Reklama

Nie wiem, czy to ja się starzeję, czy po prostu świat oszalał. Mam 67 lat i jeszcze całkiem sprawny umysł, mimo że dzieci coraz częściej traktują mnie jak staruszkę oderwaną od rzeczywistości. Może nie mam Instagrama, ale za to mam serce i sumienie, które boli mnie coraz częściej. Szczególnie teraz, kiedy patrzę na to, co się dzieje z moją rodziną. Z wnuczką. Z moim synem. I jego żoną.

Reklama

W głowie mi się to nie mieści

Kiedy Paweł był mały, marzyłam o tym, że wychowam go na porządnego człowieka. Takiego, który będzie miał kręgosłup moralny. Nie musiał być księdzem ani zakonnikiem – wystarczyło, żeby wiedział, co dobre, a co złe. I myślę, że udało mi się to przez pewien czas. Ale potem pojawiła się Sylwia. Kobieta z innego świata. Modna, przebojowa, zapatrzona w siebie i... w telefon. Od początku coś mi w niej zgrzytało, ale Paweł był zakochany po uszy, a ja – jak każda matka – milczałam, by nie stracić kontaktu z synem.

A teraz? Teraz siedzę przy stole z kubkiem herbaty, patrzę na zaproszenie na Komunię mojej ukochanej wnuczki Zuzi i nie mogę uwierzyć, co czytam. "Dress code: elegancki", "Fotobudka i DJ do rana", "Luksusowy catering i tort piętrowy z jednorożcem". Komunia? Czy wesele? A może bal karnawałowy?

Pamiętam swoją Komunię. Skromna sukienka, wianki z bibuły i biały chlebek na języku, który miał znaczyć coś więcej niż tylko rytuał. Czułam się wtedy bliżej Boga. Wzruszona, spokojna, pełna nadziei. A teraz? Zuzia nawet nie wie, co to sakrament. Ale wie, że dostanie iPhone'a, hulajnogę elektryczną i kopertę od każdego gościa. Patrzę na to wszystko i czuję... bezsilność. Chciałabym powiedzieć Sylwii, że źle robi. Że gubi sens. Ale wiem, że mnie wyśmieje. Już raz próbowałam. I nigdy nie zapomnę tego dnia...

Synowa miała swoją wizję

– Sylwio, mogę z tobą porozmawiać? – zapytałam delikatnie, kiedy Zuzia wyszła z kuchni.

– Tylko krótko, bo za piętnaście mam fryzjera – mruknęła, nie odrywając wzroku od telefonu.

Usiadłam na brzegu krzesła, splatając dłonie na kolanach. Serce mi waliło.

– Chodzi o Komunię. Wiesz… to bardzo ważny dzień. Święty. Może warto, żeby był trochę bardziej… duchowy?

Sylwia parsknęła śmiechem i w końcu na mnie spojrzała.

– Duchowy? Serio, mamo? W tych czasach? Dzieciaki mają inne priorytety. Zresztą, ksiądz mówił, że najważniejsze to, żeby dziecko było szczęśliwe.

Szczęście nie siedzi w trampolinie ani w fotobudce... – wyszeptałam.

– Ale siedzi we wspomnieniach. I w zdjęciach, które potem będzie oglądała przez lata. A nie w kazaniu, którego i tak nie zrozumie.

– Sylwio… to nie wesele. To Komunia Święta.

– Wiem. Dlatego ma być idealnie. Dla Zuzi. I dla nas.

– Ale czy Bóg w tym wszystkim jeszcze ma znaczenie?

Sylwia spojrzała na mnie tak, jakby zobaczyła kobietę z epoki kamienia łupanego.

– Mamo, przestań. Ty naprawdę myślisz, że ktoś jeszcze się przejmuje takimi rzeczami? To XXI wiek, nie średniowiecze. I... może ty byś się cieszyła z różańca, ale Zuzia zasługuje na więcej.

Milczałam. Bo wiedziałam, że żadne moje słowa jej nie dotkną. Świat Sylwii był głośniejszy. Błyszczący. Plastikowy. A ja byłam w nim już tylko tłem.

Syn był po stronie żony

Złapałam Pawła wieczorem, kiedy wracał z pracy. Zmęczony, jak zawsze. Ale musiałam spróbować.

– Masz chwilę? – zapytałam cicho.

– Jasne, mamo. Coś się stało? – usiadł obok, zdjął buty, spojrzał na mnie z troską.

– Paweł... ta Komunia. Sylwia... to wszystko wygląda jak rewia mody. Ja rozumiem, że chce dobrze, ale... może warto porozmawiać z nią? Przyhamować trochę?

Westchnął ciężko, potarł twarz dłońmi.

– Mamo, to nie takie proste. Wiesz, jak Sylwia potrafi być... jak się uprze.

– Ale przecież ty jesteś ojcem. Ty powinieneś postawić granice.

– A po co? Żeby był kolejny dramat? Ona już wszystko zaplanowała. DJ, dekoracje, fotograf. Ludzie będą patrzeć.

– Ale... to nie o ludzi chodzi! Chodzi o Boga, o wiarę, o... o sens!

– Mamo – spojrzał na mnie z rezygnacją – to są inne czasy. Inne dzieci. Inni ludzie.

Zrobiło mi się duszno. Patrzyłam na mojego syna – kiedyś wrażliwego chłopca z gitarą – a dziś? Człowiek, który bał się własnej żony.

Paweł... czy ty w ogóle jeszcze wierzysz?

Nie odpowiedział. Tylko wstał i rzucił:

– Nie komplikuj. Proszę.

Zostałam sama, z sercem ciężkim jak kamień. I z pytaniem, które wracało jak echo: Kiedy moje dziecko się tak zmieniło?

To była pokazówka

Stałam przy kościele i patrzyłam, jak podjeżdża biała limuzyna. Limuzyna. Na Komunię. Gdyby ksiądz Popiełuszko to zobaczył, chyba by się w grobie przewrócił. Sylwia wysiadła pierwsza – suknia jak z oscarowej gali, włosy ułożone w fale, makijaż perfekcyjny. Potem Zuzia. Biała sukienka z trenem do ziemi, cekiny, kokardy, opaska z diamentami (albo czymś, co miało udawać diamenty). I... szpilki. Dla dziewięciolatki.

Boże, miej litość – wyszeptałam i przeżegnałam się, czując, jak oczy szczypią mnie od łez.

W środku kościoła tłum. Aparaty, flesze, telefony w górze. Ktoś kręcił relację live. Dzieci – bardziej modele niż uczestnicy sakramentu. Każde miało fryzurę z salonu, suknię na wymiar, uśmiech przećwiczony w lustrze.

Zuzia siedziała w pierwszym rzędzie. Nie rozglądała się za mną. Uśmiechała się do fotografa, poprawiała włoski. Gdy ksiądz mówił kazanie o pokorze i ciszy – bawiła się bransoletką.

Przez całą mszę nikt nie klękał. Tylko ja. A kiedy przyjęła Komunię i wróciła na miejsce – patrzyła na ojca. Nie na krzyż. Nie na tabernakulum. Na Pawła. Jakby sprawdzała, czy dobrze wypadła.

Po wszystkim ruszyliśmy do sali weselnej. Tak – bo tylko tak można to nazwać. Złote balony, stół ze słodyczami jak z reklamy, DJ krzyczący do mikrofonu: "Kto dziś szaleje na Komunii Zuziiii?!"

– Matko przenajświętsza – szepnęłam, szukając miejsca w cieniu.

Siedziałam tam, w rogu, czując się jak relikt z innej epoki. Czułam się zbędna. Obca. Zupełnie sama. Zamiast modlitwy – TikToki. Zamiast zadumy – konfetti. A ja tylko chciałam, żeby moja wnuczka tego dnia choć raz poczuła, że spotkała się z Bogiem. Nie z algorytmem.

Wnuczka jest zepsuta

Znalazłam ją na tarasie, kiedy dzieci już zdzierały sobie gardła przy "Kaczuchach", a dorośli robili kolejkę do prosecco.

– Zuziu, skarbie... możesz na chwilkę? – zapytałam.

Spojrzała na mnie trochę zaskoczona, jakby nie spodziewała się, że jeszcze tu jestem. Ale podeszła. Sukienka jej się lekko unosiła na wietrze, a w dłoni trzymała lizaka z cukrowej waty.

– Babciu, wszystko dobrze?

– Tak, kochanie. Chciałam tylko... zapytać. Co najbardziej zapamiętasz z dzisiejszego dnia?

Zastanowiła się. Serio. Zmarszczyła brwi.

– Hmmm... tort był MEGA! I ta trampolina! Ale najbardziej to chyba fotobudka. Mamy takie śmieszne zdjęcia, babciu, musisz je zobaczyć! I jeszcze jak DJ krzyczał moje imię!

– A Komunia?

– Co?

– No... Komunia Święta. Jak ksiądz dał ci Hostię.

Zuzia wzruszyła ramionami.

– No... była. Ale nikt nie patrzył wtedy. Tylko jak wyszliśmy z kościoła, to wszyscy klaskali. I mama mówiła, że pięknie wyglądałam.

– A... modlitwa? Bóg? Pamiętasz, co mówił ksiądz?

– Chyba coś o miłości... ale nie słuchałam dokładnie. Wiesz, but mnie cisnął i... byłam głodna.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

Kochanie... wiesz, czym naprawdę jest Komunia?

– No... przyjęcie?

Nie odpowiedziałam. Tylko ją przytuliłam. Mocno. I długo. A serce... ścisnęło się jak w imadle.

Nie rozumiem ich podejścia

Usiadłam wieczorem przy kuchennym stole. W moim starym mieszkaniu, gdzie wszystko trzyma się na sentymencie, nie nowoczesności. Wzięłam filiżankę, tę z porcelany po mojej mamie, i nalałam herbaty z miodem. Tak jak zawsze. Tylko że pierwszy raz od dawna... nie czułam spokoju.

Komunia Zuzi minęła. Była wystawna, pełna świateł, śmiechu, prezentów i migających fleszy. I nikt nie zapytał mnie, co o tym sądzę. Nikt nie chciał wiedzieć, czy dobrze się bawiłam. Bo dla nich – już nie istnieję jako głos. Tylko jako postać. Babcia. Dodatkowy gość do zaproszenia.

Czuję się jak cień w tym świecie. Świecie, gdzie ważniejsze jest to, co wrzucisz na Instagram, niż co masz w sercu. Gdzie sakrament to pretekst do pokazu. Gdzie dzieci uczą się, że wszystko musi być "naj". Największe, najdroższe, najbardziej kolorowe. A skromność? Cisza? Modlitwa? To przecież obciach.

Patrzę na zdjęcie Pawła, kiedy sam szedł do Komunii. W prostym garniturze. Pamiętam, jak się trząsł ze wzruszenia, jak ściskał mnie za rękę w ławce. Wtedy wierzył. W coś więcej. Co się z nim stało? Zuzia nie zrozumiała, czym naprawdę była Komunia. I być może już nigdy nie zrozumie.

Barbara, 67 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama