Reklama

Zacznę od tego, że nie jestem żadnym ekspertem od związków. Ani psychologiem, ani terapeutą, ani nawet zbytnio cierpliwym człowiekiem. Mam jednak praktykę. Piętnaście lat z tą samą kobietą, burze, kryzysy, ciche dni, a mimo to dalej jesteśmy razem. I właśnie o to zapytał mnie mój szwagier. Trzydziestka na karku, żona od roku, a już mu się wydaje, że wszystko wie. Przyszedł do mnie z piwem, usiadł ciężko na krześle i wypalił:

Reklama

– Powiedz mi, co zrobić, żeby się nie pozabijać w małżeństwie. Bo ja chyba nie ogarniam.

Nie wiem, czy chciał porady, czy tylko popsioczyć. Jednak skoro zapytał, to odpowiedziałem. Konkretnie, bez owijania w bawełnę. Bo jak już mówić, to szczerze. A on, zamiast się obrazić, słuchał jak zaczarowany.

Widziałem, że ma problem

Sobotni wieczór, grill u teściowej. Kiełbasa jeszcze syczy na ruszcie, a już się zaczyna. Moja Anka rzuca okiem na Patryka i jego Martę, którzy od dziesięciu minut przerzucają się wzrokiem, jakby grali w jakąś psychiczną wersję tenisa.

Znowu się żrą – mruknęła, dolewając mi kompotu.

– Dzień jak co dzień – odpowiedziałem z rezygnacją.

Nie minęło pięć minut, a Marta już wstała od stołu.

– Patryk, serio? W tej koszuli? – warknęła, rzucając serwetkę na talerz.

– A co z nią niby jest? – obruszył się, zerkając na swoje ubranie. – Jest czysta.

– Jest paskudna! Mówiłam ci, żebyś się przebrał. Ale nie! Po co słuchać żony!

– A ty się przebierasz co godzinę, bo nie możesz się zdecydować – odbił piłeczkę.

Marta tylko prychnęła i poszła do domu. Cisza zapadła, niezręczna jak na pogrzebie.

Ładnie się dobrali – mruknęła Anka, patrząc za nią.

Patryk tylko spuścił głowę. Po chwili wstał, przysiadł się do mnie i sapnął ciężko.

– Stary, powiedz mi, jak ty to robisz. Z Anką jesteście razem wieki, a nie rzucacie w siebie widelcami.

Wziąłem łyk piwa. Spojrzałem na niego. Był blady, zmęczony. Młody chłopak, a już zrezygnowany.

– Chcesz usłyszeć prawdę, czy wersję bezpieczną?

– Kawę na ławę. Już nie mam siły.

Skinąłem głową. No to mu powiem. Najpierw musiał zrozumieć, w co się właściwie wpakował.

Trafiłem w sedno

– Po pierwsze – zacząłem – przestań się łudzić, że związek to romantyczna bajka. To wojna pozycyjna. Każdy dzień to manewry, a tydzień bez kłótni to urlop.

Patryk spojrzał na mnie, jakbym mu właśnie powiedział, że święty Mikołaj nie istnieje.

– No ale wy z Anką… – zaczął.

– My z Anką też się tłuczemy, ale wiemy, kiedy przestać. A was z Martą obserwuję i widzę jedno: wy nie kłócicie się, żeby coś załatwić. Wy kłócicie się, żeby wygrać.

– Przesadzasz.

– Tak? To przypomnij sobie, o co była dzisiejsza awantura.

– O… koszulę?

– Myślisz, że to o koszulę poszło?

Zamilkł.

– Bo to nigdy nie chodzi o to, co się mówi. Kobieta wrzeszczy, że masz złą koszulę, ale tak naprawdę krzyczy, że czuje się ignorowana. A ty jej odpowiadasz, że się przebiera jak na pokaz, bo czujesz się przy niej jak pajac.

Patryk pocierał czoło.

– No dobra, ale jak mam się nie wkurzać, jak ona cały czas mi mówi, co mam robić?

– A próbowałeś jej podziękować?

– Za co? Że mnie strofuje?

– Za to, że w ogóle jej się jeszcze chce. Bo jak przestanie mówić, to znaczy, że już jej wszystko jedno.

Patryk siedział cicho. A ja poczułem, że trafiłem. Zrozumiał coś. Pierwszy raz nie próbował się bronić.

– Ja chyba jestem za głupi na małżeństwo.

– Nie jesteś. Tylko musisz nauczyć się przegrywać. Dla dobra drużyny.

Też nie było mi łatwo

– A ty? – spytał Patryk cicho. – Ty naprawdę umiesz przegrywać?

– Jasne, że nie. – Zaśmiałem się. – Jednak wiem, kiedy warto. Widzisz, Patryk, facet nie musi mieć racji. Facet ma mieć dom, do którego chce wracać.

– No fajnie brzmi, ale jak to zrobić?

– Słuchaj, opowiem ci scenę sprzed dwóch miesięcy. Anka kupiła nowe krzesła do kuchni. Dwadzieścia minut po tym, jak powiedzieliśmy, że oszczędzamy. Założyła, że jak są w promocji, to nie liczy się jako wydatek.

– I co zrobiłeś?

– Nic.

– Jak to nic?

– Powiedziałem: „No ładne są. To chyba teraz będziemy siedzieć i jeść parówki, ale za to z fasonem”. I zrobiłem jej kanapkę.

Patryk parsknął śmiechem, ale szybko spoważniał.

– A nie bolało cię to?

– Bolało. Jednak bardziej by bolało, gdybym ją zdołował. Nie zrozum mnie źle — jak trzeba, to mówię twardo. Tylko nie przy stole, nie przy ludziach, nie w złości. Bo wtedy nie wygrywasz, tylko ranisz.

