„Synowa przyniosła na grób męża grający znicz z różowym aniołkiem. Aż odjęło mi mowę, gdy na widok tej tandety z bazaru”
„Zrobiło się niezręcznie. Przez chwilę słychać było tylko ten nieszczęsny znicz. A potem... Aśka wzięła telefon i zaczęła robić zdjęcia. O mało nie wypuściłam termosu z rąk”.

- Redakcja
Nie jestem wymagającą kobietą. Naprawdę nie. Nigdy nie należałam do tych, co rozliczają innych. Jednak są sytuacje, kiedy nóż się w kieszeni otwiera. Tak było wtedy, na cmentarzu, dokładnie cztery dni po Wszystkich Świętych, kiedy jeszcze znicze po sąsiedzku się tliły, chryzantemy wyglądały całkiem świeżo. Przyszłam do mojego Henia z herbatą w termosie i jabłecznikiem, który lubił za życia. Stałam przy grobie, przetarłam literki na nagrobku. Aż tu nagle... pojawiła się ona. Moja synowa. Z torebką przewieszoną przez ramię, w futerku, które pamiętało lepsze czasy i… z tym zniczem. Myślałam, że to jakiś żart. Ale nie. Ona naprawdę postawiła to na granitowym pomniku. I jeszcze dodała:
– Znalazłam coś wyjątkowego. Tato się ucieszy – powiedziała z uśmiechem.
Wtedy coś we mnie pękło. Bo są granice dobrego smaku.
Nie wytrzymałam
Stałam jak wryta, ze ściereczką w ręku, jeszcze wilgotną od przecierania nagrobka. Synowa układała przy zniczu sztuczne kwiaty. Nie wytrzymałam.
– Co to ma być? – zapytałam ostrożnie, choć cisnęło mi się na usta coś znacznie mniej uprzejmego.
– Ładny, prawda? – uśmiechnęła się.
– To... to gra?! – prawie się zakrztusiłam. – Na grobie mojego męża?
– No bo teść lubił muzykę. Zawsze sobie coś nucił...
– Heniek nucił, owszem, ale „Prząśniczkę” albo „Mazurki” Chopina, a nie jakieś elektroniczne cyrki z bazaru!
– Oj, przecież nie z bazaru, tylko z internetu – obruszyła się. – Specjalnie zamówiłam. Na promocji.
– Promocji?! – uniosłam głos, aż para buchnęła z termosu.
– Oj, mamo, trochę dystansu. Czasy się zmieniają. Teraz modne są takie znicze.
– Modne? A co dalej? Znicz z projektorem i karaoke?
Wiedziałam, że jestem złośliwa. Jednak nie mogłam się powstrzymać. Aśka spojrzała na mnie jak na dinozaura i poprawiła kaptur.
– Mama zawsze musi mieć ostatnie słowo.
– Nie. Ostatnie słowo ma zmarły – spojrzałam na nagrobek. – A Heniek pewnie w tej chwili przewraca się w grobie.
Zrobiło się niezręcznie. Przez chwilę słychać było tylko ten nieszczęsny znicz. A potem... Aśka wzięła telefon i zaczęła robić zdjęcia. O mało nie wypuściłam termosu z rąk.
Nie kryłam irytacji
Stałam obok niej. Spojrzałam na Henia, a raczej na jego fotografię na porcelance. Uśmiechał się z niej łagodnie, jakby chciał powiedzieć: „Spokojnie, nie warto się szarpać”. Aśka robiła zdjęcie z góry, potem z boku, potem zdjęła rękawiczki, żeby poprawić ustawienie znicza.
– Zrób mi zdjęcie, mamo. Z grobem. Tylko tak, żeby dobrze widać było aniołka – podała mi telefon.
– Żeby co? – wytrzeszczyłam oczy.
– No, żeby był widoczny. Chcę, żeby babcia Halinka zobaczyła, że teściu ma ładnie.
– Heniek nie potrzebuje reklamy. On potrzebuje spokoju – mruknęłam, ale wzięłam telefon.
Aśka ustawiła się przy grobie, uśmiechnęła się, rękę na sercu.
– Już? – zapytałam, nie kryjąc irytacji.
– Jeszcze jedno! Tym razem ze zniczem w dłoni. O, tak.
Zrobiłam to zdjęcie, oddałam jej telefon i wróciłam do termosu.
– Myślę, że na Boże Narodzenie kupię tacie taki znicz w kształcie choinki.
– Na litość boską, kobieto… – jęknęłam. – Może od razu wystroisz grób w światełka LED i krasnale ogrodowe?
– No przecież trzeba iść z duchem czasu, mamo.
– To nie duch czasu tu leży, tylko mój mąż!
I zamilkłyśmy. Nawet aniołek jakby umilkł na chwilę. Chyba mu się bateria wyczerpała. I bardzo dobrze.
Nosiło mnie
Wracałam do domu z ciężką głową. Nawet nie dlatego, że wiało jak diabli i zmarzłam na kość. Bardziej przez te… cuda Aśki. Grające znicze, zdjęcia na pokaz, choinka na grób. Co to się porobiło? Weszłam do mieszkania i od progu zobaczyłam, że na lodówce wisi kartka: „Mamo, obiad w piekarniku. Uważaj, gorące! Buziaki – Basia”. Moja córka. Młodsza. Zawsze była inna niż Aśka. Normalniejsza, jeśli mogę tak powiedzieć. Wyjęłam zapiekankę, nalałam herbaty i usiadłam przy stole, ale coś mnie nosiło. Złapałam za telefon. Miałam numer do Aśki. Już miałam dzwonić, żeby coś jej powiedzieć, ale... nie. Przecież to nic nie da. Ona jest z tych, co mają zawsze rację. Zamiast tego zadzwoniłam do Basi.
– Mamo? Coś się stało? – odebrała po trzecim sygnale.
– Stało się – westchnęłam. – Twoja bratowa urządziła dzisiaj cyrk na cmentarzu.
– Aż tak?
– Znicz grający. Różowy. Z aniołkiem. Brokat. Chcesz więcej?
– O rany… – Basia parsknęła. – Co ona, oszalała?
– Ona twierdzi, że Heniek by się cieszył.
– Tata nie znosił plastiku. Nawet sztuczne choinki go drażniły.
– No właśnie! A teraz jego grób wygląda jak stragan w grudniu!
– Może porozmawiaj z Michałem?
– On już dawno stracił język przy niej.
– To chociaż pozwól mi tam przyjść. Posprzątamy razem.
– Nie. Tym razem ja tam wrócę. I zrobię porządek. Z grzeczności nie powiedziałam jej nic przy grobie. Ale Heniek zasługuje na coś więcej niż grającego aniołka z chińskiego plastiku.
Byłam na nią zła
Następnego dnia rano byłam już na cmentarzu. Torba z prawdziwymi chryzantemami, nowy szklany znicz, porządna zmiotka i rękawiczki ogrodowe. Wiedziałam, że Aśka może się obrazić. Jednak jak mówiła moja mama: lepiej się obrazić, niż zhańbić. Zbliżając się do grobu Henia, widziałam, że aniołek dalej tam stoi. Tym razem w towarzystwie czerwonego plastikowego serca. Przystanęłam i pokręciłam głową.
– Heniek, wybacz, ale tego dłużej nie zniosę – powiedziałam cicho.
Zabrałam się za robotę. Najpierw zmiotłam liście, potem zdjęłam aniołka. Nawet nie musiałam się siłować. Otworzyłam torbę i wyjęłam nowe kwiaty. Wtedy usłyszałam znajomy głos.
– Mamo?! Co mama robi?!
Odwróciłam się. Aśka stała przy bramce, z dzieckiem na rękach i torbą z nowymi... zniczami? O, święta Tereso...
– Sprzątam. To wyglądało jak odpust, nie jak miejsce spoczynku mojego męża.
– Ale przecież dopiero co byłam! – Aśka stanęła obok. – Tato miał kolorowo, ładnie, tak wesoło!
– On nie potrzebuje wesoło. Potrzebuje godnie.
– Mamo, serio? To przecież nie konkurs na najładniejszy grób!
– To jest ostatni dom mojego męża. Nie pozwolę, żeby wyglądał jak stragan w Mielnie.
– To może powinnam się nie wtrącać w ogóle?
– Może powinnaś się zapytać, zanim coś tu przyniesiesz.
Zamilkła. Ja też. Mała w jej ramionach zaczęła marudzić. Aśka poprawiła kocyk i odwróciła się bez słowa.
Zaniemówiłam
Myślałam, że temat się zakończył. Skoro Aśka się obraziła, to da mi spokój. A tu wieczorem – dzwonek do drzwi. Otwieram, stoi ona. W jednej ręce torba z ciastem, w drugiej… ten nieszczęsny aniołek.
– Mogę wejść? – zapytała cicho.
– Wejdź – mruknęłam.
Usiadła przy stole, bez ceregieli postawiła figurkę między nami.
– Mama może go wyrzucić, jeśli chce. Ale chciałam powiedzieć, dlaczego go przyniosłam – zaczęła.
Zrobiłam herbaty. Bez słowa.
– Wiem, że mama mnie nie lubi. I że wszystko, co robię, jest „nie tak”. Ale tato był moim teściem przez dziesięć lat. I zawsze mnie traktował z szacunkiem. Nawet gdy... Michał był wobec mnie trudny.
– Nie chodzi o to, czy cię lubię. Chodzi o to, że Heniek miał styl. Prostotę. Skromność. On by się wstydził takiego cyrku.
– No to nie mam stylu. Mam za to dobre chęci i dwa kredyty – uśmiechnęła się krzywo. – Ten znicz... był może tandetny. Ale grał, jaką Adaś dostał od dziadka. Tę samą.
Zaniemówiłam.
– Chciałam, żeby to było coś od niego. Ale nie pomyślałam, że to może cię zaboleć. Przepraszam.
Wstałam, wzięłam aniołka do ręki. Nadal wyglądał jak z odpustu. Ale teraz... był też czymś więcej.
– Zgoda – powiedziałam cicho. – Ale następnym razem... ustalamy razem. Heniek by tego chciał.
– Zgoda – uśmiechnęła się. – I dziękuję.
Coś mnie ścisnęło w gardle
Tydzień później poszłyśmy razem na cmentarz. Ja – z białymi chryzantemami. Aśka – z nowym zniczem. Tym razem był zwykły. Szklany. Bez brokatu, bez muzyki, bez aniołków kiwających się na boki. Adaś dreptał obok i rozrzucał igliwie po ścieżce. Patrzyłam na to wszystko z boku i… coś mnie ścisnęło w gardle.
– Zawsze się tak wzruszasz, jak patrzy na dzieci? – zapytała Aśka, przestawiając znicz na środek nagrobka.
– Nie. Tylko wtedy, gdy mam wrażenie, że Heniek to widzi i się uśmiecha.
– Myśli pani, że widzi?
– A ty jak myślisz?
– Chyba… że czuje. Że wie, że ktoś przyszedł. Że nie zapomnieliśmy.
– To wystarczy.
Obie się zaśmiałyśmy. Krótko. Po raz pierwszy od lat.
– Wiesz, mamo… Jak Adaś podrośnie, to chciałabym, żeby wiedział, kim był jego dziadek. Nie tylko z opowieści.
Znicz się zapalił. Cicho. Bez muzyki. I może pierwszy raz od pogrzebu Heniek naprawdę odpoczywał. A ja – w końcu – też.
Janina, 71 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Zdradziłam męża z kochankiem z młodości i przez chwilę było miło. Nie dał mi jednak tego, czego naprawdę potrzebowałam”
- „Od śmierci męża minęło 10 lat, a ja nadal marznę sama pod kołdrą. Jestem gotowa na miłość choćby od dzisiaj”
- „Przez męża pożegnałam luksusowe torebki, a przywitałam kanapki z pasztetem. Sprzedał nasze małżeństwo na pchlim targu”