Reklama

Przeglądając zawartość apteczki, ze zdumieniem stwierdziłam, że moje lekarstwa już się skończyły. Cóż, nie ma rady, muszę iść do lekarza po nową receptę. Ta perspektywa wywołała we mnie dreszcz niepokoju. Wizyta w aptece wiązała się z dodatkowymi kosztami, a ostatnio i tak wydawałam zdecydowanie więcej niż zwykle. Nie było jednak od tego ucieczki – w końcu jak przetrwać zimę bez ciepłego obuwia albo z rwącym bólem zęba?

Reklama

Marzyłam, żeby Adaś miał solidne wsparcie finansowe na starcie

Tak przecież musi być. Lekarstwa są niezbędne, a jeśli zabraknie pieniędzy na coś innego, to trudno – rozmyślałam. Zaraz po konsultacji lekarskiej ruszyłam prosto do naszej pobliskiej apteki, w której mogłam wykupić leki ze zniżką karty rabatowej. Pobliskiej, gdyż znajdowała się tuż obok naszego poprzedniego mieszkania, gdzie przeżyłam ze Zbyszkiem blisko cztery dekady i w którym wychowywałam Adasia.

Kiedy mój mąż odszedł z tego świata, postanowiłam przepisać nasze mieszkanie z czterema pokojami na syna. Ja z kolei zamieszkałam u siostry. Nie twierdzę, że układa nam się świetnie – z Izą często o byle co wdajemy się w sprzeczki. Zrobiłam to jednak dla Adama, aby miał jak najlepsze warunki na początku dorosłego życia.

Nim dotarłam z przychodni do pobliskiej apteki, telefon od Izy dzwonił głośno już dwukrotnie. Najpierw z pretensjami o niezgaszone światło, a potem z przypomnieniem o wizycie jej córki z dziećmi na wieczornym posiłku.

Nie ma potrzeby, żebyś się plątała bez sensu po kuchni – rzuciła do słuchawki.

Odbierając leki z apteki, przemknęło mi przez myśl, żeby poprosić farmaceutę o jakiś środek na stres. Opuszczając budynek, machinalnie spojrzałam w stronę okien mieszkania, które kiedyś było moim. W środku paliło się światło. Zdecydowałam się odwiedzić Adama i jego partnerkę.

– Dzień dobry Sandra – zagaiłam do mojej potencjalnej synowej. Nie miałam pewności, czy faktycznie nią zostanie, bo nie wiedziałam, czy z Adamem w ogóle planują wziąć ślub.

– Witam, dzień dobry? – dziewczyna zrobiła zaskoczoną minę na mój widok. Chyba spodziewała się kogoś innego.

– Zastałam Adama? Wpadłam po drodze z pobliskiej apteki... Trochę zmokłam. Mogę wejść na chwilę do środka, wysuszyć się i ogrzać?

Za każdym razem czułam się niezręcznie, kiedy musiałam prosić o zgodę na wejście do własnego starego mieszkania. Wciąż nie zdążyliśmy z Adamem załatwić formalności u notariusza.

Sandra starała się traktować mnie z życzliwością

Poczęstowała mnie herbatą i zadzwoniła do Adama, żeby dowiedzieć się, o której będzie z powrotem.

Przyjechała twoja mama – oznajmiła mu.

Syn pojawił się w domu z lekkim opóźnieniem. Od razu rzuciła mi się w oczy jego odmieniona fryzura.

– Widzę, że coś zrobiłeś z włosami, prawda? – rzuciłam w jego stronę pytanie.

W odpowiedzi usłyszałam jedynie niewyraźne mamrotanie pod nosem. Jednak to nie koniec metamorfozy. Oprócz odświeżonej fryzury, miał na sobie ciuchy zupełnie nie w swoim guście, a do tego otaczała go zupełnie inna woń niż zazwyczaj. W momencie, gdy Sandra krzątała się, sprzątając naczynia z blatu, mój wzrok przykuło coś jeszcze.

– Co to za błyskotka na twojej ręce? – złapałam palce dziewczyny. – Chwila moment, czyżbyście...

Na serdecznym palcu mojej przyszłej synowej połyskiwał spory diament oprawiony w białe złoto. Prawdziwe dzieło sztuki. Mam w tym temacie trochę doświadczenia, bo mój tata był złotnikiem.

– No tak, oświadczyłem się – powiedział Adam, unosząc brwi. – W końcu chodzimy ze sobą od pięciu lat, a ty sama sugerowałaś, że już dawno powinniśmy się zaręczyć.

Faktycznie, coś w tym jest, ale jakoś zrobiło mi się przykro, że nie podzielili się ze mną tą wiadomością wcześniej. Czy Adam nie mógł przynajmniej do mnie zadzwonić i mi o tym powiedzieć? Niemniej jednak, nie chciałam się na nich gniewać z tego powodu. Poza siostrą, oni byli całą rodziną, jaką miałam.

Poprosiłam ich jedynie o niewielką pożyczkę

Złożyłam im życzenia i mocno przytuliłam. Później próbowałam zapomnieć o nieprzyjemnym odczuciu, że oboje spięli się, gdy ich objęłam. Czym prędzej opuściłam to miejsce, moja kurtka nawet nie zdążyła się wysuszyć na grzejniku w przedpokoju.

– Hej synku, tu mama – zaczęłam pogodnie rozmowę, gdy Adam odebrał telefon po kilku sygnałach. Minął już okrągły tydzień odkąd ostatnio do niego dzwoniłam. Nie chciałam być nachalna i wtrącać się zbytnio w jego dorosłe życie, więc starałam się trzymać odpowiedni dystans.

– Cześć mamo, co słychać? – usłyszałam niepewność w głosie mojego syna. Znam ten ton aż za dobrze. Pojawiał się zawsze, gdy jako mały chłopiec próbował mnie okłamać.

Może przeczuwał już, że nie dzwonię tylko pogadać o pogodzie. Bardzo nie chciałam stawiać go w niezręcznej sytuacji i prosić o pieniądze, ale sytuacja mnie do tego zmusiła. Pralka u Izy padła i nie da się jej naprawić. Facet od naprawy AGD stwierdził, że to efekt przeciążania bębna i upychania ciuchów na siłę.

Jasne, że siostrzyczka zrzuciła winę na mnie. W końcu jak mieszkała w pojedynkę, to przez bite osiem lat z pralką nie było żadnych problemów. Kiedy wspomniałam, że po prostu padła ze starości, warknęła, że mam dwa wyjścia – albo kupić nową pralkę, albo poszukać sobie innego lokum.

– Słuchaj Adasiu, potrzebuję pożyczyć tysiąc złotych na nową pralkę. Mógłbyś mnie wesprzeć w tej sytuacji?

Jego reakcja była dla mnie zaskoczeniem

Na początku zaczął mówić, że ciotka mnie po prostu wykorzystuje, a ja daję sobą pomiatać. Potem niby zaproponował, że wpadnie i spróbuje to ustrojstwo naprawić. Ale jak mu powiedziałam, że fachowiec już był i nic z tego nie wyszło, to zaczął wykręcać się od tematu.

Powiedział, że nie jest w stanie pożyczyć mi takiej kwoty, bo dzieli rachunek bankowy z Sandrą i odkładają pieniądze na ślub. Następnie zasugerował, abym rozważyła zakup pralki na raty.

– W dzisiejszych czasach praktycznie wszystkie punkty sprzedaży oferują spłatę na zerowy procent – oznajmił. – Mamo, będę kończył, właśnie podjeżdżam do myjni samochodowej.

Nie miałam innego wyjścia, więc kupiłam pralkę na kredyt. Nie mogło być inaczej. Rzecz jasna Iza zrobiła mi karczemną awanturę, bo wybrałam najtańszy model, a ta poprzednia pralka, którą rzekomo uszkodziłam, była z wyższej półki cenowej.

– Ale ta jest prosto ze sklepu i mam na nią gwarancję! – powiedziałam, broniąc swojego stanowiska.

Miałam już dość swojej siostry. Bardzo chciałam mieć swój kąt, w którym nikt by mną nie pomiatał, nie traktował jak przedmiot i nie zwalał na mnie winy za wszytko. Tęskniłam nawet za telewizorem, bo u Izki mogłam oglądać ulubione programy tylko wtedy, gdy nie było jej w domu.

Ilekroć rozsiadała się wygodnie na kanapie, nie pytając mnie o zdanie, zmieniała stację telewizyjną, nawet jeśli akurat oglądałam swój ulubiony serial. Marzenie o prywatnym telewizorze w sypialni pozostawało niespełnione. Po pewnym czasie znów odwiedziłam przychodnię zdrowia, gdy nagle zadzwonił telefon.

– Pani sąsiadko! Mamy u siebie powódź przez panią! – poznałam głos mojego poprzedniego sąsiada, mieszkającego piętro niżej.

Powiedziałam mu, że ja przecież już tam nie mieszkam i powinien skontaktować się z synem. Po chwili telefon znowu zadzwonił – okazało się, że Adam ma wyłączoną komórkę, a z sufitu leje się woda. Wsiadłam w samochód, pojechałam do starego mieszkania i weszłam do środka, otwierając drzwi swoim kluczem.

Rzeczywiście, wyglądało na to, że pękła jakaś rura, bo z łazienki wylewały się istne potoki wody. Zakręciłam zawór i zaczęłam szukać ręczników, żeby wytrzeć podłogę. Sandra trzyma je w zupełnie innych miejscach niż ja kiedyś, więc musiałam przeszukać całe mieszkanie.

Nagle zobaczyłam całą masę drogich przedmiotów

Nawet nie wiem, w jaki sposób i kiedy umyłam podłogę. Nie byłam w stanie oprzeć się pokusie i zaczęłam przeglądać biżuterię Sandry z brylantami – wisiorek, kolczyki, bransoletki oraz gigantyczny telewizor, kolumny, jakieś sprzęty, których nazw nawet nie znałam, zbiór zegarków, wyglądających na szalenie kosztowne egzemplarze.

Byłam totalnie zaskoczona widokiem, jaki zastałam. Przecież Sandra jest tylko urzędniczką, a Adam zwykłym nauczycielem, oboje mają raczej średnie pensje. Mówili, że nawet na pralkę dla mnie nie mają kasy, a tu proszę – stać ich na takie luksusy? Jak?

W końcu udało mi się skontaktować z synem przez telefon, ale był cały zdenerwowany, że weszłam im do mieszkania.

Wrzeszczał, że weszłam z butami w ich prywatne sprawy, a gdy odparłam, że gdyby nie moja interwencja, musiałby wydać kupę kasy dla sąsiada z parteru na remont zniszczeń, nagle wycedził przez zęby:

To bym mu zapłacił!

Nie dopytywałam, skąd wziąłby na to pieniądze, bo zaczęło do mnie coś docierać. Podczas ostatniej wizyty u nich obydwoje sprawiali wrażenie podenerwowanych. Nawet nie zaproponowali, żebym usiadła w salonie. Teraz już wiedziałam dlaczego – chcieli przede mną schować swój nowy, kosztowny sprzęt.

Stałam przy oknie, wypatrując powrotu mojego syna do domu. Nagle moją uwagę przykuł wjeżdżający na podwórko drogi, sportowy wóz. Wysiadła z niego dziewczyna Adama, Sandra. Pokiwałam głową z niedowierzaniem, rozmyślając nad tym, jakim autem porusza się mój syn.

Opuściłam salon i nie dałam się spławić

– Co pani tu robi, w naszym mieszkaniu?! – wrzasnęła Sandra, gdy ujrzała mnie w uchylonych drzwiach.

– A ściślej rzecz ujmując, to w moim – sprostowałam. – To ty żyjesz pod moim dachem...

– Ale już niedługo! – wykrzywiła się szyderczo, a ja straciłam resztki nadziei, że ta pannica kiedykolwiek darzyła mnie sympatią.

Ona w ogóle nie kwapiła się, żeby chociaż udawać uprzejmość. Zignorowała mnie totalnie, kręcąc się po kuchennych kątach, bo nie dałam się wyprosić za próg. Prychnęła tylko z pogardą, kiedy zapytałam, skąd wytrzasnęli z Adamem taką kasę. On wbiegł do mieszkania zasapany i zanim jeszcze zajrzał do salonu, gdzie siedziałam i oglądałam telewizję, wypalił:

– No i co? Już jej nie ma? Dałaś radę ją spławić?

No więc powiedziałam synowi, żeby wszystko mi wyjaśnił. Na początku próbował mnie zbyć gadką, że niby nie powinnam się wtrącać w jego prywatne sprawy i w ogóle nie mam prawa go przesłuchiwać, ale w końcu z ociąganiem przyznał, że… wygrał w totka. Trafił szóstkę!

– Szóstkę? – totalnie mnie zatkało. Nawet jeśli to nie był żaden rekordowy skumulowany wynik i musiał się podzielić kasą z innymi graczami, to i tak zgarnął parę milionów.

Nie powiedział, ile dokładnie wygrał. W jednej chwili dotarło do mnie, że osoba stojąca naprzeciwko to nie mój kochany synek, ale nieznajomy facet, który tylko czeka, aż w końcu zabiorę się z jego mieszkania.

Mój syn, który jest milionerem i bez problemu wydaje krocie na drogie zegarki, odmówił mi pożyczki jednego tysiąca złotych na zakup pralki. Zwróciłam się do niego z pytaniem, jak może się z tym pogodzić i spać spokojnie po czymś takim.

Niczym w baśni o mitycznym kwiecie paproci

– I dlatego właśnie trzymaliśmy to w sekrecie! – gniew nagle wezbrał w jego głosie. – Przed wszystkimi! Nie tylko przed tobą! Nawet rodzice Sandry nie mają o niczym pojęcia! Kumple też są nieświadomi! Bo momentalnie by się tu zwlekli, wyciągając łapy po swoją dolę! Ta kasa należy do nas i nie mamy zamiaru się z nikim dzielić!