– A jak ona cię rani?

– To wtedy czekam, aż minie. I dopiero potem mówię, co mnie zabolało. Tylko wieczorem, kiedy cisza już oswoi emocje. Wtedy można mówić. I wtedy się słucha.

Patryk milczał. Patrzył w ogień, jakby chciał tam znaleźć odpowiedź na pytanie, którego nawet nie zdążył jeszcze zadać.

A co jak mi się już nie chce? – zapytał nagle.

– Wtedy pytasz siebie, czy wolałbyś być sam.

Współczułem mu

– Sam… – powtórzył Patryk, jakby smakował to słowo. – Wiesz co? Czasem brzmi kusząco.

– Bo jest kuszące. Cisza, spokój, nikt ci nie mówi, gdzie położyłeś brudne skarpetki. Wiesz, co wtedy słychać?

– Co?

– Echo. I własne myśli. A one potrafią być gorsze niż jęki żony nad twoją koszulą.

Patryk uśmiechnął się lekko, ale spojrzenie miał ciężkie.

– Myślisz, że my się w ogóle do siebie nadajemy?

– Myślisz, że ja i Anka nie mieliśmy kryzysów? Tylko że my się nauczyliśmy rozmawiać. Codziennie.

– Wy się nie zmieniacie.

– Zmieniamy się. I właśnie dlatego to działa. Bo ja już nie jestem tym samym Rafałem, którego Anka poznała piętnaście lat temu. A ona nie jest tą samą dziewczyną z wetkniętym za ucho słonecznikiem.

– No dobra, ale co jak ja się zmieniam, a ona nie?

– To wtedy się czekacie. Albo… się szukacie od nowa. Najpierw musicie chcieć się znaleźć. Zrozumieć, kim jesteście teraz. I czy w ogóle jeszcze się znacie.

Patryk przygryzł wargę.

– A co jak się okaże, że już nie?

– To wtedy zostaje pytanie: „czy jestem gotów poznać ją jeszcze raz?”

Milczał przez chwilę. Potem cicho powiedział:

– Chyba nigdy jej nie poznałem tak naprawdę.

– To może czas zacząć. Może właśnie teraz.

Trzymałem za niego kciuki

– Jak to zrobić, skoro ostatnio gadamy tylko o zakupach, rachunkach i czy pralka znowu przecieka? – jęknął Patryk. – To nie rozmowy, to serwis domowy.

– A próbowałeś zapytać ją, jak się czuje?

– No przecież pytam.

– Nie „co na obiad”, tylko „jak się czujesz, naprawdę?”. Kobieta to nie lodówka, żeby tylko sprawdzać, czy działa.

Patryk wzdychał ciężko.

– Boję się, że jak zapytam, to usłyszę rzeczy, których nie chcę słyszeć.

– I bardzo dobrze. Bo jak nie słyszysz prawdy, to żyjesz w złudzeniu. A z iluzji nie buduje się rodziny.

A jak mi powie, że już mnie nie kocha?

– To daj sobie prawo do żalu. A je daj szansę. Może nie chodzi o brak miłości, tylko o rozczarowanie. A z rozczarowania można się wyciągnąć. Z obojętności nie.

Patryk przytaknął powoli.

– Dobra. Spróbuję, ale nie dziś. Dziś by mnie chyba pogryzła.

Zaśmiałem się.

– Daj jej się wykrzyczeć. A jutro – rano, przy kawie – powiedz jej, że chcesz pogadać. Nie o rachunkach. O was.

– A jak zacznie znowu o mojej koszuli?

– To powiedz, że możesz ją spalić.

Patryk wstał, przeciągnął się i sięgnął po resztkę piwa.

– Dzięki, stary.

Jeszcze nie dziękuj. Zobaczymy, co będzie, jak zaczniesz stosować.

– Mam nadzieję, że nie rozwód.

– Ja też.

Spisałem się

Dwa tygodnie później Patryk zadzwonił do mnie po dziewiątej wieczorem. Odebrałem, mimo że akurat wciągałem serial z Anką.

– Masz chwilę? – spytał.

– Mam. Co tam?

– Pamiętasz tę rozmowę… o przegrywaniu i krzesłach?

– Jasne.

– Wczoraj kupiłem kwiaty. Tak bez okazji. I zapytałem, czy możemy pogadać. Najpierw myślała, że coś przeskrobałem, ale usiedliśmy. Siedzieliśmy trzy godziny. I… stary, ja nie wiedziałem, że ona tyle nosiła w sobie. Bała się, że ją zostawię. Że mnie nudzi. Że ją przestałem kochać.

Słuchałem w ciszy.

– A ty? – zapytałem w końcu. – Kochasz ją jeszcze?

– Kocham. I zrozumiałem, że za rzadko jej to mówię. Więc powiedziałem. Rozkleiła. I wiesz co? Rano po raz pierwszy od dawna zaparzyła mi kawę. Bez fochów. Usiadła obok i się uśmiechnęła. Tak po prostu.

Uśmiechnąłem się sam do siebie.

– No to może jednak nie jesteś taki beznadziejny – rzuciłem.

– Dzięki. Bez tej twojej pogadanki chyba bym dalej siedział w okopach.

– Pamiętaj tylko – to nie była jedna bitwa. To kampania. Codzienna.

– Aha. I… wyrzuciłem tę koszulę.

Roześmiałem się.

Dobra decyzja.

Odłożyłem telefon. Anka spojrzała na mnie znad kubka.

– Co takiego powiedział?

– Że czasem warto przegrać bitwę, żeby wygrać miłość.

Rafał, 37 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama