Reklama

Moja synowa znała biegle trzy języki obce. Komputery, laptopy, smartfony i inne takie urządzenia nie miały dla niej tajemnic. Świetnie prowadziła samochód, ale przy tym wszystkim twierdziła, że trzeba być kompletnym oszołomem, żeby wydawać pieniądze na książki.

Reklama

– Przecież wszystko jest w necie – mówiła. – Po co komu ta makulatura? To karma dla moli i siedlisko kurzu. Jak tylko pójdziemy na swoje, powyrzucam to wszystko!

Na swoje? Na razie ledwo widać było fundamenty ich domu… Chciałabym już mieć spokój, ale co miałam robić? Moje mieszkanie było na tyle duże, aby pomieścić młode, bezdzietne małżeństwo na dorobku. Więc zaciskałam zęby i udawałam, że nie widzę, jak ta wykształcona kobieta nie umie włączyć piekarnika, a pralka automatyczna jest dla niej maszyną nie do ogarnięcia.

Najgorsze, że moja synowa nie szanowała Mateusza

– Tak już mam – tłumaczyła – wszystkie domowe sprzęty robią ze mnie analfabetę. Nie pojmuję, jak działają i nie chcę się tego uczyć. Pranie, gotowanie, sprzątanie to roboty głupiego i strata czasu, który można wykorzystać na naprawdę pożyteczne zajęcia. Dlatego proszę ode mnie nie oczekiwać, że się włączę w ten kierat. Nie ma mowy!

Mój syn, któremu nie przeszkadzało, że ja, jego matka, całe życie uganiałam się w takim kieracie, gdy chodziło o własną żonę, był nadzwyczaj wyrozumiały. Nie przeszkadzało mu śmieciowe jedzenie i to, że pranie i porządki należały do niego. Bez szemrania zbierał i układał porozwalane ciuchy Izy, ładował i rozładowywał zmywarkę, szorował po niej wannę i odkurzał. Szlag mnie trafiał, bo dopóki był sam, nigdy mi nie pomagał. Dla swojej żony był gotów na wszystko.

Zobacz także

Na początku próbowałam mu wyperswadować takie zachowanie, ale szybko się przekonałam, że to nie ma sensu.

– Machnij ręką – podpowiadała mi moja koleżanka. – Nic nie poradzisz!

– Ale on ma bielmo na oczach! – odpowiadałam wściekła.

– Trudno! Jak mu je zdejmiesz na siłę, to cię znienawidzi. Tego chcesz?

Bałam się, że koleżanka ma rację, dlatego wciąż zaciskałam zęby. Również nie reagowałam, gdy ta dziewczyna mówiła do Mateusza „debilu”, albo kiedy oznajmiała, że trzeba być kretynem, żeby wpaść na jakiś pomysł. To mnie irytowało jeszcze bardziej niż jej bałaganiarstwo, bo moja synowa była, szczerze mówiąc, strasznym flejtuchem!

Zostawiała okruszki po czipsach i ciastkach, łupiny słonecznika, zmięte chusteczki higieniczne, serwetki po chińskim jedzeniu i pizzy, to wszystko upchnięte w fotelach albo po prostu rzucone w kąt. W głowie mi się nie mieściło, że w ogóle można tak postępować, a co dopiero u teściowej…

Ja się swojej tak bałam, że kiedy miała przyjść z wizytą, robiłam generalne porządki. I tak zawsze się do czegoś przyczepiła!

Nie mówię, że chciałabym być tak samo marudna, ale byłam wściekła, kiedy na przykład Iza szperała w mojej lodówce, wyciągała coś na siłę, przewracając pojemnik ze śmietaną i tylko zatrzaskiwała drzwi. Potem ja skrobałam, szorowałam, zmywałam te zaschnięte, paskudne zacieki.

– Oj, nie czepiaj się jej – słyszałam od syna, kiedy narzekałam, że już nie daję rady znosić tego wszystkiego. – Izka ma co innego na głowie i na tym musi się skupić. Trzeba jej pomóc. Ty, mamo, miałaś tylko dom i nudną pracę zawodową od ósmej do szesnastej, a ona pracuje twórczo. Od jej pomysłów i projektów zależy kondycja całej firmy. Doceń to.

