„Szukałem prawdziwej miłości i rodziny, a nie przygody na jedną noc. Na mojej drodze wiecznie stawały puste kokietki”
„Moi rodzice od zawsze tworzyli zgodną parę. Sądziłem, że u mnie też tak będzie. Spotkam fajną babkę, doczekamy się gromadki cudownych dzieci i wszystko będzie cacy aż po grób. Niestety, życie zweryfikowało moje wyobrażenia”.

- Listy do redakcji
Nic nie układało się tak, jak tego chciałem. Mając 23 lata na karku, po raz pierwszy dopadła mnie miłość. I od razu ta nieodwzajemniona. Ada zraniła moje serce tak mocno, że potrzebowałem paru lat, by się pozbierać. To właśnie od niej usłyszałem słowa, które potem jak mantrę powtarzały następne dziewczyny:
– Czarek, jesteś naprawdę supergościem i bardzo cię lubię. Ale wiesz, tylko jako kumpla.
Dziewczyny się zmieniały
Wybranek Ady, Piotr, górował nade mną wzrostem o dobre kilkanaście centymetrów. Jego muskulatura prezentowała się imponująco w porównaniu z moją drobną posturą. Prowadził dobrze prosperujący biznes doradczy, a ja? Powoli traciłem włosy, mierzyłem ledwie metr siedemdziesiąt cztery, a moja sylwetka pozostawiała wiele do życzenia. Pracowałem jako nauczyciel matematyki w pobliskim ogólniaku. Do szkoły docierałem rowerem, a moje lokum stanowiło niewielkie mieszkanko odziedziczone po babuni. Urlop zaś kojarzył mi się głównie z namiotowymi wojażami po Mazurach.
Po tym, jak pogodziłem się z końcem historii z Adą, w czasie wakacji napotkałem na swojej drodze Izę. Nie można było powiedzieć o niej, że była zjawiskową pięknością. Myślałem jednak, że mam u niej jakieś szanse. Zdarzyło nam się nawet całować parę razy. Jednak kiedy nadszedł koniec urlopu, usłyszałem od niej słynne: „bądźmy kumplami”.
Przez parę miesięcy spotykałem się w stolicy z Kasią. Co weekend włóczyliśmy się po zabytkach, chodziliśmy do kina na stare filmy i do galerii sztuki. Dobrze nam się razem spędzało czas. Niestety, Kasia ani razu nie okazała mi czułości, nie powiedziała niczego, co mogłoby sugerować, że coś do mnie czuje.
Miło mi się z nią przebywało, ale miałem nadzieję, że to przerodzi się w coś głębszego. Podczas jednego z naszych wspólnych wypadów, zdecydowałem się ją pocałować. Odepchnęła mnie gwałtownie i ze wstrętem przetarła swoje wargi.
– Zwariowałeś kompletnie? – wykrzyknęła. – Co to było? Co cię napadło?
Wyszło na jaw, że Kasia zadawała się ze mną, bo sądziła, iż tak jak ona, w ogóle nie pociągają mnie związki między kobietami a mężczyznami.
Żadne metody się nie sprawdzały
Rodzice przekonali moją siostrę Olę, żeby ustawiła mi spotkanie z jakąś dziewczyną. Zanim jeszcze poszedłem na nie, miałem świadomość, że to nie wypali. Kiedy Julka mnie zobaczyła, zrobiła taką minę, jakby najchętniej od razu dała nogę, ale dziarsko dotrwała do końca randki. Nawet nie siliłem się, by wziąć od niej numer komórki.
Kiedy zostałem wreszcie wujkiem i trzymałem w ramionach mojego małego siostrzeńca Oskara, uświadomiłem sobie, że moim największym marzeniem jest zostać tatą. W tamtym momencie miałem nadzieję, że na świecie jest kobieta, która zapragnie stworzyć ze mną wspólne gniazdko i wychowywać nasze pociechy.
Postanowiłem zarejestrować się na paru serwisach dla singli. W opisie zaznaczyłem: „Moim celem nie jest przelotny romans, a znalezienie partnerki na stałe, z którą mógłbym stworzyć rodzinę”. Ku mojemu zdziwieniu, dziewczyny umawiające się ze mną na spotkania, już podczas pierwszej randki dążyły do zbliżenia fizycznego.
– Wydawało mi się, że jasno określiłem swoje intencje – zwróciłem uwagę jednej z nich.
– Mówisz poważnie? Przecież faceci zawsze tak piszą, bo wiedzą, że to działa na kobiety.
Byłem totalnie skołowany. Adoptowanie dziecka jako samotny ojciec zaczęło coraz bardziej chodzić mi po głowie. Z czasem nie spodziewałem się specjalnie, że znajdzie się jakaś chętna kobieta, która da mi upragnionego potomka. Przyszedł mi do głowy pomysł z adopcją. Niestety, w ośrodku zajmującym się adopcjami sympatyczna pani od razu sprowadziła mnie na ziemię.
– Facet po trzydziestce bez partnerki? Powiem szczerze, nie widzę żadnych szans, żeby przyznali panu dziecko.
