Reklama

Z ciężkim westchnieniem zdjęłam ze stóp neonowe, pomarańczowe szpilki. Było mi niedobrze. Znowu za dużo wypiłam. Wygrzebałam z torby lusterko i spojrzałam na swoje odbicie. Z rozmazanym makijażem i przepoconymi włosami wyglądałam jak karykatura samej siebie. „Nie powinnam była w ogóle iść na to spotkanie” – pomyślałam.

Reklama

Co miesiąc powtarzam sobie, że muszę wziąć się w garść, i co miesiąc postępuję wbrew wcześniejszym postanowieniom. Miałam w planach pilates, a nie piwo i wódkę. Zawsze robię ten sam błąd. Nie umiem odmówić, gdy ktoś proponuje mi alkohol. Kiedy piję, słyszę w myślach karcący głos sumienia, ale go ignoruję. Dopiero rano, kiedy ciało próbuje zwalczyć zatrucie, dociera do mnie, że mam poważny problem i powinnam coś z nim zrobić, ale postanowienie zmiany mija kilka dni później. Poczucie winy wypieram już automatycznie.

To była kolejna firmowa impreza

– O kurczę, ale się wstawiłaś – powiedział Gabriel. – Wyglądasz jak zwłoki. Jak ty się jutro pokażesz w robocie?

Chciałam mu posłać lodowate spojrzenie, ale mi nie wyszło. Miałam wrażenie, że zezuję na niego jak wariatka. Zresztą nawet gdyby Gabriel na mnie popatrzył w tamtym momencie, i tak by się nie przejął moją złością. Nigdy nikim się nie przejmował. Praca w korporacji stanowiła spełnienie jego marzeń. W środowisku wiecznej rywalizacji sprawdzał się idealnie.

Wezmę sobie urlop na żądanie, a tak w ogóle to spójrz na siebie. Kim ty jesteś, żeby mnie pouczać? – zapytałam.

Mówiłam jak robot na zwolnionych obrotach. Znowu zalała mnie fala mdłości. Potarłam dłońmi twarz, nie dbając o i tak już rozmazany makijaż.

Gabriel był moim kolegą z pracy, a dziś odbyło się comiesięczne spotkanie integracyjne naszego departamentu, które on organizował. Jeśli ktoś omijał firmową imprezę, zawsze kończył jako temat rozmów współpracowników. Gabriel był najgorszy ze wszystkich plotkarzy. Potrafił w niewybredny sposób zmieszać z błotem każdego, nawet jeśli na to nie zasługiwał.

– Pijany mężczyzna nie jest tak żałosny jak pijana kobieta – wygłosił swój seksistowski tekst irytująco moralizatorskim tonem.

Poczułam, jak zalewa mnie wrząca nienawiść. Dawno temu wydawało mi się, że Gabriel jest przystojny. Teraz w jego szczupłej twarzy widziałam szczura.

Zdenerwował mnie

– Próbujesz mnie obrazić, bo miesiąc temu dałam ci kosza – zgadłam.

Parsknął śmiechem. W barowym oświetleniu jego przesadnie wybielone zęby miały dziwną, niebieską poświatę.

– O matko, co ty bredzisz! W życiu się tobą nie interesowałem. Masz prawie czterdzieści lat, a ubierasz się jak zdesperowana dwudziestka, która próbuje złapać męża. W dodatku pijesz na umór. Kto przy zdrowych zmysłach by cię chciał? W twoim wieku powinnaś trochę spoważnieć.

– Oczywiście – wybełkotałam kpiąco, przypominając sobie, jak chwytał mnie za kolano, kiedy siedzieliśmy przy jednym stoliku.

Uroiłaś coś sobie. Mózg przestaje prawidłowo funkcjonować, gdy człowiek za dużo pije. Wszyscy w departamencie mówią na ciebie procentowa Iwonka. Znam cię trzy lata i naprawdę, kochana, ciężko sobie zapracowałaś na ten przydomek – zaśmiał się złośliwie.

Zrobiło mi się wstyd

Przez opary upojenia dotarło do mnie, co powiedział. Procentowa Iwonka. Dali mi w pracy taką ksywkę? Naprawdę? Bez słowa wstałam z miejsca i zaczęłam przepychać się do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi i spojrzałam na swoje odbicie.

Procentowa Iwonka – szepnęłam i w tej samej chwili oczy wypełniły mi się łzami.

Gabriel ma rację. Jestem zdesperowaną pijaczką. Może i pracuję w zachodniej korporacji, z wierzchu wyglądam na zadbaną i rozważną, ale jestem zerem. Przytuliłam do ust otwartą dłoń i zaszlochałam żałośnie. Poczułam, że nie zniosę więcej tego miejsca i własnego odbicia w lustrze.

Wyszłam z restauracji bez słowa pożegnania. Było mi naprawdę bardzo źle. Jakby dopadło mnie to, co skutecznie wypierałam przez ostatnie lata. Miałam puste życie, które próbowałam wypełnić wódką. Tak właśnie było. Moi koledzy z pracy wcale się nie mylili – prawdziwa ze mnie procentowa Iwonka.

Szłam przed siebie, nie wiedząc, dokąd idę. Buty zostały w restauracji, pod stolikiem. Nie przeszkadzało mi to. Nie czułam twardego betonu pod stopami, a jedynie zimną pustkę w duszy. Kręciło mi się w głowie, ale szłam, jakby nic już nie miało znaczenia. Ja sama dawno temu przestałam cokolwiek znaczyć. Zostawiłam za sobą oświetlone, rozbawione centrum miasta. Otaczała mnie późna noc. Mrok rozpraszało nieznacznie pomarańczowe światło latarni.

Stanęłam na środku mostu. Ktoś w tym miejscu, tuż przy barierce, zapalił znicz. Znowu się rozpłakałam. Dokąd zmierzało moje życie? Po co to wszystko? Po co ta praca i kredyt? Po co te fałszywe uśmiechy i zdradliwe uprzejmości? Wszyscy i tak mieli o mnie doskonale wyrobione fatalne zdanie. Procentowa Iwonka. Stałam się kimś, kogo nie poznawałam w lustrze. Zatraciłam sens.

Czułam gonitwę myśli

Wychyliłam się przez barierkę. W czarnej wodzie odbijało się światło latarni. Przecież mogę to wszystko skończyć. Teraz. Mogę przestać się przejmować. Wystarczy tylko przerzucić nogi przez poręcz. Przechylić się. Wpaść do wody. Zostawić w niej wszystko, czego nienawidziłam. Zostawić w niej nic nieznaczącą siebie.

– To nie takie proste – odezwał się obcy głos.

Drgnęłam przestraszona. Obok mnie stał nieznajomy mężczyzna. Skąd się tu wziął? Wariat? Nie wiem, czy to przez alkohol, czy przez późną porę, ale wydawało mi się, że jego postać jest czarno-biała jak w starym filmie.

– Co… co nie jest proste? – zapytałam. Głos mi się rwał. Wciąż chciało mi się płakać.

– Skończyć ze sobą – popatrzył w płynąca pod mostem wodę.

– Niech mi pan da spokój! – przeraziło mnie, że odkrył, o czym myślałam. – To, co robię ze swoim życiem, to moja sprawa. Chcę być sama.

– Całe życie jesteś sama – zauważył.

– Ale dzisiaj nie powinnaś.

Był bardzo uparty

Miałam wrażenie, że jego głos dochodzi do mnie z głębokiej studni. Nie potrafiłam określić, ile ma lat. Mógł być młodszy ode mnie bądź dobiegać osiemdziesiątki. Potrząsnęłam głową. Byłam tak strasznie pijana, tak okropnie żałosna…

– Nic pan o mnie nie wie… – westchnęłam ciężko.

– A pani nie wie nic o mnie. Nie znamy się, nic o sobie nie wiemy, ale czy to znaczy, że mamy sobie nie pomagać?

Zamrugałam zdziwiona jego słowami.

– Nie potrzebuję pomocy! – krzyknęłam.

Mężczyzna znowu spojrzał w wodę. Był bardzo spokojny i jednocześnie bardzo smutny. Też popatrzyłam na płynącą pod nami rzekę. Powiew wiatru trochę mnie otrzeźwił. Co tak naprawdę tutaj robiłam? Czy już doszczętnie straciłam rozum? Myśli kłębiły mi się w głowie.

– Gdybym to zrobiła, poczułabym się lepiej? – zapytałam nagle.

Pomyślałam, że może ten facet powie mi jakąś prawdę, mądrość. Wydawało mi się, że wie o życiu więcej niż ja.

– Nie – wyznał. – Smutek, samotność, gniew i nienawiść do siebie nie mijają. Ciało umiera, ale udręka zostaje.

– Dlaczego?

– Bo odchodzimy tacy, jacy żyliśmy. Odchodzimy z tym, co mamy. Zabieramy ze sobą wszystko, co zbieraliśmy całe lata.

– Skąd pan wie? – zapytałam.

– Też stałem tutaj kiedyś w takim stanie i z takimi myślami jak pani.

Mężczyzna zmierzył mnie swoim dziwnie pustym wzrokiem, a później powoli przeniósł spojrzenie na stojący między nami znicz. Jego wąski płomień z wolna przygasał. Przejeżdżający obok samochód zatrąbił głośno. Drgnęłam przestraszona, a kiedy chciałam ponownie spojrzeć na tajemniczego człowieka, jego już nie było. Rozpłynął się wraz z nadchodzącym świtem. Zniknął jak płomyk znicza. Poczułam chłód i kamyki pod stopami oraz narastający ból głowy. Poczułam, że żyję i wciąż mogę coś z tym życiem zrobić. Spojrzałam na wodę płynącą pod mostem i odsunęłam się od barierki.

Reklama

– Pora wracać do domu. Pora wziąć się w garść – powiedziałam na głos.

Reklama
Reklama
Reklama