– Chętnie docenię i więcej, jeśli mi powiesz, jak to będzie, kiedy pojawią się dzieci?

– Jakie dzieci? Czyje?

– Wasze. Chyba będziecie je mieli?

– Może i tak, ale na pewno nie teraz i nie w najbliższej przyszłości.

– A kiedy?

– Nie wiem. Może nigdy? Nie czujemy potrzeby rozmnażania się. Przynajmniej na razie. Więc skończmy ten temat i niech zostanie tak jak jest.

Strasznie się denerwowałam, że z mojego syna zrobił się taki rozdeptany kapeć, ale co miałam robić? Postanowiłam się nie wtrącać.
Chce być jak rozgotowany makaron? Niech będzie…

Co ty gadasz, synu? Przecież ty masz żonę!

Do głowy mi nie przyszło, że to właśnie on pęknie i postanowi wszystko zmienić, a właśnie tak się stało. Mój syn wydawał mi się bez charakteru, rozlazły i uległy, a tu nagle pokazał, że potrafi wierzgnąć i się postawić. Niestety, poszło to w niedobrą stronę…

Na początku niczego nie zauważyłam, dopiero po jakimś czasie raz i drugi usłyszałam podniesione głosy dobiegające z ich sypialni, potem trzaśnięcie drzwiami, a jeszcze potem w kuchni mignęła mi synowa wyraźnie zapłakana i roztrzęsiona. Nie do uwierzenia, ale zrobiło mi się jej żal.

– Co u was wczoraj było tak głośno? – zapytałam Mateusza, ale tylko usłyszałam: „Nie wtrącaj się”. Może i racja? – pomyślałam.

Te kłótnie zdarzały się coraz częściej. Mateusz całe dnie spędzał poza domem, potem do dni doszły noce, a kiedy w święta nie pojawił się na uroczystym obiedzie, wiedziałam, że dzieje się coś, co za chwilę wymknie się spod kontroli. Postanowiłam z nim pogadać i zapytać, co się dzieje.

Było bardzo późno, kiedy syn wrócił do domu, ale ja nie spałam. O dziwo, nie zaprotestował, gdy powiedziałam, że miałam rację, przestrzegając go przed takim dziwacznym podziałem ról w związku i przed tym, że wcześniej czy później zatęskni do normalnego domu, a nie biura czy korporacji, gdzie się tylko pracuje i myśli o karierze.

– No ale to nie znaczy, że masz teraz rozwalać swoje życie i małżeństwo! – powiedziałam, a głos mi się trząsł z nerwów. – Dlatego zamiast się wygłupiać, powinieneś ustalić z Izą nowe zasady i się ich ściśle trzymać. Jak się nic nie zmieni, to będzie kiepsko, ale nie chciałeś słuchać. Ostrzegałam cię.

– Wiem, wiem, mamuśka, wiem… Dlatego będziesz zadowolona, kiedy ci powiem, że niedawno poznałem cudowną, normalną kobietę. Ma same zalety. Jest pedantką, świetnie gotuje, piecze. Taka z niej gospodyni jak ty, no, prawie taka…

– Co ty gadasz? Przecież jesteś żonaty, co to za kobieta, chyba nie masz zamiaru wdawać się w jakiś romans?

– Już się wdałem. To poszło jak lawina. Jestem zakochany!

– A twoja żona? Co z nią?!

– Iza wie o wszystkim. Wyprowadzi się. Powiedziała, że nie będzie mi przeszkadzała. Zawsze była ambitna i akurat teraz to jest mi bardzo na rękę, że nie robi scen. Chyba zrozumiała, że sama jest sobie winna.

Tak mnie zamurowało, że nie byłam zdolna do żadnej reakcji. Zresztą mój syn był taki pewny tego, co ma zamiar zrobić, że nawet gdybym protestowała wniebogłosy, nic by to nie pomogło. Dlatego się przyczaiłam i udawałam, że to nie moja sprawa, i że jestem poza wszystkim, co się u nas dzieje. Jednak mam do siebie żal, że uciekłam z domu, kiedy Iza pakowała torby i zamykała za sobą drzwi. Nie pożegnałyśmy się, to było tchórzostwo z mojej strony i dzisiaj okropnie się tego wstydzę.

