„Szukać ojca dziecka za granicą, czy realizować plan B: wmówić kochankowi, że on jest ojcem i liczyć, że zrzuci sutannę?”
„– Zakochałam się w nim – przerwała mi. – A potem? On wyjechał? – Myślę, że z mojego powodu. Zerwaliśmy i… I wtedy pojawił się ksiądz… Wikary z naszej parafii. Wyspowiadałam mu się. Był wyrozumiały. Zaproponował pomoc, wsparcie duchowe. Spotkaliśmy się kilka razy. To były zwyczajne rozmowy, takie przyjacielskie. Pocieszał mnie. To wszystko działo się w kościele. A później…”

- Luna, 60 lat
Padało bez przerwy od dwóch dni. Zaciągnęłam zasłony i zapaliłam kilka świeczek. W półmroku zwyczajny pokój w bloku przypominał wreszcie prawdziwy salon wróżki.
Wygładziłam obrus, poprawiłam aksamitne poduszki na fotelach i kanapie. Czekałam na ostatnią tego dnia klientkę.
– Przepraszam, ale strasznie zmokłam – powiedziała w progu. – Może zostawię parasolkę i buty przed drzwiami? – wydawała się nieśmiała.
Mokre włosy oblepiały blade policzki. Mimo wszystko była ładna
– Proszę zdjąć płaszcz i się rozgościć – wskazałam drzwi do salonu. – Wszystkim się zajmę.
Gdy usiadłam po drugiej stronie stolika, zauważyłam, że jest zestresowana.
– Pierwszy raz u wróżki? – zagadnęłam przyjacielskim tonem.
– Tak. I nie wiem, czy powinnam.
– Dlaczego?
– Bo to zabobon. Kościół zabrania wiary w magię, wróżki i horoskopy – uśmiechnęła się przepraszająco.
– Pani jest wierząca?
– Jak wszyscy w mojej miejscowości. A właściwie we wsi – wyjaśniła.
– Dlaczego więc zdecydowała się pani tu przyjść?
– Bo nie mogę znaleźć pomocy u nikogo innego. Została mi tylko pani.
– Proszę zatem powiedzieć, o co chodzi.
– To delikatna sprawa. I wstydliwa. Mogę pani zaufać?
– Oczywiście. W moim zawodzie obowiązuje określona etyka. To tak jak u lekarza. Albo… podczas spowiedzi.
– Mam romans z księdzem – wypaliła, i wbiła wzrok w podłogę.
– Nie zamierzam pani oceniać – uspokoiłam ją. – Proszę się nie wstydzić. Trafiła pani do właściwej osoby.
– Dziękuję.
– Co zatem chciałaby pani wiedzieć? Czy ten związek ma przyszłość?
– Tak. I… Czy mogę mu powiedzieć, że spodziewam się dziecka. Jego dziecka.
Wyjęłam z szuflady wysłużoną talię. Tasując karty, uświadomiłam sobie, że dawno ich nie używałam.
– Proszę przełożyć – poprosiłam. – Lewą ręką. Od serca.
Zrobiła to niezdarnie i jedna karta upadła na podłogę.
– Przepraszam. Denerwuję się.
– Nie szkodzi. To pierwszy znak. Proszę podnieść kartę i położyć na stole.
– Walet – powiedziała, schylając się.
– Tak. Walet kier. Ta karta oznacza dziecko – uśmiechnęłam się do niej. – Do tego spełnienie życzeń i pomyślność planów. Jesteśmy więc na dobrej drodze.
Kobieta po raz pierwszy spojrzała mi prosto w oczy
Była młoda. Mogła mieć najwyżej dwadzieścia kilka lat. Ciąża była niemal niezauważalna.
– A teraz rozłożę pozostałe karty i zobaczymy, co jeszcze da się z nich wyczytać.
W skupieniu analizowałam klasyczny układ. Trzy rzędy. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Po osiem kart w każdym rzędzie.
– Proszę spojrzeć– tłumaczyłam jej, wskazując na pierwszy rząd. – Tu leży as kier, a obok dziesiątka trefl. Można to interpretować jako zmartwienie, chorobę w rodzinie.
Czy coś takiego miało miejsce w przeszłości?
– Tak – w jej oczach dostrzegłam zdziwienie. – Mama była w szpitalu. Miała zawał. Na szczęście wyszła z tego.
– Później mamy damę karo. To nadzieja na miłość – wyjaśniałam. – Niestety, kolejna karta wskazuje na źle ulokowane uczucia. Ten układ oznacza także spore kłopoty.
– No właśnie – westchnęła. – Przeszłość już pani zna. Ale co dalej?
– Spokojnie. Przejdziemy teraz do drugiego rzędu, który powie nam o tym, co jest obecnie.
Skupiłam wzrok na ośmiu kolejnych kartach, analizując w myślach ich symbolikę i powiązania.
– Dziesiątka pik to podróż, ale także oddalenie. Być może ktoś, na kim pani zależało, musiał wyjechać. Inna interpretacja oznacza brak bliskości. Oddalenie w znaczeniu uczuciowym. Chłód i dystans. Ktoś, kto wydawał się być bliskim, nie jest już obecny w pani życiu. To wywołuje smutek. Czy mam rację?
– Tak – przyznała.
– Król karo i dziesiątka kier. Widzi to pani? – uśmiechnęłam się. – Jednak nie wszystko stracone. On panią kocha.
– Kto?
– Ten mężczyzna. Wspomniała pani, że to ksiądz. I… Ma zamiary matrymonialne.
– Naprawdę? – była poruszona, ale nie zauważyłam szczęścia na jej twarzy. – Ożeni się ze mną?
– Tego jeszcze nie wiem. Rząd kart, który interpretuję, dotyczy teraźniejszości. Mogę jedynie stwierdzić, że jest w pani życiu mężczyzna. Kocha panią i chce się ożenić.
Czy jednak to zrobi? Zaraz sprawdzimy
Czekała w skupieniu. Jej miedziane włosy już wyschły. Na bladych policzkach pojawił się rumieniec. Czułam, że za tym pąsem kryje się tajemnica. „Czyżby moja klientka nie wyjawiła całej prawdy?”. Ostatni rząd miał to odkryć. Byłam coraz bardziej ciekawa.
– As pik leżący obok króla kier oznacza, że obecny w pani życiu mężczyzna będzie musiał załatwić pewne sprawy urzędowe. Być może wiąże się to z oficjalnym wystąpieniem ze stanu kapłaństwa. Niewykluczone też, że chodzi o ślub. Tu też jest przecież sporo biurokracji – uśmiechnęłam się.
– Czyli on zrzuci dla mnie sutannę? – zapytała.
– Karty nie dają dokładnej odpowiedzi. To raczej kwestia symboli i interpretacji. Wspomniała pani o księdzu i dziecku, więc takie rozwiązania same się narzucają. Ale…
– Ale? Co jeszcze pani widzi? – dopytywała.
– Widzę tajemnicę. Niedopowiedzenie. I drugiego mężczyznę.
– Drugiego?
– Tak. Teraz wydaję mi się, że coś przeoczyłam. Muszę wrócić do poprzednich układów. No tak – wyrwało mi się. – Przecież cały czas obok pani było dwóch mężczyzn. Już w czasie choroby w rodzinie…
– To lekarz.
– Słucham?
– Lekarz mojej mamy. Kardiolog.
– To on wyjechał, prawda?
Rozpłakała się. Zwyczajnie. Jak dziecko. Bez cienia wstydu i dawnego skrępowania pociągała nosem i ocierała płynące po policzkach łzy. Delikatne rumieńce bezwstydnie rozprzestrzeniły się po całych policzkach. Dłonie instynktownie dotykały rysującego się pod sukienką brzuszka. Drobna postać na mojej kanapie trzęsła się, szlochała i smarkała. Podałam jej chusteczkę.
– Dlaczego od razu nie powiedziała mi pani prawdy?
– Bo się wstydziłam. I nie wierzyłam.
– Miałam udowodnić, że jestem wróżką?
– Tak – rozpłakała się jeszcze głośniej.
– Chyba tak. Chciałam to sprawdzić.
– Rozumiem. Jednak teraz, kiedy karty pokazały prawdę, liczę na pani szczerość. I dla porządku przypomnę to, co już z nich wyczytałam. Spodziewa się pani dziecka. To pewne. Pół roku temu mama miała zawał. Wszystko, na szczęście, dobrze się skończyło. Wtedy, w szpitalu, nawiązała pani znajomość z lekarzem. To było coś więcej niż zwykła relacja między córką pacjentki a prowadzącym przypadek kardiologiem…
– Zakochałam się w nim – przerwała mi.
– A potem? On wyjechał?
– Myślę, że z mojego powodu. Zerwaliśmy i…
– Proszę poczekać. Spojrzę w karty. Wyjechał daleko. Za morze.
– Do Wielkiej Brytanii.
– I wtedy pojawił się ksiądz…
– Tak. Wikary z naszej parafii. Wyspowiadałam mu się. Był wyrozumiały. Zaproponował pomoc, wsparcie duchowe. Spotkaliśmy się kilka razy. To były zwyczajne rozmowy, takie przyjacielskie. Pocieszał mnie. To wszystko działo się w kościele. A później…
– Dziesiątka pik. Podróż.
– Tak. Obóz w Bieszczadach. Zorganizowała go nasza parafia dla najbiedniejszych dzieci. Pojechałam jako opiekunka. I się pogubiłam. Zupełnie.
Kiedy zauważała pani, że jest w ciąży?
– Po powrocie.
– Co z księdzem?
– Przestaliśmy się widywać. Nie chodzę już do kościoła. Nie odbieram też telefonów. Nie wiem, co robić. Jestem zrozpaczona. Uważam, że dziecko powinno mieć ojca. Każdy na to zasługuje. Boję się, co prawda, reakcji księdza, ale… Skoro mówi pani, że ma zamiary matrymonialne… Powiem mu w niedzielę po mszy.
– To chyba nie będzie potrzebne.
– Dlaczego? – podniosła głos. – Najpierw widzi pani w kartach zapowiedź ślubu, a potem każe mi siedzieć cicho – zerwała się z kanapy. – Niech się pani zdecyduje! – wykonała zamaszysty gest ręką.
– To kolejny znak – wskazałam na podłogę. – Właśnie zrzuciła pani ze stołu dwie karty. Pozwólmy, aby to one ostatecznie zadecydowały. Zgoda?
– Jasne. Przepraszam. Zaraz podniosę. O nie! To znowu dziesiątka pik. Podróż, prawda?
– Tak. I to zamorska – położyłam obok dziewiątkę w tym samym kolorze. – Chyba już pani wie, co to oznacza?
– Dziecko nie jest jego – odrzekła cicho.
Pół roku później dostałam kartkę z Wielkiej Brytanii. Dziecko i jego rodzice czują się dobrze. Wkrótce ślub.