„Szef zatrudnił młodą dziewczynę do roboty. Myślał, że będzie zasuwała jak kombajn i srogo się przeliczył”
„Dlaczego kierownik zatrudnił tę zarozumiałą smarkulę? Sytuacja nie budziła żadnych wątpliwości: przyjechała dostawa, więc należy ją wynieść do magazynu. Nigdy nie podważam rozkazów moich szefów, a w handlu pracuję od skończenia szkoły zawodowej”.

- Listy do redakcji
Dźwigałam wielkie pudła na tyły naszego lokalnego sklepiku spożywczego. Ramiona i nogi bolały mnie niemiłosiernie, czułam też, że mój kręgosłup lada chwila się posypie. Nic dziwnego, że zdenerwowałam się na nowo zatrudnioną koleżankę. Karolina sterczała jak kołek, wpatrując się tępo w regały z towarem.
Była bezczelna
– No i czemu tak tu stoisz, zamiast mi pomagać? – rzuciłam wkurzona. – Przecież ci tłumaczyłam, że musimy ogarnąć dostawę.
– Ile to waży? Z trzydzieści kilogramów. Nie mam zamiaru tego taszczyć. Nie przyjęłam tej roboty, żeby być jakimś tragarzyną.
Umiarkowany sprzeciw w jej głosie sprawił, że moja krew zawrzała. Cóż za impertynencka gówniara! W życiu nie zdobyłabym się na taką hardość wobec starszej koleżanki.
– Nie chcę, żeby pani miała do mnie żal, pani Halinko – kontynuowała swój wywód ta smarkata dziewucha. – Mogę poprzenosić lżejsze rzeczy. Zgodnie z wytycznymi, kobiety w pracy mogą podnosić maksymalnie dwudziestokilogramowe pakunki, i to jedynie przy okazjonalnym przydzieleniu zadań – zaimponowała mi wiedzą o regulacjach.
– Z tego, co mi wiadomo – powiedziałam, odkładając pudło na regał – jesteś zatrudniona na czas określony, co równa się tymczasowej fusze. Dlatego mówię ci dla twojego dobra: leć i weź się za rozpakowywanie samochodu.
– Nie ma mowy – oznajmiła. – A pani również nie powinna się zajmować tym noszeniem.
Jej zuchwałość i opanowanie doprowadzały mnie do białej gorączki.
– Zastanawiam się, jaką minę będzie miał przełożony, gdy się o tym dowie – bąknęłam, dając jasno do zrozumienia, że naskarżę na nią.
Buntu się jej zachciewa?
Perspektywa nagany od szefa nie zrobiła na niej większego wrażenia.
– Pracodawca powinien zatrudnić jakiegoś mężczyznę do rozpakowywania dostaw. Może dostawca mógłby pomóc?
– Rolą kierowcy jest prowadzenie auta, a nie noszenie kartonów! – Podniosłam ton, bo doprowadziła mnie do utraty cierpliwości.
– Ja tu pracuję jako ekspedientka. W zakres moich zadań wchodzi… – i rozpoczęła wyliczankę czynności, które ewentualnie łaskawie wykona, gdyż akurat mieszczą się w jej obowiązkach służbowych.
Matko Boska, dlaczego kierownik zatrudnił tę zarozumiałą smarkulę? Sytuacja nie budziła żadnych wątpliwości: przyjechała dostawa, więc należy ją wynieść do magazynu. Nigdy nie podważam rozkazów moich szefów, a w handlu pracuję od skończenia szkoły zawodowej, czyli blisko trzydzieści lat, nie licząc przerwy na poród i wychowywanie dziecka.
Przekroczyłam już pięćdziesiątkę, ale czasami odnosiłam wrażenie, że mam na karku z siedemdziesiąt lat. Mój organizm od pewnego czasu zaczął się buntować. Raz drętwieją mi dłonie, innym razem plecy mi sztywnieją albo nogi puchną.
Była uparta jak osioł
Byłam bardzo poirytowana, ale ta uparta pannica nie zareagowała na moje słowa. Obstawała przy swoim zdaniu. Marta i Zosia w ogóle nie angażowały się w naszą rozmowę. Zajmowały się obsługiwaniem klientów, którzy, jak zwykle przed południem, licznie odwiedzali sklep.
Karolina w żaden sposób nie pomogła mi przy rozpakowywaniu dostarczonego towaru.
– Kiepsko idzie? – Dostawca zerknął na mnie ze zrozumieniem, puszczając dymka.
– Wręcz przeciwnie! – warknęłam zirytowana. – To takie lekkie jak piórko. – Dyszałam, wlokąc następny karton z piwem.
– Zastanawiam się, czemu szef nie zorganizował wam jakichś wózeczków. Robota byłaby prostsza i mniej męcząca.
– A ja się zastanawiam, czemu pan tak bezczynnie sterczy – nie zdołałam ugryźć się w język.
– Ja tu tylko prowadzę, a i chodzić mi ostatnio ciężko. Kiedyś harowałem jak wół, a teraz? Jak to się dla mnie skończyło? – urwał nagle.
Ktoś musi ten towar przenieść
– No więc? – ledwo zipałam, opierając się o kartony.
– Mój kręgosłup nie wytrzymał. Do pięćdziesiątki mi jeszcze daleko, a już nie dam rady pomóc żonie z dźwiganiem większych siatek ze sklepu. Ale jak poszedłem na komisję do ZUS–u, to nie zakwalifikowali tego jako choroby zawodowej, mimo że wszystkie papiery od lekarzy ze sobą zabrałem. Renty oczywiście też nie przyznali, a z czegoś trzeba żyć, no nie?
Tylko ciężko westchnęłam i znowu zabrałam się do roboty.
– Karolcia, ścierę łap i myj podłogę! Regały przetrzyj szmatą!
Może uda mi się ją do roboty zapędzić! Niech ta gówniara się nie obija.
– Przecież podłoga lśni czystością – powiedziała. – Półki też dopiero co wczoraj odkurzałam.
– Nie stanie się nic złego, jak powtórzysz to jeszcze raz. Tu musi być idealny porządek! – powiedziałam tonem ucinającym wszelką dyskusję.
Karolina strasznie mnie denerwowała. Ignorowała moje polecenia, tłumacząc się, że już wcześniej się z nimi uporała. Kim ona niby jest? Jakąś szlachcianką ?! Damą z wyższych sfer?!
Co ona sobie myśli?
Kiedy zaczynałam swoją pierwszą pracę, wiedziałam, że należy słuchać rad i poleceń starszych kolegów. Na życzenie parzyłam im również kawę. W momencie, gdy wytknęli mi jakieś potknięcie, przepraszałam, nawet jeśli nie czułam się winna.
Podobnie było z tą nieszczęsną różnicą w kasie. Nie mogłam dopuścić się tego błędu, ponieważ dopiero miałam przejąć obowiązki kasjera. Koleżanki jednak tak zręcznie to rozegrały, że wina spadła na mnie i to z mojej wypłaty szefowa potrąciła brakującą kwotę.
Nie protestowałam, ponieważ sądziłam, że wpakuję się przez to w większe tarapaty i zrażę do siebie ludzi. Jak mielibyśmy później współpracować, gdybym na nie naskarżyła?
Sklep, w którym zaczęłam swoją przygodę ze sprzedażą, niedługo potem zamknięto. Szybko udało mi się znaleźć kolejną pracę, mimo że obowiązywały tam dość nietypowe reguły. Przez osiem godzin nie można było usiąść nawet na moment. Gdy kierownictwo zauważyło na monitoringu, że któraś z nas usiadła choćby na chwilkę, żeby odpocząć, od razu zabierali nam część wynagrodzenia jako karę.
Trzeba było się przystosować
Z biegiem czasu tych kłopotliwych wymagań przybywało. Zdecydowana większość moich znajomych z pracy buntowała się przeciwko temu i rezygnowała z pracy.
– Chyba im odbiło, że każą nam sterczeć tutaj po kilkanaście godzin dziennie za marne pieniądze! – wyrażały swoje niezadowolenie. – Gdyby chociaż odpowiednio zapłacili za te dodatkowe godziny!
Nigdy nie narzekałam i zostało to zauważone przez moich przełożonych. Awansowali mnie na stanowisko kierownicze. Na początku byłam zadowolona, bo wcześniejsza kierowniczka zarabiała sporo więcej ode mnie, jednak… ja nie otrzymałam podwyżki. Musiałam za to harować dużo ciężej. Zdarzało się, że tkwiłam w sklepie od rana do wieczora.
– To posada wiążąca się z dużą odpowiedzialnością – usłyszałam. – Właśnie dlatego zdecydowaliśmy się zatrudnić panią Mariolę.
Kiedy szef zaczął mówić, byłam kompletnie zdezorientowana.
– Przecież świetnie sobie radzę sama…
– Pani kontrakt dobiegł końca. Pani Mariola została do nas skierowana przez Powiatowy Urząd Pracy.
W związku z tym, że moja umowa była podpisana na czas określony, który właśnie minął, jedyne, co mogłam zrobić, to spakować swoje osobiste drobiazgi i udać się do domu.
Musiałam znaleźć nową pracę
Znów szukałam pracy i znów poszło mi gładko. Supermarket w sąsiedniej miejscowości był całkiem spory, mieli zapotrzebowanie na personel. Niestety, wiele osób odchodziło zanim zdążył się skończyć ich okres próbny, więc byłam dla nich jak dar z nieba.
– Nie zamierzam harować za psie pieniądze! – darł się magazynier.
– Wiesz, że nie wolno nam robić przerw? Musimy non stop albo stać na kasie albo wykładać towar na półki – opowiadała jedna z koleżanek. – Takie zarządzenie menedżera.
– Jak to możliwe? – zdumiałam się.
– Stwierdził, że obsługujemy zbyt małą liczbę klientów.
– To dopiero początek – dodała inna współpracownica. – Na kasę przyślą nam parę produktów, które mamy wciskać ludziom. Gdy do końca zmiany nie uda nam się tego sprzedać, będziemy zmuszone same to nabyć. W ten sposób chcą nas zachęcić do lepszej pracy. Aktualnie w promocji przy kasie jest rolada z jagodami, ponieważ jutro mija data jej przydatności do spożycia.
Moje koleżanki zdecydowały się odejść, ale ja postanowiłam zostać. Pracowałam w tym miejscu przez dłuższy czas, dopóki… sami nie zrezygnowali ze mnie, ponieważ nie chciałam przenieść się do sklepu tej samej sieci, tyle że w innej miejscowości.
Wciąż popełniałam pomyłki
Kiedy szef dawał mi papier z rozwiązaniem umowy, powiedział, że brakuje mi giętkości i… zapału do pracy. Oni zaś chcą oddanego personelu, któremu zależy na firmie, dla którego sklep jest jak drugi dom, a współpracownicy tworzą zgraną, wielką rodzinę.
Przez jakiś czas tułałam się od jednej roboty do drugiej, aż w końcu wylądowałam w sklepiku na naszym osiedlu. Wszystkie te wspomnienia odżyły kiedy robiłam kawę na zapleczu. Powinna się tym zajmować Karolina, nasza najmłodsza pracownica, ale stwierdziła, że to nie należy do jej zadań.
– Bezczelna smarkula – mamrotałam. – Mogłabym tu paść trupem, a ona nawet nie kiwnęłaby palcem, bo w końcu dzwonienie po karetkę albo, nie daj Boże, robienie sztucznego oddychania nie jest częścią jej służbowych obowiązków.
– Ech, Halinka, Halinka, czy aby nie popadasz w skrajność? – Marta chwyciła kubek i nasypała do środka herbaty. – Dlaczego non stop masz pretensje do tej dziewczyny? Po pierwsze, jest młodziutka i dopiero zdobywa szlify w zawodzie. A po drugie, to żadna zbrodnia, że nie daje sobie w kaszę dmuchać i ma własne zdanie. Zatrudniła się tutaj do pracy, a nie żeby nam na każde skinienie usługiwać.
– Kiedy ja byłam w jej wieku… – zaczęłam.
Marta nie dała mi skończyć
– Tak, tak, wiemy… Kiedy ty byłaś w jej wieku, to godziłaś się, żeby w robocie traktowali cię jak służkę. I, tak szczerze mówiąc, to nadal dajesz sobą pomiatać. Całe szczęście, że teraz młodzi są inni. Potrafią oddzielić zwykłą życzliwość od podawania kawy, a normalną robotę, choćby i ciężką, od bycia niewolnikiem i ofiarą dręczenia.
Siedziałyśmy przy stole, popijając kawę i herbatę i od czasu do czasu spoglądając w kierunku sklepu. Ku naszemu zaskoczeniu, zamiast spodziewanego klienta, w drzwiach stanął nasz przełożony. Zauważyłam, że rozmawia z Karoliną. Po chwili skinął głową i udał się na zaplecze.
– Cześć, dziewczyny – odezwał się ciepłym tonem, sięgając po czajnik i napełniając go świeżą wodą. – Zrobię sobie małą kawusię. Może któraś z was również ma ochotę? A może wolicie herbatkę?
W tym momencie Karolina pojawiła się w drzwiach.
– Ja poproszę – odezwała się.
Już chciałam ją ofuknąć, ale dotarło do mnie, że niepotrzebnie robię problem z niczego. Doszukuję się dziury w całym. Czemu szef miałby nie zaparzyć pracownicy kawy czy herbaty? Nic w tym złego ani nagannego. Po prostu grzecznościowy gest.
No i co ona narobiła?
– Wie pani co, pani Halino – powiedział, patrząc na mnie. – Obiecuję, że do jutra zorganizuję wózek, żeby można było transportować te cięższe towary. Proszę wybaczyć, że wcześniej mi to nie przyszło do głowy. Dopiero ta nowa dziewczyna uświadomiła mi jak bardzo jest potrzebny. Następnym razem proszę od razu dać znać, gdyby działo się coś niepokojącego. Zależy mi na pani i nie chciałbym, żeby stała się pani krzywda – posłał mi uśmiech i mrugnął porozumiewawczo.
Sytuacja jednak szybko uległa zmianie i atmosfera przestała być przyjemna. Szef poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy, podczas której wyraził uznanie dla mojego doświadczenia, zaangażowania i sumienności w pracy. Zdawał sobie sprawę, że pracowałam wcześniej w miejscach o specyficznej kulturze organizacyjnej, jednak jako właściciel sklepu nie życzył sobie, aby panowały u niego zasady rodem z armii. Oskarżył mnie o znęcanie się nad Karoliną i zażądał, abym zaprzestała takiego postępowania.
– Miała jakieś pretensje?
– Nie, po prostu stwierdziła, że są między wami pewne trudności. Najwyższa pora się tym zająć i jakoś to naprawić, żeby w pracy panowała lepsza atmosfera. Karolina, w odróżnieniu od pani, nie boi się powiedzieć wprost, kiedy coś jej nie odpowiada albo przeszkadza w wykonywaniu obowiązków. To się nazywa asertywność. I bardzo dobrze, że taka właśnie jest, bo dzięki temu udało jej się załatwić dla was wózek, z którego możecie korzystać wszyscy.
Halina, 56 lat