„Synowa myślała, że zrobi ze mnie darmową nianię. Gdy za opiekę nad wnukami chciałam wypłaty, syn zerwał ze mną kontakt”
„– Myślę, że piętnaście złotych za godzinę to całkiem rozsądna kwota. Biorąc pod uwagę, że to dwójka maluchów, to naprawdę niewiele – rzuciłam bez ogródek. Mój syn i jego żona po prostu osłupieli. Nie mogli uwierzyć w to, co przed momentem do nich powiedziałam”.
- Listy do redakcji
Nie śpieszyło mi się z decyzją
Od dłuższego czasu przeczuwałam, że mój syn razem z żoną kombinują, żeby zrzucić na mnie opiekę nad ich dziećmi. Nigdy nie powiedzieli mi tego wprost, ale za każdym razem jak się widzieliśmy, to wypytywali mnie, czy już odeszłam z pracy i czy zaniosłam dokumenty do ZUS-u, żeby przejść na emeryturę. Odkładałam to w czasie, bo nie jestem entuzjastką zajmowania się wnukami na emeryturze, ale w końcu decyzja zapadła. Moja przełożona poinformowała mnie, że z początkiem kolejnego kwartału przechodzę na emeryturę.
– Bardzo dobrze nam się pracowało razem, ale nadszedł czas na zasłużoną emeryturę, pani Krysiu – powiedziała z uśmiechem.
– Emerytura? Chyba sobie pani żartuje. Jestem przekonana, że syn z synową już szykują dla mnie jakieś zajęcie – odparłam z westchnieniem.
– Mają państwo wnuki, prawda? – zapytała domyślnie.
– Tak, zgadza się… – przytaknęłam ruchem głowy.
Zobacz także
– Wie pani, zawsze istnieje możliwość powiedzenia „nie” – stwierdziła.
– Postaram się, ale niczego nie obiecuję... Według młodych to nasz obowiązek, by im pomagać z wychowaniem.
– Niestety, to rację. Nawet przez myśl im nie przejdzie, że moglibyśmy chcieć inaczej zagospodarować swój czas wolny... Cóż, pozostaje mi życzyć ci powodzenia – spojrzała na mnie ze zrozumieniem.
Moje podejrzenia okazały się słuszne
Agnieszka i Marcin, gdy tylko dowiedzieli się o moim zbliżającym się przejściu na emeryturę, natychmiast podjęli temat.
– To wspaniała wiadomość! Mama zaopiekuje się maluchami, a ja w końcu będę mogła wrócić do pracy. Szczerze mówiąc, mam już serdecznie dość ciągłego przesiadywania w domu. Poza tym dodatkowa kasa na pewno się przyda. Wprawdzie Marcin zarabia całkiem nieźle, ale dzięki mojej pensji nasze życie stanie się zdecydowanie łatwiejsze – radowała się synowa.
– A może by tak znaleźć kogoś do opieki nad dziećmi? – westchnęłam.
Popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
– Kogoś do opieki? Niby dlaczego? Mamy przecież ciebie – stwierdził syn.
– No dokładnie! Nie chcemy, żeby jakaś nieznajoma kobieta zajmowała się Jankiem i Zosią. Kto wie, co zrobi i kim jest. Ufamy tylko tobie, mamo. Nie ma lepszej opiekunki od babci – przytaknęła synowa.
– Planowałam realizować swoje marzenia na emeryturze... Będę mogła sobie na to pozwolić... – oponowałam.
– Czyżby mamusia planowała rejs dookoła świata jakimś ekskluzywnym liniowcem? Zupełnie jak seniorzy z Niemiec? – drążyła temat Aga.
– Daj spokój! Za moją emeryturę będę mogła co najwyżej pojechać na jednodniową wycieczkę poza miasto. I to tylko dzięki uldze na przejazd autobusem – mruknęłam pod nosem.
– No to po co w takim razie ta cała rozmowa? – nie kryła poirytowania.
– Zajmowanie się dwójką dzieci to nie przelewki, trzeba mieć siłę i energię. Obawiam się, że może być ponad moje siły – próbowałam się wycofać.
– Daj spokój, mamo! Wychowałaś trójkę dzieci, więc z Jankiem i Zosią też dasz radę. Poza tym już wiedzą, że będziecie spędzać więcej czasu razem, i wprost nie posiadają się z radości. Mam im teraz oznajmić, że nie masz na to ani chęci, ani energii? Pękną im serduszka – syn spoglądał na mnie z pretensją.
– No dobra, możecie na mnie polegać – skapitulowałam.
Wiedziałam, że nie było sensu dłużej drążyć tematu. Oni i tak nie dadzą mi spokoju, dopóki nie powiem „tak”... Ech, taka już dola babci – przeszło mi przez myśl. I zapewne szykowałabym się już na los pełnoetatowej niani, gdyby nie moja przyjaciółka z dawnych czasów, Bożenka.
Jest wolna, bo nie ma rodziny?
Wpadłam na nią, gdy spacerowałam po parku. Z trudem ją rozpoznałam. Dawniej łączyła nas niesamowita więź, ale wszystko się zmieniło, kiedy 30 lat temu postanowiła wyjechać do USA. Nasze relacje powoli wygasały, aż w końcu kontakt się urwał. Dlatego też, gdy tylko zobaczyłam ją pod galerią handlową, od razu zaproponowałam, byśmy skoczyły do kafejki obok. Bardzo chciałam się dowiedzieć, co u niej nowego.
Bożena z radością podzieliła się swoją historią. W trakcie rozmowy wyznała mi, że gdy tylko przeszła na emeryturę, zdecydowała się ponownie zamieszkać w ojczyźnie. Kupiła mieszkanie usytuowane w otoczeniu zieleni i teraz oddaje się błogiemu odpoczynkowi. Dużo jeździ po Polsce, uczestniczy w prelekcjach organizowanych przez UTW, uczęszcza na ćwiczenia fizyczne dedykowane osobom starszym, grywa w brydża, uprawia nordic walking i ma mnóstwo innych hobby.
– Jak widzę, nie narzekasz na brak zajęć – stwierdziłam, nie kryjąc nutki zazdrości.
– Rzeczywiście, nie narzekam na nudę! Czasami wydaje mi się, że obecnie mam więcej na głowie niż za czasów, gdy byłam aktywna zawodowo. No ale wystarczy już o mnie. Mów, co słychać u ciebie! – poprosiła.
– Nic ciekawego – wzruszyłam ramionami – Za miesiąc przechodzę na emeryturę.
– Serio? Ale super! Będziemy mogły spędzać razem więcej czasu. Wprowadzę cię we wszystkie kursy. Uwierz mi, Krysiu, będziesz zachwycona! – entuzjastycznie stwierdziła.
– Nie dam rady tego zrobić – odpowiedziałam z żalem.
– Czemu? – zaskoczona zapytała.
– Mam na głowie opiekę nad wnukami… Córka męża po czterech latach siedzenia w domu zdecydowała się na powrót do pracy. No to chyba rozumiesz, czym się będę zajmować – popatrzyłam w dół, marszcząc brwi.
– Wiem, o co ci chodzi, ale szczerze mówiąc, nie wyglądasz na zachwyconą, prawda?
– Masz rację. Uwielbiam moje wnuczki i z przyjemnością bym się nimi opiekowała, ale tylko sporadycznie, a nie na co dzień – wyznałam.
– W takim razie powiedz to Agnieszce i Marcinowi! Przecież mogą zatrudnić nianię!
– Owszem, mogą, ale nie chcą. Utrzymują, że nie ma lepszej opiekunki od babci i jedynie mnie darzą pełnym zaufaniem… – powtarzałam słowa synowej.
– A więc zostaniesz nianią na pełny etat?
– Chyba tak – potwierdziłam.
Bożena przez moment pogrążyła się w rozmyślaniach.
– Cóż, niech będzie. A co z kasą? – zaciekawiła się.
– O jakiej kasie mówisz? – byłam zdezorientowana pytaniem przyjaciółki.
– Zastanawiam się, jaką sumę dzieci ci przekażą za doglądanie ich pociech. Liczę, że uczciwie cię wynagrodzą.
– Chyba sobie żartujesz! Nie mam zamiaru brać od nich pieniędzy. To byłoby nie w porządku…
– Ale dlaczego? Tak ci się dobrze powodzi?
– Nie. I szczerze powiedziawszy, zastanawiam się, czy starczy mi pieniędzy z emerytury – wyznałam.
– W takim razie tym bardziej powinnaś omówić z nimi kwestię finansową. Za porządnie wykonaną pracę należy się uczciwe wynagrodzenie. Zgadzasz się ze mną?
– W teorii masz rację, ale w praktyce to nie takie proste. Moje dzieci nawet złotówki mi nie dadzą. Co gorsza, śmiertelnie się na mnie obrażą…
– No to świetnie. Wtedy poszukają sobie jakiejś opiekunki, a ty bez żadnych przeszkód będziesz mogła korzystać z uroków życia emerytki – Bożenka wzruszyła ramionami i podsunęła mi ciastko.