Mateusz nie czekał zbyt długo, aby na miejsce Izy sprowadzić tę nową. Ja nie byłam jej ciekawa, ale nie miałam nic do gadania, więc po paru dniach zobaczyłam babkę starszą od Mateusza o dobrych dziesięć lat. Starała się wyglądać skromnie, ale ja mam dobre oko; to była cwaniara nad cwaniary!

Nie spodobała mi się, nie ufam tej babie

Wyglądała zupełnie inaczej niż moja synowa: miała rude włosy do ramion, była starannie umalowana i ubrana w bardzo kobiecą sukienkę z koronkowymi wstawkami na biuście. Na nogach wysokie szpilki, manikiur, ciężkie perfumy, no, jednym słowem, zaprzeczenie krótko ostrzyżonej Izy zawsze w trampkach albo adidasach. Miała też inną taktykę niż jej poprzedniczka. Sam miód i ulepek! „Tak, kochanie, oczywiście, skarbie, masz rację, misiu” i cmok, cmok, buzi, buzi, rączka, w rączce… Niedobrze mi się robiło od tych czułości! Mateusz promieniał. Prężył się dumnie i pozwalał robić z siebie pana i władcę.

– Od dawna się znacie? – zapytałam.

– Nie, ale uwielbiam pani syna, jest taki dojrzały i odpowiedzialny. Poza tym moje dzieciaki za nim szaleją!

– Jakie dzieciaki?

– Moje. Mam dwójkę z poprzednich związków. Mateusz się z nimi świetnie dogaduje. Jeszcze trochę i zaczną na niego mówić „tato”!

– Nie rozpędzajcie się tak! Mój syn jeszcze nie ma rozwodu.

– Och, to nieważne. On już do niej nie wróci. Podobno była okropna. Jakaś jędza i terrorystka! Mateusz mówił, że go niszczyła!

W życiu bym się nie spodziewała, że nagle stanę po stronie mojej synowej. Szlag mnie trafił! Była trudna, nie lubiłam jej, to prawda, ale facet nie powinien źle mówić o żadnej kobiecie, z którą był. Uczyłam tego Mateusza, widocznie nic nie zrozumiał!

Ta aktualna szczebiotała jak niewinny ptaszek, ale ja w tym słyszałam syczenie żmii.

– Mateusz twierdzi, że pani też tamtej nie znosiła, i że pani ulżyło, kiedy z nią skończył. Ja obiecuję wzajemną sympatię… Szybko się zaprzyjaźnimy, zobaczy pani!

Coraz bardziej mnie denerwowała! Wywołałam syna do kuchni i powiedziałam, żeby już sobie poszli, bo mam migrenę. Dłużej nie wytrzymam, muszę się położyć…

– Przed podwieczorkiem? – zapytał. – Tak chwaliłem twoje ciasto!

– To jej zapakuj kawałek do domu. Niech zaniesie dzieciom, ale teraz już znikajcie. Mam dosyć!

Zaraz po ich wyjściu zadzwoniłam do Izy.

– Ty wiesz, co się dzieje? – zapytałam od razu. – Czemu nic nie robisz?

– A co się dzieje?

– Jak to co? Mateusz przyprowadził mi tutaj nową kobietę i wygląda na to, że to wyjątkowa cwaniara.

W słuchawce nastała długa cisza, w końcu usłyszałam, jak Iza mówi:

– Ja próbowałam z nim rozmawiać, ale powiedział, że dopiero teraz jest szczęśliwy.

– Z tobą nie był?

– Kiedyś mówił, że jest, ale pewnie kłamał.

– Może jest po prostu głupi i nie wie, czego chce.

– Może. Ja nic na to nie poradzę.

Głos miała zachrypnięty, rozmazany jak po długim płaczu… Udawała chojraczkę, ale ja dobrze wiedziałam, że cierpi.

– Czemu ty taka jesteś? – zapytałam.

– Jaka?

– Udajesz, że cię nic nie rusza.

Znowu w telefonie zaległa cisza.

Wreszcie, po długiej chwili, kiedy Iza zaczęła mówić, nie miałam żadnych wątpliwości, że płacze…

– Moja mama skakała nad ojcem, usługiwała mu jak niewolnica. Był bibliofilem, każdy grosz wydawał na książki, skąpiąc na nią i na mnie, dlatego tak nie lubię domowych bibliotek. Mama w ogóle robiła z siebie wycieraczkę pod jego buty, a on i tak ją zostawił. Nic nie pomogło; prośby, błagania, trucie się, szpital psychiatryczny, nawet moje skomlenie, bo mnie też do niego wysyłała, żebym przed nim klękała i żebrała o łaskę. Byłam mała, ale pamiętam, co wtedy czułam.

– Co?

– Wstyd, upokorzenie, złość i żal do mamy, że mnie na to naraziła. Obiecałam sobie, że ja nigdy nie będę do niej podobna, i dotrzymałam słowa. Ojciec i tak odszedł… Miałam dziesięć lat, kochałam go, ale przysięgłam sobie, że już nigdy w życiu tak się nie zachowam. Wolę umrzeć, niż prosić faceta, żeby ze mną był. Dlatego dam Mateuszowi rozwód i niczego od niego nie chcę.

– Rozumiem. Żałuję, że cię lepiej nie poznałam. Udawałam miłą, a, w gruncie rzeczy strasznie mnie denerwowałaś.

– Wiem. Czasami chciałam szczerze pogadać, ale nie wiedziałam, jak zacząć.

– Szkoda, bo chyba mogłabym cię w końcu polubić. Masz charakter, podoba mi się, że nie lamentujesz, szczególnie przed takim palantem, jakim się okazał mój syn! Ale spróbujmy to ogarnąć, może nie jest za późno?

– Chyba już jest. Ta nowa podobno spodziewa się dziecka i Mateusz normalnie szaleje z radości. Nie zostawi jej.

– Przecież ona jest po czterdziestce!

– I co z tego? Tym bardziej jej nie rzuci. Musimy się z tym pogodzić.

Iza ma rację. Znam swojego syna i wiem, że nie ustąpi. Sama się do tego przyłożyłam gadaniem na Izę i narzekaniem, że nie mam wnuków. Przygotowałam grunt, na którym on zasadził swoje kwiatki. Teraz nie mam nic do gadania.

Odpuść, bo inaczej znajdzie sobie trzecią kobietę

Mój pech polega na tym, że jedna synowa okazała się całkiem nie z mojej bajki, więc zastąpiła ją druga, a ta z kolei jest jeszcze bardziej obca i niemiła. Kiedy zwierzam się swojej koleżance, ona mówi z krzywym uśmiechem:

– Bo ty, Aśka, chcesz mieć synowe według własnej formy, idealne dla siebie, pod swój gust i oczekiwania. A one powinny być dopasowane nie do ciebie, tylko do twojego syna. Kiedy to zrozumiesz?

– Dobra, tylko że on z jednej skrajności wpada w drugą – tłumaczę. – Jedna jest przeciwieństwem drugiej. To tak wygląda, jakby sam nie wiedział, czego chce.

– Możliwe, że tak jest, ale to także nie twój problem.

– Nie mój? Popełnia błąd za błędem, a ja mam się nie odzywać?

– Właśnie tak. Jest dorosły. Odpuść, bo inaczej znajdzie sobie trzecią kobietę, i to dopiero może być mieszanka piorunująca. Zajmij się własnym życiem. Kiedy byłaś na porządnym urlopie albo na randce?

– Na randce? Ja?!

– Ty. Rozejrzyj się dookoła siebie. Wspominałaś o koledze szkolnym, który odezwał się do ciebie na Facebooku… Mówiłaś, że był całkiem miły.

– Był.

– To sprawdź, jaki jest teraz. Umów się z nim. Od ilu lat jesteś sama? Podobno on też jest samotny, więc pewnie sam los go do ciebie kieruje. Warto się przekonać. Pamiętaj, że najważniejsze jest twoje życie, więc się nim zajmij. Posłuchasz dobrej rady?

Reklama

Kto wie. Może?

Reklama
Reklama
Reklama