„Szef na każdym kroku nie szczędził mi złośliwości. Myślałam, że chce mnie pogrążyć, ale on miał zupełnie inne intencje”
„To brzmiało absurdalnie. Robert – zazdrosny? Może i dziwnie się zachowywał, ale to nie znaczyło, że coś czuł. Dla mnie był po prostu facetem, który czerpał satysfakcję z kontrolowania wszystkiego, łącznie ze mną”.

- Redakcja
Mój szef ma na imię Robert, ale wszyscy w biurze mówią o nim „Sokole Oko”. Nic nie umknęło jego uwadze – żadna literówka, żadne potknięcie, żadna chwila słabości. Niby nie był tyranem. Nie krzyczał, nie rzucał długopisami. On po prostu potrafił jednym zdaniem sprawić, że człowiek miał ochotę rzucić wszystko i nigdy więcej nie wracać. Byłam jego podwładną. Przez trzy lata znosiłam jego kąśliwe uwagi i sarkastyczne uśmiechy, wmawiając sobie, że tak wygląda dorosłość, praca, życie. A może to ze mną było coś nie tak?
– Julia, nie wiedziałem, że zatrudniliśmy poetkę – powiedział kiedyś, patrząc na mój tekst do kampanii. – Tylko gdzie tu treść? Może to bardziej do tomiku poezji niż do naszej pracy?
Zespół się zaśmiał. Ja się nie śmiałam. Po prostu skinęłam głową i wróciłam do biurka, gryząc się w język. Zaczęłam wątpić w każdą decyzję, każde zdanie, które napisałam. Czułam, jak coś we mnie gaśnie. Z czasem zrozumiałam, że Robert nie wymagał więcej. On czerpał satysfakcję z tego, że potrafił kogoś zagiąć. Przypierał do muru, a potem z ironicznym uśmiechem patrzył, jak się dusisz.
Zakończyłam projekt, z którego byłam naprawdę dumna. Tym razem czułam, że wszystko zagrało – koncepcja, wykonanie, spójność. Zespół był zadowolony, kilka osób nawet pochwaliło moją pracę głośno.
Robert siedział naprzeciwko mnie. Oparł się łokciami o stół i nie spuszczał ze mnie wzroku. Robił tak często – obserwował, jak piszę, jak rozmawiam przez telefon. Miał w sobie coś z człowieka, który nie mówi wiele, ale widzi wszystko. Wciąż kontrolował. Niby bez komentarza, ale wyczuwałam w tym jakąś ocenę.
Kontrolował mnie
Gdy przyszła kolej na moją prezentację, mówiłam spokojnie, rzeczowo. Starałam się nie patrzeć w jego stronę, ale czułam, że na mnie patrzy. Kiedy skończyłam, przez chwilę panowała cisza. Robert uśmiechnął się, ale ten uśmiech nie zwiastował nic dobrego.
– Pomysł ambitny – powiedział powoli. – Gdyby tylko jeszcze ktoś go zrozumiał. Może następnym razem dodaj przypisy?
Kilka osób parsknęło cicho, ktoś spuścił wzrok. Ja nie odezwałam się ani słowem. Siedziałam sztywno, czując, jak cała energia, którą włożyłam w ten projekt, nagle gdzieś wyparowała. Przeszli do kolejnych punktów spotkania, a ja próbowałam nie myśleć o tym, co właśnie usłyszałam. Próbowałam nie myśleć o nim.
Następnego dnia przyszłam wcześniej. Rozmawiałam z Tomkiem z działu IT, nic wielkiego – po prostu pomagał mi z zawieszającym się programem. Uśmiechałam się, bo próbował rozładować sytuację jakimś głupim żartem. Właśnie wtedy kątem oka zobaczyłam Roberta. Nie ruszał się, nie odzywał. Po prostu stał i patrzył.
– Julia, czy musisz flirtować z każdym, kto potrafi włączyć komputer? Może wpisz to sobie w zakres obowiązków.
Czułam się głupio
Wszyscy spojrzeli w moją stronę. Tomek zrobił wielkie oczy i wycofał się jak cień. Ja wstałam i spojrzałam na Roberta.
– To był zwykły temat techniczny – powiedziałam spokojnie.
– Oczywiście – odparł chłodno.
Odwrócił się i odszedł. Po wszystkim usiadłam z powrotem przy biurku. Marta, która siedziała niedaleko, podeszła z filiżanką.
– On cię obserwuje. Widzisz to, prawda?
– On wszystkich obserwuje – odpowiedziałam.
– Nie tak. Ty wiesz, że on jest o ciebie zazdrosny?
Parsknęłam pod nosem.
– O mnie? Przecież on mnie ledwo toleruje.
– Julia, on reaguje jak facet, który nie może znieść, że kobieta, która mu się podoba, rozmawia z innym. Tylko że zamiast coś z tym zrobić, wbija szpilki. Bo tylko tak umie.
Nie odpowiedziałam. To brzmiało absurdalnie. Robert – zazdrosny? Może i dziwnie się zachowywał, ale to nie znaczyło, że coś czuł. Dla mnie był po prostu facetem, który czerpał satysfakcję z kontrolowania wszystkiego, łącznie ze mną.
Miałam już dość
Następnego dnia po tej rozmowie poszłam do jego gabinetu. Zapukałam i weszłam. Stał przy oknie. Gdy weszłam, natychmiast się odwrócił.
– Julia?
Podeszłam do niego i położyłam kopertę na biurku.
– Co to?
– Wypowiedzenie.
Rozerwał kopertę, przeczytał. Odsunął się lekko i spojrzał na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Tak po prostu?
– Tak po prostu – powtórzyłam. – Nie mam już siły. I nie chcę już się czuć jak ktoś, kogo trzeba stale nadzorować i punktować.
Wciąż patrzył. Wreszcie odetchnął i powiedział cicho:
– Pójdziemy na kawę?
Zaskoczył mnie. Uniosłam brwi.
– Po co?
– Chcę ci coś powiedzieć. Ale nie tutaj.
Wahałam się
Wszystko we mnie mówiło „nie”, ale jego głos… coś w nim było. Inny ton.
– Dobrze – powiedziałam.
Wróciłam na swoje miejsce. Kopertę wziął, ale jej nie podpisał. A ja nie wiedziałam, czy właśnie skończyłam coś ważnego, czy dopiero coś zaczęłam.
Czekałam w kawiarni kilka minut przed czasem. Miałam ochotę uciec, zanim zdąży się pojawić. Miejsce było ciche, niedaleko biura, z dużymi oknami i stolikami przy ścianie. Usadowiłam się w kącie, najdalej od wejścia. Ręce miałam wilgotne, chociaż nie było gorąco.
– Nie jestem dobry w takie rozmowy – powiedział, kiedy przyszedł i usiadł naprzeciwko mnie. – Dlatego przez tyle miesięcy robiłem to… jak umiałem.
Nie miałam pojęcia, o co mu chodzi. Chciałam, żeby mówił dalej.
– Wiem, że cię raniłem i wiem, jak to wyglądało. Ale musisz wiedzieć jedno: to nie tak, że cię nie szanowałem. Wręcz przeciwnie.
Zamilkł na moment, jakby czekał, aż coś powiem, ale ja dalej milczałam.
– Julia… ja od dawna nie wiem, jak się przy tobie zachować – głos mu lekko zadrżał. – Każda twoja obecność wywołuje we mnie napięcie. Nie takie złe, raczej… zbyt silne. Nie mogę się skupić na niczym innym poza tobą, dlatego robiłem wszystko, żeby to zamaskować krytyką, sarkazmem, dystansem.
Nie dowierzałam
– Ty żartujesz? – zapytałam.
– Nie – odpowiedział spokojnie. – I nie oczekuję, że mi wybaczysz. Ale nie mogę pozwolić, żebyś odeszła z myślą, że cię nienawidziłem.
Zapanowała cisza. Czułam, jak wszystko we mnie wiruje. Patrzyłam na niego i widziałam człowieka, którego znałam tylko od jednej strony. Teraz pokazywał drugą, tę, której nigdy nie widziałam naprawdę.
– Wiem, że to wszystko zabrzmiało źle – dodał. – Ale ja po prostu… nie chciałem przekroczyć granicy. Bycie twoim szefem to była jedyna rzecz, którą potrafiłem opanować.
– I dlatego zachowywałeś się jak ktoś, kto mnie nie znosi?
– Bo nie potrafiłem zachowywać się jak ktoś, komu zależy.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam złość, smutek, ale też jakąś falę ciepła.
– Mówisz mi to teraz? W momencie, kiedy chcę odejść?
– Bo teraz już nie mam nic do stracenia – odpowiedział.
Nie powiedziałam mu, co dalej. Zostawiłam to otwarte, choć w głębi czułam, że nie jest mi obojętny. I może właśnie dlatego, kilka dni później, dostałam od niego wiadomość: „Chciałbym cię jeszcze zobaczyć. Bez rozmów o pracy, bez masek”. Napisałam: „Dobrze”.
Dałam nam szansę
Spotkaliśmy się w miejscu, które on zaproponował – niewielka kawiarnia na uboczu, z muzyką w tle i światłem, które nie drażniło oczu. Był inny, mniej spięty, śmiał się, opowiadał o ojcu, który go nigdy nie chwalił, o tym, jak trudno mu zaufać komukolwiek. Słuchałam, a w środku robiło mi się ciepło. Zobaczyłam go w innym świetle. I nagle zrozumiałam, że to nie ja byłam problemem. On sam ze sobą walczył.
Zaczęliśmy się widywać. Nikt w biurze o niczym nie wiedział. Byłam ostrożna, ale nie potrafiłam od niego uciec. Czułam się przy nim bezpieczna. Nie powiedzieliśmy tego wprost od razu, ale ja wiedziałam. On też wiedział. Zakochaliśmy się. I to było zaskakujące.
Julia, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Być matką 20-latki jest przechlapane. Nie mogę randkować, bo każdy mój facet gapi się na nią jak zaczarowany”
- „Dziadek Wiesiek przyszedł na nasze wesele w stroju klauna. Powiedział, że to i tak będzie cyrk na kółkach”
- „Ojciec zmusił mnie, bym skończył politechnikę i został inżynierem. Przez jego kaprysy zmarnowałem 25 lat swojego życia”