Nawet nie chodziło o te pieniądze
Szczerze mówiąc, ta dyskusja z Bożeną skłoniła mnie do pewnych przemyśleń. Muszę przyznać, że początkowo jej sugestia wydała mi się niezbyt trafiona, jednak… Kiedy tak analizowałam w głowie naszą dyskusję, coraz bardziej dochodziłam do wniosku, że Bożena ma nieco racji. W końcu uznałam, że gdy tylko nadarzy się sposobność, przeprowadzę stosowną rozmowę z moim synem i jego żoną.
Kiedy opiekowałam się Jankiem i Zosią, nigdy nie myślałam o wynagrodzeniu. Krępowałam się poprosić o jakiekolwiek pieniądze. Zależało mi tylko na tym, aby moi bliscy zrozumieli, że zajmowanie się wnukami nie należy do moich obowiązków. Szybko nadarzyła się ku temu dogodna sposobność. Zostałam zaproszona przez syna i synową na wspólny obiad. Początkowo, jak to zwykle bywa podczas obiadu, poruszaliśmy różne tematy, prowadząc niezobowiązującą konwersację. Nagle Agnieszka postanowiła zmienić wątek naszej dyskusji.
– Kiedy dokładnie przechodzisz na emeryturę, mamo? – zapytała córka.
– Za trzy tygodnie – odpowiedziałam.
– Uff, to jeszcze parę chwil mam... – stwierdziła.
– Do czego?
– Aby zrobić ci listę obowiązków i wskazówek. Nasze sposoby wychowywania dzieci pewnie sporo się od siebie różnią, dlatego wolę ci to wszystko spisać. Chcę uniknąć ewentualnych konfliktów w przyszłości, wiesz o co chodzi... – wyjaśniła.
Wtedy naprawdę się wściekłam. Z jednej strony twierdzi, że jestem jedyną osobą, której ufa, a z drugiej przychodzi do mnie z jakimiś wytycznymi?
– Wobec tego ja również chciałabym o czymś zadecydować. Ale bez spisywania na papierze – powiedziałam z przekąsem.
– O co chodzi?
– O stawkę za zajmowanie się Jankiem i Zosią. Myślę, że piętnaście złotych za godzinę to całkiem rozsądna kwota. Biorąc pod uwagę, że to dwójka maluchów, to naprawdę niewiele – rzuciłam bez ogródek.
Pewnie już wiecie, co było dalej. Mój syn i żona po prostu osłupieli. Dobre kilka chwil wpatrywali się we mnie i siebie nawzajem, jakby nie mogli uwierzyć w to, co przed momentem do nich powiedziałam.
– Mamo, chyba sobie żartujesz, co? – Marcin w końcu przerwał ciszę.
– Nie, kochanie. Jeszcze nigdy nie mówiłam równie serio. Obcy ludzie zapłaciliby mi pewnie więcej. Ale wam mogę dać zniżkę – powiedziałam z uśmiechem.
– Ale przecież to niedopuszczalne… Kasować od własnych wnuków za opiekę? To, to, to… To po prostu nieetyczne! – synowa aż kipiała z oburzenia.
– Czy jest etyczne używać babci jako bezpłatną pomoc, nic w zamian nie dając? Wyzyskiwać ją i stawiać wymagania? – odpowiedziałam.
– Daj spokój, mamo. W końcu jesteśmy jedną rodziną. Trzeba wspierać się nawzajem – syn się odezwał.
– No fakt, powinniśmy sobie pomagać. Ale na tyle, na ile mamy ochotę i możliwości. A ja chcę spędzać czas z wnuczętami na swoich warunkach.
– Czyli to również wliczasz w rachunek? – warknęła Agnieszka.
– Ależ skąd, kochana. W takiej sytuacji dotrzymam im towarzystwa całkowicie bezpłatnie – odrzekłam. – Sama przyjemność dla obu stron.
– Upierasz się przy tym co powiedziałaś? – synowa zmierzyła mnie lodowatym spojrzeniem.
– Dokładnie tak. No więc jak będzie? Przystajecie na moje zasady? – przybrałam niewinny wyraz twarzy.
– Musimy to przedyskutować – wymamrotał syn, spoglądając na swoją wybrankę.
– W porządku. Będę zatem czekać na informacje – odpowiedziałam, po czym zakończyłam rozmowę.
Od tej rozmowy minęły już ponad dwa tygodnie, a mój syn i jego żona wciąż nie nawiązali ze mną kontaktu. Z nieoficjalnych informacji dowiedziałam się, że gorączkowo poszukują w okolicy niani dla swoich dzieci. Czy to mnie niepokoi? Ani trochę. Za tydzień przechodzę na emeryturę i już nie mogę się doczekać wszystkich planów, jakie zrealizuję razem z moją przyjaciółką Bożenką!
Krystyna, 60 lat