Kręciłam głową z niedowierzaniem. Serio się umówili, że nikomu nie pisną słówka? Planują kupować fury za grube tysiące, obwieszać się brylancikami i paradować jak jakieś książęta, sądząc, że nikt nie zorientuje się o co w tym wszystkim chodzi? I wtedy do mnie dotarło, że w sumie nie mieli żadnych przyjaciół. No bo przecież nikogo by tu nie mogli zaprosić, musieliby chować te swoje bogactwa po kątach.

Niczym w baśni o magicznym kwiecie paproci, masz szansę zdobyć wszystko, ale nie możesz tym obdarować innych. Zrozumiałam też, skąd wzięła się ta nagła decyzja o zaręczynach. To Adam trafił szóstkę w totka. Sandra, będąc jedynie jego dziewczyną, mogła liczyć co najwyżej na upominki z jego strony.

Musiała więc znaleźć sposób, by go nakłonić do błyskawicznego ślubu. Tkwiłam tam, wysłuchując ich wypranych z emocji tłumaczeń, gdy nagle zadzwoniła moja komórka. Dzwoniła Iza. Nie podniosłam słuchawki. Po chwili dostałam naszpikowanego jadem SMS-a:

„Kolejny raz zapomniałaś wyłączyć kaloryfer! Nie zamierzam dłużej dopłacać za twój pobyt tutaj! Przecież posiadasz własne mieszkanie, więc wyrzuć z niego syna wraz z tą jego lafiryndą i tam mieszkaj do woli!”.

W pierwszym momencie miałam zamiar jej odpisać, że dopłacę za dodatkowe ogrzewanie, ale przyszło mi do głowy, że moja siostra wreszcie powiedziała coś z sensem.

Zdecydowałam, że posłucham tego, co mi doradziła

– Chciałabym, żebyście opuścili moje mieszkanie – oznajmiłam opanowanym tonem. – Weźcie te swoje świecidełka i przenieście się do jakiegoś hotelu. Was na pewno stać na jakiś luksusowy. Albo najlepiej od razu kupcie sobie własne lokum, wszystko mi jedno.

Nawet nie kwiknęli, gdy powiedziałam im, że muszą się wynieść. Jak się okazało, właśnie finalizowali zakup ogromnego apartamentu z balkonem w najbardziej prestiżowej okolicy. Po trzech dniach mogłam wreszcie opuścić mieszkanie siostry i ponownie zamieszkać w swoich czterech kątach.

Wróciłam na stare śmieci i to całkiem dosłownie, bo Adaś i Sandrunia nawet nie raczyli ogarnąć mieszkania po tym, jak spakowali manatki. Zostawili po sobie sterty nikomu niepotrzebnych ciuchów i różnych bibelotów. Musiałam zapłacić dzieciakowi sąsiadki z parteru i jego kumplom, żeby pozbyli się tych gratów. I tyle jeśli chodzi o wdzięczność za to, że pozwoliłam im mieszkać u mnie za darmo.

Od tamtej pory ani razu nie skontaktowałam się z moim dzieckiem. Nie odczuwam takiej potrzeby i chcę dać mu możliwość, aby to on mnie przeprosił jako pierwszy. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że mogę nie dostać zaproszenia na ich ślub. Trudno, jakoś sobie z tym poradzę. Odnośnie przeprosin, to gdy opuszczałam mieszkanie Izy, chyba poczuła wyrzuty sumienia przez to, jak mnie traktowała.

– W gruncie rzeczy ta pralka należy do ciebie. Jeśli masz ochotę, to ją sobie weź – oznajmiła.
Odrzuciłam jej propozycję, bo miałam własną w mieszkaniu. Jednak później zgodziłam się, kiedy zaproponowała wspólny obiad w knajpce. Podczas tego spotkania wyznała:

Wybacz mi moje paskudne zachowanie wobec ciebie. Odkąd cię nie ma, w naszym domu jest straszna pustka... Fajnie by było od czasu do czasu posiedzieć razem, co ty na to?

Po wielu latach w końcu odzyskałam prawdziwy kontakt z moją młodszą siostrą. Skoro nawet ona – choć bywa nieznośna – w końcu dorosła, to mam nadzieję, że również Adam zechce zakopać nasz topór wojenny. Być może w końcu dotrze do niego, że posiadanie majątku tylko dla siebie nie jest receptą na szczęście. A przynajmniej liczę, że tak się stanie.

Reklama

Irena, 61 lat

Reklama
Reklama
Reklama