Reklama

Obdarzyliśmy go ogromem miłości i troski, dokładaliśmy wszelkich starań, aby zapewnić mu radosne lata dziecięce. Tymczasem on wraz ze swoją żoną przy każdej okazji pokazują nam, jacy jesteśmy do niczego...

Reklama

Muszę to z siebie wyrzucić. Nie oszukujmy się – z biegiem czasu moje oczekiwania wobec bycia teściową lecą na łeb na szyję. Pamiętam, jak Andrzej przyprowadził do nas Alinę po raz pierwszy. Wtedy jeszcze chciałam ją traktować niemal jak własną córkę, której los mi nie dał. Potem, gdy nasze kontakty się zacieśniły, pomyślałam, że wystarczy mi po prostu jej przyjaźń. Ale po paru miesiącach mieszkania pod jednym dachem totalnie zweryfikowałam swoje podejście. Teraz zależy mi tylko na tym, żeby dobrze traktowała mojego syna i w przyszłości nasze wnuki. To wszystko, czego od niej oczekuję.

– Masz rację, skarbie. To całkiem rozsądne myślenie – podsumował mój małżonek. – Niedługo dzieciaki zaczną żyć na własny rachunek i wtedy wszyscy poczujemy się swobodniej, sama się przekonasz – oznajmił.

Wyprowadzili się dość nagle

No i faktycznie, od kiedy Andrzej został zatrudniony na pełen etat w jakiejś dużej firmie i zaczął nieźle zarabiać, coraz częściej padał temat wynajęcia mieszkania gdzieś w śródmieściu. Bo po co się szarpać z tymi dojazdami na okrągło! Aż tu nagle, pewnego popołudnia, gdy wróciłam z pracy, dojrzałam jedynie tył auta dzieci, znikający za rogiem.

– Serio? Tak po prostu odjechali bez słowa? – byłam totalnie zaskoczona.

Zobacz także

– A co, mieli ci jeszcze buziaka w policzek dać na do widzenia za to, że tutaj mieszkali przez parę miesięcy? – Janek rzucił ironicznie. – Mówili, że trafili na taką okazję życia, że trzeba było wszystko rzucić w te pędy i jechać.

Zignorowałam go

Weszłam do wanny, a potem pół dnia łaziłam w szlafroku. W końcu nie wytrzymałam i poszłam zobaczyć pokój, z którego się wynieśli, i o mało zawału nie dostałam na miejscu. Faktycznie zwiali stamtąd w takim pośpiechu, jakby im ktoś z armaty nad głowami strzelał!

– Odpuść sobie – Janek rzucił okiem na to, co robiłam. – Jak przyjadą do nas na obiad w niedzielę, to ich zaprzęgnę do porządków.

Ale nie przyjechali… Kontakt praktycznie ustał, jedynie Andrzej od czasu do czasu dawał znać telefonicznie, że u nich wszystko ok, i to było na tyle.

– Wiadomo, to przecież młodzież – oznajmił mi Janek. – Czas dla nich inaczej biegnie.

Jednak ja bez przerwy zadawałam sobie pytanie, czy zrobiliśmy coś nie tak. Czy z mężem okazaliśmy się nieprzyjemni albo wtrącaliśmy się w nie swoje sprawy? Naprawdę bardzo uważałam, żeby uszanować ich prywatność, jak tylko mogłam, czego o młodych raczej nie można było powiedzieć. Zdarzało się, że wieczorami puszczali muzykę na cały regulator, a kiedy wpadali do nich znajomi, to o spokojnym odpoczynku można było pomarzyć, bo imprezowali na całego.

Nie rozumiałam syna

Tak jak Jasiek powiedział, wreszcie mogliśmy złapać trochę luzu. Potem, parę dni później, moja mama trafiła do szpitala z jakimś skomplikowanym złamaniem po tym, jak spadła ze schodów. Zadzwoniłam do Andrzeja i wspomniałam, że fajnie by było, jakby do niej wpadł, bo ciągle o niego dopytuje.

– Myślisz, że mam wolny czas? – odparował z wyrzutem. – Kończę pracę o siedemnastej, a nierzadko zostaję dłużej, a później...

– Daj spokój, w końcu mówimy o twojej babci – weszłam mu w słowo.

– No właśnie, daj spokój – podchwycił. – To tylko złamana noga, a nie stan terminalny.

Mój mąż nie okazał zdziwienia. Wyznał, że ostatnio będąc w mieście na wizycie u lekarza specjalisty, wstąpił do syna, ponieważ oczekiwanie na wyniki badań zajęło mu dwie godziny.

– Liczyłem, że to wytłumaczy moją wizytę w tym przybytku czułości – rzucił z typową dla siebie ironią. – Akurat wpadł Andrzej na szybki posiłek, myślałem, że będzie sympatycznie, a tu nagle Alina wyskakuje z tekstem, że skoro już się pojawiłem, to przynajmniej mógłbym wkręcić kołki w ścianę... Gdyby ładnie poprosiła, to nie miałbym nic przeciwko temu – dodał. – A Janek nawet nie zwrócił jej uwagi, że przesadza!

Byłam rozczarowana jego zachowaniem

Ta sytuacja sprawiła nam największy ból. Zawsze byliśmy przekonani, że udało nam się wychować naszego syna na empatyczną osobę, a teraz brutalnie zderzyliśmy się z rzeczywistością. Andrzej nie dość, że nie zwracał uwagi na bezczelne zachowania swojej żony, to nawet ich nie zauważał! A może w głębi duszy był taki sam jak ona i po prostu świetnie do siebie pasowali, niczym dwie krople wody?

Idiota i tyle – podsumował Janek. – Wychowaliśmy gościa, który ma ambicje zostać największym chamem. Przykra rzeczywistość.

Idiota czy nie, ale w końcu nasze dziecko… Dlatego postanowiłam, że będę dzwoniła raz na tydzień. Serio miałam już dość tęsknoty, a te parę chwil rozmowy chyba nikomu nie zaszkodzi, prawda?

– Twoja wola – Janek tylko westchnął. – Ja tam nie zamierzam się narzucać. Tak czy siak mam pewność, że gdy będą czegoś potrzebować, to błyskawicznie sobie przypomną, gdzie mieszkamy.

Miałam trzymać kciuki za to, żeby mojemu własnemu dziecku coś nie wyszło?! W związku z tym często do nich wydzwaniałam, ale za każdym razem jak odkładałam słuchawkę to sobie myślałam, że niepotrzebnie znowu do nich dzwoniłam. Za każdym razem usłyszałam jakąś nieprzyjemną uwagę: raz Alinka oznajmiła mi, że zaczęła się odchudzać, bo nie chce na starość przypominać wyglądem mnie, a innym razem Andrzej wspomniał, że myślą o powiększeniu rodziny, ale najpierw chcą się dobrze urządzić, bo nie chciałby, żeby jego dzieciak biegał w ciuchach z second-handu tak jak on, kiedy był mały… Mój entuzjazm spadł do zera, gdy usłyszałam, że Andrzej pracuje mimo grypy, bo nie mogą sobie pozwolić na to, żeby poszedł na zwolnienie lekarskie.

Czyli Ala nie opiekuje się Andrzejem tak, jak powinna! Niech przynajmniej go nie krzywdzi! Mogłaby odpuścić mu tę durną dietę, którą sama zaczęła stosować. Przecież on długo nie pociągnie jedząc tylko jakieś mizerne sałaty bez mięsa!

– Spokojnie, Danka. Nasz syn da sobie radę i nic mu się nie stanie – uspokoił mnie mąż.

To było poniżające

Niespodziewanie to właśnie Andrzej zainicjował kontakt telefoniczny, chcąc zasięgnąć rady, jak porządnie wyczyścić fugi w łazience, gdyż wypadła jego kolej na generalne porządki. Wytłumaczyłam mu wszystkie detale, a podczas naszej rozmowy wyszło na jaw, że mimo iż syn pracuje dwa razy ciężej od swojej małżonki, to ilość jego domowych zadań dorównuje jej obowiązkom, a czasem nawet je przewyższa. Mój mąż, przysłuchując się naszej wymianie zdań, dał mi dyskretny sygnał, abym powstrzymała się od komentarza, więc przełknęłam cisnące się na usta słowa.

– Słuchaj, mamuś – powiedział swobodnie Andrzej. – U nas to będzie zupełnie inaczej niż u was. Ojciec sobie ciągle w rozjazdach, a ty non stop z mopem przyklejonym do ręki. My mamy równouprawnienie i ja też sprzątam.

Janek stał w pobliżu, więc dosłyszał każde słowo. Aż zbladł z nerwów. "Ojciec SOBIE ciągle w rozjazdach!" Też mi coś! Janek od lat nie korzystał z urlopu, bo dorabiał na boku!

– A czy ja cię, synku, prosiłam, żebyś oceniał moje małżeństwo? – spytałam chłodno.

– No nie, ale... – zająknął się Andrzej.

– Osoby z prawdziwą klasą nie plotkują o innych i ja też przestrzegam tej reguły – kontynuowałam niby opanowanym tonem, chociaż w środku mnie aż się gotowało.

– Ależ mamo...

– I jak w ogóle możesz zgadzać się na jakieś sprzątanie? Zawsze to było babskie zajecie i tak powinno zostać.

Przerwałam połączenie.

Nie rozumiem ich związku. Mają podziała jeden do jednego? To dziwne. Nie mogę się zgodzić na to, żeby mój synek latał ze ścierką. Facet jest od zarabiania kasy, a nie od sprzątania. Chyba muszę to wytłumaczyć Alinie.

Reklama

Aldona, 50 lat

Reklama
Reklama
Reklama