„Szukałam prezentu dla faceta na walentynki, a znalazłam dowód zdrady. Zamiast kolacji przy świecach będzie ścisły post”
„Kiedy szłam korytarzem, coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając w stronę holu głównego. W pierwszej chwili pomyślałam, że wzrok płata mi figle. To przecież niemożliwe, żeby to był Mateusz...”.

- Redakcja
Mam 29 lat i, przynajmniej do niedawna, wydawało mi się, że moje życie jest poukładane. Mam stabilną pracę w biurze rachunkowym, małe, ale przytulne mieszkanie, i chłopaka – Mateusza. Jesteśmy razem od czterech lat. Mateusz zawsze był tym, który potrafił mnie rozśmieszyć w najgorszy dzień, zabrać na niespodziewaną kolację, albo po prostu przytulić, gdy życie dawało mi w kość. Znajomi mówili, że tworzymy idealną parę. Ja też tak myślałam.
Nadchodziły walentynki. Nasze plany były proste – kolacja w ulubionej restauracji, może lampka wina, a potem wspólny wieczór w domu. Drobny prezent też miałam już przygotowany: skromny zegarek, który Mateusz wypatrzył miesiąc temu, ale uznał, że „nie ma sensu się szarpnąć”. Nie wiedziałam, że te walentynki nie będą jak inne. Że zamiast świętować miłość, pożegnam się z kimś, kto przez lata był moim światem.
Wszystko zaczęło się od jednego telefonu od Kingi, mojej przyjaciółki. „Mam coś dla ciebie” – oznajmiła podekscytowana. Wcisnęła mi voucher na masaż w luksusowym hotelu i uznała, że to „idealny sposób na oderwanie się od rutyny”. Nie protestowałam. Może faktycznie tego potrzebowałam – chwili luksusu, chwili dla siebie. Nie sądziłam, że jedno popołudnie w hotelu zmieni wszystko.
Zobaczyłam go przez przypadek
Hotel wyglądał jak z katalogu. Szklane drzwi, marmurowe podłogi, miękkie światła, które tworzyły atmosferę luksusu. Stałam w holu, czując się trochę nie na miejscu – w mojej prostej, dziennej sukience czułam się jak intruz w tym świecie blichtru. Ale z drugiej strony, było coś ekscytującego w tym, że miałam spędzić tu popołudnie, robiąc coś tylko dla siebie.
Recepcjonistka uśmiechnęła się profesjonalnie, przyjmując mój voucher. Pokazała mi drogę do strefy spa, a ja ruszyłam w kierunku schodów. Wokół unosił się zapach eukaliptusa i jaśminu, a cicha muzyka sprawiała, że człowiek automatycznie zaczynał oddychać wolniej.
Kiedy szłam korytarzem, coś przykuło moją uwagę. Zatrzymałam się na chwilę, spoglądając w stronę holu głównego. W pierwszej chwili pomyślałam, że wzrok płata mi figle. To przecież niemożliwe, żeby to był Mateusz... prawda?
Stał tyłem, ale ten sposób, w jaki poprawiał mankiety koszuli, ten charakterystyczny gest, kiedy odgarniał włosy... Nie mogłam się pomylić. Pomyślałam, że pewnie ma tu jakieś spotkanie biznesowe. Ale wtedy zobaczyłam ją – wysoką brunetkę w obcisłej czerwonej sukience, która podeszła do niego. Uśmiechnęła się w sposób, który mógł oznaczać tylko jedno. A on… On objął ją w talii i pocałował w policzek.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
Przykleiłam się do ściany, próbując zrozumieć, co właśnie zobaczyłam. „To na pewno nie on” – tłumaczyłam sobie, ale serce waliło mi jak oszalałe. Mateusz objął kobietę i razem weszli do windy. Widok, jak ich sylwetki znikają za zamykającymi się drzwiami, przyprawił mnie o mdłości.
Zaczęłam analizować: może to jakaś koleżanka z pracy? Może kogoś odprowadzał? Ale ten pocałunek... Ten gest nie wyglądał jak coś, co robi się dla koleżanki.
Wahałam się przez chwilę, ale nogi same ruszyły w stronę recepcji.
– Przepraszam... Czy może mi pani powiedzieć, gdzie jest sala masażu? – zapytałam, próbując brzmieć naturalnie.
Recepcjonistka wskazała mi drogę, a ja zauważyłam ekran w rogu, na którym widać było podgląd z kamer hotelowych. Moje oczy automatycznie skierowały się na obraz z windy. I tam byli – Mateusz i jego „koleżanka”. Oboje wysiedli na czwartym piętrze i zniknęli za rogiem.
Masaż? Nawet nie wiem, jak przetrwałam tę godzinę. Moje myśli wędrowały w kółko, próbując znaleźć wyjaśnienie. Ale jedno było pewne: to był Mateusz. A kobieta w czerwonej sukience nie była nikim z naszych znajomych.
Nie mogłam o tym myśleć
Siedziałam w salonie, wpatrując się w ścianę, jakbym oczekiwała, że coś nagle się wydarzy i da mi odpowiedź na wszystkie pytania. Czułam, jak moje emocje rozdzierają mnie na kawałki. Z jednej strony gniew – pulsujący, gorący i ostry jak nóż. Z drugiej strony żal, a za nim cały wagon wątpliwości: Może się pomyliłam? Może to nic nie znaczyło?
Gdy Mateusz wrócił wieczorem, z trudem oderwałam wzrok od drzwi. Uśmiechnął się, jakby nic się nie stało. Zapytał, czy chcę herbaty, i zaczął opowiadać o swoim dniu. Czułam, że każde jego słowo wbija się we mnie jak drzazga. Siedziałam w milczeniu, starając się ukryć drżenie dłoni.
– Kochanie, wszystko w porządku? – zapytał nagle, nachylając się w moją stronę.
– Tak. Zmęczona jestem – skłamałam.
Jego twarz wyglądała na szczerze zaniepokojoną. W pierwszej chwili chciałam wyrzucić z siebie wszystko: „Widziałam cię w hotelu z inną! Kim ona jest?!”. Ale coś mnie powstrzymało. Może to był lęk, może jeszcze nie byłam gotowa na tę rozmowę.
Gdy położył się spać, ja wciąż siedziałam na kanapie, analizując naszą relację. Czy kiedykolwiek były jakieś sygnały, których nie zauważyłam? Mateusz zawsze był czuły, zawsze znajdował czas dla mnie, chociaż jego praca bywała absorbująca. Czy to właśnie te „delegacje” były okazją, by spotykać się z nią? Kim była ta kobieta?
W końcu zdecydowałam się zadzwonić do Kingi.
– Pati? Coś się stało? – odezwała się rozespanym głosem, choć była dopiero dziesiąta wieczorem.
Nie wiedziałam, od czego zacząć.
– Coś się stało. Tylko... nie wiem, jak o tym powiedzieć.
Kinga milczała, czekając, aż się zbiorę w sobie. W końcu zaczęłam mówić – o hotelu, o tym, co widziałam, o tym, jak próbowałam sobie wszystko wytłumaczyć, ale żadne logiczne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy.
– Pati, musisz z nim pogadać – powiedziała w końcu. – Nie trzymaj tego w sobie.
– A jeśli to ja coś sobie wymyśliłam? A jeśli to naprawdę było coś niewinnego? – odparłam, zaskakując nawet siebie samą.
Kinga westchnęła ciężko.
– Musisz wiedzieć. To nie jest coś, co można zignorować. Nie wyobrażam sobie, żebyś mogła udawać, że wszystko jest w porządku.
Kiedy się rozłączyłam, czułam, że Kinga ma rację. Tylko jak podejść do tej rozmowy? Przez cały kolejny dzień czułam się, jakbym grała rolę w kiepskim przedstawieniu. Mateusz był sobą – troskliwy, rozmowny, opowiadał o nadchodzących walentynkach, o tym, co przygotował. „Będzie idealnie” – powiedział z uśmiechem.
A ja tylko kiwnęłam głową.
I wtedy pomyślałam o walentynkach. Były idealną okazją, żeby powiedzieć prawdę – o tym, co widziałam, i o tym, co zamierzam zrobić. Podjęłam decyzję: nie zamierzam żyć w kłamstwie, nawet jeśli miałoby to oznaczać koniec wszystkiego, co przez te cztery lata budowaliśmy.
Następnego dnia poszłam do sklepu i kupiłam dwie rzeczy: pustą ramkę na zdjęcie i białą kartkę. Miały być symbolem tego, co straciłam, i tego, czego on już nigdy nie wypełni. Wiedziałam, że te walentynki będą naszymi ostatnimi.
Zmieniłam nasze plany
Nadeszły walentynki. Dzień, który zawsze miał być symbolem miłości, bliskości i nadziei na wspólną przyszłość. Tego dnia czułam tylko napięcie, jakby każda minuta była kolejną kroplą opadającą na rozżarzone węgle. Planowałam ten wieczór inaczej – miał być nasz ostatni, ale równocześnie taki, który zapamięta do końca życia.
Kiedy wróciłam z pracy, Mateusz już był w domu. Kuchnię wypełniały zapachy przygotowywanej kolacji – pieczona kaczka, którą zawsze uwielbiałam, i jego ulubiony crème brûlée na deser. Krzątał się po kuchni z uśmiechem, rzucając mi co chwilę spojrzenia pełne czułości, jakby nic się nie stało.
– Będzie gotowe za godzinę – oznajmił, wycierając ręce w ścierkę. – Wszystko tak, jak lubisz. Wino chłodzi się w lodówce, a potem, jak już zjemy, mam dla ciebie małą niespodziankę.
W jego głosie słychać było ekscytację. Kiedyś cieszyłoby mnie to. Teraz czułam tylko mdłości.
– Brzmi... idealnie – odparłam z wymuszonym uśmiechem.
Musiał zauważyć, że coś jest nie tak, bo przez chwilę przyglądał mi się z uniesionymi brwiami.
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał z lekkim zaniepokojeniem. – Od kilku dni wydajesz się... inna.
– Wszystko w porządku – skłamałam. – Po prostu jestem zmęczona.
– Hm... no dobra, ale dzisiaj nie ma mowy o zmęczeniu. To jest nasz wieczór, Pati. Tylko nasz – powiedział, obejmując mnie w talii i całując w czoło.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Jak może być tak... beztroski? Jak może zachowywać się, jakby wszystko było w porządku?
Przy kolacji próbowałam utrzymać pozory normalności. Mateusz mówił o swoich planach w pracy, o wspólnym wyjeździe, który chciał zaplanować na wiosnę. Uśmiechałam się i przytakiwałam, ale moje myśli były daleko.
Kiedy zjedliśmy deser, wręczył mi niewielkie pudełko przewiązane czerwoną wstążką.
– Nie wiem, czy ci się spodoba, ale... od dawna o tym myślałem.
Otworzyłam. W środku był złoty łańcuszek z delikatną zawieszką w kształcie serca.
– Jest piękny – powiedziałam cicho, próbując powstrzymać łzy, które napływały mi do oczu.
Chwilę później przyszedł czas na mój prezent. Wręczyłam mu niewielką torebkę. Wyciągnął z niej pustą ramkę i popatrzył na mnie, zdezorientowany.
– To... ramka? – zapytał ostrożnie.
Skinęłam głową.
– Pusta ramka – dodałam. – Żebyś mógł włożyć tam coś, co naprawdę dla ciebie coś znaczy.
– Nie rozumiem... – zaczął, ale jego głos urwał, kiedy spojrzał mi w oczy.
– Zrozumiesz za chwilę – powiedziałam chłodno, odkładając sztućce na stół.
Wzięłam głęboki oddech, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
– Widziałam cię. Widziałam cię w hotelu z tą kobietą.
Mateusz zamarł. Przez dłuższą chwilę milczał, a potem położył ramkę na stole, jakby nagle stała się zbyt ciężka.
– Pati... To nie tak, jak myślisz...
Prychnęłam, nie mogąc się powstrzymać.
– W hotelu? Z nią? Wychodząc z pokoju, obejmując ją? Co niby mam myśleć, Mateusz?
Próbował coś powiedzieć, ale nie dopuściłam go do głosu.
– Kim ona jest? Od jak dawna to trwa? Ile jeszcze razy okłamałeś mnie w żywe oczy?
Mateusz otworzył usta, ale znowu nie zdążył. Wstałam od stołu, zostawiając go samego.
– Pati, proszę, daj mi to wyjaśnić! – podniósł się gwałtownie, ale odwróciłam się do niego plecami.
– Nie ma czego wyjaśniać, Mateusz. Widziałam wszystko.
Chwyciłam swoją torebkę i klucze.
– Walentynki to idealny dzień, żeby się rozstać.
Trzasnęłam drzwiami, wychodząc na chłodne, zimowe powietrze. W końcu mogłam odetchnąć.
Pożegnałam się na chłodno
Wróciłam do mieszkania dopiero po północy, mając nadzieję, że Mateusz już się stamtąd wyniósł. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam go siedzącego na kanapie z głową schowaną w dłoniach. Wyglądał, jakby przez te kilka godzin postarzał się o dekadę.
– Pati... musimy sobie to wyjaśnić – powiedział, podnosząc na mnie wzrok.
– Nie. Nie musimy – odpowiedziałam chłodno, zdejmując płaszcz.
Podszedł do mnie szybko, jakby bał się, że zaraz znowu zniknę.
– Pati, proszę, wysłuchaj mnie. To był błąd, głupota... Naprawdę cię kocham. Ona nic dla mnie nie znaczy!
Słowa wypływały z niego strumieniem, ale każde kolejne tylko podsycało we mnie gniew.
– Nie mów mi, że nic nie znaczy – syknęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Jeśli nic nie znaczyła, to dlaczego w ogóle z nią byłeś? Dlaczego mnie okłamałeś?
Mateusz próbował chwycić mnie za ręce, ale wyrwałam się.
– Nie próbuj tego naprawiać słowami. Tego nie da się naprawić.
– To była tylko chwila słabości – wyszeptał, a jego oczy wypełniły się łzami.
– Chwila słabości? – prychnęłam, czując, jak gniew bierze górę. – Nie masz pojęcia, co mówisz. To nie była chwila słabości. To były tygodnie, miesiące, kiedy mnie okłamywałeś. To były wszystkie te dni, kiedy udawałeś, że wszystko jest w porządku, kiedy ja byłam pewna, że jesteś mi wierny.
– Pati, proszę...
Zapadła cisza. Mateusz patrzył na mnie z niemym błaganiem w oczach, ale ja już wiedziałam, że nic, co powie, nie zmieni mojego zdania.
– Wyprowadź się – powiedziałam w końcu, starając się, by mój głos był twardy. – Nie chcę cię już tutaj widzieć.
Mateusz w końcu opuścił głowę.
– Dobrze – wyszeptał. – Ale proszę... przemyśl to jeszcze.
Nie odpowiedziałam. Po prostu odwróciłam się i poszłam do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi, czując, jak wszystkie emocje z całego dnia nagle mnie przytłaczają.
Było po wszystkim. Mateusz miał zniknąć z mojego życia. I choć wiedziałam, że to była właściwa decyzja, czułam, jak pustka zaczyna wypełniać moje serce.
Patrycja, 29 lat