Reklama

Wigilia zawsze była dla mnie czymś wyjątkowym. Nawet kiedy dzieci dorosły i poukładały sobie życie, nalegałam, by tego dnia zebrać się razem przy jednym stole. Tak było i tym razem. Uszka, barszcz, karp – wszystko przygotowane zgodnie z tradycją. Przyjechali wszyscy. Syn z żoną, wnuczka, moja córka z rodziną. W sumie było nas dziewięcioro. Zgodnie z polskim zwyczajem – jedno miejsce wolne, ale akurat w tym roku nikt dodatkowy nie zawitał.

Wszyscy się śmiali, jedli, kolędowali... wszyscy, oprócz mojej synowej. Magda zawsze była pogodna, zorganizowana, pomocna, ale tego wieczoru siedziała z grobową miną. Uśmiechała się, owszem, ale oczy miała pełne łez. Ukradkiem wycierała je serwetką, a kiedy ją na tym przyłapałam, udawała, że poprawia makijaż. Nie pytałam. W Wigilię nie wypada. Poza tym przy dzieciach, rodzinie, nie byłoby to na miejscu. Jednak coś musiało się stać... I dopiero nazajutrz, kiedy siedziałyśmy same przy kuchennym stole, usłyszałam od niej prawdę.

Czułam ścisk w żołądku

Siedzieliśmy przy stole. Magda włożyła granatową sukienkę z długim rękawem, tę samą co rok temu. Włosy spięte w luźny kok, ale coś w niej było innego. Jakby duch z niej uleciał. Jadła niewiele, tylko barszczyk i trochę ryby. Kiedy ktoś mówił coś śmiesznego, uśmiechała się półgębkiem.

Wszystko w porządku? – spytałam cicho, kiedy wszyscy zasiedli do deseru.

Stałam akurat przy ekspresie, robiąc kawę.

– Tak, mamo – odpowiedziała szybko, aż za szybko.

– Bo wydaje mi się, że coś cię trapi.

– Nie, po prostu jestem zmęczona. Wiesz... ostatnio dużo pracy...

Spojrzała na mnie z wymuszonym uśmiechem. Jakby się bała, że pęknie, jeśli ją przycisnę. Nie drążyłam. Po wigilijnej wieczerzy synowa poszła do łazienki. Wróciła po dziesięciu minutach z czerwonymi oczami. Wszyscy udawali, że nie widzą. A ja czułam ścisk w żołądku. Później, kiedy goście już się rozeszli, zaproponowałam jej, żeby zostali u nas na noc. Że nie ma sensu wracać tak późno. Krzysiek – mój syn – od razu odmówił.

– Mamo, dzięki, ale mamy jeszcze sporo do zrobienia w domu – rzucił, jakby ucinał temat.

A Magda tylko spuściła wzrok i zaczęła zbierać talerze.

Pomogę ci, mamo – powiedziała cicho.

– Nie trzeba, kochanie. Odpocznij.

Została. I przez dziesięć minut zmywałyśmy naczynia w ciszy.

Byłam w szoku

Wiedziałam, że muszę porozmawiać z synową. Czułam, że coś się stało. Coś więcej niż „zmęczenie pracą”. Zadzwoniłam do nich po dziesiątej, niby zapytać, czy dotarli bezpiecznie.

– Magda, jak się czujesz? – spytałam, kiedy usłyszałam jej głos w słuchawce.

– Dobrze, mamo. Dziękuję, że pytałaś.

– Może wpadniesz jutro na kawę? Mam jeszcze trochę sernika i nikogo dziś nie ma. Będziesz miała chwilę oddechu.

Przyszła po dwunastej. Bez Krzyśka, bez wnuczki. Sama. Podałam jej kawę, usiadłyśmy przy kuchennym stole. Przez kilka minut gadałyśmy o wszystkim. O pogodzie, o zakupach i promocjach w markecie. W końcu nie wytrzymałam.

Co się dzieje? – zapytałam cicho. – Wczoraj... widziałam twoje oczy.

Zamilkła. Patrzyła w parującą kawę, jakby miała jej udzielić odpowiedzi. W końcu westchnęła i powiedziała:

Straciłam pracę.

Zamarłam.

– Kiedy?

Miesiąc temu.

– I nic nie powiedziałaś?

– Bo się wstydziłam. Bo myślałam, że zaraz coś znajdę. Że to chwilowe.

Złapałam ją za rękę.

– Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś?

– Bo Krzysiek... on uważa, że to moja wina.

– Twoja wina?! Dlaczego?

Pokręciła głową, oczy znów napełniły się łzami.

– Bo nie zgodziłam się jechać służbowo za granicę. Powiedział, że sama sobie to zrobiłam. I że teraz on musi wszystko dźwigać.

Siedziałam w szoku, nie wiedząc, co powiedzieć.

Uniosłam brwi ze zdziwienia

– I co on teraz? – spytałam, choć bałam się odpowiedzi.

– Zachowuje się, jakby mnie w ogóle nie było. – Magda odsunęła filiżankę. – Wraca z pracy, siada do komputera albo idzie do garażu. Z Majką prawie nie rozmawia. Ze mną... w ogóle.

– A próbowałaś z nim porozmawiać?

– Próbowałam. On mówi tylko, że nie będzie utrzymywał darmozjada.

– Darmozjada?! – aż się we mnie zagotowało.

– Tak do mnie powiedział, mamo. Mówi, że powinnam była pomyśleć wcześniej, że jak się odmawia awansu, to są konsekwencje.

– Ale przecież miałaś dobre powody, prawda?

– Miałam. Wyjazd był na trzy miesiące. Do Holandii. A Majka dopiero zaczęła szkołę... Krzysiek od razu powiedział, że on nie zamierza się „bawić w ojca na pełen etat”. Więc wybrałam rodzinę. A teraz... zostałam bez pracy i bez wsparcia.

– On cię za to karze? – uniosłam brwi.

Magda tylko wzruszyła ramionami.

– Nie mówi tego wprost, ale... czuje się, jakbym była intruzem we własnym domu. Nawet święta... mamo, nie miałam siły piec pierników. A on jeszcze się nabijał, że „chyba nie jestem tak zmęczona, skoro nie pracuję”.

Zamilkła, patrząc w okno.

– Posłuchaj mnie. Nie jesteś w tym sama. Jeśli trzeba będzie... – przerwałam i odetchnęłam głęboko – to zabierzesz Majkę i zamieszkacie u mnie.

Spojrzała na mnie ze zdumieniem.

Naprawdę byś nas przyjęła?

– Bez dwóch zdań – odpowiedziałam twardo.

I wiedziałam, że jeśli mój syn nie zmądrzeje, to przypomnę mu, co to znaczy rodzina.

Zacisnęłam dłonie na filiżance

– On wie, że przyszłaś do mnie? – zapytałam, kiedy znów zapanowała cisza.

Magda zawahała się przez moment.

– Myśli, że poszłam na spacer. Nie powiedziałam mu. Wiesz, mamo… już dawno przestaliśmy ze sobą rozmawiać.

Nie mogę w to uwierzyć. Krzysiek zawsze był… no, może nie aniołem, ale przecież nie był obojętny.

– Zmienił się. Albo… może ja dopiero teraz to widzę?

On wie, że cię to boli?

– Mówiłam mu. Wiesz, co odpowiedział?

Pokręciłam głową.

– „Nie histeryzuj”.

Zacisnęłam dłonie na filiżance. Nie poznawałam własnego syna.

– A Majka? Widzi to?

– Tak, ale nie mówi nic. Wczoraj zapytała tylko, dlaczego tata nie siada z nami do stołu. Powiedziałam, że ma dużo pracy. Skłamałam.

– Nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność.

– Ale co mam zrobić? Mam uciec z dzieckiem i wynająć klitkę za ostatnie pieniądze? Mam udawać przed znajomymi, że wszystko w porządku?

– Nie. Masz mówić prawdę. Masz myśleć o sobie i o Majce.

Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby próbowała coś zrozumieć.

– Naprawdę tak uważasz?

– Jesteś moją synową, ale przede wszystkim jesteś matką mojej wnuczki. I kobietą. A kobieta nie może być dla nikogo kulą u nogi.

Zamilkła. A potem pierwszy raz tego dnia się uśmiechnęła.

Chciałam jej pomóc

Po tej rozmowie siedziałyśmy jeszcze długo, aż kawa wystygła. Magda w końcu powiedziała:

– Wiesz, mamo… ja już nawet nie boję się, że on mnie zostawi. Boję, że będziemy dalej żyli obok siebie jak współlokatorzy. Że Majka będzie patrzeć, jak matka znika z dnia na dzień, jak staje się przezroczysta.

– I to właśnie chcesz jej pokazać? Że kobieta ma się dopasować, milczeć i nie przeszkadzać?

– Nie, ale… ja nie wiem, czy dam radę odejść.

– Nikt ci nie każe od razu pakować walizek. Musisz mieć plan. Pomogę ci. Możesz tu zamieszkać, jak trzeba. Pracę znajdziesz Masz wykształcenie, masz głowę na karku. To, co cię blokuje, to nie brak możliwości. To strach.

– A Krzysiek?

– Jeśli naprawdę mu zależy, będzie walczył. Jeśli nie… trudno. Lepiej być samej niż z kimś, kto cię podcina.

Magda spojrzała na mnie jak dziewczynka, która chce usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, ale nikt jej tego dotąd nie obiecał.

Nie wiem, jak ci dziękować.

– Nie dziękuj. Po prostu nie pozwól się więcej ranić.

Zadzwonił telefon. Magda spojrzała na ekran i westchnęła.

– Krzysiek.

– Odbierz – powiedziałam. – Już nie musisz udawać.

Przyłożyła telefon do ucha i powiedziała cicho:

– Cześć… Nie. Nie jestem z Majką na spacerze. Jestem u mamy. Musimy porozmawiać.

Patrzyła mi w oczy przez cały czas.

Złapałam ją za rękę

Minęły dwa tygodnie od tej rozmowy. Magda z Majką rzeczywiście zamieszkały u mnie. Na razie w pokoju gościnnym, z materacem rozłożonym na podłodze. Nie było to luksusowe rozwiązanie, ale widać było, że dla niej to pierwszy oddech od miesięcy. Krzyśka nie widziałam. Zadzwonił raz. Spytał, czy „naprawdę muszę się wtrącać”. Odpowiedziałam mu spokojnie:

– Muszę. Bo patrzę, jak twoja żona ledwo się trzyma, a ty liczysz tylko, kto ile dołożył do rachunków.

Rozłączył się. A Magda? Znalazła pracę w kancelarii. Nie jest to jeszcze to, co by chciała, ale chodzi tam z głową podniesioną do góry. Wczoraj wieczorem, kiedy Majka już spała, siedziałyśmy przy herbacie.

– Mamo... – odezwała się nagle Magda. – W Wigilię naprawdę myślałam, że już dłużej nie dam rady. Że coś się we mnie rozpadnie. A teraz… czuję, że odzyskuję siebie.

– Bo przestałaś udawać. Bo zaczęłaś być szczera ze sobą. To pierwszy krok.

Uśmiechnęła się do mnie tak, jak nie widziałam od miesięcy.

– A Krzysiek? – zapytałam po chwili.

– Nie wiem. Może jeszcze się ogarnie. Może nie. Jednak już nie będę czekać w nieskończoność, aż ktoś mnie zauważy. Mam Majkę. Mam siebie. I ciebie.

Pokiwałam głową. Miałam ochotę powiedzieć: „I zawsze będziesz miała”. Wystarczyło, że złapałam ją za rękę. I że nie musiała już płakać, tylko dlatego, że ktoś nie umiał jej docenić.

Ewa, 63 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama