Reklama

Koniec listopada. Siedziałem w swoim biurze, stukając długopisem o blat. Nie mogłem się skupić. Może to przez te wiadomości od Marty? Czułem, jak powoli wzbiera we mnie niepokój. Zdjęcie USG, które wysłała mi rano, leżało na biurku, przypominając o tym, jak bardzo zmieni się nasze życie za kilka miesięcy. „Cześć, kochanie! Nasz maluszek rośnie!” – napisała w wiadomości. Niby ciepłe słowa, a jednak przypominały mi tylko, jak bardzo nasza sytuacja wymyka się spod kontroli. Pieniądze. Zawsze chodziło o pieniądze.

Reklama

W pracy spędzałem większość dnia, a mimo to moja pensja ledwo wystarczała na życie. Magda, moja szefowa, zdawała się tego nie zauważać. Ona widziała mnie jedynie jako narzędzie do odhaczania kolejnych zadań. Mimo to przez ostatnie tygodnie wmawiałem sobie, że muszę spróbować. Przecież dla dziecka warto walczyć. Dlatego w końcu zdecydowałem – porozmawiam z nią o podwyżce. Powiedzieć, że się denerwowałem, to mało. Przedstawienie argumentów, rozmowa z osobą, która nigdy nie słucha – to była walka z wiatrakami.

Poczułem, jak długopis wypada mi z ręki. Spojrzałem na zegarek. Minęła szesnasta. Czas ruszać do jej biura.

Poprosiłem szefową o podwyżkę

Stałem pod drzwiami biura Magdy, czując, jak pot ścieka mi po plecach. Powtarzałem w myślach przygotowaną przemowę. "Jestem dobrym pracownikiem. W ostatnim kwartale zwiększyłem sprzedaż o 20%. Muszą mi dać podwyżkę." Ale kiedy w końcu zapukałem i usłyszałem jej chłodne:

– Proszę, wejdź.

Wszystko uleciało.

Adam, co cię do mnie sprowadza? – zapytała, nawet nie odrywając wzroku od monitora.

Usiadłem na krześle naprzeciw niej, czując się jak uczniak wzywany do dyrektora.

– Chciałem porozmawiać o podwyżce – wycedziłem.

Podniosła głowę, w końcu na mnie patrząc. Przeszywające spojrzenie, które mogło zamrozić ocean.

– Podwyżce? – powtórzyła powoli, jakby sprawdzała, czy dobrze usłyszała. – Adam, wiesz, jak wygląda sytuacja w firmie. Budżet jest napięty... Ale – zawiesiła głos i przechyliła głowę – doceniam twoją pracę. Masz potencjał.

Poczułem cień nadziei.

– Naprawdę? – zapytałem, starając się ukryć ulgę.

Uśmiechnęła się lekko, ale jej oczy pozostały chłodne.

– Tak. Tylko wiesz, Adam... W życiu nic nie przychodzi za darmo. Chyba rozumiesz, o co mi chodzi?

Zamarłem. Jej ton, spojrzenie, wszystko nagle nabrało innego znaczenia.

– Nie wiem, co ma pani na myśli – odpowiedziałem, chociaż coś już zaczęło do mnie docierać.

Magda odchyliła się na krześle, bawiąc się piórem.

Zastanów się. Jesteś inteligentny. Możemy wiele osiągnąć razem... Ale musisz pokazać, że naprawdę tego chcesz.

Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie, to nie mogło znaczyć tego, o czym myślałem. Ale jej uśmiech nie pozostawiał złudzeń.

Nie chciałem martwić żony

Drzwi mieszkania zamknęły się za mną z głuchym trzaskiem. Marta wyszła z kuchni, trzymając talerz pełen kanapek. Miała na sobie ten miękki, żółty sweter, który uwielbiałem, i uśmiechała się do mnie lekko zmęczonym, ale ciepłym uśmiechem.

– Jak było w pracy? – zapytała.

– W porządku – odpowiedziałem, choć wiedziałem, że moje słowa brzmią pusto.

– Adam, wszystko w porządku? – Podeszła bliżej i spojrzała mi w oczy. Jej dłoń delikatnie dotknęła mojego ramienia. – Wyglądasz na zmęczonego.

– Po prostu dużo spraw na głowie – skłamałem.

Nie chciałem jej martwić. Wiedziałem, jak bardzo przeżywała ciążę, jak starała się nie myśleć o pieniądzach i naszych niekończących się wydatkach. Nie mogłem powiedzieć jej prawdy. Nie mogłem wyznać, co zasugerowała mi Magda.

Usiedliśmy razem przy stole. Marta zaczęła opowiadać o lekarzu, o tym, jakie imię moglibyśmy wybrać dla dziecka. Uśmiechałem się automatycznie, ale w mojej głowie szalała burza. Jak miałem jej spojrzeć w oczy, kiedy czułem się tak... brudny?

Po kolacji wyszedłem na spacer. Chłodne powietrze smagało mnie po twarzy, ale nie pomagało. W głowie przewijały się słowa Magdy. "Nic w życiu nie przychodzi za darmo..." Czy mogłem poświęcić swoją godność dla bezpieczeństwa mojej rodziny? A jeśli odmówię, stracę wszystko?

Myśl o tym, że mógłbym zawieść Martę i nasze dziecko, zaciskała się na mnie jak imadło. A jednocześnie... jakim człowiekiem bym się stał, gdybym się zgodził?

Przyznałem się kumplowi

– Stary, ty chyba żartujesz – Paweł oparł się o biurko, patrząc na mnie z niedowierzaniem. – Powiedziała to wprost?

– Nie dosłownie, ale… to było jasne – powiedziałem, trzymając głowę w dłoniach. – Ona chce, żebym... no wiesz...

– Żebyś się z nią przespał? – dokończył brutalnie, ściszając głos, choć w pokoju byliśmy sami. – Nie wierzę.

Ja też nie chcę w to wierzyć – przyznałem cicho. – Ale to była sugestia, Paweł. Ona nie żartowała.

Paweł wyprostował się i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.

– Musisz to zgłosić. HR, prawnicy... coś trzeba z tym zrobić.

– A co powiem? – przerwałem mu, podnosząc wzrok. – Że szefowa zaproponowała mi podwyżkę w zamian za seks? Nie mam dowodów. Ona jest nie do ruszenia.

– Adam, ale nie możesz się na to zgodzić – powiedział z naciskiem, stając przede mną. – Myślisz, że to się na tym skończy? Jedna "przysługa" i nagle stajesz się jej ulubieńcem? Nie. Ona będzie miała nad tobą władzę.

Wiedziałem, że ma rację, ale jego słowa jeszcze bardziej zacisnęły mi pętlę na szyi.

– A jeśli odmówię, to mnie zniszczy – szepnąłem.

Paweł złapał mnie za ramię.

Zniszczy cię, jeśli jej pozwolisz. Jesteś lepszy od tego. Masz rodzinę.

– Właśnie dlatego to robię! – wybuchłem. – Myślisz, że łatwo mi to rozważać? Marta jest w ciąży, a ja ledwo wiążę koniec z końcem. Jak mam jej spojrzeć w oczy, wiedząc, że nie mogę jej zapewnić bezpieczeństwa?

Paweł odsunął się, patrząc na mnie z bólem w oczach.

– Adam, wybór jest twój. Ale jeśli się zgodzisz, to nie Marta, tylko ty nigdy nie spojrzysz jej w oczy.

Te słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Wiedziałem, że ma rację. Ale jaką cenę byłem gotów zapłacić, żeby zapewnić przyszłość mojemu dziecku?

Nie chciałem iść z nią do łóżka

– Adam, mam nadzieję, że już podjąłeś decyzję – głos Magdy rozbrzmiał za moimi plecami, gdy wszedłem do jej biura. Zatrzasnęła drzwi, zamykając nas w czterech ścianach, od których odbijało się echo każdego słowa.

– Przyszedłem porozmawiać – powiedziałem, próbując zabrzmieć pewnie, choć czułem, jak gardło zaciska mi się ze strachu.

Magda usiadła na brzegu biurka, skrzyżowała ramiona i spojrzała na mnie z udawanym ciepłem.

– Rozmawiać? Już wszystko omówiliśmy. Pytanie brzmi: czy potrafisz się zaangażować, żeby osiągnąć sukces?

– Pani Magdo... – zacząłem, ale nie dała mi dokończyć.

– Adam, nie musisz być taki formalny – przerwała, podchodząc bliżej. – Wiesz, jak działa ten świat. Ci, którzy nie są gotowi zaryzykować, zostają w tyle. A ja widzę w tobie potencjał. Dlaczego miałbyś go zmarnować?

Czułem, jak mój gniew miesza się z poczuciem bezsilności.

– Nie zgadzam się z tym – odpowiedziałem, choć moje słowa brzmiały jak szept.

Magda uniosła brew i uśmiechnęła się zimno.

– Naprawdę? Więc pozwól, że przypomnę ci, Adam, kto tu rozdaje karty. Mogę sprawić, że dostaniesz wszystko, czego chcesz, albo... – zrobiła pauzę, a jej ton stał się lodowaty – że staniesz się niewidzialny. Mogę cię usunąć z projektów, podkopać twoją pozycję. Jak długo Marta będzie zadowolona, widząc, że wracasz do domu coraz bardziej sfrustrowany?

Każde słowo wbijało się we mnie jak kolec. Wiedziałem, że była w stanie zrobić wszystko, co mówiła.

– Dam ci jeszcze chwilę do namysłu – dodała, wracając na swoje miejsce. – Ale decyzję chcę jutro. Inaczej... szkoda by było, gdybyś zmarnował taką szansę.

Opuszczając jej biuro, czułem się, jakbym zostawił tam część siebie. Nie wiedziałem, jak wrócę do domu i spojrzę Marcie w oczy.

Podjąłem decyzję

Siedziałem w samochodzie pod firmą, zaciskając ręce na kierownicy tak mocno, że pobielały mi knykcie. Gdybym mógł, odjechałbym stąd i nigdy więcej nie wrócił, ale myśl o Marcie i dziecku zatrzymała mnie na miejscu. Magda chciała odpowiedzi. Wiedziałem, że dzisiejsze spotkanie to moment, w którym wszystko się rozstrzygnie.

Wziąłem głęboki oddech i wysiadłem z auta. Idąc korytarzem w stronę jej biura, czułem, jak żołądek zaciska mi się w węzeł. W mojej głowie przewijały się twarze Marty i Pawła, ich słowa jak echo odbijały się w moich myślach. "Masz rodzinę. Nie możesz się zgodzić."

Zapukałem i wszedłem, zanim zdążyłem zmienić zdanie. Magda siedziała przy biurku, z tym swoim spokojnym, niemal triumfalnym uśmiechem.

– Adam, jak miło, że przyszedłeś – powiedziała, wstając. – Więc, jaka jest twoja decyzja?

Przełknąłem ślinę. Przez chwilę patrzyłem na nią w milczeniu, ale potem poczułem coś, co było mieszanką gniewu i ulgi.

Odmawiam – powiedziałem stanowczo.

Jej uśmiech zamarł.

– Przemyślałeś to dobrze? – zapytała lodowatym tonem. – Wiesz, jakie mogą być konsekwencje?

Skinąłem głową.

– Wiem. Ale wolę spojrzeć swojej żonie i dziecku w oczy bez wstydu, niż mieć więcej pieniędzy za cenę utraty szacunku do siebie.

Przez chwilę nie mówiła nic, mierząc mnie wzrokiem.

– Cóż... – odparła w końcu. – Twój wybór. Ale zapamiętaj moje słowa, Adam. Popełniasz największy błąd swojego życia.

Wyszedłem z jej biura z poczuciem, że właśnie podpisałem na siebie wyrok. Ale po raz pierwszy od dawna oddychałem swobodnie. Byłem wolny.

Niestety, wolność miała swoją cenę. Następnego dnia zostałem odsunięty od kluczowych projektów. Moi koledzy zaczęli traktować mnie jak niewidzialnego, a Magda skutecznie podcinała mi skrzydła na każdym kroku.

Kiedy wróciłem do domu, Marta czekała na mnie z kolacją. Uśmiechnęła się ciepło, nieświadoma tego, co się wydarzyło. Przytuliłem ją mocno, czując, że choć czeka mnie walka, to przynajmniej walczę o coś, co naprawdę ma wartość.

Reklama

Adam, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama