„Szukam życiowej partnerki, która zmieści się w ubrania zmarłej żony. Nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto”
„Nie cierpię bezsensownego trwonienia kasy na jakieś kremy, perfumy czy inne bzdury. Moim zdaniem kobieta powinna być autentyczna, zadbana, a nie wymalowana i odgrywająca małolatę. Ubierać też się powinna skromne i adekwatne do metryki, bez szaleństw”.
- listy do redakcji
Ja wcale tego nie chcę!
Denerwuje mnie bezsensowne wydawanie pieniędzy, typu jakieś balsamy, pachnidła czy inne bzdury. Kobieta ma być autentyczna, naturalna, schludna, a nie wymalowana jak jakiś obraz. Ciuchy powinny być proste, odpowiednie do metryki. Moja małżonka taka właśnie była. Wciąż trzymam jej części garderoby, bo mogłyby się sprawdzić u następnej gospodyni. Po co wydawać kasę, skoro szafa aż pęka od porządnych ciuchów.
Dopóki mam siły i zdrowie, pragnę wieść samodzielne życie, a nie egzystować niczym sędziwy starzec zdany na łaskę bliskich. Moja córka nakłania mnie, abym zamieszkał pod jej dachem. Wnuczęta miałyby opiekę, a i jakieś obiady bym jej przyrządzał, bo ona czasem nie ma kiedy.
– A na dodatek emerytura tatusia zasiliłaby nasze wspólne finanse – Sonia wyznała otwarcie. – W dzisiejszych czasach liczy się każda złotówka, więc w zamian za te kilka groszy ojciec miałby dach nad głową i jedzenie… A mieszkanko taty poszłoby pod wynajem; już nawet ktoś się nim interesuje.
Przede wszystkim, moja emerytura jest całkiem spora i rzeczywiście stanowiłaby dla mojej córki konkretne wsparcie finansowe. Ale ja przez całe życie posiadałem własne pieniądze i nie zamierzam na starość być na czyimś utrzymaniu. Poza tym świetnie daję sobie radę samodzielnie i nie mam ochoty nigdzie się przeprowadzać! Moja Sonia jest samotną matką, wychowuje troje dzieci. Jej mąż płaci alimenty, ale musi je od niego wydzierać. W domu panuje chaos i nikt nie panuje nad sytuacją, bo córce wciąż brakuje czasu. Przydałbym się tam razem z moją emeryturą…
Niedawno zostałem wdowcem
Niektórzy mówią, że od śmierci mojej małżonki nieco się zmieniłem, zdziwaczałem, ale uważam, że nigdy nie należałem do ludzi idealnych. Moimi największymi wadami są zawziętość, małomówność i to, że jestem staroświecki. Moja Zosia odznaczała się łagodnością, ustępliwością i spokojem, więc ona ze mną wytrzymywała.
Zobacz także
Gdybym teraz spotkał podobną kobietę, z miejsca bym się nią zainteresował. Kiedyś mój dobry kumpel wyciągnął mnie na jakiś wieczór dla singli. On sam często chodzi na takie imprezy, bo również rozgląda się za żoną. Wystroiłem się odświętnie – założyłem białą koszulę, marynarkę, krawat – i tak ubrany poszedłem z nim. O rany, co za koszmar!
Dudniła muzyka, pań było trzy razy tyle co facetów, a każda z nich wyzywająca i prowokacyjna! Mnie uczono, że to facet pierwszy zagaduje i czeka na aprobatę damy. Tymczasem tutaj to one wręcz napastowały mężczyzn. Mocno umalowane, ufarbowane i wystrojone panny! Po godzinie miałem dość i szybko stamtąd wyszedłem.
– Ale z ciebie głupek! – denerwował się mój kolega. – W życiu nie znajdziesz partnerki.
– Wcale nie szukam takich, jak te! Zależy mi na opanowanej, sympatycznej, nienarzucającej się...
– One już nie istnieją, minęły te czasy. Obecnie to kobiety przejęły władzę nad całą planetą. Nie widzisz tego?
Jako facet, który żyje w samotnie, mam dwie opcje – mogę dalej sam egzystować albo wprowadzić się do Sonii i jej dzieciaków. Żadna z tych perspektyw mi nie pasuje, mówiąc szczerze. Tylko co ja mam do zaoferowania kobiecie, która by mnie zainteresowała? Dam radę zrobić dużo w domu, znam się na prądzie i hydraulice, umiem ugotować, zrobić pranie i odkurzyć.
Nawet mi idzie też robienie zapasów na zimę; moje grzyby i ogóreczki w zalewie to mistrzostwo świata. Jeżdżę autem, więc nie ma problemu, byśmy gdzieś powyjeżdżali rekreacyjnie czy pozałatwiali sprawy. Jedyny minus to to, że nie przepadam za chodzeniem po marketach, ale spokojnie, mogę zaczekać, gdyby moja partnerka tego chciała.
Co do kobiet mam sprecyzowane oczekiwania
Szczerze powiedziawszy, spotkania towarzyskie i przyjmowanie gości to nie moje klimaty. Siedzenie przy suto zastawionym stole pełnym jedzenia i trunków zawsze mnie nużyło. W moim przypadku wystarczą dwa lub trzy kieliszki alkoholu i mam dość. Natomiast z papierosów nigdy nie zrezygnuję, taki już jestem!
Co prawda, oszczędny ze mnie gość, ale nie skąpy. Lubię odłożyć parę groszy na wszelki wypadek, nigdy nie wiadomo, co życie nam zgotuje. Nie cierpię bezsensownego trwonienia kasy na jakieś kremy, perfumy czy inne bzdury. Moim zdaniem kobieta powinna być autentyczna, zadbana, a nie wymalowana i odgrywająca małolatę. Ubierać też się powinna skromne i adekwatne do metryki, bez szaleństw.