To był mój pomysł na samotność
Na małym blacie w przedpokoju zauważyłem jakieś kartki. Machinalnie chwyciłem jedną z nich. „Dołącz do wolontariatu i przytulaj samotne maluchy” – przeczytałem nagłówek. Dowiedziałem się z niej, że placówka, która zajmuje się dziećmi przed adopcją, poszukuje chętnych osób do tulenia, zabawy i opieki nad pociechami, których nikt nie chciał i które zostały opuszczone.
Trzymałem tę broszurkę przez całe tygodnie, zamiast ją od razu wyrzucić do kosza. Nosiłem ją wszędzie ze sobą, w głowie kiełkował mi pomysł, żeby w końcu wybrać ten numer. W końcu zebrałem się na odwagę.
– Witam serdecznie, chciałbym zapytać, co jest potrzebne, aby dołączyć do waszego wolontariatu? – odezwałem się.
– Jeśli naprawdę pan tego pragnie, to nic więcej nie trzeba. Zapraszam do nas, pozna pan nasze maluchy. Po spotkaniu zdecydujemy, co dalej.
W kolejny weekend postanowiłem odwiedzić centrum.
– O rany, ale z pana młodzieniec – zdziwiła się kierowniczka, patrząc na mnie. – Facetów to my tu prawie nie mamy, a jak już jakiś się trafi, to sami staruszkowie. Ale proszę się nie martwić, to nic złego, no skąd. Nim się pan zdecyduje i podpiszemy umowę, Ewa zaprowadzi pana na salę. Musi się pan upewnić czy faktycznie da pan radę.
Ewa, radosna i pulchna szatynka, poprowadziła mnie schodami na górę. Byłem przygotowany na rozdzierający się wrzask maluchów, jednak zamiast tego przywitała mnie przytłaczająca, grobowa cisza.
– O Boże, jak tu...
– Nasze maluchy już nie płaczą – wtrąciła Ewa, nie dając mi dokończyć. – Wystarczająco szybko pojęły, że to i tak nie przyniesie żadnego rezultatu. Nikt nigdy do nich nie podejdzie, nieważne jak bardzo by nie wołały.
Poczułem ciarki na plecach, gdy to usłyszałem.
– Właśnie po to są tacy jak pan. Żeby dać tym dzieciakom odrobinę ciepła, za którym tak tęsknią. Kiedy jeden z naszych brzdąców zaczyna szlochać, to dla nas i jego opiekuna wielka chwila. Znak, że nasza robota nie idzie na marne – oznajmiła.
Miałem trochę obaw
Strach zaczął ogarniać moje myśli. Poczułem, że może to mnie przerosnąć. Że ciężar tego zadania będzie zbyt wielki. Ale teraz nie mogłem się już wycofać, to by wyglądało kiepsko. Wkroczyliśmy do pomieszczenia. Ewa skinęła głową w kierunku fotela. Chwilę później wróciła, niosąc tobołek.
– Proszę poznać Nikolę. Skończyła dopiero dwa miesiące, a już zmaga się z FAS, czyli alkoholowym zespołem płodowym. Jej matka była tak zalana, że nawet nie zarejestrowała momentu porodu. Nikola trafiła do nas zaledwie wczoraj. Jeśli przypadniecie sobie do gustu, może pan zostać jej „przytulaczem”.
Podniosłem małą na ręce. Ważyła tyle co nic, była drobniutka. Spoczywała nieruchomo w moich objęciach, wpatrując się w sufit.
– Niech się pan nie poddaje. Ona potrzebuje czasu, żeby przyzwyczaić się do pana bliskości. To chwilę potrwa. Ale daję słowo – kiedy w końcu obdarzy pana uśmiechem, będzie to najwspanialszy moment w pana życiu – Ewa pokrzepiająco poklepała mnie po ramieniu i zniknęła.
Nie za bardzo miałem pojęcie, co powinienem zrobić. Poprawiłem maluszka, żeby leżał wygodniej i zacząłem go delikatnie kołysać. Nagle przypomniała mi się kołysanka, którą dawno temu nuciła mi mama. Zacząłem śpiewać półgłosem: „Dawno, dawno temu żył sobie król, jego wierny giermek i piękna księżniczka...”. Moja śpiewana opowieść chyba zrobiła wrażenie na Nikoli, gdyż zerknęła na mnie przelotnie. Pomyślałem sobie, że trafiłem w jej gusta muzyczne, więc kontynuowałem swój występ. Do tego momentu nie prezentowałem nikomu swoich umiejętności śpiewaczych. Jedynym świadkiem moich wokalnych popisów był do tej pory prysznic w łazience.
Po chwili mała zasnęła. Nie byłem pewien, co teraz – zostawić ją na kanapie czy zanieść do łóżka. Na moje szczęście, w progu stanęła Ewa.
– Zasnęła, tak?
Przytaknąłem skinieniem głowy.
– Świetnie pan to rozegrał. Niki, zdrobniale od Nikola, poprzedniego wieczora przez parę godzin wpatrywała się w sufit szeroko otwartymi oczami. Jest pan w tym naprawdę dobry.
Dokonałem wyboru
Ewa chwyciła dziecko w ramiona i umieściła je delikatnie w łóżku. Podążyłem ich śladem. Zwróciłem uwagę, że malutka nie posiada nawet jednego pluszaka czy maskotki.
– Jeśli podejmę decyzję o powrocie, to czy mógłbym przynieść dla niej parę zabawek? Jakąś przytulankę albo grzechotkę. Jej kołyska wygląda tak pusto i przygnębiająco.
– Oczywiście. Najlepiej, żeby to było coś w żywych barwach, co przyciągnie jej spojrzenie. Ale proszę nie szaleć z wydatkami, nie o to chodzi.
Nagle przyszła mi do głowy karuzela, którą Oskar miał zawieszoną nad łóżeczkiem. Zapewne teraz kurzy się gdzieś w piwnicznych czeluściach. Zdałem sobie sprawę, że muszę tam jutro zawitać i ją odszukać. W tym momencie dotarło do mnie, że właściwie już zdecydowałem. Że na pewno znów zobaczę małą Niki. I z pewnością uda mi się wywołać uśmiech na jej buzi. Kiedy skończyłem uzupełniać wszystkie rubryki w formularzu, przełożona położyła mi dłoń na ramieniu.
– Od samego początku czułam, że pan zostanie. Nie każdy daje radę w tej pracy. Bardzo się cieszę. No to do zobaczenia.
Ona faktycznie wie, kim jestem
Kolejnego poranka przymocowałem karuzelę po Oskarze nad łóżeczkiem Niki. Przyniosłem jej również misia z pluszu oraz grzechotkę. Następnie wzięłem małą na ręce i wybraliśmy się na spacer po szpitalnym korytarzu. Idąc, natknęliśmy się na parę innych osób z niemowlakami. Przypadkiem usłyszałem, że wolontariuszki nieustannie coś opowiadają maluchom. Postanowiłem zrobić to samo.
– Wiesz co, kochanie? Jesteś przepiękna i jestem pewien, że trafisz do cudownej rodziny, która będzie cię uwielbiać – szeptałem czule, tuląc ją delikatnie.
– Panie Czarku, Niki jest już głodna, czas na mleczko – usłyszałem głos Ewy po jakimś czasie.
Postanowiłem wrócić do sali, by przekazać małą w ręce opiekunki.
– A może pan sam spróbuje ją nakarmić? To nic trudnego – zachęciła mnie z uśmiechem.
Miałem pewne obawy, że coś pójdzie nie tak, że malutka się udławi, ale wszystko poszło jak z płatka. Kiedy tylko podałem Niki butelkę, od razu chwyciła ustami smoczek i zaczęła ssać mleko. Po chwilce sięgnęła swoją małą rączką w kierunku butelki. A potem złapała mnie za palec. Przyznam szczerze, że się wzruszyłem i polały mi się łzy. Później okazało się, że nie płakałem wtedy po raz ostatni. Przez blisko trzy tygodnie niemal każdego dnia wpadałem do Niki. Zorientowałem się, że mała mnie zna. Kiedy nachylałem się nad jej łóżeczkiem, wpatrywała się we mnie przez moment. W ciągu następnych paru dni zaczęła witać mnie, wymachując swoimi małymi rączkami, gdy tylko mnie zobaczyła.
To było nietypowe zajęcie
W końcu nadszedł ten moment, o którym Ewa wspominała już pierwszego dnia. Siedzieliśmy sobie wygodnie w fotelu. Śpiewałem, a Niki mocno ściskała mój palec swoją malutką rączką. Nagle na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech i zaczęła radośnie gaworzyć, aż ślinka pociekła jej po brodzie. Nie mogłem powstrzymać łez, które tym razem popłynęły mi po policzkach jak wodospad.
– Gratulacje, panie Czarku, gratulacje – Ewa, stojąc w uchylonych drzwiach, zaczęła klaskać w dłonie. – Wspaniała wiadomość w samą porę. Właśnie się dowiedziałam, że dziś sąd pozbawił matkę Niki praw rodzicielskich. Od jutra rozpoczniemy poszukiwania nowej rodziny dla tego aniołka. Taki roześmiany maluszek na pewno prędko znajdzie kochający dom.
Przez kolejne dwa tygodnie opiekowałem się małą Niki. Trwało to do momentu, kiedy zaczęli przychodzić do niej nowi opiekunowie, którzy mieli ją przygarnąć. Towarzyszyłem jej, gdy odjeżdżała z nimi w siną dal, zabierając ze sobą ukochanego pluszaka w żółtym kolorze. Karuzela, jej ulubiona zabawka, została w ośrodku dla Patryka – chłopca, którym miałem się teraz zająć.
– Cześć, mam na imię Czarek. Nie martw się, damy sobie radę. Od teraz będę przy tobie – przywitałem chłopca ciepłymi słowami.
Również i jego zaczarowałem za jednym podejściem. Trzymając w objęciach drzemiące dziecko, zdałem sobie sprawę, że choćbym w przyszłości miał swoją familię, to nigdy nie przestanę odwiedzać tego miejsca.
Cezary, 31 lat