„Synowa umówiła mnie na randkę w ciemno. Myślałam, że to żart, ale kolacja z Jurkiem przeciągnęła się do śniadania”
„Po kolacji nie chciało mi się jeszcze wracać do domu. I to nie dlatego, że tak bardzo mi się podobało. Po prostu… coś mnie w nim pociągało. Może jego luz. A może fakt, że nie traktował mnie kurtuazyjnie jak starszą panią”.

- Redakcja
Nie znoszę, kiedy ktoś za mnie decyduje. A już najbardziej nie cierpię niespodzianek. Więc możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy moja synowa zadzwoniła do mnie pewnego piątkowego popołudnia z wiadomością, że… „umówiła mnie na randkę”. Randkę! Mnie! Babkę, która ma więcej kremów na zmarszczki niż lakierów do paznokci. Myślałam, że to żart. Naprawdę. Że zaraz się roześmieje i powie, że chodziło o wspólny obiad albo o jakąś nową grupę wsparcia dla emerytek z lękiem społecznym. Ale nie. Ona była śmiertelnie poważna. Nie powiem – miałam ochotę zignorować całą tę szopkę i zostać w domu z kotem i krzyżówką. Ale potem… potem coś mnie tknęło. Może ciekawość. Może nuda. A może po prostu chciałam udowodnić, że jeszcze nie jestem taka stara, jak wszystkim się wydaje.
Zatkało mnie na moment
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby w ogóle podnieść ten telefon, kiedy zadzwoniła.
– Mamo, tylko spokojnie – zaczęła z tym swoim głosem jakby była na sesji terapeutycznej.
– Co znowu? – odpowiedziałam, już czując, że to nie będzie rozmowa o pogodzie.
– Zarezerwowałam stolik. W piątek. O dziewiętnastej. W tej nowej knajpce na rogu, gdzie podają te pyszne sałatki z granatem i tofu.
– Po co mi stolik w knajpie, skoro mam lodówkę pełną zupy? – prychnęłam, chociaż zupa była akurat końcówką rosołu z zeszłej niedzieli.
– Bo to randka w ciemno.
– Z kim?
– No… z Jurkiem. Dziadek Zuzi z przedszkola. Taki miły wdowiec, pamiętasz? Opowiadałam ci.
Zatkało mnie na moment.
– I niby co ja mam z nim robić?
– Porozmawiać, pośmiać się. Może wypić lampkę wina?
– Z obcym facetem?
– Mamo, nie jesteś w klasztorze. A poza tym… no spójrz na siebie. Jesteś atrakcyjna, zadbana, masz cudowne poczucie humoru. A Jurek to naprawdę fajny facet. Daj się namówić. Proszę. Dla mnie. Jeśli będzie źle, zawsze możesz udawać, że źle się czujesz.
Westchnęłam.
– I co mam założyć?
– Weź tę sukienkę w groszki. Wyglądasz w niej bosko.
– Groszki są dla dziewczynek, nie wdów na randce w ciemno – mruknęłam, ale wiedziałam, że i tak ją założę.
Prawił mi komplementy
Gdy weszłam do restauracji, czułam się jak nastolatka. Rozejrzałam się niepewnie. Wnętrze było przytulne, eleganckie, może nawet trochę zbyt romantyczne jak na moją sytuację.
– Bożena? – usłyszałam nagle męski głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam go.
– Jurek – uśmiechnął się szeroko.
Usiedliśmy. Kelner podał menu. Udawałam, że jestem skupiona na karcie, choć tak naprawdę zastanawiałam się, jak uciec z tej dziwnej randki.
– Wiesz, twoja synowa to anioł – zagadnął Jurek. – Powiedziała, że jesteś wyjątkowa.
– Powiedziała tak, bo pewnie chce mieć mnie z głowy – mruknęłam. – A ty? Jak cię zmotywowali do tej szopki?
– Mój syn powiedział, że za dużo narzekam i że potrzebuję... kontaktu z żywym człowiekiem.
– No to świetnie – uśmiechnęłam się krzywo. – Spotkały się dwa społeczne wyrzutki.
– Na pewno nas podglądają zza rogu, żeby sprawdzić, czy się nie pobijemy – dodał z uśmiechem.
A potem zamówiliśmy po sałatce z tofu.
Westchnęłam
Po drugim kieliszku wina zrobiło się mniej niezręcznie. To znaczy – wciąż czułam się, jakbym grała w kiepskiej komedii romantycznej, ale przynajmniej nie chciałam już uciekać przez kuchnię.
– A więc… byłaś nauczycielką? – zapytał Jurek.
– Przez trzydzieści lat. Polski. Głównie liceum. Nastolatki mnie uwielbiały – odparłam.
Roześmiał się. Autentycznie. I nagle zrobiło się trochę cieplej.
– A ty? – zapytałam. – Czym się zajmowałeś?
– Kiedyś byłem kierowcą w firmie transportowej. A potem, po śmierci żony, zająłem się Zuzią. Teraz jeżdżę taksówką. Elastyczne godziny i zawsze ktoś do pogadania.
– Nie każdy lubi gadać z taksówkarzami.
– A niektórzy właśnie dlatego zamawiają kurs – puścił mi oko. – A ty? Nie czujesz się czasem samotna?
Westchnęłam.
– Samotność to stan domyślny po sześćdziesiątce. Jednak nie jest najgorszy. Gorsza jest nuda.
– To może spróbujemy ją przegonić?
Zanim zdążyłam zapytać, co ma na myśli, z głośników poleciał jakiś stary szlagier. Oczy Jurka rozbłysły.
– Tańczysz?
– Nie – odpowiedziałam zbyt szybko.
– To dobrze się składa – uśmiechnął się. – Bo ja też nie. Ale chodź, pośmiejemy się razem.
– Jeśli ktoś to nagrywa, udaję, że cię nie znam.
Zatańczyliśmy. Niezgrabnie, niepewnie, ale razem. A ja, ku własnemu zaskoczeniu, nawet się uśmiechnęłam.
Zawstydziłam się
Po kolacji nie chciało mi się jeszcze wracać do domu. I to nie dlatego, że tak bardzo mi się podobało. Po prostu… coś mnie w nim pociągało. Może jego luz. A może fakt, że nie traktował mnie kurtuazyjnie jak starszą panią.
– Chcesz jeszcze gdzieś iść? – zapytał, kiedy staliśmy przed restauracją.
– O tej porze? Gdzie niby?
– Mam pomysł. Chodź.
Zanim zdążyłam zaprotestować, zaprowadził mnie na pobliski skwer. Była tam taka mała kawiarenka, która wieczorami zamieniała się w miejsce dla nocnych marków. Zamówiliśmy po herbacie i usiedliśmy na ławce.
– Trochę bałem się tej randki – wyznał nagle. – Myślałem, że będziesz sztywna, zimna i że mnie zgnieciesz wzrokiem po pięciu minutach.
– Masz szczęście, że akurat dziś mam dobry humor – mruknęłam, a on się zaśmiał.
– Jesteś inna, niż się spodziewałem. W dobrym sensie.
Zawstydziłam się.
– Ty też nie jesteś taki zły – powiedziałam, patrząc w bok.
Siedzieliśmy tak jeszcze długo. Rozmawialiśmy o dzieciach, o przepisach, o tym, jak oboje nie znosimy tego nowego serialu, który wszyscy chwalą. I kiedy w końcu spojrzałam na zegarek, była druga w nocy.
– Odprowadzę cię – zaproponował.
– A może chcesz wpaść na herbatę?
Spojrzał na mnie z uśmiechem. Nie powiedział nic. Po prostu skinął głową.
Został u mnie na noc
Weszliśmy do mojego mieszkania cicho, niemal konspiracyjnie, jakbyśmy wracali z jakiejś młodzieżowej eskapady, a nie randki dwóch wdowców po sześćdziesiątce.
– Mam tylko zieloną herbatę i rumianek – powiedziałam, idąc do kuchni.
– Zielona brzmi dobrze. A jeśli masz coś słodkiego, to ja się nie obrażę – odpowiedział, siadając przy stole.
– Mam kruche ciastka. Trochę twarde. Jak życie.
– Lubię wyzwania.
Zalałam herbatę i przyniosłam dwie filiżanki. Siedzieliśmy, popijając w ciszy, ale to nie była niezręczna cisza. W końcu wstałam, przeciągnęłam się i spojrzałam na niego.
– Zostań. Mam zapasowy komplet pościeli. Przynajmniej nie będziesz wracał w środku nocy.
– Nie chcę ci robić kłopotu.
– Gdybym nie chciała, nie proponowałabym.
Uśmiechnął się i kiwnął głową. Gdy poszłam po koc, usłyszałam jeszcze:
– Bożena?
– Hmm?
– Dzięki. Serio. To był fajny wieczór.
– Jeszcze nieskończony – rzuciłam przez ramię.
Rano obudziłam się wcześnie. I wiecie co? Miałam ochotę zrobić śniadanie. Jajka na miękko, grzanki, dżem truskawkowy. Kiedy Jurek pojawił się w kuchni, przetarł oczy i uśmiechnął się szeroko.
– Dzień dobry.
– Śniadanie czeka. Ale najpierw – kawa.
– Nie wierzę. To się naprawdę dzieje? – zaśmiał się.
– Cicho. Jeszcze kot nie zaakceptował twojej obecności.
– Ale ty chyba już tak?
– Zobaczymy po śniadaniu.
Było mi dobrze
O dziesiątej zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu – „Klaudia”.
– Mamo! No jak było?! – wydarła się do słuchawki, zanim zdążyłam powiedzieć „halo”.
– Dzień dobry. Nie krzycz. Mam gościa.
– Co?! – tym razem jeszcze głośniej. – Mamo! Czy ty... czy ty właśnie powiedziałaś, że jest u ciebie mężczyzna?!
– Mężczyznę, który lubi tofu i rozumie, czym jest dobre towarzystwo.
– No nie wierzę. Mamo, to cudownie! – rozpromieniła się. – Czyli... było warto?
Spojrzałam na Jurka, który siedział przy stole.
– Warto – odparłam do słuchawki.
– Czyli... będzie ciąg dalszy?
– Nie wiem. Może się okaże, że jednak wolę swój koc i ciszę. Ale wczoraj... Wczoraj było dobrze.
– Cieszę się, mamo. Naprawdę się cieszę.
– Wiem, ale następnym razem, zanim coś zorganizujesz, daj mi chociaż znać. I niech to nie będzie joga na dachach ani lekcje garncarstwa.
– Obiecuję. Chociaż... te garnki to brzmią nieźle.
– Do usłyszenia – przerwałam jej, śmiejąc się.
Odłożyłam telefon. Wzięłam kubek z kawą. I spojrzałam na Jurka.
– No to co, robimy coś dzisiaj razem?
– Na przykład kolejne śniadanie?
– Jeśli przyniesiesz świeże bułki, to może nawet dorzucę kakao.
Nie wiem, co z tego wyjdzie, ale... może to nie jest najważniejsze.
Bożena, 64 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Gdy mój mąż zmarł, ludzie się nade mną litowali. Nie wiedzieli, że długo wdową nie pobędę, bo mam dla niego zastępstwo”
- „Spadek po ciotce otworzył mi oczy. Mój facet, gdy tylko poczuł pieniądze, zamienił się w chciwego typa”
- „Dziwiłam się, gdy zięć pozwalał, by moja córka traktowała go jak śmiecia. Zrozumiałam, że sama się do tego przyczyniłam”