Reklama

Z Kaśką byłyśmy przyjaciółkami już od przedszkola. Nikt mi nie wierzy, ale ja pamiętam ten pierwszy raz, kiedy ją zobaczyłam. Bawiłam się lalką, a ona stanęła w drzwiach. Miała najpiękniejszą kokardę we włosach, jaką widziałam. Tak strasznie chciałam taką mieć, że postanowiłam się z tą dziewczynką zaprzyjaźnić, by pozwoliła mi ją ponosić. Być może wtedy, jako czterolatka, nie myślałam dokładnie w ten sposób, ale tak to pamiętam – Kaśka miała coś, co ja chciałam, więc zrobiłam wszystko, by to mieć albo chociaż z tego korzystać. I poniekąd tak już zostało.

Reklama

Moja matka powiedziała kiedyś, że nie rozumie, jak możemy mówić, że jesteśmy przyjaciółkami.

– Obgadujecie się nawzajem, mam nawet wrażenie, że się nie lubicie, ale trzymacie się razem, jak jakieś siostry syjamskie. Przecież przyjaźń nie polega na nieustannej rywalizacji. Ja mam lepsze stopnie, ładniejszą sukienkę, jak ty masz to, to ja też będę to miała, no chyba że uda mi się dostać coś lepszego. To jest chore – kręciła głową.

Może i prawdziwa przyjaźń jest inna, ale nasza się nam przysłużyła. Nie wiem, czy miałabym w szkole czerwone paski na świadectwach, gdyby nie to, że chciałam udowodnić Kaśce, że jestem od niej lepsza. Ona z kolei miała tendencje do tycia, ale nie mogła przecież być grubsza niż ja. Więc od dwunastego roku życia była na diecie, ćwiczyła, biegała – dzięki czemu uniknęła nadwagi. I tak było ze wszystkim. Myślę, że wiele naszych osiągnięć życiowych jest wynikiem tej nieustannej rywalizacji.

A poza tym doskonale się rozumiałyśmy. Może i obgadywałyśmy się nawzajem, ale plotkując między sobą, suchej nitki nie zostawiałyśmy też na innych. Byłyśmy wtedy złośliwe i wredne… Tęsknię do tych godzin, kiedy siedziałyśmy u mnie lub u niej, jadłyśmy lody i oplotkowywałyśmy znajomych. Jedno było pewne – nie zdradzałyśmy nikomu swoich mrocznych tajemnic. Mogłam komuś powiedzieć, że Kaśka nie potrafi dobrać kolorów ubrania, żeby nie wyglądać jak smutny klaun, a ona śmiać się, że tańczę jak kulawa kaczka, ale prawdziwych tajemnic nie wyjawiałyśmy nigdy. I chyba to sprawiało, że byłyśmy przyjaciółkami.

Zobacz także

Jak mogła mi nie powiedzieć, że się zaręczyła?!

Aż nadszedł tamten weekend… Niedawno skończyłam trzydzieści lat. Właściwie powinnam być już zamężna i mieć dzieci, ale jeden facet, co to chciał od razu się żenić, nie był wystarczająco dobry, bym mogła z satysfakcją pochwalić się nim przed Kaśką. Mama ciosała mi kołki na głowie przez trzy lata, aż się okazało, że facet stracił pracę, rozpił się i zszedł na psy. Czyli znów wyszło mi na dobre.

Kiedy kończyłyśmy trzydziestkę, obie miałyśmy stałych facetów. Całkiem do rzeczy, tyle tylko, że nie bardzo chcieli się żenić. Dobrze im było samym, w swoich mieszkaniach wziętych na kredyt. Mój Robert jeździł z kolegami na rajdy samochodowe, grał w gry komputerowe, dużo pracował i twierdził, że rodzina go obciąży. Może i powinnam poszukać innego, ale w naszym mieście dużego wyboru facetów na poziomie raczej nie było. A że Kaśka była w podobnej sytuacji, to strasznie mnie do tego ślubu nie piliło. Miałam czas, bo za dziećmi raczej nie tęskniłam.

No i właśnie nadszedł tamten majowy weekend. Siedziałam w domu, bo męczyła mnie alergia, Robert znów pojechał na rajd, a Kaśka z Michałem wybrali się na wycieczkę. Gdzieś koło południa w telefonie wybrzmiał sygnał informujący, że ktoś ze znajomych wrzucił coś na Facebooka. Zaglądam, a tam Mariolka podaje, że Michał oświadczył się Kaśce – i zdjęcie, jak ta wredna zołza z fałszywym uśmiechem pokazuje dłoń z pierścionkiem.

Zatrzęsło mną. „Jak to, Michał się oświadczył, a ja nic o tym nie wiem? To Mariolka wie wcześniej? Mariolka, której Kaśka nie znosi? A ja? Ponoć jej przyjaciółka?!”. Poczułam się dogłębnie urażona. Kiedy wieczorem Kaśka do mnie zadzwoniła, nie odebrałam telefonu. „Za późno, kochana zdradziecka mordo. Za późno…” – myślałam z satysfakcją. „Wiadomość została już wysłana”.

Otóż znałam pewną mroczną tajemnicę mojej byłej przyjaciółki. Znając ją, ktoś by powiedział, że nie jest dobrym człowiekiem. To nie do końca prawda. Ten świat jest niedobry i żeby przeżyć, trzeba używać wszelkich sposobów. Rozumiem to i poniekąd popieram. Mój Robert nazywa to moralnością Kalego.

– Jak ty robisz coś nie tak, to jest walka o przetrwanie. Jak ktoś tobie zrobi coś nie tak, to jest łajzą.

– Ale przecież dzięki temu jestem, kim jestem.

– No właśnie – odparł.

Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz, po tych wszystkich wydarzeniach jakie zaszły od tego pamiętnego weekendu, myślę, że to nie był komplement.

Po mojej zemście ruszyła lawina złośliwości

Kaśka była podobna do mnie. Brała, co potrzebowała, nie bacząc na ofiary. Pięć lat wcześniej, kiedy skończyłyśmy studia i szukałyśmy pracy, uznała, że chciałaby pracować w jednej z większych firm w okolicy. Jednak stanowisko, które jej odpowiadało było zajęte. Dwa miesiące zajęło jej wykurzenie dziewczyny, która je zajmowała. Trudno było, Kaśka musiała uciec się do fałszywych oskarżeń. Tu słówko, tam słówko, i dziewczynę zwolniono z wilczym biletem. Kaśkę zatrudniono na to stanowisko dwa tygodnie później. W firmie poznała Michała, który czasami mówił, jak to los bywa dziwny. Gdyby nie to, że jego siostra straciła tu pracę, nigdy nie poznałby miłości swojego życia. Tak, okazało się, że zwolniona dziewczyna była jego siostrą. Oczywiście nie znał prawdy.

No więc, kiedy się wściekłam na zdradę Kaśki, wysłałam maila do Michała ze stosowną informacją i dowodami. I chociaż Kaśka zadzwoniła wieczorem, by mi powiedzieć o oświadczynach, a rano przyleciała osobiście, tłumacząc, że chciała mnie poinformować od razu po powrocie z wycieczki, i nie wiedziała, że Mariolka puściła fotkę na fejsa, to ja już swoje zrobiłam.

– Mogłaś do mnie od razu zadzwonić – powiedziałam.

– Hej, kiedy facet się oświadcza, to myślisz, że co się ma w głowie? Telefon do przyjaciółki? Mariolka była świadkiem, ona i jej mąż siedzieli niedaleko i wszystko widzieli. Nie moja wina.

Przyznam, że poczułam jakby iskierkę poczucia winy, ale szybko ją zdusiłam. Powiedziała „narzeczony” z taką satysfakcją, jakby mówiła: „A widzisz, ja mam narzeczonego, a ty nie. I kto jest lepszy?”.

– Jeszcze narzeczony? – powiedziałam jadowicie.

– Już niedługo.

Kaśka przestała się szczerzyć i popatrzyła na mnie zmrużonymi oczyma.

– Aldona, coś ty zrobiła?

– Trzeba było pomyśleć o telefonie do przyjaciółki. A tak zbierzesz, co posiałaś.

– Nie zrobiłaś tego.

Milczałam.

– Nie daruję ci. Z nami koniec.

Wyszła, trzaskając drzwiami.

Michał zerwał z Kaśką. To było do przewidzenia. Za to ona doniosła Robertowi o tym, co zrobiłam, i on powiedział mi, że nie może być z kimś takim jak ja. Tego akurat się nie spodziewałam. Przecież nawet nie byli z Michałem zaprzyjaźnieni. Jakoś to jednak przełknęłam.

Gorzej, że ktoś spalił mój samochód. To znaczy, ja wiedziałam, że to Kaśka. Wiele razy jej mówiłam, że kocham to auto, że to pamiątka po tacie. „Jak ona mogła?!” – myślałam. Zgłosiłam to na policję, wskazałam podejrzaną i udowodniłam, że miała motyw. Kaśka została aresztowana na dwa dni, zanim wypuszczono ją za kaucją. Stanie przed sądem za zniszczenie mienia.

W zemście Kaśka wrzuciła na fejsa stare fotki z imprezy studenckiej, na której niemal naga leżę między dwoma chłopakami i palę skręta. Afera zrobiła się na pół miasta, zostałam zwolniona ze szkoły, w której miałam już mocną pozycję.

Ludzie dowiedzieli się o wojnie pomiędzy mną a Kaśką. Znajomi zaczęli robić zakłady, która z nas zwycięży i jaki jeszcze cios zada „przyjaciółce”. Hieny. Miałam rację co do świata. To dżungla. W domu matka nie dawała mi żyć, próbując udowodnić, że zasłużyłam sobie na to wszystko, co mnie spotyka.

– Obie jesteście siebie warte – machnęła ręką. – I co teraz?

– A co ma być? Nie mogę tu zostać. Pojadę do Poznania, do wujków. Tam się zaczepię.

Mama patrzyła na mnie długo, a potem powiedziała:

– Naprawdę uważasz, że warto było tak zareagować na tę – zrobiła rękami znak cudzysłowu – zdradę? Walnąć armatą w muchę? Wciąż uważasz, że miałaś rację?

Reklama

Długo zastanawiałam się na tym pytaniem. Logicznie rzecz biorąc, postąpiłam głupio. Kara była nieadekwatna do przewinienia. Ale kiedy przed oczyma pojawia mi się twarz Kaśki, jej oczy błyszczące satysfakcją i ironiczny uśmiech, trafia mnie szlag i po prostu czuję, że zrobiłam co należało, by ją ukarać.

Reklama
Reklama
Reklama