Reklama

Wychowałam trójkę dzieci i każde naprawdę dobrze sobie radzi w życiu więc chyba byłam naprawdę dobrą matką. I nagle przy wnuku okazuje się, że nic nie umiem i na niczym się nie znam!

Reklama

Cieszyłam się, że będą mieszkać bliżej

Kiedy Maciek znalazł pracę w naszym mieście, byłam naprawdę szczęśliwa. To znaczyło bowiem, że syn z rodziną wrócą w nasze rodzinne strony. Mieszkaniem nie musieli się martwić, ponieważ mieli tutaj wyremontowane mieszkanie po babci.

– Nareszcie będę mogła częściej widywać wnuczka – mówiłam z radością do koleżanki. – Wstyd się przyznać, ale od jego chrztu widziałam go może ze dwa razy!

Niezręcznie było nam ich odwiedzać, kiedy mieszkali u rodziców Natalii. Do tego mieliśmy do nich prawie pięćset kilometrów. Naprawdę nie mogłam się doczekać, aż będziemy mogli jeść wspólny obiad w niedzielę czy będzie mogła pójść z małym na spacer lub do zoo. Niestety, szybko się okazało, że na planach się skończy.

Syn słuchał się żony

– Mamo, nie ma nawet takiej opcji – Maciek zgasił mój entuzjazm, kiedy zaproponowałam, żeby wpadli do nas w najbliższą niedzielę. – Kubuś zawsze śpi między czternastą a szesnastą.

– Synu, przecież w niedzielę jemy o trzynastej. Po obiedzie można położyć małego w gabinecie taty. On się wyśpi, a my będziemy mogli spokojnie pogadać – machnęłam ręką. Bo i co to za problem?

Naprawdę dużo wiem o wychowaniu dzieci. W końcu sama jestem matką i z niejedną sytuacją musiałam sobie poradzić. Ale jak się okazało, dla Maćka to był naprawdę duży problem, żeby jego dziecko spało poza domem. Cały czas podkreślali, że jest bardzo wrażliwy. Urodził się za wcześniej i podobno jego układ nerwowy nie pracuje jeszcze tak, jak powinien. Syn tłumaczył mi, że każda zmiana w planie dnia jest dla małego stresem, którego należy unikać.

Byłam naprawdę zaskoczona, że mój syn, który kiedyś był buntownikiem, dzisiaj tak bardzo ulega swojej żonie. Od początku miała na niego ogromny wpływ, a odkąd na świecie pojawił się Kubuś, przestał w ogóle mieć własne zdanie. Ciągle powtarza tylko to, co powie Natalia.

Udało mi się go namówić, że wpadną, kiedy mały się wyśpi i zostaną na kolację. Upiekłam pyszne ciasteczka maślane, zrobiłam sałatkę i truskawkowy kompot dla małego. Wygrzebałam też stare klocki Maćka, które dokładnie wymyłam. Chciałam, że Kubuś mógł się trochę pobawić u babci i dziadka.

Nie rozumiałam tego

Kiedy w końcu przyjechali, Kubuś był trochę onieśmielony. Siedział u Natalii na kolanach i rozglądał się dookoła swoimi dużymi, błękitnymi oczkami. Po pewnym czasie mały poczuł się zdecydowanie swobodniej, zaczął interesować się tym, co wokół i wreszcie opuścił kolana mamy. Zaczął układać klocki. Naprawdę cieszyłam się na samą myśl, że będę mogła go teraz widywać częściej. Aż nagle bęc! Jeden z klocków z hukiem wylądował na stole, o włos mijając szklankę z kawą.

– Kubusiu, tak nie można – powiedział Maciek. – To niegrzeczne.

Łup! Kolejny klocek pofrunął, celując w regał z ozdobami. Natalia i Maciek wymienili znaczące spojrzenia. Synowa zabrała się za porządkowanie bałaganu, a syn zajął się wrzeszczącym Kubusiem.

– On naprawdę musi już iść spać – powiedział stanowczo Maciek. – Już ziewa i jest naprawdę marudny. Jak zaraz nie pójdzie do łóżka, dopiero się zacznie.

– Daj spokój – machnęłam ręką ze zrezygnowaniem. Ile my tu siedzimy? Może z jakąś godzinę. – Puścimy mu bajki i od razu się uspokoi. A jak naprawdę będzie zmęczony, to po prostu zaśnie i tyle. Przecież bez problemu zaniesiesz go do auta.

– Telewizor jeszcze bardziej go pobudzi – skomentowała Natalia. – Potem w ogóle nie da się uspokoić.

– Przecież maluchy idą spać, jak są zmęczone – zaprotestowałam.

– Ale nie nasz synek – ucięła krótko synowa.

Atmosfera była nerwowa

Naprawdę nie mieściło mi się w głowie. Jak ja byłam młoda, matki cieszyły się, kiedy ich dziecko rozwijało się prawidłowo. Dzisiaj prześcigają się w tym, które dziecko jest bardziej niezwykłe. Wymyślają ciągle jakieś alergie czy nadwrażliwości, których nazw nawet nie da się zapamiętać. Czasem zastanawiam się, czy w taki sposób te beznadziejne matki próbują wyróżnić się na tle innych. Jak teraz chcą zwracać na siebie uwagę przez dzieci, to co będzie, jak maluchy podrosną? Ale tak naprawdę to chyba nie chodzi o to, aby zabłysnąć przed innymi, ale ukryć to, że po prostu sobie nie radzą.

Maciek chyba zrozumiał, że głupio robią, bo szepnął coś Natalii do ucha, a ona tylko wzruszyła ramionami. Za to on usiadł z małym przez telewizorem. Atmosfera zrobiła się jednak nerwowa, a rozmowa przestała się kleić. Ale niby jak miało być inaczej skoro przy stole siedziała tylko obrażona synowa? Do tego Kubusiowi zrobiło się niedobrze. Na szczęście jadł tylko to, co mu dali. Od razu powiedzieli, że moje ciasteczka i kompot są nie dla niego. Nagle zwymiotował i niestety wszystko poleciało na dywan.

– Przecież mówiłam, że to tak się skończy – synowa wstała gwałtownie. – Maciek, wychodzimy!

– Skoro coś mu zaszkodziło, to może jeszcze przed wyjściem przygotuję mu herbatkę? – zaproponowałam, widząc jak wnuczek pobladł.

Obrazili się na mnie

Natalia przeszyła mnie lodowatym spojrzeniem. Natychmiast pobiegła do przedpokoju po ubranka Kubusia. Maciek, trzymając małego na rękach, pobiegł za nią. Kompletnie nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Zastanawiałam się, czy ktokolwiek w ogóle oczekiwał ode mnie jakiejś reakcji.

Siedziałam z moim mężem, nie odzywając się słowem. Młodzi szybko zbierali się w przedpokoju. W końcu Maćkowi się przypomniało, że w ogóle tu jesteśmy i wrócił do nas. Miał już na sobie buty i kurtkę. Miałam nadzieję, że może przeprosi za swoje zachowanie, ale gdzie tam! Spojrzał na nas niechętnie, rzucił od niechcenia „to cześć" i pobiegł za swoją zdenerwowaną żoną. Co ja takiego zrobiłam, że aż tak się na mnie obraził?

Podobno to moja wina

Po wszystkim czułam się naprawdę zirytowana. W końcu umówiłam się z przyjaciółką. Irena jest psychologiem, więc liczyłam na wsparcie od niej. Bardzo się pomyliłam...

– Wiesz co, tak naprawdę to zachowujesz się, jakbyś była nieomylna. Bez względu na to, jak bardzo zieloni wydają ci się być jako rodzice, powinnaś dać im wolną rękę w podejmowaniu decyzji dotyczących ich własnego dziecka. Przecież chcą dla niego wszystkiego, co najlepsze. I tak między nami – nikt nie zna tak dobrze Kubusia i jego nawyków, jak oni sami. Uszanuj to i nie próbuj na siłę wprowadzać własnych pomysłów.

– Ale na jaką siłę? Przecież każde dziecko chciałoby zjeść ciasteczko!

– Wiesz co? Może po prostu zapytać synową, jakie przysmaki daje synkowi i kupuj to, co mu służy. Zaufaj mi. Jak pokażesz, że liczysz się z ich zdaniem będzie wam zdecydowanie łatwiej się dogadać.

Wróciłam do domu zdezorientowana. Może ona faktycznie ma rację?

Reklama

Grażyna, 61 lat

Reklama
Reklama
Reklama