„Szukałam miłości na portalu randkowym, a okropnie trafiałam. Przynajmniej moje nieszczęście pomogło mi pozbyć się szwagra”
„Wydawał się taki czuły, inteligentny, dowcipny – no po prostu mężczyzna idealny. Już widziałam nas razem, marzyłam o wspólnej przyszłości. Niestety Internet zapewnia anonimowość, a kłamcy, to wykorzystują”.
- Hanna, lat 29
Właśnie skończyłam robić ważne zestawienie, które zlecił mi szef. I w tej samej sekundzie usłyszałam sygnał dochodzący z komputera. „Masz nową wiadomość” – wyświetlił się komunikat na ekranie. Serce zaczęło mi bić mocniej. To od Bartka! Zaczęłam czytać: „Odkąd piszemy do siebie, częściej się uśmiecham. Nawet zwyczajny chodnik wydaje mi się cudem architektury, bo… jestem po prostu szczęśliwy! Może dobry Bóg wysłucha mych próśb i zgodzisz się wreszcie na spotkanie? Twój Bartek”.
Wyszłam z biura szczęśliwa! Postanowiłam pójść do domu na piechotę. Chciałam pomyśleć. Oczywiście o Bartku!
I tak się wszystko zaczęło
Poznałam go przez jeden z portali randkowych. Wiem, to niezbyt rozsądne, ale czułam się taka samotna! Dobiegałam trzydziestki, a wciąż nie miałam obok siebie kochanego mężczyzny. Dlatego postanowiłam założyć profil na popularnym portalu. „Co mi szkodzi? Tylu ludziom udaje się odnaleźć w ten sposób miłość, może i na mnie czeka gdzieś druga połówka?” – myślałam.
Przybrałam pseudonim „Nieznajoma”. Zdjęcia nie dałam, bo trochę się jednak obawiałam. Jakieś dwa tygodnie później dostałam interesującego maila.
„Nieznajoma, Niewiele o sobie napisałaś, ale z tej garstki informacji śmiem wnioskować, że to Ciebie szukam. To niesamowite, tak samo jak Ty uwielbiam hiszpańskie kino, włoską kuchnię i psy. Też wzruszam się, patrząc na łąkę pełną kwiatów. Odezwij się, proszę! Napisz mi o sobie więcej. I jeszcze więcej. Pragnę Cię poznać! Bartek”.
Czytałam wtedy ten list chyba ze sto razy! Odpisałam. I tak się wszystko zaczęło. To było niedawno, zaledwie miesiąc temu, ale to nasze korespondowanie wciągnęło mnie jak narkotyk! Pisaliśmy do siebie o wszystkim. Okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście i rzeczywiście mamy wiele wspólnych cech! Bartek jawił mi się jako mężczyzna wprost idealny: inteligentny, czuły, zabawny. Tak przynajmniej wynikało z jego listów. Ten miesiąc naszej korespondencji zmienił moje życie! Nie wiedziałam, jak mogłam wcześniej istnieć bez tej naszej pisaniny! Była jak promień słońca, który rozświetlał moje dotąd nudne i monotonne dni, jak światło nadziei na nadchodzące zmiany w toczącym się między pracą a pustym domem życiu.
Tak nie może dłużej być!
Bartek napisał mi, że ma czteroletnią córeczkę z pierwszego małżeństwa, które – jak to określił – było młodzieńczym nieporozumieniem. Bardzo kochał tę swoją Maję, z czułością opisywał mi jej zabawne powiedzonka. Musiał być naprawdę fantastycznym ojcem! „Chciałbym, abyście się z Mają poznały. Na pewno się polubicie!” – pisał. A moja bujna wyobraźnia od razu tworzyła sielskie obrazki: ja, Bartek i mała Maja spacerujemy po parku, dziewczynka trzyma mnie za rękę, obie przytulamy się do Bartka…
Lubiłam „odpływać” w takie marzenia. Dzięki nim chciało mi się wstawać rano. I w ogóle żyć! Jak natrętną muchę odpędzałam od siebie myśl, że ja przecież na oczy tego mężczyzny nie widziałam! Nawet zdjęciami się nie wymieniliśmy. Ba, nie rozmawialiśmy dotąd przez telefon! Jakoś nie mogłam się przemóc. Bartek dawno wysłał mi swój numer telefonu, zapisałam go, ale… bałam się zadzwonić. Jak ognia bałam się też spotkania. Po prostu nie chciałam, żeby cokolwiek zburzyło ten idealny obrazek naszego „związku”, który w sobie zbudowałam. Pisanie było bezpieczne: mogłam siedzieć w rozciągniętych dresach, z tłustymi włosami, a dla niego i tak byłam pociągającą „Nieznajomą”. A on dla mnie fascynującą tajemnicą.
Jednak dziś poczułam, że tak nie może dłużej być! Życie to nie film. „Mam z Bartkiem tyle wspólnych emocji, poglądów, tematów, że nic nie może tego zniszczyć” – myślałam. I podjęłam decyzję: spotkam się z nim! Czułam, że pragnę tego mężczyzny bez względu na to, jak wygląda!
Tak bardzo chciałam opowiedzieć komuś życzliwemu o tym, co dzieje się w moim życiu! „Pójdę do Darii” – zadecydowałam. Moja starsza siostra zapewne ucieszy się z mojego szczęścia.
Znów ma jakąś pannę…
Daria otworzyła mi drzwi z zapuchniętymi od płaczu oczami. Całą moją euforię diabli wzięli.
„Pewnie znów pokłóciła się z Maćkiem” – pomyślałam. I krew się we mnie zagotowała. Jak ja nie znosiłam mojego szwagra! Ten dupek nawet nie umywał się do Bartka! Ile razy namawiałam Darię, żeby go rzuciła i ułożyła sobie życie na nowo! Nawet nasi rodzice ją do tego namawiali! Ale gdzie tam! Darka była jak głucha.
– Wyszumi się i zmieni – powtarzała.
A Maciuś, rzeczywiście, zmieniał, ale nie siebie, tylko dziewczyny. Na coraz młodsze. I wcale się z tym nie krył!
– Taka męska natura – mówił bezczelnie do Darii.
Traktował ją jak gosposię, a Szymka, ich czteroletniego synka, jak zło konieczne. Nigdy nie widziałam, żeby go przytulił, porozmawiał. Odganiał się od małego jak od natrętnej muchy. Kiedy moja siostra buntowała się przeciwko tej chorej sytuacji, Maciek groził, że odejdzie i Daria pójdzie mieszkać z dzieciakiem pod most. Tak mówił ten bezczelny typ! A ten argument działał na moją siostrę jak największy straszak. Bowiem od czasu urodzenia Szymonka Daria nie pracowała i w kwestii utrzymania mogła liczyć wyłącznie na swojego mężulka. A on wykorzystywał to z największą podłością. Bywało, że po ich kolejnej awanturze dawałam siostrze pieniądze na jedzenie, bo obrażony Maciek zostawiał żonę i swoje własne dziecko bez grosza!
– Maciek znów ma jakąś pannę… – wychlipała mi teraz.
Zostałam z Darią. O Bartku nawet nie wspomniałam.
Do domu dowlokłam się wieczorem, zupełnie wykończona. Chciałam schować się w czyichś ramionach… Usiadłam do komputera i napisałam do Bartka: „Chcę się z Tobą spotkać. Chcę być Ci bliska, a nie Nieznajoma”. I poszłam spać.
A następnego dnia rano… Moja skrzynka pocztowa po prostu pękała w szwach. Bartek oszalał z radości!
„Moja kochana! Już nie mogę się doczekać! Ale wspaniała wiadomość!” – wypisywał w kółko.
Termin pierwszego spotkania wyznaczyliśmy na najbliższą sobotę, w kafejce „Zielony obłok”.
Zrobiło mi się słabo
Nie wiem, jak ja przeżyłam ten tydzień! Byłam jak w malignie. Popadałam z euforii w przerażenie, i na odwrót. Niemal nie jadłam, nie spałam, tylko wciąż rozmyślałam. Miliony myśli i pytań przebiegały mi przez głowę. Brzuch mnie bolał. W sobotnie popołudnie byłam już tak wyczerpana emocjonalnie, że najchętniej wcale nie poszłabym na to wymarzone spotkanie! Ale poszłam. Gdy dotarłam do „Zielonego obłoku”, serce chciało mi wyskoczyć z piersi – tak się tłukło! Ale tuż przed wejściem zobaczyłam… auto mojego szwagra, zaparkowane niemal przy samych drzwiach kawiarni! Nie mogłam się mylić – próżny Maciuś miał szpanerską brykę, której nie dało się nie zauważyć!
– Co ten drań tu robi?! – wymamrotałam wściekła.
Przecież nie mogłam pozwolić, żeby jego obecność zepsuła najważniejsze spotkanie w moim życiu! On pewnie w środku obściskiwał się z jakąś lalą, a moja siostra płakała w domu. I ja mam w takich warunkach spotkać się z Bartkiem?! Niedoczekanie.
Zawróciłam. Nieopodal był klub „Gramofon”. Może nie tak kameralny jak „Zielony obłok”, ale cóż… Jak się nie ma, co się lubi... Na szczęście w środku nie było dużo ludzi. Zamówiłam kawę, wyjęłam komórkę i napisałam do Bartka pierwszego w życiu SMS-a: „Tu Hanka. Z nieoczekiwanej przyczyny nie ma mnie w Obłoku. Jestem za to w Gramofonie. Wszystko Ci wyjaśnię, jak się spotkamy. Przybywaj”. Serce znów zaczęło walić mi jak młot! Za chwilę spotkam Bartka!
Po jakichś pięciu minutach drzwi kawiarni otworzyły się i… stanął w nich Maciek! Mój znienawidzony szwagier! Trzymał w ręku pąsową różę, znak rozpoznawczy, który uzgodniliśmy… z Bartkiem! Zrobiło mi się słabo…
Zanim mnie dostrzegł, niemal na czworakach prześlizgnęłam się do toalety. Na szczęście miała duże okno, tuż nad ziemią. Wyszłam przez nie. Czułam, że zaraz oszaleję. Czy to mógł być przypadek?! Najpierw auto Maćka pod „Obłokiem”, teraz on sam w „Gramofonie”! Z różą! Czy to możliwe, że… dałam się poderwać temu ostatniemu draniowi?! Szwagier nie uznawał żadnych granic, mógł więc udawać czułego, wspaniałego Bartka, aby „wyrwać” kolejną laskę. Tylko niechcący trafił na mnie. Jeśli to prawda, to… „Matko Boska! Co ja mam robić?!”.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. „Gdzie jesteś Nieznajoma? Ja i róża czekamy na Ciebie w Gramofonie” – przeczytałam.
Niewiele się namyślając, odpisałam: „Co słychać u Twojej żony Darii i synka Szymona?”. Nie odpisał. Schowana za róg budynku obserwowałam drzwi lokalu. Po chwili Maciek wybiegł na ulicę, wsiadł do auta, trzasnął drzwiami i odjechał. To potwierdziło, niestety, moje najgorsze obawy!
Nie wiem, jak dotarłam do domu, ile godzin przepłakałam, jak głośno krzyczałam z żalu i bezradności… Mój wymarzony świat legł w gruzach! Wdałam się w internetowy romans ze swoim znienawidzonym szwagrem! Nie mogłam zrozumieć, jak temu gburowi i prostakowi udało się mnie tak nabrać! Jak to w ogóle możliwe, że potrafił być taki szarmancki, czuły? Tak pięknie pisał o swojej nieistniejącej córeczce! Oczami duszy zobaczyłam dojrzałego nad wiek Szymonka, który nieraz pytał mnie, smutnym głosikiem: „Ciociu, a dlaczego tatuś mnie nie kocha?”. Serce pękało. A Maciek miał czelność chwalić się ojcowską miłością! Kiedyś uważałam te jego wszystkie panny za głupie, nie wiedziałam, co w nim widzą. A teraz… Z nerwów co chwilę ciemniało mi przed oczami. Gdyby ten drań stanął przede mną, chyba zabiłabym go! Za to, co robił Darii, Szymusiowi, za to, co – nieświadomie – zrobił mnie.
– Nie, nie mogę tego tak zostawić tak! – postanowiłam.
A to jeszcze nie był koniec
Nie zmrużyłam oka przez całą noc. Rano zadzwoniłam do Darii.
– Jestem chora, złapałam jakiegoś paskudnego wirusa – skłamałam. – Czy możesz odstawić Szymka do rodziców, żebym go nie zaraziła i przyjść do mnie? – poprosiłam siostrę.
Zapukała pół godziny później.
– Jezus Maria, jak ty wyglądasz! Dzwonię po lekarza! – krzyknęła na mój widok.
– Nie dzwoń. Usiądź. Musimy porozmawiać – powiedziałam do siostry.
– Co się stało?! – spytała.
Wzięłam głęboki oddech.
– A to się stało, że ta nowa panna twojego męża to… ja!
Darka zbladła jak ściana.
– Co ty bredzisz?! – spytała słabo.
Opowiedziałam siostrze ostatnie wydarzenia. Najdelikatniej jak umiałam, ale przecież nie da się łagodnie opowiedzieć o takim dramacie!
Płakałyśmy obie.
– Daruś – przytuliłam siostrę. – Błagam cię na wszystko: pogoń tego drania! Mieszkanie jest przecież twoje, więc niech to on idzie sobie gnić pod most! Ja i rodzice pomożemy ci. Wrócisz na studia, znajdziesz pracę. Błagam cię! Nie pozwolę, żebyś spędziła z nim jeszcze choćby minutę życia. Przejrzyj wreszcie na oczy! Jeśli nie chcesz zrobić tego dla siebie, zrób to chociaż dla Szymka!
– Zostaw mnie na chwilę samą – poprosiła Daria cicho.
Wyszłam do drugiego pokoju. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. W końcu, po jakimś kwadransie, który wydawał mi się wiecznością, siostra mnie zawołała.
– Pamiętasz adres, z którego on wysyłał do ciebie maile? – spytała.
Oczywiście, że pamiętałam. Wyrecytowałam go bez zająknięcia. Przecież jeszcze do wczoraj listy przychodzące z tego adresu były moją przepustką do szczęścia... Pobladłą z rozpaczy twarz mojej siostry przeciął jakby cień triumfu.
– Jeżeli Maciek nie zmienił hasła, to ja je znam. To była kiedyś nasza wspólna skrzynka, ale potem coś się w niej zepsuło i Maciek mówił mi, że ją zlikwidował. Daj laptopa – poprosiła Daria.
Poklepała chwilę w klawiaturę.
– Jest! – wykrzyknęła.
Zaczęłyśmy przeglądać jej zawartość. Okazało się, że w tym czasie, kiedy Maciek „romansował” ze mną, pisał jeszcze do trzech innych dziewczyn! A wcześniej… do co najmniej dziesięciu! Każdej sprzedawał tę samą bajeczkę o rzekomej córeczce Mai, udawał czarującego i romantycznego. Niektóre maile, także te do mnie, po prostu kopiował z innych! Łzy bezwiednie pociekły mi po policzku. Daria też wyglądała, jakby miała znów wybuchnąć płaczem.
– Wydrukujmy to – powiedziała. I patrząc mi prosto w oczy, dodała: – Te maile będą doskonałym dowodem w sądzie.
Uściskałam ją mocno.
Nie szukam już na siłę
Potem wydarzenia potoczyły się szybko. Daria wyrzuciła wreszcie z domu nikczemnego męża. Wynajęła adwokata, złożyła pozew o rozwód. Dopiero na rozprawie Maciek dowiedział się, że niechcący „poderwał” na portalu randkowym mnie – swoją szwagierkę. Oj, nietęgą miał minę!
Moje zeznania i wydruki ze skrzynki mailowej pogrążyły go zupełnie. A to jeszcze nie był koniec. Adwokat, którego Daria wynajęła, dzięki tym wydrukom dotarł do kilku kobiet, które Maciek poderwał w czasie trwania małżeństwa z moją siostrą. Dwie kobiety zgodziły się zeznawać przeciwko Maciejowi – je przecież także oszukał. A biegły psycholog wydał niekorzystną dla Maćka opinię o jego relacjach z Szymonkiem. Sędzia, nie znajdując żadnych okoliczności łagodzących, orzekł rozwód wyłącznie z winy Macieja. Zobowiązał go do płacenia wysokich alimentów. Nie tylko na synka. Także Daria miała otrzymywać co miesiąc całkiem pokaźną kwotę – dla siebie. Oprócz tego sąd ograniczył Maćkowi prawa rodzicielskie.
„Biedny” Maciuś wyszedł z sądu roztrzęsiony.
– Zniszczę was! – krzyczał jeszcze na odchodnym.
Jakoś nikt się tym nie przejął. Kilka miesięcy po rozwodzie moja siostra wróciła na przerwane kiedyś zaoczne studia i podjęła pracę w biurze rachunkowym. Kiedy Darii nie ma w domu, Szymonem opiekują się nasi rodzice. Ja pomagam, kiedy tylko mogę. Serce mi rośnie, gdy widzę spokojną twarz Darii i słyszę głośny, wreszcie beztroski śmiech Szymonka.
Po Maćku słuch zaginął. Podobno wyjechał do innego miasta. Ale alimenty przysyła regularnie. A ja… Cóż, staram się wymazać z pamięci całą tę żałosną przygodę. Dalej nie odnalazłam swojej drugiej połówki, ale nie szukam jej na siłę. A już na pewno nie w internecie, gdzie zapewne wciąż „grasuje” mój były szwagier.