Reklama

Nie jestem złośliwa. Serio. Ludzie czasem myślą, że jak kobieta po sześćdziesiątce coś powie szczerze, to od razu maruda. A ja po prostu nie umiem ściemniać. Szczególnie gdy coś mnie drażni. A drażni mnie, jak ktoś daje prezent, który bardziej przypomina obowiązek niż przyjemność. Zawsze myślałam, że po tylu latach bycia matką, teściową i babcią, nauczyłam się już czytać między wierszami. Ale tym razem naprawdę nie wiedziałam, czy powinnam się ucieszyć, czy raczej obrazić. Dostałam bowiem na imieniny... flakon waniliowych perfum. Od synowej. I to nie takich z wyższej półki, tylko takich, co to aż w nozdrza szczypie. Jakby się psiknęło odświeżaczem do toalety.

Reklama

Uśmiechnęłam się, podziękowałam. A jakże. Ale kiedy tylko goście wyszli, od razu zaczęłam wietrzyć. I choć psiknęłam tylko raz, to zapach perfum wsiąkł we wszystko. Teraz nawet moje zasłony pachniały jak łazienka na stacji benzynowej. A to był dopiero początek...

Szybko tego pożałowałam

Na moje imieniny wpadł mój syn z żoną, Weroniką. Przynieśli storczyka i paczuszkę zapakowaną w błyszczący papier.

– Dla naszej kochanej mamusi – zaświergotała Weronika, podając mi prezent. – Mam nadzieję, że się spodoba.

Uśmiechnęłam się, chociaż już sam ten jej ton mnie lekko drażnił. Taki słodki, aż zęby bolały. Otworzyłam paczuszkę – w środku flakonik perfum, cały w złotych zawijasach.

– Ooo, jak... ładnie – powiedziałam, przykładając flakon do nosa. – Waniliowe?

– Tak! Uwielbiam ten zapach – Weronika klasnęła w dłonie. – Od razu pomyślałam tobie. Taki ciepły, kobiecy…

W tym momencie mój syn przewrócił oczami.

– Przecież mama zawsze mówiła, że nie lubi słodkich zapachów…

– Oj, Jarek, przestań – syknęła.

Żeby nie robić sceny, psiknęłam się raz, za uchem. I po sekundzie pożałowałam.

– Matko jedyna… – wymamrotałam cicho.

– Ale jak się pięknie unosi! – zachwycała się Weronika. – Czuje pani? Od razu zrobiło się przytulnie.

– Mhm… jak w łazience – mruknęłam pod nosem, ale tylko Jarek usłyszał. Zakrył usta dłonią i udawał, że kaszle.

Udawałam, że się cieszę

Siedzieliśmy wszyscy w salonie, popijając kawę i zajadając się sernikiem. Dzieci biegały po dywanie, mąż przysypiał w fotelu, a zapach wanilii roznosił się z każdym moim ruchem.

– Coś tak pachnie... – zagaiła sąsiadka Danuta, zerkając podejrzliwie na stół. – To świeca zapachowa?

– Nie, to ja – odparłam z wymuszonym uśmiechem. – Dostałam perfumy od synowej. Waniliowe.

Danuta zrobiła minę, jakby się właśnie napiła soku z kiszonych ogórków.

– Aha... No, oryginalne – szepnęła konspiracyjnie.

– Mówiłam, że cudowne – Weronika aż podskoczyła z fotela. – I długo się utrzymują. Sama psiknęłam kiedyś na zasłony i tydzień pachniały!

– To wiele tłumaczy – mruknęłam i napiłam się kawy.

W tym momencie do salonu wszedł mój wnuczek, Krzyś. Zatrzymał się na progu, pociągnął nosem i się skrzywił.

– Babciu, coś śmierdzi. Jakby... kibelek.

Cisza zapadła jak makiem zasiał. Nawet mąż się przebudził.

– Krzyś! – oburzyła się Weronika. – Nie mówi się tak! To są bardzo eleganckie perfumy!

– Ale naprawdę, mamo, tak pachnie w toalecie – upierał się Krzyś z dziecięcą szczerością.

– Może twoje perfumy są po prostu… zbyt nowoczesne dla mojego pokolenia – powiedziałam łagodnie.

– Oj, mama się nie zna na trendach – przewróciła oczami. – Wanilia jest teraz na topie.

Nie wytrzymałam

Nazajutrz obudziłam się z bólem głowy. Pierwsze, co poczułam, to nie zapach porannej kawy, ale... wanilię. Wszechobecną, duszącą, mdlącą wanilię. Zwlokłam się z łóżka, zerknęłam w lustro i sama przed sobą powiedziałam:

Śmierdzi, jakby coś tu zdechło.

Nie wytrzymałam. Wrzuciłam bluzkę do prania. Do tego ręcznik, pościel i zasłony. Wszystko, co mogło przesiąknąć „waniliową sensacją”. A potem otworzyłam wszystkie okna.

– Coś ty narobiła, kobieto – mamrotałam do siebie, wieszając firanki na balkonie.

Wtem zadzwonił telefon. Weronika.

– Dzień dobry, mamusiu! – zawołała radośnie. – Jak się trzymają perfumy?

– Trzymają się, owszem. Mimo że próbuję je wyprać z zasłon – odpowiedziałam z przekąsem.

– Ojej… Czyli aż tak się utrzymują? Wiedziałam! Mówiłam Jarkowi, że to będzie hit.

– Mhm…, no nie sądzę. – Zanim zdążyłam ugryźć się w język, już poszło.

– Mamusiu… ale ja chciałam dobrze.

– Wiem i doceniam. Ale wiesz, może na przyszłość... niech prezenty będą trochę bardziej... moje?

Czyli mniej modne, a bardziej babcine? – zapytała z przekąsem.

– Nie, kochanie. Mniej łazienkowe – odparłam.

Z drugiej strony słuchawki zapadła cisza. A potem tylko ciche:

– Dobrze, rozumiem.

Zawiesiłam pranie, uśmiechnęłam się pod nosem. Może jednak coś dotarło.

Byłam rozczarowana

Wieczorem przyszła do mnie sąsiadka z kawałkiem szarlotki.

– Powiedz mi szczerze – usiadła w kuchni, dmuchając na herbatę – co ty tej swojej synowej zrobiłaś, że ci takie perfumy dała?

– Nic, ona po prostu... chciała dobrze.

– To ja też chcę dobrze, a nie daję ci płynu do WC w szklanej buteleczce – rzuciła, aż mi się herbata zakrztusiła.

– No widzisz – powiedziałam, śmiejąc się – i dlatego ciebie lubię bardziej niż niektórych członków rodziny.

– A twój Jarek nic? Nie zauważył, że mamusia chodzi jak ruchomy odświeżacz?

– Zauważył. Ale co miał powiedzieć? Żona się starała, to udaje, że mu nos odjęło.

Danuta pokiwała głową z powagą.

– Pamiętasz, jak moja synowa dała mi na urodziny stare rajstopy? I powiedziała, że „na zimę będą dobre, bo grube”?

– A potem kupiła ci jeszcze wagę łazienkową – dodałam złośliwie. – Pamiętam.

– No właśnie. To ja już wolę, jak mi nic nie dają.

– No, ale powiedz mi... Tak trudno wybrać do prezent?

– Nie, ale nie zadowalasz się byle czym. To różnica.

Wzięłam kęs szarlotki, spojrzałam na przyjaciółkę i powiedziałam cicho:

– Czasem się zastanawiam, czy Weronika naprawdę mnie lubi, czy tylko udaje.

Danuta spojrzała na mnie poważnie.

– A może ty też czasem udajesz?

Nie odpowiedziałam. Bo może miała rację.

Spiorunowała mnie wzrokiem

W niedzielę zaprosiłam rodzinę na obiad. Rosół, pieczeń, kluski – klasyka. Weronika przyszła z Jarkiem i Krzysiem, uśmiechnięta jak z reklamy pasty do zębów.

Ale pięknie pachnie! – zawołała od progu. – Tym razem rosół, nie wanilia?

Uśmiechnęłam się, ścierając ręce o fartuch.

Wietrzę mieszkanie już trzeci dzień.

Weronika przewróciła oczami.

– Mam wrażenie, że trochę przesadzasz. Te perfumy są naprawdę dobrej jakości.

– Może i dobrej, ale do łazienki, nie na skórę – odparłam. – A w łazience to też wolę pachnieć miętą, a nie watą cukrową.

Zapanowała cisza. Nawet Jarek spojrzał na mnie zaskoczony.

– Mamo... – zaczął pojednawczo – przecież Weronika chciała sprawić ci przyjemność.

– I to się chwali – przerwałam.

Weronika spiorunowała mnie wzrokiem.

– Czyli teraz mam się czuć winna, że kupiłam prezent?

– Nie, dziecko – westchnęłam. – Tylko jak się nie wie, co komu kupić, to się pyta albo daje bon do drogerii. Albo... nie daje nic. Czasem obecność wystarczy.

Weronika zacisnęła usta.

– Babciu, ten rosół jest lepszy niż twoje perfumy! – rzucił wnusio z zadowoleniem.

Weronika spojrzała na niego z oburzeniem.

– Ale to komplement! – zaśmiał się Jarek.

Uśmiechnęłam się

Po obiedzie, kiedy Jarek z Krzysiem bawili się w salonie, a Weronika pomagała mi sprzątać ze stołu, zapadła między nami dziwna, cicha atmosfera. Czułam, że coś jej leży na wątrobie.

– Mamo... – zaczęła w końcu, cicho. – Naprawdę się starałam. Chciałam, żebyś poczuła, że nie jesteś mi obojętna.

Odłożyłam talerz i spojrzałam na nią uważnie.

– Wiem, tylko że my czasem tak bardzo się staramy, że zapominamy zapytać, czy tej drugiej stronie w ogóle na tym zależy.

– Ale przecież... Chciałam się wykazać.

Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy tego dnia szczerze.

– A ja nie chciałam być starą babą, co wszystko krytykuje.

Weronika parsknęła śmiechem, mimo woli.

– No dobrze, przyznam… trochę się zapędziłam. Może następnym razem zapytam, zanim kupię coś pachnącego.

– A może... – dodałam – następnym razem przyjdź bez prezentu. Usiedź ze mną, wypij herbatę, pogadaj.

– Umowa stoi – powiedziała, uśmiechając się ciepło.

Jolanta, 64 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama