Piotrka wydawała się być dobra. Zaczął dbać o siebie, posprzątał w końcu swój pokój, zaczął pomagać w pracach domowych i wydawało się, że w końcu się ogarnął. Nie mogłam też nie zauważyć, że stał się prawdziwym gentelmanem, który przepuszcza kobiety w drzwiach, prawi im komplementy i stara się spełniać ich zachcianki. A że przy Justynie sprawiał wrażenie spiętego i onieśmielonego? „Początki bywają trudne” – tłumaczyłam sobie.
Piotrek chodził smutny i zmarkotniały
Kiedy Justyna przestała się u nas pojawiać, początkowo nie czułam żadnego zaniepokojenia. Tym bardziej, że Piotrek nie wspominał o jakichkolwiek problemach w swoim związku. Nie przestał też o siebie dbać – dalej był czysty, schludny, zadbany i uczesany. Dalej też pomagał w domu i dbał o porządek w swoim pokoju.
Jednak coś się zmieniło. Piotrek coraz częściej przebywał w domu, a dodatkowo ograniczył spotkania ze swoją paczką. Niby wszystko wydawało się w porządku, ale w jego oczach nie było już tego błysku, radości i entuzjazmu. I to właśnie mnie zaniepokoiło. Postanowiłam zadzwonić do Tomka.
– Najlepiej będzie jak szczerze z nim porozmawiasz – usłyszałam. – Sama wiesz, jak Piotrek liczy się z twoim zdaniem. Może właśnie czeka aż go o wszystko zapytasz?
I to okazało się strzałem w dziesiątkę. Gdy Piotrek wrócił do domu, przygotowałam jego ulubione danie. Podczas posiłku nie zaczynałam poważnych tematów, ale po posprzątaniu i wstawieniu zmywarki postanowiłam dłużej nie czekać.
– Jakoś ostatnio Justyna nas nie odwiedza – zagaiłam rozmowę. – Czy wszystko u was w porządku? – zapytałam.
Piotrek spojrzał za okno, a potem odburknął z niechęcią.
– Tak, chyba wszystko w porządku.
– Chyba? – drążyłam temat. A potem zapytałam, czy dalej się widują.
– Oczywiście – padła szybka odpowiedź. Jednak Piotrek tak intensywnie wpatrywał się w kuchenny stół, iż miałam wrażenie, że próbuje coś ukryć. A potem wydusił z siebie.
– Widuję ją na uczelni, jak chodzi pod rękę ze swoim nowym chłopakiem.
Zatkało mnie,
– Synku... – nie wiedziałam co powiedzieć. – Może po prostu do siebie nie pasujecie – wydukałam w końcu.
Piotrek przez chwilę milczał, a potem westchnął.
– Być może to ja nie dorosłem jeszcze do prawdziwego uczucia – powiedział.
Wzruszyły mnie te słowa. Okazało się, że mój syn jest bardziej dojrzalszy niż mi się do tej pory wydawało. Mojego małego łobuza, który jeszcze niedawno hasał z ręką w gipsie, wdrapywał się na drzewa oraz dachy i bawił w chowanego w piwnicznych zakamarkach było stać na takie wyznanie. A i tak to nie był koniec zaskoczeń.
– Na wyznanie Zośki też nie byłem gotowy – usłyszałam.
O to tak naprawdę chodziło?
Szybko domyśliłam się, że koleżanka Piotrka z dzieciństwa chciała od ich relacji czegoś więcej. „Czyżby mój synek się wystraszył?” – pomyślałam. Jednocześnie pomyślałam, że być może nie wszystko jest jeszcze stracone. W głosie syna usłyszałam nutę rozgoryczenia i złości. Pomyślałam, że być może warto popchnąć ich ku sobie.
– Kilka dni temu wpadłam na Zosię – skłamałam bez mrugnięcia okiem. Tak naprawdę, to nie widziałam jej od dłuższego czasu. Podobno również studiowała w tym samym mieście co bliźniacy. Jednak rzadko odwiedzała rodzinne okolice, więc nie spotykałyśmy się tak często jak dawniej. – W ogóle się nie zmieniła. Ciągle ma te swoje kręcone włosy, które fruwają na wietrze we wszystkich kierunkach – dodałam.
– Serio? – Piotrek momentalnie się ożywił i lekko się zaczerwienił. – I co mówiła? Wspominała coś... o mnie?
– Nie miałyśmy zbyt wiele czasu na dłuższą rozmowę – odpowiedziała. – Ale dopytywała o ciebie. I z przyjemnością by się z tobą zobaczyła – kłamałam dalej.
– Naprawdę? – Piotrek uśmiechnął się szeroko. – Też bym chciał pogadać z tą szajbuską. Niby kazała mi spadać na drzewo i zniknęła, ale może już opadły nerwy i emocje? – zapytał. A potem dodał, że zawsze można poprosić o wybaczenie.
Piotrek odniósł naczynia do kredensu i ruszył w stronę swojej sypialni. Po chwili rozległ się jego chichot. Domyśliłam się, że rozmawia z kimś przez telefon. A gdy pojawił się w salonie, to zobaczyłam, że założył swoją ulubioną koszulę i spryskał się perfumami.
– Wielkie dzięki, mamo – powiedział i pocałował mnie w policzek. A potem wyszedł i nie było go do wieczora.
Następnego dnia zjawił się w towarzystwie Zośki, która zupełnie się nie zmieniła. Piotrek natomiast zmienił się całkowicie. Uśmiechał się od ucha do ucha, a w jego oczach świeciły wesołe chochliki. Z radością zaprosił koleżankę na kolację, podczas której śmiechom i żartom nie było końca. A potem zaproponował jej spacer.
– Tylko najpierw umyję gary – roześmiał się mój syn.
Zośka spojrzała na mnie z wdzięcznością. Chyba się domyślała, że maczałam w tym palce. A ja? Nawet nie było mi wstyd, że posłużyłam się niewinnym kłamstwem.
Marianna, 50 lat