Reklama

Parę miesięcy temu stało się to, czego zupełnie się nie spodziewałam: straciłam pracę. Harowałam dla tej agencji reklamowej od prawie ośmiu lat, często nie spałam po nocach, żeby przygotować projekty nowych kampanii dla naszych klientów, poświęcałam swój prywatny czas, zapraszałam ich na bankiety, kolacje… I co? I nic to nie pomogło.

Reklama

– Przykro mi, ale musimy się pożegnać – oświadczył właściciel agencji.

Zamurowało mnie. Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli. Jak to? Przecież jeszcze tak niedawno chwalił mnie i mówił, że jestem podporą firmy, stawiał za wzór innym pracownikom! A teraz wręcza mi wypowiedzenie…

– Ale dlaczego, panie prezesie? – wykrztusiłam, gdy już odzyskałam głos.

– To proste. Potrzebujemy świeżej krwi. A ty już się u nas trochę zasiedziałaś – odparł sucho.

Zobacz także

Musimy coś wymyślić

Poczułam się jak niepotrzebny śmieć. Po powrocie do domu oczywiście się popłakałam. Nie mogłam pojąć, jak szef mógł być tak bezduszny i niesprawiedliwy… Może gdybym się obijała, chodziła na zwolnienia lekarskie, gdybym nie miała świetnych wyników, łatwiej by mi było zrozumieć tę decyzję. Ale ja przecież oddałam firmie serce i duszę! Płakałam przez całe popołudnie. Byłam tak rozżalona, że wylałam morze łez. W końcu zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki. Gdy Aśka usłyszała, co mi się przytrafiło, przyjechała natychmiast.

– A to gnida! Zasuwałaś dla niego jak chomik w kołowrotku, a on cię wyrzuca jak śmiecia? Nie możesz tego tak zostawić. Musisz się jakoś zemścić! – krzyknęła.

– Chętnie, tylko jak? – wychlipałam.

– Ja wiem? Może porysuj mu gwoździem karoserię samochodu… – zastanawiała się głośno. – Albo nie! Zadzwoń do jego żony i powiedz, że ten ćwok ma kochankę.

– Daj spokój, przecież to dziecinada – przerwałam jej. – I nawet go to nie zaboli! Samochód jest firmowy i ubezpieczony, a żona wszystko mu wybaczy. Podobno jest wpatrzona w niego jak w obrazek. Może ją zdradzać na lewo i prawo, a i tak będzie go kochać.

– No, to już nie wiem. Ale musimy coś wymyślić. Jak nie dzisiaj, to jutro. Palant do końca życia ma żałować, że cię zwolnił – syknęła.

Od razu zrobiło mi się trochę raźniej.

Przyznaję, chciałam się zemścić. O niczym innym nie marzyłam. Tylko że brakowało mi na to… czasu. Musiałam przecież jak najszybciej znaleźć nową pracę. Byłam sama, miałam rachunki i kredyty do spłacenia. Zamiast więc myśleć o skutecznym i bolesnym ukaraniu niewdzięcznego szefa, zajęłam się czytaniem ogłoszeń o pracę i wysyłaniem CV. Siedziałam nad tym od rana do wieczora. Moje starania zostały wynagrodzone. Tuż po zakończeniu okresu wypowiedzenia dostałam zaproszenie na rozmowę w innej agencji reklamowej. No i zostałam przyjęta. Wprawdzie musiałam zaczynać od zera, dostałam niższą pensję i skromne biurko w ciemnym rogu wieloosobowego pokoju, ale i tak byłam szczęśliwa. I być może zapomniałabym o odwecie, gdyby nie Aśka.

Druga taka okazja może ci się nie trafić

To było kilka dni po tym, jak rozpoczęłam pracę w nowej firmie. Wpadła do mnie wieczorem z butelką wina. Chciała się koniecznie dowiedzieć, jak mi idzie.

– No i co? Jesteś już gwiazdą? Zawsze miałaś przecież takie świetne pomysły na kampanie reklamowe. Raz-dwa wszystkich wykosisz, zobaczysz! – uśmiechnęła się.

– Daj spokój. Na razie zrobiłam listę potencjalnych klientów i próbuję namówić ich na współpracę. Nie jest łatwo… Nawet duże firmy oglądają dziś każdą złotówkę po kilka razy, zanim zdecydują się ją wydać – westchnęłam.

– A czy na tej liście są twoi starzy klienci, no wiesz, ci z poprzedniej agencji? – zapytała.

Spojrzałam na nią zaskoczona.

– No nie…

– A to dlaczego? Chyba nie oddałaś wszystkich kontaktów wraz ze służbową komórką? – zdziwiła się przyjaciółka.

– Nie, mam wszystkie. Na wszelki wypadek skopiowałam je na pendrive'a i jeszcze do notesu przepisałam – odparłam.

– A pomysły?

– Mam je w głowie. I na prywatnym laptopie też. Wiem dokładnie, czego każdy z klientów oczekuje. Z niektórymi to się nawet zaprzyjaźniłam – przyznałam.

– No więc dlaczego?

– Ja wiem… Wydaje mi się, że nie powinno się w ten sposób podkradać klientów. To nie w porządku – stwierdziłam.

Aśka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Doprawdy? A czy twój poprzedni szef był wobec ciebie w porządku? Chyba nie zapomniałaś jeszcze, jak cię wywalił za drzwi bez zmrużenia oka, jak przez niego rozpaczałaś – naskoczyła na mnie.

– O nie, nie zapomniałam… Gdyby nie ty, to chyba bym wpadła w czarną rozpacz.

– No więc? Nadal sądzisz, że powinnaś być wobec niego lojalna? Bo ja nie. Jak mu zabierzesz kilku ważnych klientów, to się zapłacze na śmierć. A ty? Nie dość, że zyskasz w oczach nowego szefa, to jeszcze się zemścisz! Druga taka okazja może ci się nie trafić.

– Tak myślisz…?

– No pewnie! Ja na twoim miejscu nie zastanawiałabym się nawet sekundy.

– A jak się dowie i do sądu mnie pozwie? – wahałam się jeszcze.

– Niby za co?

– No, wiesz, za nieuczciwą konkurencję…

A tam, zaraz nieuczciwą. Przecież nie będziesz nikogo przeciągać na siłę, zmuszać podstępem. Zadzwonisz, umówisz się na spotkanie, przedstawisz swoją propozycję. To ci wolno. Jak się zgodzą, to dobrze. A jak nie, krzyżyk na drogę – machnęła ręką.

A nie mówiłam?

Po wyjściu Aśki nie spałam przez pół nocy. Przewracałam się z boku na bok i rozmyślałam, czy powinnam zrobić, jak mi doradziła. Nie dlatego, żebym miała jeszcze jakieś skrupuły. Po rozmowie z przyjaciółką zupełnie o nich zapomniałam. Miała rację – szef nie wahał się, gdy wręczał mi wypowiedzenie, więc ja też nie zamierzałam się wahać. Uważałam, że nic mu nie jestem winna. Bałam się tylko, że faktycznie naśle na mnie prawników. W końcu jednak postanowiłam zaryzykować. Niektórych klientów przecież sama kiedyś znalazłam, pomysły były moje… Pomyślałam, że jak to wszystko dobrze rozegram – nie będzie żadnych kłopotów.

Obdzwoniłam swoich starych klientów. Dwóch od razu grzecznie odmówiło, twierdząc, że nie mogą zerwać umowy. Ale obiecali, że w przyszłości się ze mną skontaktują. Kilku bez żadnych problemów umówiło się ze mną na spotkanie. Przekonywałam, namawiałam… Na przejście zdecydowało się trzech. Ale za to naprawdę poważnych. Potężne firmy gotowe wydać na reklamę grube pieniądze. Gdy powiedziałam o tym nowemu szefowi, aż przetarł oczy ze zdumienia.

– No, no, pani Basiu, gratuluję. Działa pani w naprawdę ekspresowym tempie. Jak tak dalej pójdzie, zrobi pani u mnie oszałamiająca karierę – pochwalił mnie.

Tydzień później odebrałam w recepcji klucz do swojego nowego, samodzielnego gabinetu i kluczyki do samochodu służbowego. Dowiedziałam się też, że dostanę podwyżkę. Oczywiście natychmiast pochwaliłam się Aśce.

– A nie mówiłam? Awansowałaś i jeszcze tamtemu gadowi na nosie zagrałaś! – cieszyła się.

Nie ukrywam, też byłam zadowolona…

Prawnik tylko parsknął śmiechem

Od tamtej pory minęło pół roku. Zadomowiłam się już w nowym miejscu. Szef mnie lubi i docenia. I byłabym pewnie najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby nie mój poprzedni pracodawca. Od dawnego kolegi wiem, że na wieść o odejściu tak ważnych klientów omal nie dostał zawału. A gdy się dowiedział, że to ja ich podkradłam, wpadł w szał. Podobno wynajął kancelarię adwokacką i zamierza podać mnie do sądu. Bo niby ukradłam pomysły i wykorzystałam wiedzę zdobytą w starej firmie.

Na wszelki wypadek też pobiegłam do adwokata. Szybko mnie uspokoił.

– Ciekawe, jak były szef zamierza udowodnić pani winę! – roześmiał się.

Reklama

Fakt, niczego niezgodnego z prawem właściwie nie zrobiłam. Gdyby mnie nie zwolnił wszystko byłoby po staremu. Niech się martwi, żeby nie stracić kolejnych klientów!

Reklama
Reklama
Reklama