„Synowa chwaliła się wszystkim swoim idealnym małżeństwem. Teraz trzęsie portkami, bo sama już nie jest taka święta”
„Westchnęłam. Z jednej strony miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, jak bardzo mnie zawiodła. A z drugiej… widziałam w niej teraz dziewczynę niepewną, przestraszoną, szukającą aprobaty”.

- Redakcja
Moja synowa odkąd pojawiła się w naszej rodzinie, uwielbiała robić z siebie ideał. Idealna żona, idealna matka, idealna gospodyni. Zdjęcia zawsze pięknie wystylizowane. On trzymający ją za rękę, ona z głową na jego ramieniu. Nieskazitelni. Nie komentowałam. Młodzi mają swoje życie, niech robią, co chcą. Tylko że pewnego dnia poszłam do galerii handlowej i zobaczyłam Karolinę… no właśnie, nie z moim synem… to wiedziałam, że nie zostawię tego bez wyjaśnienia.
Musiałam to wyjaśnić
– Mamo, ale naprawdę nie trzeba było przyjeżdżać – Karolina uśmiechnęła się do mnie z udawaną serdecznością, jakby właśnie nie miała ochoty zamknąć mi drzwi przed nosem. – Wszystko jest pod kontrolą.
– Wiem, wiem, wpadłam oddać ci te słoiki po ogórkach. Bo Jarek mówił, że znowu robisz tę swoją sałatkę na zimę, to pomyślałam…
– Dziękuję – przerwała mi szybko. – Odłożę je na później.
Odebrała siatkę i już miała się odwrócić, ale zrobiłam krok do przodu i stanęłam w progu. Z kuchni pachniało jeszcze kawą.
– Karolinko… – zawiesiłam głos i przyjrzałam się jej uważnie. – Wszystko u was dobrze?
Zadrżała lekko, ale po chwili przybrała ten swój perfekcyjny uśmiech.
– Jasne, mamo! A dlaczego pytasz?
– Tak jakoś… Wiesz, widziałam cię ostatnio w galerii.
Zobaczyłam, jak jej dłoń zacisnęła się na kuchennym ręczniku, a druga lekko zaczęła drżeć.
– Ach, naprawdę? Nic nie zauważyłam – rzuciła szybko. – A z kim byłam, mamo?
– No właśnie… Wysoki, czarna kurtka, taki... bardzo czuły, jeśli wiesz, co mam na myśli.
Zamilkła i patrzyła na mnie ze strachem w oczach.
– Mamo… to nie było tak, jak wyglądało.
Ujęła moją dłoń
Karolina odwróciła się i zaczęła nerwowo układać filiżanki na kuchennym blacie.
– Napijesz się może kawy, mamo? Świeżo zaparzyłam. Zaraz przyniosę ciasteczka…
– Dobrze, chętnie. Czasem kawa rozwiązuje języki – rzuciłam spokojnie i usiadłam przy stole.
Widziałam, że nie może się skupić. Ręce jej drżały.
– Nie przyszłam tu, żeby zrobić aferę, ale też nie jestem ślepa, kochana.
Usiadła naprzeciwko, zapatrzona w parę unoszącą się znad filiżanki.
– To nie było nic poważnego, mamo. Naprawdę. To... kolega z pracy. Spotkaliśmy się przypadkiem, rozmawialiśmy o projekcie i… może trochę się wygłupialiśmy. Tyle.
– Wygłupialiście się, trzymając się za ręce przy schodach ruchomych? – zapytałam niewinnie. – A potem, gdy ci poprawiał włosy przy fontannie?
– Mamo, proszę cię… – wyszeptała. – Nie powtarzaj tego Jarkowi.
Zamilkłam. Ujęła moją dłoń, ściskając ją błagalnie.
– Kocham twojego syna. Tylko… czasem czuję się samotna. On wciąż w pracy, ciągle zmęczony… A Paweł... po prostu rozumie mnie. Słucha.
– Nie musisz mi się tłumaczyć – powiedziałam cicho.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością. I wtedy, po raz pierwszy od dawna, zobaczyłam w niej nie tę perfekcyjną synową. Tylko dziewczynę, która chyba naprawdę się pogubiła.
Spojrzała na mnie zaskoczona
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – powiedziała cicho, opierając łokcie o stół. – To wszystko wymknęło się spod kontroli.
– A co dokładnie się wymknęło? – spojrzałam na nią uważnie. – Bo to mi wyglądało na coś bardzo konkretnego.
Karolina spuściła wzrok. Przez chwilę bawiła się obrączką, przesuwając ją w tę i z powrotem.
– Myślałam, że to tylko taki… moment. Trochę flirtu. Że to mnie wzmocni. Ale Paweł… zaczął pisać, dzwonić. A ja – durna – odpisywałam. Umawialiśmy się po pracy. Widziałam, że robię źle, ale...
– Ale czułaś się znów ważna. Widzialna. Pożądana – dokończyłam za nią.
Skinęła głową. W jej oczach błyszczały łzy.
– Jarek mnie kocha, wiem to. Jednak odkąd pojawiły się dzieci, praca, kredyty, obowiązki... wszystko stało się jakieś... płaskie. Rozumiesz mnie, mamo?
Westchnęłam. Dobrze ją rozumiałam.
– A on? Ten Paweł? Czego on chce? Romansu? Ciebie? Rozbicia rodziny?
– Twierdzi, że mnie kocha. Że zrezygnowałby ze wszystkiego. Ale ja… ja nie wiem. Boję się, że to tylko iluzja. Że wszystko zburzę dla czegoś, co i tak się rozpadnie.
Patrzyłam na nią i nie wiedziałam, czy bardziej mi jej szkoda, czy bardziej mnie drażni. Bo z jednej strony... była w rozsypce. A z drugiej – sama do tego doprowadziła.
– Wiesz, że jeszcze nic nie powiedziałam Jarkowi?
Spojrzała na mnie zaskoczona.
Spojrzała na mnie z wyrzutem
– Przeraża cię, że nie powiedziałam? – uniosłam brwi. – Ciekawe, bo mnie bardziej przeraża, że to wszystko nadal trwa.
– Próbowałam to zakończyć – wyszeptała. – Kilka razy. Ale jak tylko się odzywa... On wie, jak mówić. Wie, kiedy.
– A Jarek nie wie?
Zamilkła. Spojrzała w okno, jakby szukała w nim jakiejś odpowiedzi.
– On ostatnio mnie nie zauważa. Nie pyta, jak się czuję. Nawet jak gotuję coś specjalnego, to tylko mruknie „dobre” i znowu patrzy w telefon albo laptopa.
– A kiedy ostatni raz mu powiedziałaś, że ci na nim zależy? – zapytałam ostrożnie. – Albo, że cię boli ta obojętność?
Karolina spojrzała na mnie z wyrzutem, ale bez gniewu.
– Dawno, ale to nie znaczy, że nie próbowałam.
– To znaczy, że się poddałaś. I znalazłaś kogoś, kto ci to wszystko podał na tacy.
– Daj mi czas. Muszę to wszystko jakoś ogarnąć. Naprawić, jeśli jeszcze się da.
Westchnęłam. Z jednej strony miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz, jak bardzo mnie zawiodła. A z drugiej… widziałam w niej teraz dziewczynę niepewną, przestraszoną, szukającą aprobaty.
– Masz tydzień – powiedziałam w końcu.
Myślała, że jej nienawidzę
– Tydzień? – Karolina aż się wzdrygnęła. – Mamo, przecież to za mało! Nie zdążę...
– Zdążysz, jeśli ci naprawdę zależy – przerwałam jej spokojnie. – Nie chodzi o to, żeby wszystko naprawić w siedem dni. Chodzi o to, żebyś przestała kłamać. Albo się przyznasz, albo zakończysz romans. Tak czy inaczej, Jarek ma prawo wiedzieć, z kim żyje.
– On się załamie! – chwyciła się za głowę. – A jeśli... jeśli wszystko przez to stracimy?
– Nie przez prawdę stracicie, tylko przez to, co już się wydarzyło – odpowiedziałam sucho.
Zapanowała cisza. Tylko zegar w kuchni cykał rytmicznie, jakby odliczał jej czas.
– A jeśli mu powiem i on mnie zostawi? – spytała cicho.
– To będzie jego decyzja. Tak samo, jak twoja była decyzja, żeby się spotykać z kimś innym.
Karolina zamilkła. Patrzyła w blat stołu, jakby próbowała się w nim schować.
– Mamo… – powiedziała w końcu. – Czy ty mnie bardzo nienawidzisz?
Pokręciłam głową.
– Gdybym cię nienawidziła, już dawno byś nie miała czego ukrywać. Ale skoro ci dałam czas, to znaczy, że wierzę, że potrafisz być lepsza niż to, co zrobiłaś.
– Dziękuję, mamo… – wyszeptała, ledwo słyszalnie.
Byłam usatysfakcjonowana
Minął tydzień. Siedem długich dni, podczas których nie odezwała się do mnie ani słowem. Ani SMS-a, ani telefonu. Jarek dzwonił jak zwykle – raz, dwa razy, pytał, czy nie wpadnę na rosół w niedzielę. Jego głos brzmiał tak zwyczajnie, że aż mnie ściskało w środku. W niedzielę przyszłam. Karolina krzątała się w kuchni, Jarek rozmawiał z ojcem w salonie. Uśmiechała się, ja tylko patrzyłam i czekałam. Dopiero kiedy wszyscy wyszli z pokoju, a zostałyśmy same przy zmywaniu, podeszła do mnie i cicho powiedziała:
– Powiedziałam mu, mamo. Wczoraj wieczorem.
Spojrzałam na nią. Była blada, oczy miała podpuchnięte, ale… nie uciekała wzrokiem.
– I?
– Siedział długo w milczeniu. Potem tylko powiedział: „Dobrze, że nie od mamy się dowiedziałem”. I poszedł do pokoju dzieci.
Zamilkłyśmy obie.
– Będziecie walczyć?
– Nie wiem. Powiedział, że musi to przemyśleć. Że nie podejmie decyzji od razu. Chyba chce spróbować. Przynajmniej tak powiedział.
Pokiwałam głową.
– Dobrze zrobiłaś. Choć za późno, to jednak uczciwie. Może nie jesteś idealną żoną, ale przynajmniej jesteś odważna.
– Dziękuję, mamo.
I wtedy, pierwszy raz od dawna, obie się uśmiechnęłyśmy.
Liliana, 61 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mam męża, ale chciałam choć przez chwilę pożyć jak w harlequinie. Boski kolega z pracy nie zwlekał ani sekundy”
- „Mąż bezwstydnie podrywał inne panie na moich oczach. Upokarzał mnie każdego dnia, a ja milczałam jak grób ze wstydu”
- „Bycie tatą 20-latki jest przechlapane. Mam dość, gdy jakiś szczyl z koprem pod nosem gapi się na nią o 5 sekund za długo”