Moja małżonka taka właśnie była. Wciąż trzymam w szafie jej żakiety i płaszcze; przydałyby się, bo po co inwestować w nowe, skoro mam pełno porządnych i szykownych ubrań. Byłoby mi też milej, gdyby to była osoba bez dzieci, bez dodatkowych zobowiązań, ponieważ zazwyczaj nic dobrego nie wróży. Słyszałem o sytuacjach, gdy kobieta wiązała się z facetem tylko po to, aby dzięki niemu wspierać swoje dzieci. Okłamywała swojego partnera
i zwodziła go, bo syn czy córka tylko wyczekiwali jakichś korzyści.
Jest jeszcze jeden temat, istotny, choć starsi ludzie już mniej emocjonują się sprawami łóżkowymi, ale to wciąż ma znaczenie. Ja zmagam się z nadciśnieniem i regularnie przyjmuję medykamenty, przez co nie działam już z taką werwą jak dawniej. Moja przyszła wybranka serca powinna to wiedzieć, w życiu bym jej nie wprowadził w błąd ani nie robił nadziei na coś, czego nie jestem w stanie spełnić…
Dbam o dietę, dużo też się ruszam, wierzę w moc ziołolecznictwa i gdy tylko coś mi jest, udaję się do pana Mietka, prowadzącego najlepszą zielarnię w okolicy. Nawet przybory takie, jak mydło czy pastę do zębów, kupuję wyłącznie u niego. Regularnie, co kilka tygodni, robię też zapasy ziółek na różne przypadłości: wątrobowe, trawienne, przeziębienie, na uspokojenie i regenerujący sen.
Może ona będzie dobrym materiałem
Ponownie odwiedziłem ten sympatyczny sklepik, w którym pachnie, jak u mojej babci na strychu, gdzie suszyła zioła – rumianek, szałwię, melisę. Jednak za kontuarem, ku mojemu zdziwieniu, nie było znajomej twarzy pana Mietka. Powitała mnie natomiast drobna kobieta w okularach, które dodawały jej klasy. Przedstawiła się jako szwagierka szefa sklepu, który obecnie przebywa na leczeniu uzdrowiskowym.
– Poproszono mnie o pomoc w prowadzeniu interesu w czasie, gdy będzie w sanatorium, więc przystałam na tę propozycję. Dodatkowy grosz zawsze się przyda, poza tym lubię mieć kontakt z ludźmi, a to w pewnym wieku ma duże znaczenie – wyjaśniła mi.
Uśmiechała się tak sympatycznie... Nosiła jasnoszary sweter i białą koszulę. Prezentowała się czysto, schludnie, bez przesady i ze smakiem – dokładnie w moim guście! Zakupy ziół w tego dnia zajęły mi porządne trzydzieści minut. Nim opuściłem zielarnię, dowiedziałem się, że ekspedientka ma na imię Barbara i od dłuższego czasu jest samotna. Mimo to sprawiała wrażenie radosnej kobiety. Jej głos był przyjemny w odbiorze, poruszała się z gracją i subtelnie pachniała.
Przez kolejną dobę cały czas kombinowałem, w jaki sposób mógłbym ją lepiej poznać… Wpadłem na pomysł, że niby wyleciało mi z głowy, że mam jeszcze kupić ziołową miksturę na drogi oddechowe i od razu, kiedy tylko otworzyli, pognałem do tego sklepiku. Wyjątkowo dokładnie się ogoliłem. Założyłem świeżutki sweter i pasującą do niego koszulę. Buty wypucowałem tak, jakbym szykował się na jakieś wielkie święto.
Byłem przekonany, że taka dama na sto procent to doceni. Ani trochę nie była zaskoczona. Zupełnie tak, jakby wiedziała, że dziś przyjdę. Od pierwszej chwili rozmawialiśmy o sprawach zdrowotnych, alternatywnych metodach leczenia, o tym, co lubimy pichcić, a później zaczęliśmy dyskutować o życiu powszednim.
W międzyczasie ludzie robili zakupy, przebierali w towarze, zastanawiali się nad wyborem i pytali o poradę. Pani Basia każdego traktowała równie miło, do każdego klienta podchodziła przyjaźnie i konkretnie. Od razu było widać, że świetnie orientuje się w temacie ziół. Prawie niezauważalnie naszykowała dla mnie stołek z boku sklepiku i rozmawiała ze mną, jak z dobrym znajomym. Poczęstowała mnie do tego przepyszną herbatą owocową, domowymi ciastkami, które sama upiekła i nawet nie zauważyłem, kiedy tak zleciało kilka godzin.
– Czy jest szansa, że pan tu jeszcze do mnie zajrzy? – spytała, gdy w końcu, mimo że bez entuzjazmu, zacząłem się zbierać do wyjścia.
– Oczywiście, że tak! – odpowiedziałem z radością. – Tyle że nie chciałbym przeszkadzać pani w pracy – dodałem.
– Ależ skądże znowu! Jeszcze z nikim nigdy tak dobrze mi się nie gawędziło – mówiła z uśmiechem, zupełnie nie przejmując się drobnymi zmarszczkami wokół oczu. – A może wybrałby się pan ze mną na spacerek albo przejażdżkę poza miasto?
Gdybym tylko miał te naście lat mniej na karku, to bym chyba ze szczęścia do sufitu doskoczył! Powoli zaczynam rozumieć, że już nie muszę szukać kobiety wymarzonej, bo chyba właśnie ją spotkałem!
Edward, 68 lat